23. Podejrzenia.
Niezdarnie wierciłam się na miękkim materacu, zaznaczając coraz szersze ruchy. Poduszka pod głową wydawała się bardziej miękka, niż jasiek, na którym oparłam się, oglądając samotnie film. Rozkładana kanapa również, nie była tak twarda jak zazwyczaj, a satynowy materiał otulający ciało, nie był puchowym kocem z wieczoru. Znieruchomiałam, kiedy dotarło do mnie, że nie znajdowałam się w tym miejscu, w którym odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Otworzyłam ostrożnie oczy, obawiając się tego, co mogłam zobaczyć. Całe szczęście, wszystko co dostrzegłam znałam doskonale. Mimo, że ten pokój w ostatnim czasie przysporzył mi wiele bólu i strachu, to w tym momencie byłam nawet wdzięczna, że jakimś cudem dogramoliłam się do tego mięciutkiego łóżka.
Z lekkim uśmiechem na ustach odwróciłam się w drugą stronę. Zamaszysty ruch ręką spowodował, że niechcący uderzyłam dłonią kogoś, kto znajdował się tuż obok mnie. Zawahałam się przez chwilę. Bałam się spojrzeć w bok, aby nie natrafić wzrokiem na kogoś, kogo nie chciałam w tym miejscu zobaczyć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Maks miał do mieszkania dodatkowy klucz, lecz mimowolnie w mojej głowie pojawił się zupełnie inny scenariusz. W tym momencie własna wyobraźnia była złem, które ilustrowało moje najskrytsze koszmary.
- Już wyspana? - Usłyszałam obok dobrze znany mi, zaspany głos.
Nie odpowiedziałam. Z nieskrywaną radością zmieniłam pozycję do końca i wtuliłam w męskie ciało, które dzieliło ze mną miękki materac. Poczułam delikatny pocałunek, który spoczął na czubku mojej rozczochranej głowy.
- Przyniosłeś mnie tu, czy samej mi się udało doczołgać? - zapytałam delikatnie.
- Spałaś jak kamień... - Przytulił mnie mocniej. - Nawet nie drgnęłaś, kiedy cię przenosiłem.
- Padłam jak mucha. - Uśmiechnęłam się lekko, zwracając twarz ku górze. - Sama nie wiem, kiedy tak naprawdę odleciałam - przyznałam niechętnie.
Patrzyłam przez chwilę w rozweselone oczy chłopaka. Pochylił się ku mnie lekko i złączył nasze usta w czułym, delikatnym pocałunku, który trwał zaledwie sekundy. Tyle wystarczyło, aby umilić nam obojgu poranek. Trzymał mnie w swoich silnych objęciach do czasu, kiedy przyjemnej ciszy nie przerwał mój rozbudzony żołądek. Odgłos przewracanych wnętrzności przyprawił mnie o buraczany odcień policzków. Widziałam po jego reakcji, że nie umknął ten fakt jego uwadze.
- Chyba pójdę zrobić śniadanie - rzuciłam zażenowana.
- Tak, chyba dobrze by było coś zjeść - potwierdził rozweselony.
Fuknęłam w odpowiedzi, niechętnie wydostając się z przyjemnego uścisku. Nogi same poprowadziły mnie do kuchni, mamione odgłosem pustego żołądka. Nie miałam pojęcia, kiedy Maks w ogóle wrócił, ale bardziej interesowało mnie to, że był w tym momencie ze mną. Może zachowałam się jak egoistka, ale pragnęłam, żeby spędzał tak ze mną każdy kolejny poranek.
Posiłek uszykowałam w ekspresowym tempie. Prowizoryczne kanapki z białym serem i wędliną, w towarzystwie czarnej jak smoła kawy musiały wystarczyć, aby zaspokoić uczucie głodu. Położyłam wszystko na stolik, odwracając się za siebie, aby zawołać drugiego głodomora na śniadanie. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, kiedy jego sylwetka zarysowała się w progu. Pół nagie ciało mężczyzny, przyprawiło mnie o przyjemne dreszcze. Uwielbiałam ten widok tak bardzo, że nawet ścisk żołądka nie robił na mnie większego wrażenia. Uśmiechnęłam się lekko, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Może założyłbyś koszulkę, zanim usiądziesz do stołu? - zapytałam, łapczywie przełykając ślinę.
- Myślałem, że lubisz ten widok. - Droczył się ze mną.
- Bardzo... - Westchnęłam, starając się skontrolować to uczucie, które narastało w moim podbrzuszu z każdą kolejną sekundą bardziej. - Ale trochę mnie rozpraszasz, a muszę zapytać cię o kilka rzeczy - dorzuciłam szybko.
Chłopak milczał. Z szelmowskim uśmieszkiem podszedł do mnie na tyle blisko, że aż słyszałam przyspieszone bicie jego serca. Błysk szmaragdowych oczu zawładnął mną tak bardzo, że nie odnotowałam faktu, kiedy jego dłonie spoczęły na mojej talii. Bezwiednie uniosłam swoje, opierając je o zarysowaną klatkę piersiową. Znów poczułam to przyjemne ciepło w dolnej części brzucha, które towarzyszyło mi, przy każdej elektryzującej nas chwili. Nie potrafiłam się od niego oderwać. W tak krótkim czasie stał mi się bliższy, niż ktokolwiek inny. Czułam się przy nim bezpieczna, ważna i kochana. Miałam nadzieję, że serce pokierowało mnie w ramiona właściwej osoby i nie pożałowałabym w przyszłości tego wyboru. Tak strasznie chciałam się zatracić w tej chwili, lecz doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeśli na to pozwolę, wrócimy z powrotem do łóżka. Zacisnęłam mocno szczękę i westchnęłam zrezygnowana. Maks jakby wyczuł moją wewnętrzną przepychankę i jedynie lekko pocałował czubek mojego nosa. Uśmiechnęłam się szeroko, miło zaskoczona tym gestem.
- Pójdę się ubrać - oznajmił niemal szeptem.
- Zdecydowanie... - potwierdziłam, kradnąc przelotnego całusa z jego ust.
Wypuścił mnie niechętnie ze swoich objęć, kierując się pospiesznie do pokoju, w którym zostawił swoje ubrania. Nie kazał mi na siebie zbyt długo czekać, mimo to usiadłam od razu na krześle, grabiąc kęsa ze swojej kanapki. Rozum radził poczekać na towarzystwo, lecz żołądek skutecznie przejął nade mną kontrolę. Zabrakło mi silnej woli. Zęby wbiły się ponownie w pszenną przekąskę, zachłannie połykając większy kawałek, niż poprzednio.
- Widać że zgłodniałaś. - Usłyszałam cichy chichot przed sobą.
- Siadaj szybko, bo jeszcze twoje zjem - rzuciłam żartobliwie w odpowiedzi.
Nie musiałam go więcej zachęcać. Już po chwili dołączył do mnie, rozsiadając się na drewnianym krześle. Naprawdę byłam głodna. Wciągnęłam wszystko w ekspresowym tempie, jak odkurzacz, nie zostawiając na talerzu ani okruszka. Popiłam kanapkę kawą i czekałam niecierpliwie, aż Maks skończy, aby zapytać o kilka, nurtujących mnie spraw.
- No mów. - Usłyszałam stłumiony głos chłopaka. - Przecież widzę, że nie możesz usiedzieć na miejscu.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Widać znał mnie lepiej, niż byłam w stanie to sobie wyobrazić. Ucieszyłam się w duchu, choć obawiałam się kolejnych nowości, których mogłam się dowiedzieć. Miałam już dosyć ciągłego dopytywania o swoją przeszłość. Nie potrafiłam jednak zamknąć tego rozdziału, nie znając najważniejszych faktów, a także osób, które otaczały mnie na co dzień. Pragnęłam też wyjaśnić wczorajszą kłótnię między nim a Lukiem, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że mogę utonąć na tym grząskim terenie. Musiałam się jednak tego dowiedzieć.
- Znasz mnie lepiej, niż ja sama siebie. - Westchnęłam, uświadamiając sobie ten przykry fakt.
Maks na te słowa, aż przestał przeżuwać. Miałam wrażenie, jakby zapominał o mojej amnezji, lub obawiał się, że dowiem się czegoś, co nie byłoby mu na rękę. Chciałam jednak przyjąć do siebie jedynie pierwszą wersję. Nie wierzyłam, że mógłby świadomie coś przede mną ukrywać. Ufałam mu na tyle, aby wiedzieć, że coś takiego nie mogło mieć miejsca.
- Ale dobrze - zaczęłam powoli, wciąż dokładnie lustrując postawę zielonookiego. - Wieczorem dostałam dziwnego smsa od jakiejś dziewczyny... - Słuchał mnie uważnie, nie kończąc nawet swojego jedzenia. - Oddzwoniłam do niej - przyznałam, marszcząc delikatnie czoło. - Rozmowa była dziwna, ale chyba byłyśmy dobrymi znajomymi, bo nawet znała datę moich urodzin...
- Jak miała na imię? - przerwał mi w połowie zdania.
- Wiktoria... Wiki... Tak się przedstawiła - odparłam bez większych emocji. - Wiesz może kto to jest?
- Jedyna Wiki, o której wspominałaś, to twoja współlokatorka z akademika...
- Z tych studiów w Warszawie? - dopytałam, choć było to nad wyraz logiczne.
- Tak - potwierdził. - Opowiadałaś, że była nieźle zakręcona, ale w bardzo pozytywnym sensie.
- Jak wygląda? - Uśmiechnęłam się lekko, próbując sobie wyobrazić dziewczynę, z którą spędzałam każdy wolny dzień po zajęciach.
- Tak szczerze, to nie mam pojęcia. - Wzruszył niemrawo ramionami. - Nigdy jej nie spotkałem.
Westchnęłam cicho, zawiedziona tak małą wiedzą na temat domniemanej przyjaciółki.
- Ona chce do mnie przyjechać w niedzielę - powiedziałam nieco podenerwowana.
- W tą niedzielę? - Uniósł lekko zaskoczony głos.
- Tak, w tą - powtorzyłam, nie rozumiejąc jego reakcji. - Coś się stało?
- Nie, nic - odparł szybko, jakby chciał mnie zbyć tą odpowiedzią.
Widziałam, że coś nie grało. Nie miałam tylko pojęcia co. Skoro jednak zaczęłam pytać, musiałam dowiedzieć się jeszcze paru rzeczy. Nie zamierzałam czekać na odpowiedniejszą okazję.
- Maks? - zaczęłam najdelikatniej, jak tylko potrafiłam. - Czemu nie chcesz iść dziś ze mną do ciotki?
- To nie tak, że nie chcę. - Odetchnął głęboko, popijając czarny, gorzki napój.
- Czy to przez Luka? - zapytałam, wtrącając się, zanim zdążyłby przełknąć to co miał w ustach.
- Nie... - Spojrzał na mnie nieco skołowany moim pytaniem. - Muszę być dziś gdzieś indziej - przyznał, dodając energicznie, zanim zdążyłam wejść mu w słowo. - Dlaczego myślisz, że przez niego nie chcę z tobą wyjść do nich na kolację?
- Słyszałam wczoraj wasze krzyki... - Maks jakby nieco pobladł. - W sumie to chyba cały blok je słyszał - rzuciłam od niechcenia. - I nie musisz ściemniać, bo doskonale widziałam, kto od ciebie wychodził, a znam wasze głosy doskonale. - Spojrzałam na niego wymownie, starając się coś wyłapać z jego zachowania. - O co tam chodziło?
- O nic... - warknął, zaciskając kurczowo szczękę.
- Tak „o nic", ludzie się tak nie pieklą - odparłam, nieświadomie dolewając oliwy do ognia.
- To jest sprawa tylko między nami...
- A jednak jest coś na rzeczy - powiedziałam to takim tonem, jakbym przyłapała go co najmniej na kradzieży motoru.
- Proszę, nie wtrącaj się w to! - Podniósł wzburzony głos.
- Czy to tak źle, że chcę się dowiedzieć o co macie ten cholerny konflikt? Żaden z was nie chce puścić pary z ust! - Uniosłam się również.
- Bo to nie twoja sprawa!
- Czyżby? - wtrąciłam sarkastycznym tonem, choć wcale nie chciałam, aby tak to zostało odebrane.
- Tak! - Wstał nagle od stołu, niemal przewracając krzesło. - To tylko i wyłącznie nasza sprawa i nie chcę, abyś się w to znowu wplątała! - Niemal krzyknął, wypełniając ciszę pomieszczenia.
- Znowu? - przeciągnęłam ten wyraz, totalnie zaskoczona takim obrotem sprawy.
Maks bez słowa wyszedł z kuchni. Słyszałam jak zakładał buty, co od razu mnie zaalarmowało. Nie rozumiałam, dlaczego wolał uciec, niż wytłumaczyć mi o co chodziło. Przecież to nie mogło być nic aż tak strasznego, abym nie mogła poznać prawdy. Szanowałam jego prywatność, lecz w tym momencie, po tamtych słowach, miałam pewność, że stało się przed moim wypadkiem coś, do czego bał się przyznać. Chciałam znać prawdę, lecz wiedziałam również, że pociągnięcie za język zielonookiego i Luka nie będzie proste. Potrzebowałabym na to dużo czasu i cierpliwości, której powoli mi brakowało. Niewiedza była dla mnie gorsza, niż najstraszniejsza prawda. Nie potrafiłam tylko tego wbić do głowy nikomu. Traktowali mnie jak jajko, które puszczone, bez asekuracji, mogło roztrzaskać sobie skorupkę. Zaczynało mnie to nastawienie irytować, z każdym dniem bardziej. Poniekąd ich rozumiałam, ale pragnęłam, aby też zrozumieli mnie, bez względu na wytyczne lekarza.
Wyszłam szybko na przedpokój. Tak jak przypuszczałam, Maks był już gotowy do wyjścia.
- Wychodzisz? Teraz? - zapytałam z nieukrywanymi pretensjami w głosie.
- Muszę się przejść, zanim kompletnie się pokłócimy - rzucił od niechcenia.
Widziałam wzburzenie na jego twarzy, ale miałam też wrażenie, że wyczułam strach, którego nie potrafiłam ulokować w tym zachowaniu. Bałam się ponownie dopytywać. W tym szale zapomniałam także o kostce od gitary, którą uszykowałam wcześniej, aby czegokolwiek się o niej dowiedzieć. Nie potrzebowałam w tym momencie wiedzy na jej temat. Chciałam zrozumieć swojego chłopaka i dowiedzieć się, co aż tak dręczyło jego duszę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro