Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Zdradziecka pizza.

Minęło kilka słonecznych dni. Lato w pełni i długie dni zachęcały do podejmowania nowych wyzwań. Przyjęłam propozycję Maksa i wieczorami wsiadałam z nim na motor i ruszaliśmy za miasto, na odludny teren, aby nikt nie widział moich pierwszych prób jazdy na jego czerwonej Hondzie. Nie pracował codziennie, więc jednego dnia spędziliśmy na nauce dość sporo godzin. Byłam strasznie podekscytowana nowym doświadczeniem, że nawet nie zauważałam upływu czasu. Chłopak z wielkim zaangażowaniem i cierpliwością tłumaczył mi każdy, najmniejszy szczegół postępowania. Wszystko jednak przyswajałam błyskawicznie, jakby moje ciało nigdy nie zapomniało tej czynności. Robiłam to instynktownie, co było widać, cieszyło nie tylko mnie. Byłam niesamowicie wdzięczna, że każdego dnia znajdował dla mnie czas i przyswajał mi wiedzę z przed wypadku. Czułam się w jego towarzystwie naturalnie. Nie krępowałam się w żaden, nawet najmniejszy sposób. Byłam swobodna i mogłam powiedzieć i zrobić wszystko, co mi na sercu ciążyło, a on cierpliwie słuchał i odpowiadał. Za to Arek... Ach, nie miałam nawet możliwości na spokojnie porozmawiać, żeby zakończyć naszą znajomość. Skoro był moim narzeczonym, wypadało chociaż, z czystego szacunku, wytłumaczyć mu moją decyzję w cztery oczy, choć po sytuacji pod restauracją, zaczęłam się go lekko obawiać. Nie rozumiałam, co w niego wtedy wstąpiło. Dzwonił od tego czasu codziennie, pisał, a ja najzwyczajniej w świecie go zbywałam. Męczyła mnie ta sytuacja i niepewność. Co prawda, nie pojawił się więcej przed restauracją, ani pod moim blokiem, ale miałam nieodparte wrażenie, jakbym czuła jego niezdrowy, obsesyjny oddech na swoim karku. Dręczyło mnie to każdego dnia bardziej, dlatego musiałam wziąć się w garść i doprowadzić sprawę do końca. Wyjęłam komórkę z kieszeni i odblokowałam ekran. Weszłam odruchowo w folder wiadomości i zaczęłam pisać:

"W poniedziałek o 20.00 w "Caffe Latte". Musimy porozmawiać. Nikola"

Nie minęła nawet minuta od mojego zwięzłego smsa, kiedy na ekranie wyświetliła się odpowiedź:

"Dobrze, będę."

Rzuciłam aparat na siedzisko kanapy, jakby nagle mnie poparzyło. Przeszły po mnie ciarki, niczym stado mrówek, krążących po całej mojej skórze. Wzdrygnęłam się, jakby wizja spotkania z byłym już wkrótce narzeczonym, wywołała u mnie odruch obrzydzenia. Czułam się dziwnie. Moje myśli szalały i nie miałam ochoty nawet na gotowanie, choć wróciłam z pracy już pół godziny prędzej. Złapałam ponownie za telefon i wybrałam z internetowego spisu, numer do najbliższej pizzerii. Kiedy już złożyłam zamówienie, pokręciłam się jeszcze trochę po mieszkaniu, lecz nie mogąc znaleźć sobie miejsca udałam się do łazienki. Musiałam ochłonąć. Przyjemny prysznic był tym, czego było mi w danym momencie potrzeba. Spięłam włosy ku górze, aby ich nie zamoczyć i rozebrawszy się, weszłam do brodzika. Miłe uczucie chłodu koiło szalejące emocje i pozwoliło ciału się uspokoić. Potrzebowałam dłuższej chwili, nawet nie zdając sobie sprawy ile minęło już czasu.

Usłyszałam nieznośny dźwięk dzwonka do drzwi i natrętne pukanie kogoś, kto najwyraźniej chciał mnie zirytować ponownie. Warknęłam pod nosem, rzucając soczystym przekleństwem pod adresem osoby, która przerwała mój relaks. Hałaśliwe wezwanie do szybkiego wpuszczenia natręta, nie ustawało, co zaczęło mnie jeszcze bardziej irytować. Wytarłam się niedbale ręcznikiem i zarzuciłam na siebie puchowy szlafrok i laczki, które miałam w łazience. Na kompletny ubiór nie wystarczyło mi czasu. Niemal dobiegłam do drzwi i z rozpędem otwarłam je na oścież, z miną, która potrafiłaby zabić.

– Pani pizza – rzucił młody dostawca, lekko zachrypniętym głosem.

Przewróciłam ostentacyjnie oczami, tuszując fakt, że tak pochłonęły mnie niechciane przemyślenia, że zupełnie wypadło mi z głowy, iż moje zamówienie zostanie dostarczone w tak szybkim tempie.

– Chwileczkę, przyniosę portfel – rzuciłam od niechcenia.

Wydobyłam z torebki, którą miałam dzisiejszego dnia w pracy, mały, skórzany, czerwony portfel i skierowałam się ponownie do młodego chłopaka stojącego w progu. Zapłaciłam, zostawiłam mu mały napiwek i z kartonikiem w rękach schowałam się z powrotem w mieszkaniu, odkładając portfel na półkę. Coś mnie jednak tknęło i uniosłam odruchowo wieko.

– Noż cholera jasna! – Warknęłam przez zaciśnięte zęby i tak jak stałam wybiegłam za dostawcą, trzaskając za sobą drzwiami.

Miałam nadzieję, że nie opuścił jeszcze budynku i zdążę złożyć reklamację na źle wydany posiłek. Byłam rozdrażniona, a widok odjeżdżającego auta z logo knajpy, sprzed bloku utwierdził tylko w przekonaniu, że zamiast pizzy z kurczakiem i dodatkowym serem, przyjdzie mi zaspokoić głód ciastem z szynką i ananasem. Może i nie należała do najgorszych, ale w końcu zapłaciłam za zupełnie inne dodatki.

Cofnęłam się do mieszkania. Nacisnęłam na klamkę, chcąc zrobić odruchowo krok do przodu. Drzwi jednak nie ustąpiły. Pchałam je jak wariatka w samym szlafroku i pudełkiem pizzy w drugiej ręce. Byłam nawet gotowa je staranować, ale ani drgnęły. Nie miałam możliwości zadzwonić, bo telefon został zatrzaśnięty w środku. Opadłam już całkowicie sił. Nie chciałam dłużej męczyć się z tym sama. Jedynie co mogłam zrobić to zacząć w desperacji pukać do mieszkań sąsiadów w nadziei na ratunek, lub grzecznie poczekać, aż ktoś zjawi się pierwszy. Żołądek zaczął jednak swoje harce. Byłam już tak strasznie głodna, że postanowiłam poczekać z dobijaniem się do lokatorów, jak tylko zaspokoję swojego wewnętrznego głodomora. Usiadłam na betonowej nawierzchni i oparłam się o nieznośne drzwi, które pozbawiły mnie komfortu jedzenia posiłku przy stole. Wciągałam właśnie drugi kawałek, kiedy szklane drzwi otwarły się a w nich stanął zaskoczony Maks. Badał wzrokiem uważnie moją postawę, a ja jak zawstydzone dziecko, nie wiedziałam co szybko zrobić i powiedzieć, żeby nie wyjść na kompletną wariatkę.

– Nikola, co się stało? Dlaczego siedzisz na podłodze w samym szlafroku? – pytał ostrożnie, lustrując moją twarz.

– Drzwi się zatrzasnęły i nie mogę wejść do środka – odparłam od niechcenia wstając powoli, jakby ten stan rzeczy nie zrobił na mnie większego wrażenia.

– Nikt cię nie uprzedził, że one się zacinają? – zapytał ostrożnie, na co jedynie wzruszyłam obojętnie ramionami. – Dzwoniłaś po ślusarza?

– Telefon jest w środku – rzuciłam ponownie z miną zbitego psa.

Chłopak odłożył na bok kask i siatkę w której miał jakieś sprawunki i zbliżył się do drzwi, które nawet pod jego stanowczym naporem, nie ustąpiły. Od razu znalazł kontakt do odpowiedniej osoby i w moim imieniu poprosił o pomoc.

– Ślusarz będzie dopiero za trzy godziny...

– Ile?! – Niemal krzyknęłam, zastanawiając się co mam ze sobą począć.

– Jest gdzieś w trasie, nie może szybciej – tłumaczył delikatnie, próbując mnie uspokoić. – Do tego czasu przeczekasz u mnie. – Uśmiechnął się czule, co rozbiło mnie jeszcze bardziej.

Uwielbiałam ten widok na jego twarzy i cieszyła mnie każda chwila spędzona razem, ale bałam się też, że jeśli do niego pójdę, mogę posunąć się o krok za daleko i zniszczyć, to, co czułam, że między nami jest. Nie chciałam przerwać tej więzi, była dla mnie ważna. Z drugiej jednak strony nie miałam większego wyboru. Siedzenie bez celu na klatce schodowej, przez co najmniej trzy godziny, nie było szczytem moich marzeń. Nie miałam więc nad czym więcej debatować i przyjęłam propozycję chłopaka.

– W sumie chyba nie mam większego wyboru, więc niech będzie – podsumowałam jakby nigdy nic i wraz z kartonowym pudełkiem z jedzeniem, poczłapałam piętro wyżej za chłopakiem, do jego mieszkania.

– Rozgość się, a ja zaraz przyniosę coś do picia.

Zniknął za progiem kuchni a ja niepewnie weszłam do pokoju, który lustrowałam od góry do dołu. Miałam wrażenie, ze już tu byłam, ale nie byłam w stanie niczego sobie przypomnieć, co coraz bardziej mnie irytowało. Westchnęłam zrezygnowana i zaległam na kanapie, skrupulatnie sprawdzając, czy szlafrok jest odpowiednio zawiązany i nie ukaże niczego, czego bym nie chciała. Byłam zażenowana tą sytuacją, ale nie widziałam innej opcji na przeczekanie takiej ilości czasu. Poza tym wiedziałam, że Maks nie zrobiłby niczego wbrew mnie samej. Miałam do niego pełne zaufanie, choć nie miałam pojęcia dlaczego. Za to, po ostatnich kilku dniach, coraz mniej ufałam sobie samej. Łapałam się nawet na tym, że odruchowo wpatrywałam się w jego usta i wyobrażałam sobie dotyk jego warg na swoich. Z każdym wspomnieniem tych myśli przechodził mnie przyjemny dreszcz, mimo to wiedziałam, że do takiej sytuacji nie dojdzie, choć podświadomie jej pragnęłam.

Rozglądałam się nadal po pomieszczeniu. Moją uwagę przykuło zdjęcie na komodzie pod oknem. Czarna, lakierowana ramka ukazywała dwójkę zadowolonych ze swojego towarzystwa osób. Wstałam więc i podeszłam bliżej, aby przyjrzeć się roześmianej parze. Kiedy upewniłam się, kogo przedstawia fotka, oniemiałam.

– Zrobiliśmy je na wycieczce za Warszawą. – Usłyszałam za sobą ciepły, aksamitny głos.

– Dlaczego nie widziałam go u siebie w swoich pamiątkach? – zapytałam zaskoczona.

– Bo było zrobione moją komórką i nie zdążyłem ci go dać przed tym całym wypadkiem, a później... – Zawahał się i dopowiedział drżącym głosem: – Sama rozumiesz...

– Tak... – wyszeptałam ledwo słyszalnie.

Widok naszej uśmiechniętej dwójki, we wzajemnych objęciach wydawał się zdradzać więcej, niż tylko przyjacielskie relacje. Z każdym takim szczegółem bardziej uświadamiałam sobie, że na tym nie mogliśmy poprzestać. Miałam niemal pewność, lecz nie umiałam zapytać o to wprost. Coś mnie wewnątrz blokowało i nie pozwalało zadać nurtującego pytania. Męczyła mnie ta niepewność, ale nie umiałam się przełamać.

Wieczór w towarzystwie Maksa, minął mi niesamowicie szybko. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a nawet pozwoliłam się przytulić, co było niesamowitym przeżyciem w jego wykonaniu. Zatracałam się w tym dotyku tak bardzo, że miałam już gdzieś, czy pomyśli sobie o mnie coś dwuznacznego. Nie obchodziło mnie to. Niestety wszystko co dobre musiało się zakończyć. Ślusarz pod nadzorem przyjaciela dostał się do mojego mieszkania, kiedy ja cierpliwie zalegałam na kanapie w innym mieszkaniu. Nie chciałam jednak tłumaczyć się ze swojego ubioru, więc to była najlepsza opcja. Kiedy wszystko zostało już załatwione, a Maks ponownie stawił się u siebie, zaczęłam szykować się do wyjścia. Stanęłam przy drzwiach wyjściowych i podziękowawszy za pomoc nacisnęłam na klamkę. Miałam mieszane uczucia, ale nie mogłam dłużej nadużywać jego gościny. On jednak miał swój plan. Chwycił moją dłoń i delikatnym ruchem przyciągnął do siebie. Nie pozwolił mi odejść, nie teraz... Stałam przed nim, wpatrzona otępiałym wzrokiem, jak w jakiś muzealny eksponat. Nie potrafiłam się przy nim skupić. Nie umiałam powstrzymać szalejącego serca i pędzących myśli. Za każdym razem, kiedy obdarzał mnie tym swoim, pełnym czułości wzrokiem, rozpływałam się, nie mogąc się pozbierać. Szmaragd jego oczu, przeszywał moją duszę, każdego dnia na nowo, od kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Nie potrafiłam, a może nie chciałam, oderwać od niego wzroku...

Zrobił krok do przodu, nadal trzymając mnie w przyjemnym uścisku. Pozwoliłam mu na to. Tak naprawdę wcale nie miałam ochoty wychodzić. Pragnęłam jego obecności bardziej, niż mogłam sobie to nawet wyobrazić. Zawładnął mną całą. Nie było dnia, w którym bym o nim nie pomyślała. Zagłębiłam się w tych myślach tak bardzo, że nawet nie zauważyłam momentu, kiedy jego wolna dłoń zbliżyła się do mojej twarzy. Zamarłam przez chwilę, w bezruchu czekając na jego gest. Kąciki ust uniosły się powoli ku górze, ukazując delikatny uśmiech, pod wpływem którego miękły mi kolana. Założył kosmyk moich loków za ucho, czule zaznaczając opuszkami linię od samego płatka, przed policzek, kończąc na podbródku. Westchnęłam cichutko, rozkoszując się tym dotykiem. Uniósł ostrożnie brodę ku górze, abym na niego spojrzała, choć wcale nie opuściłam prędzej wzroku.

– Zostań jeszcze – wyszeptał tym swoim aksamitnym głosem.

– Wiesz, że nie mogę... – Przygryzłam dolną wargę, karcąc się jednocześnie, za swoje nieokiełznane myśli, które wręcz krzyczały, żebym u niego została. – Mam jeszcze narzeczonego...

Oczy zaszły mi łzami, na samą wzmiankę o Arku. Rozum nakazywał wyjść, bo jeszcze nie byłam całkiem wolna, ale serce nie chciało poddać się jego rozkazom. Stałam zdezorientowana, nie wiedząc sama, czego tak naprawdę chciałam. Maks milczał, choć jego wzrok wyrażał pełnię zrozumienia. Uwolnił moją rękę z uścisku i zrobił kolejny krok do przodu. Nasze ciała dzieliły zaledwie milimetry. Czułam go cała sobą. Tak bardzo go pragnęłam, ale walka w mojej głowie trwała nadal. Była nie do wytrzymania. Opuściłam wzrok, ponownie karcąc się w duchu, za swoje myśli.

– Spójrz na mnie – wyszeptał czule.

Nie potrafiłam się temu przeciwstawić. Mimowolnie oparłam dłonie o jego klatkę piersiową. Czułam pod miękkimi poduszkami, przyspieszony rytm jego serca. Tego nie mógł udawać. Tak samo jak ja i zrównany w biegu niemal identyczny akord. Mimo tego, nie umiałam pierwsza wykonać żadnego ruchu... i nie musiałam... Jego palce niespiesznie gładziły zaróżowiony policzek. Ten dotyk sprawił, że w jednej sekundzie zapomniałam o całym otaczającym mnie świecie. Przymknęłam oczy, delektując się ciepłem jego skóry. Nie chciałam, żeby przestawał. Brakowało mi prawdziwej, szczerej czułości. Uniosłam powieki i obdarzyłam chłopaka delikatnym uśmiechem, na co odwzajemnił się lustrzanym odbiciem. Przygryzł dolną wargę, na co przebiegł mnie przyjemny dreszcz podniecenia od szyi po sam dół pleców. Pochylił się nade mną, milimetr po milimetrze badając moją reakcję. Nie odsunęłam się jednak. Jego pełne wargi, zaznaczyły ciepły ślad na moich ustach. Moje serce eksplodowało niesamowitym ciepłem, wypełniając każdą komórkę mojego ciała. Subtelne muśnięcie, sprawiło, że nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Jego dotyk był wszystkim, czego w danej chwili potrzebowałam. Nie próbował pogłębić pocałunku, pewnie z obawy przed moją reakcją. Moje ciało zadrżało, wydobywając z gardła cichutkie westchnięcie, kiedy jego usta opuściły moje bez odpowiedzi. Niewinny, a zarazem niezwykle emocjonalny całus, sprawił, że cała dotychczasowa moja hierarchia runęła w gruzach. Przygryzłam się ponownie, upajając się jeszcze smakiem jego warg, pozostawionych na moich. Uśmiechnęłam się sama do siebie, nie potrafiąc się skontrolować. Spojrzałam w jego zadowoloną twarz i z wielkim bólem połączonym z żalem wyszeptałam:

– Maks... przepraszam... muszę iść...

Wyszłam od razu, bojąc się, że nie wytrzymam, wrócę i rzucę mu się wobjęcia. Teraz już miałam stu procentową pewność jak powinnam postąpić. Nawet,jeśli miałam jakikolwiek, najmniejszy cień wątpliwości, ten niewinny całuszmienił wszystko. Musiałam sprowadzić wszystko na odpowiednie tory. Niechciałam Arka, pragnęłam tylko i wyłącznie Maksa, ale wizja, że nadalpozostawałam w związku, nie pozwalała mi posunąć się dalej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro