Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Powrót do żywych.

Maks

Szedłem po szarym chodniku, pozbawionym barw. Wzdłuż rozciągały się kolorowe witryny sklepowe, w których również brakowało dla mnie dodatkowych odcieni, które w jakiś magiczny sposób zmieniłyby moje nastawienie do rzeczywistości. Poprzednie miesiące były

totalną udręką. Nie potrafiłem skupić swoich myśli na niczym innym oprócz niej. Walczyła w szpitalu o swoje życie, zdana jedynie sama na siebie. Wszystko co się jej przytrafiło, było tylko i wyłącznie moją winą. Gdyby nie to, nie byłaby teraz w śpiączce. Wbrew zakazu jej brata, wślizgiwałem się do jej sali, tak często jak tylko było mi dane, ale w dzień, kiedy otworzyła oczy, moja droga powrotu do szpitala została skutecznie dla mnie zablokowana. Nie znosiłem za to Łukasza, ale poniekąd rozumiałem jego nastawienie. W końcu coś mu obiecałem, ale... To "ale" nie dawało mi spokoju. Nawet telefonicznie nie mogłem uzyskać żadnej wiadomości na temat jej zdrowia. To dobijało, z każdym dniem bardziej. Nie miałem pojęcia jak się czuje, czy wybudziła się na dobre, czy...

Przystanąłem odruchowo potrząsając przecząco głową. Nie mogłem przyjąć do wiadomości innej opcji. Bez niej mój świat pozostałby szarym zlepkiem warstw, w którym nawet najprostsza egzystencja, byłaby jedynie bólem. Codziennie, na nowo, odnawialną raną, która nigdy by się nie zagoiła... Ścisnąłem dłoń, na czarnym kasku, nadal jak ten słup stojąc na środku chodnika. Rozejrzałem się wokoło. Ludzie mijali mnie beznamiętnie, pochłonięci własnymi sprawami. Nikt nie zwrócił uwagi, na moje dziwaczne zachowanie. Odwróciłem się odruchowo w prawą stronę, po której miałem ogromne okno kawiarni. Oniemiałem. Serce niemal wyrwało się z piersi a krzyk w głowie nie ustawał. Miałem ochotę wbiec do środka, przytulić ile tylko miałbym sił i pocałować, aż zabraknie mi tchu, ale nie mogłem. Głos jej brata, jak napis na skale, wyrył się w mojej głowie. Nie była ze mną w tej chwili bezpieczna i nie miałem prawa prosić, aby czekała. Nie zasłużyła sobie na to. Wlepiałem wciąż wzrok w jej zdziwioną twarz. Przyglądała mi się, jakby pierwszy raz widziała mnie na oczy. Nie rozumiałem tego, ale w końcu nie była w tej kawiarni sama. Jej lazurowe spojrzenie badało, moją coraz bardziej niepewną twarz. Nie miałem pojęcia jak zareagować. Sprzeczne myśli kłębiły się w głowie, nie dając spokoju. W pewnym momencie otwarła szeroko swoje piękne oczy i nie zwracając uwagi na swojego towarzysza, wstała i ruszyła do drzwi. To był odruch... niemal dobiegłem do ścigacza, którego zostawiłem kawałek dalej na parkingu. W locie założyłem kask i odpaliłem silnik. Nie umiałem inaczej, nie mogła nawet ze mną porozmawiać. Bałem się, że nie będę na tyle silny i nie powstrzymam swoich burzliwych w tym momencie emocji. Odjechałem jak najszybciej się dało, pozostawiając ją na szarym chodniku przed kawiarnią.

– Jesteś kretynem Maks... – powiedziałem do siebie pod nosem, kiedy zatrzymałem się na najbliższym skrzyżowaniu świetlnym – ...kompletnym debilem!

Warknąłem jeszcze głośniej nie mogąc powstrzymać na wodzy swoich emocji. Nie rozumiałem swojego własnego zachowania. Moje myśli szalały, przygłuszając znacznie warkot mojej maszyny. Pędem błyskawicy wróciłem na warsztat, odstawiając na placu motocykl. Chyba robiłem wszystko automatycznie, bo dopiero głos Oliego wybudził mnie z letargu.

– Stary! Halo! – powtórzył, machając mi ręką przed oczyma. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha? – mruknął rozbawiony.

– Bo zobaczyłem...

Odszedłem tak szybko, jak wszedłem, pozostawiając zaskoczonego przyjaciela w niemym osłupieniu. Sam nie potrafiłem okiełznać swoich myśli, a co dopiero zapanować nad jakimikolwiek odruchami własnego organizmu. Podszedłem do Karola, który od rana męczył się ze stertą papierów.

– Masz? – zapytał od razu, kiedy przestąpiłem próg jego biura.

– Tak...

Wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki, białą, podwójnie zgiętą kartkę i wręczyłem szefowi. Ta faktura była mu pilnie potrzebna, aby mógł dokończyć zestawienia dla księgowej. Moja głowa jednak, była zaprzątnięta czymś dużo ważniejszym. Tabun dzikich myśli galopował w mojej głowie nie dając się okiełznać. Potrzebowałem odpowiedzi, które mogłem uzyskać tylko od jej najbliższych.

– Karol... – zacząłem niepewnie, ledwo wydobywając to słowo z zaciśniętego gardła. – Co z Nikolą? Nigdy o niej nam nie mówisz. Obudziła się prawda?

Mój wzrok był wręcz błagalny, ale nie mogłem zaatakować z grubej rury. Widziałem jak bił się z myślami. Nie rozumiałem tylko dlaczego.

– Tak... wybudziła się... –Westchnął głośno odwracając się w moją stronę. – Wyszła ze szpitala, ale... – Głos mu się lekko załamał, jakby nie wiedział, czy daną informację może przekazać swojemu podwładnemu.

– Ale co? No mów! – Uniosłem się bardziej niż powinienem, ale nie potrafiłem dłużej wytrzymać z tą niewiedzą.

– Ma amnezję... Niczego ze swojego wcześniejszego życia nie pamięta...

Ścięło mnie na te słowa. Ledwo ustałem na nogach, ale to, czego się dowiedziałem tłumaczyło wszystko. Brak kontaktu z jej strony, dziwne zachowanie w kawiarni, kiedy jak zaciekawione dziecko wpatrywała się we mnie, próbując przywołać jakikolwiek wcześniejszy obraz mojej osoby.

– Jestem już dziś wolny... prawda? – Upewniłem się drżącym nadal głosem.

– Tak... załatwiłeś wszystko o co prosiłem. Widzimy się jutro – powiedział zdecydowanie.

Nie odpowiedziałem. Odwróciłem się na pięcie i niemal wybiegłem przed warsztat, trącając po drodze zaskoczonego Oliego. Czułem że się duszę. Potrzebowałem powietrza. Moje serce szalało, a głowa krzyczała nie wiedząc, co powinienem teraz zrobić. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i ruszyłem na tył budynku. Oparłem się o chłodną, szarą ścianę, próbując wziąć się w garść. Byłem w tym momencie jak zagubione dziecko, szukające drogi powrotnej do domu i w żadnym scenariuszu nie potrafiłem znaleźć odpowiedniej. Spuściłem głowę, przymykając odruchowo powieki. Nie mogłem pozwolić, aby emocje wzięły teraz nade mną górę. Musiałem się skupić i pomyśleć co dalej. Nie chciałem jej mieszać w moje sprawy z Lukiem, ale też nie potrafiłem żyć bez niej.

– Tu jesteś! – Usłyszałem wzburzony głos przyjaciela. – Co do cholery z tobą?! Mało do kanału przez ciebie nie wleciałem! Patrz trochę pod nogi!

– Przepraszam... – wypowiedziałem szybko, nie próbując się nawet usprawiedliwiać.

Chłopak lustrował mnie w milczeniu wzrokiem przez dłuższą chwilą, aż w końcu podszedł i stanął tuż przy moim boku.

– Co jest Maks? – zapytał ostrożnie, wręcz troskliwym głosem.

– Ona... – Ścisnęło mi momentalnie gardło, ale musiałem się przełamać. – Ona wyszła ze szpitala...

– To cudownie! – Ucieszył się, trącając mnie w bark.

– I tak i nie Oli... – wymamrotałem pod nosem.

– Jak to? Nie cieszysz się? – zapytał zaskoczony.

– Cieszę i to bardzo, ale... – Westchnąłem głęboko nabierając dodatkowej dawki powietrza. – Ona nic nie pamięta... Niczego do przebudzenia...

Spojrzałem na jego zdezorientowany wyraz twarzy. Był tak samo zaskoczony jak ja. Milczał przez chwilą, po czym z zadowoleniem dodał:

– Nie tak źle...

– Słucham?! – przerwałem mu i aż odskoczyłem od ściany, jakby nagle mnie poparzyła. – Co ty w ogóle gadasz?!

– Spójrz na to inaczej Maks – mówił nad wyraz spokojnie. – Nie pamięta o swojej traumie z dzieciństwa, ani o wszystkim złym co ją spotkało, a sam dobrze wiesz, że trochę tego było...

– Tak, wiem... – przyznałem niechętnie – ale też nie pamięta nas...

– I jaki widzisz w tym problem? – Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, wyczekując natychmiastowej odpowiedzi, której nie było. – Zakochała się w tobie raz, to i rozkochasz ją w sobie ponownie. Jeśli wasze uczcie było prawdziwe, to nie masz się o co martwić... – Słuchałem go z zapartym tchem. – Może i umysł spłatał jej figla, ale serce zawsze pamięta. Tylko to od ciebie zależy, czy na to pozwolisz czy nie...

Zaniemówiłem, bo tak naprawdę jedyną przeszkodą, żebym mógł się znów do niej zbliżyć był jej brat i moja pogmatwana sprawa z przeszłości. Była w tym stanie przeze mnie i nie miałem serca wciągać jej w swoje problemy ponownie.

Tak bardzo pogrążyłem się w tych nieznośnych myślach, że nawet nie zauważyłem, kiedy Oli wrócił na warsztat, zostawiając mnie samego z tornadem pytań bez odpowiedzi. Musiałem wziąć się w garść. Czekała na mnie w końcu zmiana w restauracji. Nie mogłem pozwolić sobie na niekontrolowane potknięcia, tym bardziej, że jeszcze jej potrzebowałem. Odetchnąłem więc głęboko i skierowałem się w stronę mojego środka transportu. Bez oporów zawiózł mnie pod kolejne miejsce, w którym miałem spędzić kilka długich godzin. Zaparkowałem, na swoim stałym miejscu i zszedłem ze ścigacza. Odruchowo jednak nogi poniosły mnie pod szerokie okno kawiarni, z pod której zwiałem wcześniej. Nie myślałem o konsekwencjach. Pragnąłem ją tylko ponownie zobaczyć. Jej oczy, uśmiech, nawet jeśli nie miała pojęcia kim dla mnie była. Stanąłem jak wryty z płonną nadzieją w sercu. Nie było jej już. Nie miałem w sumie czemu się dziwić, w końcu minęło trochę czasu od kiedy ją tu spotkałem. Opuściłem wzrok i westchnąłem głęboko, jakby to w jakiś sposób miało mi pomóc. Byłem rozbity, niepewny tego co powinienem zrobić, a jednocześnie strasznie szczęśliwy, bo miałem pewność, że mimo amnezji, jest cała i zdrowa. Nie pozostało mi już nic innego, jak tylko rozpocząć kolejną pracę.

Wszedłem tylnym wejściem, bo restauracja przyjmowała już gości w najlepsze. Byłem grubo przed czasem, ale nie miałem nawet ochoty wracać o mieszkania, czy szlajać się po mieście. Moja głowa była tego dnia zajęta zupełnie innymi sprawami. Ciężko było mi się skupić i przestawić na tryb automatycznych zadań, ale nie miałem wyboru. Zdecydowanym krokiem wszedłem do szatni i odkluczywszy zamek szafki, wyciągnąłem swój uniform i zacząłem się przebierać. Nie trwało to długo. Biała, niemal idealnie wyprasowana koszula, zakryta, przez czarną kamizelkę kelnerską z muchą zamiast krawatu, dodawały szyku obsłudze. Wszyscy dbaliśmy o to, aby przybyli goście czuli się w tej restauracji jak w pięciogwiazdkowym hotelu.

Właśnie poprawiałem kołnierzyk, kiedy do szatni wpadł menager.

– Darek, spokojnie... – powiedziałem zdziwiony jego pospiesznym tempem – bo orła wywiniesz. – Zaśmiałem się, ale poważny wyraz twarzy mężczyzny, nie zmienił się ani na chwilę.

– Orła to ja pewnie wywinę na porodówce! – krzyknął, nerwowo wyciągając ubrania na zmianę z szafki.

– To już?! – Zaskoczył mnie tą informacją. – Myślałem, że twoja żona jest dopiero w siódmym miesiącu...

– Ale dziecku widocznie już się spieszy na świat... – mówił chaotycznie, przebierając szybko swój służbowy strój. – Co za cholerne guziki! – Warknął po nosem niesamowicie zdenerwowany.

Ogarnął się w ekspresowym tempie, zatrzaskując metalowe drzwiczki, tak, że niemal wyskoczyły z zawiasów. Ruszył do wyjścia, ale odwrócił się jeszcze do mnie i zaczął mówić, normując nieco swój przyspieszony oddech.

– A ty właściwie jesteś przed czasem... – Mruknął, dopiero teraz uświadamiając sobie ten fakt.

– Nie miałem planów więc przyjechałem szybciej. To chyba nie problem? – zapytałem niepewnie, bo raczej nie zdarzało mi się, być aż tak nadgorliwym.

– Nie... żaden... – odpowiedział spokojnie i kiedy znów chwycił za klamkę, odwrócił się ponownie w moją stronę.

– Zapomniałbym przez to wszystko... Szefowa zatrudniła nową pomoc kuchenną. Była dziś na próbie w kuchni i nawet Daniel był z niej zadowolony, co rzadko się zdarza. – Starał się przekazać jak najwięcej istotnych informacji. – Nikola będzie na razie pracować tylko na pierwszą zmianę...

– Zaraz, zaraz... – przerwałem mu w połowie zdania. – Jak ma na imię? – dopytałem ostrożnie.

– Nikola... Biedna miała wypadek i nic nie pamięta. Nawet nie wiedziała, czy nadaje się do tej pracy, ale poradziła sobie ze wszystkim doskonale...

Serce przyspieszyło tempa, niemal wyrywając się z piersi. Słowa ugrzęzły gdzieś w gardle, nie potrafiąc sklecić najprostszego zdania. Myśli szalały a otwarte usta wcale nie dodawały mi powagi.

– Sorki Maks, ale muszę lecieć do szpitala. Do jutra!

Krzyknął wybiegając z pomieszczenia, nawet nie czekając na jakiekolwiek pożegnanie z mojej strony. Zatkało mnie po prostu na tą informację. Czyżby rzeczywiście chodziło o nią? Czy serio będziemy pracować w jednej restauracji? Nie mogłem się doczekać, aby uzyskać więcej wskazówek. Miałem jeszcze czas,więc wybrałem się do kuchni, aby zdobyć jakiekolwiek odpowiedzi na dręczące mnie pytania...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro