Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Nowe informacje.

Leżałam na szpitalnym łóżku. Choć nie widziałam nikogo, słyszałam obok szepczących ludzi. Spierali się, myśląc, że nadal jestem pogrążona w sennym letargu.

– Jak mogłaś do niego zadzwonić? – usłyszałam męski szept – Po cholerę jej teraz obecność tego lalusia?

– To jej chłopak. – kobieta broniła się – Jak mogłabym tego nie zrobić?

– Mamo... – Westchnął głęboko. – Przypominam ci, że ona nic nie pamięta. Po co chcesz jej od samego początku serwować taką artylerię?

– Może właśnie tego jej potrzeba? – powiedziała czule – Może właśnie przy nim odzyska to, co utraciła... – zrobiła lekką pauzę – Są ze sobą od ponad roku. Oświadczył się jej. Może właśnie dzięki niemu, odzyskamy ją z powrotem...

– Nadal uważam, że zrobiłaś głupotę, informując go o wszystkim...

– Kogo? – przerwałam otwierając szeroko oczy.

Przede mną stały dwie postacie. Nie widziałam ich wcześniej. Nie kojarzyłam ich twarzy. Wiedziałam jednak, że są tymi osobami, o których prędzej wspomniał lekarz. Byli moimi bliskimi, których pamięć o nich, utraciłam.

– Kochanie, jak się czujesz? – zapytała kobieta.

Jej ciepłe, szare oczy i miły wyraz twarzy, napawały mnie spokojem. Podświadomie czułam, że przy tej dwójce nic mi nie groziło.

– Dobrze... – odparłam delikatnie – Jest pani moją matką? – zapytałam niepewna, czy powinnam od razu wyjeżdżać ze swoimi podejrzeniami.

– Nie skarbie... – Usiadła blisko mnie, na krawędzi łóżka. – Ale wychowałam cię, jak własną córkę.

– Co to znaczy? – Zmarszczyłam gniewnie brwi, jakbym chciała w ten sposób wydobyć z niej jakieś zeznania.

Kobieta zaczęła swoją opowieść. Nie była długa, ale naszpikowana takimi emocjami, że wprost czułam ból straty, jaki został mi zabrany. Chciałam to pamiętać. Pragnęłam znać swoją historię, chociażby była żywcem wyciągnięta z horroru.

Łzy spływały po moich bladych policzkach. Nadal pilnie wsłuchiwałam się w ciepły głos kobiety. Nie chciałam jej przerywać. Mimo, że miałam w głowie masę chaotycznych pytań, czekałam cierpliwie aż skończy.

– Mamo...

Wysoki blondyn położył dłoń na ramieniu kobiety. Miał zielone oczy. Przyjrzałam się im uważnie. Miałam cichą nadzieję, że je rozpoznam, ale nie. To nie było to spojrzenie, które zapamiętałam od razu po przebudzeniu. To nie były te oczy. To nie były te rysy twarzy. Kim była tamta osoba?

– Mamo... – powtórzył – Już wystarczy. Słyszałaś co mówił lekarz. Wszystko małymi krokami, inaczej jej umysł zablokuje się i nigdy nic sobie nie przypomni...

– Ale ja chcę wszystko wiedzieć! Teraz! – przerwałam mu stanowczym tonem.

– Niki... – wyszeptał czule, co nieco ostudziło mój zapał – Wszystko w swoim czasie. Masz moje słowo, że nawet sam opowiem ci o wszystkim co trzeba, ale nie na raz. Powoli, małymi kroczkami... Dobrze? – zapytał spokojnie.

– Dobrze... – Westchnęłam głęboko, starając się uspokoić nerwy. – Ale kilka rzeczy muszę wiedzieć już teraz. – Spojrzałam na niego wręcz stalowym wzrokiem nie przyjmującym sprzeciwu.

– Niech będzie... Co chcesz jeszcze wiedzieć? – zapytał ostrożnie.

– Rozumiem, że jest pani moją ciocią, a my... – Spojrzałam znacząco na chłopaka. – Wychowaliśmy się jak rodzeństwo. A jeśli rzeczywiście tak jest to chciałabym się jeszcze dowiedzieć o kogo kłóciliście się wcześniej? Kim jest ten mój chłopak i czy też tu jest?

– Majka kochanie... – wyszeptała kobieta – Możesz się tak do mnie zwracać. Łukasz... – Spojrzała na swojego syna stanowczo. – Może chcesz Nikoli opowiedzieć o Arku?

Widziałam, że się zawahał. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Czyżby osoba mojego chłopaka była jakimś drażliwym tematem?

– Mamo... – zwrócił się do kobiety – Proszę, zostaw nas na chwilę samych. Tak będzie lepiej.

Ciotka niechętnie wykonała prośbę chłopaka, ale w ostateczności zostaliśmy sami. Nie miałam pojęcia po co to było i jaki cel miało osiągnąć. Moje myśli szalały, a ból głowy z każdą minutą narastał coraz bardziej.

– Dlaczego ją wyprosiłeś? – zapytałam podejrzliwie.

– Nikola, posłuchaj... – zaczął zdecydowanie – Nie wszystko zawsze mówiliśmy mojej matce. Mieliśmy przed rodzicami wiele sekretów, a sprawa Arka nadal nie daje mi spokoju...

– O co z nim chodzi? – zapytałam zaskoczona – Majka mówiła, że mi sie oświadczył. To prawda?

– Tak, ale powinnaś wiedzieć coś jeszcze... – Zamieniłam się w słuch. – Przez jakiś czas studiowałaś w Warszawie i tam się poznaliście. Po roku czasu oświadczył ci się, ale wystraszyło cię to i wróciłaś do nas... Do swojego domu...

– Jak to się wystraszyłam? Czego? – zapytałam zmieszana.

– Myślę, że po prostu nie byłaś gotowa na taki krok... – Westchnął cichutko. – Poza tym nie przyjęłaś wtedy oświadczyn... Nie wiem do końca co działo się później... – Spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem, jak prawdziwy brat. – Wróciłaś do stolicy, aby skończyć studia. Potem po prostu przyjechaliśmy tutaj. Nie bardzo mieliśmy jak porozmawiać, bo miałem niezłe urwanie głowy w pracy... Nie jestem pewien, czy przyjęłaś oświadczyny Arka, czy nie. Nie miałaś pierścionka na palcu, ale wróciłaś szczęśliwa... – Obdarzył mnie czułym uśmiechem. – Już dawno nie widziałem cię w takim stanie, aż zdarzył się ten okropny wieczór i wylądowałaś tutaj. – Spuścił głowę, jakby nie chciał, abym na niego patrzyła.

– Spokojnie, przecież to nie twoja wina... – odparłam zdecydowanie, na co jeszcze bardziej sposępniał.

Nie chciałam go dłużej męczyć. Czułam się senna i zmęczona nadmiarem informacji, które na nowo, próbował przetwarzać mój mózg. Na razie nie chciałam wiedzieć nic więcej. Musiałam odpocząć i nabrać sił.

– Łukasz?

Zawahałam się. Jakoś to imię nie pasowało mi do osoby stojącej przede mną. Ciężko mi się nawet je wypowiadało.

– Łukasz... – powtórzyłam z grymasem niezadowolenia na twarzy – Lukas, Łuki, Łuk, Luk... – mówiłam cicho pod nosem – Tak! Luk mi pasuje! – niemal krzyknęłam zadowolona z siebie lustrując jego zaskoczoną twarz – Czy mogę mówić do ciebie Luk? Jakoś bardziej mi to do ciebie pasuje.

– Zawsze tak do mnie mówiłaś Niki... – W jego zielonych oczach pojawiły się łzy. – Nie wyobrażam sobie nawet, żebyś mówiła inaczej.

Zaniemówiłam. Zastanawiałam się, czy mój mózg rzeczywiście był tak uszkodzony, aby zostawić mi tylko puste, niezapisane stronnice wspomnień. A może po prostu słowa, rozsypały się tylko jak pojedyncze literki, które wystarczyło jedynie ułożyć w zdania.

Czy to było możliwe, żebym coś jednak pamiętała? Czy jestem w stanie odzyskać wszystko, co straciłam? – Zastanawiałam się.

– Luk... – zaczęłam spokojnie – Jestem zmęczona i głowa mi pęka. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli się na chwilę zdrzemnę?

– Nie... – Uśmiechnął się delikatnie. – Poczekać, aż się obudzisz?

– To nie jest konieczne... – powiedziałam łagodnym tonem – Ale czy mógłbyś odwiedzić mnie jutro? – zapytałam ostrożnie.

– Jasne siostrzyczko. Będę cię odwiedzać codziennie. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. – zażartował, a ja zaczęłam śmiać się w głos.

– Trzymam za słowo. – rzuciłam z trudem łapiąc oddech.

Chłopak nachylił się nade mną i złożył delikatny pocałunek na moim czole, po czym niechętnie opuścił szpitalny pokój. Ten gest było prawdziwym przejawem jego braterskiej troski. Czułam, że mogłam mu zaufać i wiele dowiedzieć się od niego o sobie samej.

***

Minął ciężki tydzień. Krochmalona, biała pościel stała się moim znienawidzonym narzędziem tortur, tak samo, jak liczne badania, którymi raczył mnie lekarz. Nie dawał za wygraną. Z każdym dniem powtarzał kolejne z nich, jakby nagle miał odkryć w wynikach coś zaskakującego. Męczył mnie tym... Byłam wręcz przeszczęśliwa, kiedy ostatniego dnia oznajmił, że nie ma przeciwwskazań, abym wróciła do domu.

No tak... dom... – Moje myśli zaczęły swój bieg. – Ciekawe gdzie on jest i jak w ogóle się tam odnajdę... – Zastanawiałam się.

Miałam mieszane uczucia, ale nie miałam wyboru. Nic nie pamiętałam. Nie wiedziałam kim byłam, ani gdzie mieszkałam.

– Gotowa? – zapytał chłopak.

Nie ukrywał swojego uśmiechu. Cieszył się, że miałam w końcu opuścić szpitalne mury. Złapał w rękę walizkę, do której spakował moje rzeczy i ruszył w stronę drzwi.

– Luk... ja... – Zawahałam się.

Mój głos zadrżał, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Stałam na środku sali, wlepiając się w jego spokojną twarz. Odstawił pakunek i podszedł niespiesznie, wtulając mnie głęboko w siebie. Poczułam na sobie jego spokojne, miarowe bicie serca. Uspokoiło mnie. Niemal zapewniło, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Ufałam mu, choć sama nie wiedziałam dlaczego.

– Chodź Niki. – wyszeptał czule – Zabieram cię stąd. Już za dużo czasu spędziłaś w tych czterech ścianach.

Nie oponowałam. Ne miałam żadnego sensownego argumentu, aby to zrobić. Poszłam za bratem, jak potulne zwierzątko i dałam się zawieźć do domu.

Podróż na obrzeża miasta nie była długa, a przynajmniej takie miałam odczucie. Byłam tak pogrążona w serii atakującej moją głowie pytań, że nie mogłam skupić uwagi na niczym, co było wokoło mnie. Ciężko było mi zrozumieć niektóre kwestie, o które usilnie dopytywałam Łukasza. Nie na wszystko mi opowiedział. Miałam wrażenie, że coś chciał przede mną ukryć, ale nie miałam pojęcia co to było. Nie wiedziałam też, czy robił to ze względu na mnie i moją amnezję, czy najzwyczajniej w świecie na siebie.

– Jesteśmy na miejscu.

Trzask zamykanych drzwi kierowcy skutecznie wytrącił mnie z letargu. Odpięłam odruchowo pas i wyszłam z auta, wlepiając się w ogromny, biały budynek przed sobą, na progu którego stała już Majka.

– Wow... – Nie potrafiłam oderwać oczu, od tego co zobaczyłam, nie zwracając uwagi na ciotkę, która spieszyła już w moim kierunku. – To jest dom, czy willa? – zapytałam ledwo słyszalnie.

– Twój dom kochanie... – rzuciła rozbawiona kobieta, która nagle "zmaterializowała" się tuż przede mną – Wejdźmy do środka. Pokażę ci twój pokój.

Spojrzałam na Luka, który wyciągał moją torbę z bagażnika. Coś mi nie grało. Jego wyraz twarzy na słowa jego matki dały mi do myślenia. Stałam się podejrzliwa, ale nie chciałam aby ktokolwiek to zauważył.

Majka oprowadziła mnie po domu. Pokazała każdy, nawet najmniejszy zakamarek. Miałam wrażenie, że ta "wycieczka z przewodnikiem" trwała w nieskończoność. Całe szczęście ostatnim przystankiem okazał się mój pokój na piętrze, którego za nic nie rozpoznałam. Miałam to jednak gdzieś. Moje myśli krążyły tylko wokoło dziwnego zachowania brata, o którym nie mogłam zapomnieć. Odwróciłam się gwałtownie na pięcie i ruszyłam w stronę jego pokoju, który jeszcze przed chwilą pokazywała mi ciotka. Byłam wzburzona i zdezorientowana. Wparowałam do niego jak huragan, nie zwracając uwagi na kulturalne zachowanie, jakim było chociażby zapukanie do drzwi, przed gwałtownym wtargnięciem.

– Luk! – podniosłam głos bardziej, niż tego wymagała sytuacja.

– Widzę, że nawyki ci zostały... – przerwał mi, a ja nie miałam pojęcia o co mogło mu nawet chodzić – Nigdy nie umiałaś pukać. Zawsze wchodziłaś jak do siebie... – Zmarszczyłam brwi, skołowana tymi słowami. – Ale spoko. Nigdy mi to nie przeszkadzało... A skoro już tu jesteś to w końcu mogę ci ją oddać.

Wyciągnął z szuflady biurka czarny telefon komórkowy i podał mi go. Rękę wyciągnęłam instynktownie, bo nawet nie wiedziałam co miałabym w tym momencie z nim zrobić.

– Był uszkodzony. Dałem go do naprawy. – tłumaczył spokojnie – Numer masz ten sam co wcześniej, więc nikt nie będzie miał problemu, żeby się z tobą skontaktować. – ciągnął dalej – Listy połączeń, widomości nie udało się odzyskać, tak samo jak kontaktów. Wpisałem ci na nowo te, które znałem. Mam nadzieję, że z czasem odzyskasz je wszystkie.

Spojrzałam na komórkę i instynktownie użyłam klawisza odblokowującego.

– Nie ma żadnego zabezpieczenia? – zdziwiłam się.

– Było, ale je usunąłem. Myślałem, że tak będzie ci teraz łatwiej. – wytłumaczył spokojnie.

Byłam tak zdezorientowana tą nowością, że całkowicie wypadło mi z głowy to, po co tak naprawdę przyszłam. Sprawdziłam z ciekawości listę kontaktów. Nie była długa. Właściwie to mogłam policzyć numery na palcach jednej ręki. Był w nich: Luk, Majka, Borys, Karol i Arek. Spojrzałam pytająco w oczy brata.

– Serio? Tylko tyle? – zaczęłam zaskoczona – Czy ja naprawdę nie miałam żadnych znajomych? Kogokolwiek oprócz was - mojej rodziny i niby narzeczonego?! Serio byłam takim dziwadłem?! – uniosłam głos, wymachując jednocześnie włączonym wyświetlaczem przed twarzą chłopaka.

– Niki, uspokój się. – warknął, temperując mój zapał – Miałaś wielu znajomych, ale ja ich nie znałem. Przeważnie to byli ci ze szkoły, a nie znam ich namiarów. Zachowałem twój stary numer, bo miałem nadzieję, że sami się z czasem do ciebie odezwą i uzupełnisz kontakty. – mówił coraz łagodniejszym tonem – Rozumiem, że jesteś zdezorientowana i pogubiłaś się w tym wszystkim, ale zobaczysz, że z czasem wszystko ułoży się tak jak powinno i odzyskasz wspomnienia.

– Oby... – wyszeptałam pod nosem, sama nie wierząc w prawdziwość jego zapewnień.

– Tak będzie, zobaczysz sama.

Podszedł do mnie i mocno przytulił. To chyba było jego lekarstwo nakażdy mój stan. Uspokajał mnie jego uścisk i delikatne głaskanie po głowie, jakmałej dziewczynki. Przymknęłam mimowolnie oczy i uśmiechnęłam się pod nosem,ciesząc się na nowo bratem, którego tak łatwo zapomniałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro