Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Eskorta.

Wyszłam z restauracji, nieco po czwartej. Pierwszy dzień mojej nowej pracy przebiegł bez żadnych, nawet najmniejszych komplikacji, w niesamowicie rodzinnej atmosferze. Byłam z tego faktu bardzo zadowolona, bo w takim klimacie, nie odczuwało się zbytnio nawału pracy. Mój promienny uśmiech przyćmiła nagle mina niezadowolenia. Arek, tak jak powiedział przez telefon, czekał na mnie pod wejściowymi drzwiami, choć tym razem wychodziłam tylnym wyjściem. Niestety, nie ominęłabym go, bo dobrze wiedziałam, że to jedyna droga na przystanek, z którego miałam autobus do domu. Dowiedziałam się od niego wiele i cierpliwie odpowiadał na moje pytania, ale nie czułam przy nim tego czegoś. Nie potrafiłam opisać tego uczucia, ale towarzyszyło mi całego dzisiejszego ranka w towarzystwie Maksa. Nie wierzyłam, że mogliśmy być tylko i wyłącznie przyjaciółmi, w czym utwierdzałam się z każdą chwilą bardziej. Nie chciałam zaprzepaścić tej relacji. Była dla mnie ważna, szczególna i wyjątkowa, mimo tego, że dopiero co go poznałam. Za to wizja mojego narzeczeństwa schodziła na drugi plan. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że chcę zakończyć tą znajomość i nie pakować się w kolejne spotkania z kimś, kto jest dla mnie całkowicie obcy i odległy niczym Antarktyda. Mogłam teraz pisać nową historię swojego życia i nie było w niej miejsca na kogoś, kto mimo wspólnej przeszłości, nie znaczył dla mnie kompletnie nic. Nie czułam się przy nim swobodnie, a moje myśli i tak błądziły wszędzie, byle nie w jego pobliże.

– Hej kochanie. Czekałem na ciebie – powiedział z uśmiechem na ustach.

– Musimy porozmawiać. – Wypaliłam jak z armaty, nawet się z nim nie witając.

Chciałam mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą, zanim zaczęłabym się wahać i jakimś cudem zmieniłabym zdanie.

– Od razu do rzeczy – oznajmił łobuziarskim tonem. – A może tak pogadamy u ciebie, nie stojąc jak te świeczki, na ulicy? – zapytał spokojnie, co nieco wytrąciło mnie z rytmu.

Poszedł bliżej i wyciągnął ramiona ku mojej talii. Odsunęłam się odruchowo, lecz narzeczony nie dał za wygraną. Chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie z taką siłą, że w jednej sekundzie opierałam się o jego tors. Zalała mnie fala wściekłości, która aż kipiała uszami.

– Arek do cholery! – Uniosłam znacząco głos. – Co ty wyrabiasz?!

– Przytulam swoją przyszłą żonę... Nie wolno? – Nadal mówił spokojnym tonem, a w moich żyłach coraz bardziej buzowała krew.

– Puść mnie do cholery! – krzyknęłam, próbując się oswobodzić ze stanowczego chwytu.

– Ani myślę... Jesteś moja i nie mam zamiaru cię wypuszczać... Poza tym, mam już dosyć tych gierek...

Zatkało mnie. Poczułam się jak kanarek w klatce, na którego czyhał głodny kocur. Moja frustracja narastała z każdą sekundą bardziej, a stalowe imadło nie odpuszczało. Rozejrzałam się wokoło, ale nie dostrzegłam nikogo, kto mógłby mi w jakikolwiek sposób pomóc. Byłam sama, zdenerwowana i zdezorientowana poczynaniem narzeczonego. Nie rozumiałam po co to zrobił i dlaczego sprawiało mu przyjemność, męczenie mnie. Przynajmniej takie były moje odczucia. Miałam wrażenie, że w ten sposób chciał udowodnić swoją wyższość na moją osobą.

Usłyszałam krótki dźwięk syreny policyjnej. Jakby ktoś dostrzegł co się działo i postanowił to sprawdzić. Kątem oka zobaczyłam umundurowanego funkcjonariusza drogówki, który zdecydowanym krokiem szedł w naszą stronę.

– Co się tu dzieje? – zapytał służbowym tonem.

– Przytulam narzeczoną... – odburknął Arek, nadal nie rozluźniając uchwytu.

Policjant z niedowierzaniem spojrzał na chłopaka, a później skierował wzrok na mój desperacki wyraz twarzy.

– Zapytam w takim razie inaczej... – zaczął ostrożnie badając moją reakcję. – Nikola, chcesz wrócić do domu, czy zostać tu z tym chłopakiem.

W pierwszym odruchu nie rozumiałam co się działo. Skąd znał moje imię? Skąd wiedział gdzie mieszkam? Kim właściwie był? Niemniej jednak, był mi w tym momencie potrzebny, nawet bardzo. Miał na sobie mundur, więc czułam podświadomie, że z nim nie groziło mi nic złego, w przeciwieństwie do dziwnego zachowania Arka, które kompletnie rozwaliło mój sposób myślenia o nim. Nie miałam nic do stracenia, więc odpowiedziałam od razu:

– Chcę wrócić do mieszkania...proszę... – wyszeptałam niemal błagalnie na co mężczyzna zareagował zdecydowaną komendą:

– Puść ją i wracaj do swojego hotelu!

Narzeczony nie wiedząc co się działo, wykonał polecenie i oswobodził mnie ze stalowego uścisku. Mogłam w końcu odetchnąć pełną piersią, choć myśli w mojej głowie znów przyspieszyły swój bieg. Arek z podkulonym ogonem wrócił do swojego auta, nie próbując nawet niczego tłumaczyć. Wściekły obraz jego oblicza mówił sam za siebie. Skołowało mnie to, lecz nie miałam zamiaru ponownie patrzeć za siebie.

Doszliśmy do auta, a policjant otworzył przede mną drzwi pasażera i gestem dłoni zaprosił do środka.

– Nie powinnam usiąść z tyłu? – zapytałam ostrożnie.

– Jesteś jak rodzina, nie będziesz jechać z tyłu jak jakiś przestępca. – Uśmiechnął się przyjaźnie, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w jego dobrych intencjach.

Usiadłam na miękkim siedzeniu i zapięłam pas. Poczekałam, aż siądzie obok i zanim zabrał się za odpalanie auta zaczęłam salwę pytań, próbując go w żaden sposób nie urazić.

– Przepraszam, ale skąd mnie pan zna? – zaczęłam niepewne.

– A no tak... – Machnął odruchowo ręką, robiąc teatralny gest. – Amnezja... wybacz, zapomniałem się... – Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. – Mam na imię Krzysiek i jestem chłopakiem twojego brata...

– Chłopakiem? – zapytałam niepewnie, nie wiedząc, czy dobrze zrozumiałam co do mnie mówił.

– Tak chłopakiem... A coś taka zdziwiona? Miłość nie wybiera moja droga...

– Przepraszam, nie to miałam na myśli... – Westchnęłam odruchowo. – Nie chodziło mi o orientację seksualną, po prostu mój brat wydaje się strasznie sztywny, zaborczy i niedostępny emocjonalnie, choć może to tylko i wyłącznie moje odczucia... – Odetchnęłam po raz kolejny, pesząc się przy tym jak małe dziecko.

– Ostatnio coś strasznie zaprząta mu głowę i nawet ja nie mogę mu pomóc. Wiesz - on w kryminalce, ja w drogówce i nie mam wglądu w sprawy, które prowadzi, choć widać gołym okiem, że ostatnia strasznie go męczy, ale wiem aż nadto, że nie może zdradzić mi o co chodzi. Możliwe, że też przez to, tak bardzo się martwi o ciebie i jest taki zaborczy i nieufny – mówił szybko, niemal na jednym wdechu.

– Możliwe...

Zaczęłam myśleć. W swojej głowie usprawiedliwiałam ostatnią nadopiekuńczość brata na wszystkie możliwe sposoby. Wiedziałam, że jest mi bardzo bliski, a nasza wspólna więź wyjątkowo silna. Nie wiedziałam tylko czym aż tak się zamartwiał, że jego zachowanie tak diametralnie zmieniło swój kąt nastawienia. Miałam też pewność, że skoro to była tajemnica służbowa, nie miałam nawet prawa poruszać tego tematu.

– A jaki jest Luk tak na co dzień, poza pracą, domem? – zapytałam odruchowo, reflektując się po chwili: – Jeśli nie chcesz, to oczywiście nie mów. W sumie nie wiem po co o to zapytałam... – Westchnęłam, przybierając buraczany odcień na policzkach.

Było mi wstyd, że nowo poznaną osobę mogłam zapytać o coś tak niestosownego. Powinnam za wczasu ugryźć się w swój niewyparzony język, czego nie zrobiłam. Odwróciłam się w stronę przedniej szyby, bojąc się nawet spojrzeć na siedzącego obok kierowcę.

– Spokojnie, przecież nic się nie stało... – uspokajał mnie. – W domu akurat nikt o nas nie wie... – Zawahał się. – Tylko ty wiedziałaś, więc masz prawo wiedzieć i teraz...

Byłam w szoku, że miał do mnie takie zaufanie, by zdradzić mi ich sekret. Nie ważne, że znałam go prędzej. Teraz nie miałam o nim zielonego pojęcia, więc mógł na spokojnie go przede mną zataić, a ja dalej żyłabym w nieświadomości. Niemniej byłam mu niezmiernie wdzięczna, że rozmawiał ze mną, jakbym nadal była tą samą osobą sprzed wypadku, posiadającą kompletny obraz otaczającej mnie rzeczywistości i przeszłej wiedzy.

– A Luk... – Westchnął odruchowo, jakby się rozmarzył. – Jest niesamowity...

Spojrzałam w jego rozanieloną twarz. Sama wzmianka o moim bracie wywołała niesamowite emocje. W jego oczach można było dostrzec miłość i oddanie dla drugiej osoby, co strasznie mocno mnie urzekło. Nawet serce się radowało ich szczęściem, choć zdawałam sobie sprawę, że życie w ukryciu przed najbliższymi jest strasznie ciężkie i bolesne.

– Może i na zewnątrz zgrywa twardego i opanowanego, ale kiedy zostajemy sami, opuszcza służbową gardę i jest tylko dla mnie. Czuły i kochający. Nie boi się wtedy okazywać uczuć, co jest niesamowite... – Spojrzał na mnie przelotnie i odchrząknął, jakby zdał sobie sprawę, że nieco zagalopował się w swojej wylewności. – Chyba powinienem ostawić cię prosto do domu.

Zaśmiałam się widząc jego zażenowanie. Postawny mężczyzna rumieniący się przed wątłą dziewczyną. To zachowanie było nad wyraz urocze.

– Wiesz Krzysiek... – zaczęłam powoli – cieszę się, że się odnaleźliście i jesteście razem szczęśliwi. – Uśmiech nie potrafił opuścić mojej twarzy, a ciepło wewnątrz mnie rozlewało się po całym organizmie. – Czy mogłabym jeszcze o coś zapytać? – Zmieniłam temat.

– Jasne, pytaj o co tylko chcesz – odparł śmiało.

– Czy Luk cię tu po mnie wysłał? – Zadałam nurtujące mnie, od dłuższego czasu, pytanie.

– Po ciebie, nie – odpowiedział od razu. – Coś akurat dla niego załatwiałem i właściwie ciebie spotkałem tu przez przypadek.

– To dobrze. – Westchnęłam uspokojona.

– Dlaczego pytasz?

– Ach... rano wymieniliśmy kilka stanowczych zdań, ale rozeszliśmy się z dobrym nastawieniem, więc nie byłam do końca pewna co myśleć...

– Jednego możesz być pewna – przerwał mi w połowie zdania – jeśli coś mu się nie spodoba, powie ci o tym otwarcie.

– Zauważyłam rano... – Oburknęłam pod nosem wciskając się bardziej w głąb fotela.

Nie uszło to uwadze mojemu rozmówcy. Zaśmiał się pod nosem, wyciągając z kieszeni spodni kluczyki do auta, które umieścił w stacyjce.

– Nikola, nie zrozum mnie źle, ale muszę wracać na komendę. Odwiozę cię i zmykam.

– Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać.

Uśmiechnęłam się zadowolona i pozwoliłam się podwieźć prosto pod swój blok. Odruchowo złapałam się na myśli, czy może mam w tym budynku jakąś szczególnie upierdliwą sąsiadkę, która wie więcej o innych, niż oni sami. Wiedziałam, że takiej osobie, podwózka radiowozem drogówki, nie miałaby szans umknąć i jeśli jakakolwiek taka osoba znajdowała się w budynku, już następnego dnia powinny pojawić się pierwsze plotki i spekulacje. Nie miałam jednak siły zadręczać się tego dnia takimi sprawami. Miałam w tym momencie więcej przemyśleń i całodniowych, sprzecznych ze sobą emocji, żeby martwić się o bujną wyobraźnię sąsiadów.

Pożegnałam się z Krzyśkiem, ponownie dziękując mu za oswobodzenie z rąk Arka i podwózkę do mieszkania. Weszłam do środka. Nie byłam nawet głodna, choć obiad na dzisiejsze popołudnie przygotowałam juz sobie wczorajszego dnia. Zaparzyłam ciepłą, aromatyczną herbatę i postanowiłam dokończyć przeszukanie szafy, które już wcześniej rozpoczęłam. Jej zawartość była dla mnie nie lada zagadką i każdą rzecz oglądałam kilka razy, aby spróbować przypomnieć sobie o niej cokolwiek. Jakiś mały przebłysk wspomnień z czasu, który został nakryty magiczną peleryną zapomnienia. Tego popołudnia rzuciły mi się w oczy farby. Akwarele w różnych kolorach, poukładane w idealnej harmonii odcieni, zalegały w jasnozielonym koszyczku. Nie mogły mieć dla mnie znaczenia, skoro nic a nic sobie nie przypomniałam. Zastanowiło mnie tylko jedno. Czy to ja ich używałam i miałam talent do rysunku? Dlaczego w takim razie nie znalazłam płótna albo chociaż zwykłego bloku rysunkowego, bo pędzle były? Myśli w mojej głowie znów przyspieszyły, plącząc się z w swoich zastanowieniach. Próbowałam sobie wszystko logicznie poukładać, ale nie potrafiłam. Potrzebowałam pomocy kogoś, kto mnie znał, ale nie umiałam tak po prostu wylecieć z szeregiem pytań, oczekując natychmiastowych odpowiedzi. To nie byłoby w porządku. Odetchnęłam ciężko i schowałam koszyczek z powrotem w głąb szafy. Zachwiałam się na stołku wspinając do najwyższej półki. Moją uwagę przykuło kremowe pudełko. Nie było zbyt duże, ale za to łanie zachowane. Ciekawość wzięła górę. Sięgnęłam po nie, zastanawiając się odruchowo, dlaczego aż tak głęboko je upchnęłam, że potrzebowałam podwyższenia, żeby je na spokojnie wyciągnąć i obejrzeć.

Usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać pozostawione w nich pamiątki.Wiedziałam dobrze, że gipsowe odciski i śnieżnobiałe ubranko musiało należeć domnie. Zdjęcia z rodzicami były tak cudowne, że zapierało mi dech w piersiach.Biło z nich szczęście i miłość. Widziałam to w samych fotografiach, żałującjednocześnie, że ich nie pamiętałam. Dałabym wszystko, aby chociaż przywołaćdźwięk ich głosu. Nie znałam ich, a mimowolnie za nimi tęskniłam. To byłodziwne uczucie, ale dobrze zdawałam sobie sprawę, że nie było wymyślone, byłoprawdziwe i płynęło głęboko we mnie. Nie byłam w stanie temu zaprzeczyć. Kiedyobejrzałam już wszystko, na dnie pudełka dostrzegłam kilka kopert. Zaciekawiłymnie. Oparłam się wygodnie i po kolei zaczęłam czytać ich zawartość. Corazczęstsze łzy zaznaczały linie na moich policzkach. Cudowne, pełne miłości inadziei słowa matki cieszyły moje serce. Czułam, że byłam przez nich kochana ipragnęłam kiedyś, takim samym, głębokim i szczerym uczuciem obdarzyć inną osobę.Mimo, że byłam w mieszkaniu sama, po raz pierwszy, tak naprawdę poczułam, żemoi rodzice czuwają nade mną z nieba i na swój sposób są przy mnie. Niepotrzebowałam fizycznej powłoki, aby to wiedzieć. Ja po prostu czułam to całasobą...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro