Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Poczucie bezpieczeństwa.

Obudził mnie nachalny dźwięk budzika. Nie pozwolił mi na swawolne leniuchowanie. W końcu tego dnia nie mogłam zaspać, dlatego stał dzielnie na straży. Mimo mojego niezbyt pogodnego stosunku do tego urządzenia, postanowiłam że mu się poddam. Chwiejnym jeszcze, zaspanym krokiem skierowałam się w stronę łazienki. Przemyłam twarz, poskromiłam ogniste loki, które uciekały w cztery różne strony świata. Zrobiłam lekki makijaż i przebrałam się w wygodne ciuchy. Miałam jeszcze sporo czasu, dlatego bez najmniejszego pośpiechu spałaszowałam przepyszne kanapki i zapiłam je sporą dawką kofeiny, która postawiła mnie od razu na nogi. Ponownie udałam się w stronę łazienki, aby wykonać ostatnią czynność przed wyjściem. Wyciągnęłam kolorową szczoteczkę i wycisnęłam na nią odpowiednią ilość pasty. Zaczęłam myć zęby, kiedy nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Co za cholera? – Warknęłam do swojego odbicia w lustrze, z ustami pełnymi piany. – Jest za piętnaście siódma! – rzuciłam pod nosem, kiedy skontrolowałam zegarek w komórce.

Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, niemal z obłędem w oczach. Gdybym mogła, samą wściekłością przestawiłabym ściany. Pukanie znów dobiegło do moich uszy. Odkluczyłam pospiesznie zamek i otworzyłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu w progu stał mój sąsiad.

– Maks? – wydobyło się z moich ust. – Co ty tu robisz? I to na dodatek przed siódmą rano? – rzuciłam zaskoczona jego obecnością.

– Tak... dzień dobry... – zaczął z nieskrywanym uśmiechem na ustach. – Mi też miło cię widzieć... A jeśli myślisz, że przestraszę się twojego oręża to się mylisz...

Wskazał głową na szczoteczkę, którą trzymałam w ręce i wymachiwałam mu przed twarzą. Kiedy uświadomiłam sobie ten fakt, moje policzki zalał niekontrolowany rumieniec. Było mi tak okropnie wstyd, że żaden odcień, najdorodniejszego buraka nie mógł się w tym momencie ze mną równać.

– Skoro już nie chcesz zabić mnie tą szczoteczką, to mam propozycję – powiedział śmiało.

– Jaką? – Zaintrygował mnie tym stwierdzeniem.

– Będziesz wołać pewnie taksówkę, bo z przystanku do pracy będziesz miała spory kawał drogi... prawda? – zapytał delikatnie.

– Taki był plan... – przyznałam z nieskrywanym zaskoczeniem.

– A więc możemy jechać razem...

– Ale...

– Żadne "ale"... – Westchnął ciężko przerywając mi po jednym słowie. – Jedziemy w tym samym kierunku i na tą samą godzinę... – mówił stanowczo i zdecydowanie – to nie jest problem. Ja muszę być na ósmą na warsztacie a ty w restauracji.

– Zaraz, zaraz... – Zrobiłam krok w tył starając się powstrzymać galopujące myśli. – Nie wspominałam nic o mojej pracy. Skąd to wiesz? – Zadałam to pytanie drżącym głosem.

– Spokojnie Niki...

"Niki"? Tylko Luk się tak do mnie zwracał. Nawet Arek nie zdrobnił w ten sposób mojego imienia. Czy rzeczywiście powinnam mu zaufać? A może jest jakimś psychopatą i stalkerem? Nie-wiedziałabym to. Nie czułabym się przy nim wtedy tak bezpiecznie... – Prowadziłam wewnętrzny monolog.

– Ja też tam dorabiam – tłumaczył powoli – Darek wspominał, że szefowa cię zatrudniła i będziesz pracować w kuchni.

Na to wyjaśnienie oddech się wyrównał, a głos doszedł do pełni sprawności. W sumie nie miałam nic do stracenia. Jedynie darmową podwózkę do pracy.

– Dobrze... pojadę z tobą – powiedziałam ostrożnie. – Daj mi się tylko przebrać.

– Spokojnie, zaczekam na klatce...

W pierwszym odruchu, chciałam mu przytaknąć i zostawić go za drzwiami. Coś jednak wewnątrz mnie się buntowało. Nie mogłam patrzeć, jak zostawiam go samego na schodach. Aż serce mi się krajało.

– Nie Maks... wejdź proszę – odparłam zdecydowanie. – Jeśli chcesz zrobię ci kawę, zanim pójdę się przebrać.

– Nie trzeba. Poza tym wiem gdzie jest, więc w razie czego sam bym ją zrobił – odparł ciepło, a ja znów wbiłam w niego świdrujący wzrok ze znakiem zapytania. – No co? Mówiłem, że dobrze znam twoje mieszkanie, bo tu bywałem. – Uśmiechnął się zalotnie. – Możesz nawet zrobić mi z niego test.

– Nie trzeba. – Zaśmiałam się pod nosem, rozbawiona tą sytuacją. – Wierzę ci...

Wyciągnęłam z szafy odpowiedniejsze ubrania i poszłam się przebrać. Nie trwało to długo. Kiedy wyszłam, chłopak siedział wygodnie na kanapie. Był tak swobodny, jakby rzeczywiście był u siebie. Nie miałam nic przeciwko jego obecności, choć dziwił mnie fakt, że na własnego narzeczonego zareagowałam znacznie drastyczniej.

– Gotowa? – Usłyszałam przed sobą aksamitny głos. – Możemy jechać?

– Ale mamy jeszcze sporo czasu – odparłam zaskoczona.

– To nie znaczy, że mamy się kisić w domu – rzucił z zadziornym uśmieszkiem. – No dalej... buty na nogi i jedziemy na przejażdżkę.

Nie odpowiedziałam, nie musiałam. Ta opcja była tak kusząca, że nie zastanawiałam się ani chwili dłużej. Założyłam obuwie i jak z procy ruszyłam w pogoń za Maksem, który zdążył już opuścić mury naszego bloku.

– Ekspres z ciebie, nie ma co – palnęłam odruchowo.

– Nie koniecznie – odparł niemal z żalem w głosie.

Przygotował motocykl do jazdy. Czerwone odcienie idealnie zaznaczały się na smukłej, sportowej sylwetce. Każde muśnięcie palcami o chłodny metal, było w jego wykonaniu jak przyjemny taniec w deszczu. Dbał o niego i szanował swoją maszynę. To było widać w każdym geście. Znów blask jego zielonych oczu przykuł moją uwagę. Był skupiony, zamyślony, jakby nagle odleciał gdzieś daleko stąd. Twarz mu pojaśniała, a kąciki ust uniosły się ku górze. Nie udało mu się ukryć tego gestu. Miałam dobre oko do takich szczegółów.

– Jak ma na imię? – zapytałam lustrując jego reakcję.

– Kto? – Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym odkryła jakąś najskrytszą tajemnicę, którą starał się ukryć przed całym światem.

– Ta o której tak myślisz. – uśmiechnęłam się.

Niemal wiwatowałam wiedząc, że miał swój obiekt westchnień. W końcu przyjaźń właśnie na tym polegała, aby wspierać drugą osobę i cieszyć się jej szczęściem. Sama też musiałam uporać się ze sprawą narzeczonego, która po spotkaniu Maksa, nie dawała mi spokoju. Coś mi w naszej relacji nie pasowało, lecz nie miałam pojęcia co mogło być nie tak. Mimo, że miałam wrażenie, że zielonooki nie był mi obojętny, nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Miał dziewczynę a ja narzeczonego. Nie mogłam się w nim przecież podkochiwać... Tłumaczenie w mojej głowie przerwał przyjemny dźwięk odpalanego silnika. Chłopak zignorował moje pytanie, ale nie mogłam mieć mu tego za złe. Założył delikatnie kask na moją głowę i zabezpieczył odpowiednio, aby nie zsunął się z mojej czupryny. Usiadł stabilnie na siedzisku, a ja dołączyłam tuż za nim. Objęłam go odruchowo w pasie. Zawahałam się, czy aby nie był to zbyt odważny gest, kiedy jego ciało napięło się pod wpływem mojego dotyku. Samą mnie przeszedł przyjemny dreszcz, zaznaczający linię od karku, po sam dół pleców. Nie chciałam spaść, ale też nie mogłam zignorować reakcji własnego organizmu, na bliskość tego mężczyzny. Chciałam tego dotyku. Sprawiał mi przyjemność i powodował niezwykłe ciepło na sercu. Rozum jednak krzyczał i karcił za swoje odczucia. Chciałam zabrać dłonie z torsu mojego kierowcy, kiedy mnie powstrzymał. Ujął moje ręce i zaplótł śmielej na swojej talii Policzki płonęły żywym ogniem, uzewnętrzniając mój stan. Przylgnęłam do jego pleców, ciesząc się, że spod kasku, nie był w stanie zauważyć mojego zawstydzenia.

– Trzymaj się mocno! – krzyknął przebijając się przez warkot silnika.

Nie protestowałam. Wtuliłam się w niego jeszcze śmielej, czekając na pierwszy zryw ścigacza. Ruszyliśmy. Mknęliśmy przed siebie co jakiś czas podkręcając obroty. Na szarych, asfaltowych drogach w mieście nie było jednak zbytniej brawury. Maks prowadził ostrożnie, lecz zdecydowanie. Byłam pod wrażeniem opanowania jego stalowego rumaka. On nie jechał, tylko płynął po uliczkach, niczym na falach oceanu. Prowadził z niesamowitą lekkością. Tak pochłonęła mnie obserwacja jego kunsztu, iż umknął mi fakt, że wyjechaliśmy za miasto. Rozglądałam się z zaciekawieniem, na mijające krajobrazy. W jednym szczególnie utkwiłam swój wzrok. Widok bezkresnego morza był wyjątkowy i sprawił, że moje szalejące myśli w jednej chwili zwolniły swój bieg. Uspokoiło mnie to i odprężyło. Maks zaczął zwalniać, aż całkowicie zatrzymał motocykl. Zdziwiło mnie to, ale nie protestowałam. Do rozpoczęcia pracy, mieliśmy oboje jeszcze sporo czasu, a chcąc, nie chcąc, ufałam mu. Zsiedliśmy oboje. Chłopak poprowadził swoją Hondę kawałek od szosy, z dala od ciekawskich oczu. Stanęłam tuż przed nim z pytającym wyrazem twarzy. Zaśmiał się na ten widok, ale nie wytłumaczył niczego. Chwycił mnie delikatnie za dłoń i pociągnął za sobą. Poczułam się jak mała dziewczynka, próbująca odkryć jakiś wspaniały sekret ze świata dorosłych. Podążyłam za nim, nie protestując ani przez chwilkę. Przeszliśmy kawałeczek, aż trzeba było przedostać się przez dosyć strome kamienie. Pokonał je pierwszy, czekając cierpliwie, aż do niego dołączę. Nie szło mi zbyt sprawnie, ale ostrożnie zaznaczałam każdy najmniejszy ruch. Stabilnie kładłam stopy, aby nie potknąć się i nie narobić sobie wstydu. Zostało mi zaledwie parę kroczków, kiedy noga osunęła się i straciłam równowagę. Przed oczyma wyobraźni miałam już obraz rozpłaszczonego nosa i poodzieranych policzków, spowodowanych przez bliskie spotkanie z twardym podłożem. Maks jednak był szybszy. Widząc co się działo, podszedł najbliżej jak tylko mógł. Rozwartymi ramionami oplótł mnie kurczowo w talii, pozbawiając tym samym drastycznej wizji. Mimo tego, grawitacja miała dla nas inne plany. Przyciągnęła nas oboje do siebie i z impetem umiejscowiła na piaszczystym posłaniu. Plecy zielonookiego idealnie wpasowały się w piasek, a ja, wtulona w jego klatkę piersiową, wyglądałam jak jakiś balast, powalający jednym dotknięciem. Podniosłam głowę i uniosłam lekko tułów ku górze. Nie miałam większego zakresu ruchu, ponieważ ramiona chłopaka, nadal zaciskały się w moim pasie. Nie przeszkadzało mi to, a nawet podobało się bardziej niż powinno.

– Przepraszam... – wyszeptałam niemal bezdźwięcznie, nabierając coraz większych rumieńcy.

Chłopak nie odpowiedział. Jego wzrok uważnie lustrował moją twarz. Miałam wrażenie, że dostrzegał każdy, nawet najmniejszy mimiczny skurcz i chłonął go cały sobą. Iskierki pożądania w jego oczach zaznaczyły kolejny odcień na moich licach. Paliły mnie wręcz od środka, a pozycja w której, przez moją nieuwagę, się znaleźliśmy nie sprzyjała negocjacjom. Wstyd, połączony z zażenowaniem, niemal ze mnie emanował. Nie byłam w stanie sklecić nawet jednego, prostego zdania. Miałam wrażenie, że w tym momencie, cokolwiek bym nie powiedziała, nie zostałoby odebrane poważnie. W końcu leżałam na nim, a on czule mnie obejmował, choć mógł mnie z siebie zrzucić w ułamku sekundy. Nie miałam pojęcia, co chodziło mu po głowie. Za to doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co w danej chwili lustrowała moja podświadomość. Zawahałam się. Nie mogłam sobie pozwolić na żadną, najmniejszą chwilę zapomnienia. Mimo, że przy Arku nie czułam takiej mieszanki emocji, to nie mogłam zapomnieć, że był jednak moim narzeczonym. Przymknęłam oczy i oparłam bezwładnie czoło o klatkę piersiową Maksa. Westchnęłam głęboko, próbując uspokoić tornado myśli w mojej głowie. Musiałam wziąć się w garść, mimo że bardzo pragnęłam spędzić w ten sposób nawet cały poranek. Warknęłam na siebie odruchowo, karcąc się w ten sposób za zabłąkaną myśl, która nie powinna była mnie nawiedzić. Chciałam tego, lecz nie mogłam. Nie potrafiłam dojść sama z sobą do ładu, a kolejne komplikacje w moim życiu nie wchodziły w grę. Oparłam się o tors chłopaka, próbując w ten sposób oswobodzić się z uścisku. Zsunął niespiesznie dłonie, oddając mi "wolność".

– Powinniśmy już wracać – rzekłam zdecydowanym tonem, który maskował moje zmieszanie.

– Jesteś pewna? – zapytał od razu. – Mamy jeszcze chwilę czasu – dodał po chwili.

– Tak... jestem – powtórzyłam stanowczo. – To mój pierwszy dzień w pracy. Nie chcę zawalić na starcie.

– Rozumiem... – Westchnął cicho, ale nie negował mojego zdania.

Wstałam z niego ostrożnie, uważając przy tym, aby nie sprawić mu bólu. Otrzepałam niechciane drobinki piasku ze swojego ubrania i zaczekałam aż chłopak również się podniesie i wrócimy do miasta. Zrobił to niechętnie i wręcz ślamazarnie, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Rozejrzałam się po niewielkim skrawku plaży, ukrytej przed oczyma gapiów. Była piękna i taka spokojna. Zachwyciła mnie swoim ciepłem, które niczym ciepły koc, okryło moje wnętrze. Widok zapierał dech w piersiach. Miałam wrażenie, że bywałam w tym miejscu nie raz. Nie chciałam jednak kolejnych domysłów. Nie mogłam żyć w niewiedzy, więc zapytałam wprost:

– Maks... – zwróciłam się do chłopaka spokojnym tonem – ja tu przyjeżdżałam - prawda?

Spojrzałam na jego zadowolony wyraz twarzy, który mówił sam za siebie. Niemniej jednak wydobył z siebie krótkie zdanie, które bardzo mnie ucieszyło:

– Tak i to często... – Westchnął. – To było twoje ulubione miejsce i wiele dla ciebie znaczyło...

– Nadal znaczy... – wyszeptałam cichutko, przerywając mu w połowie zdania.

Nie wiedziałam dlaczego, ale w tym właśnie miejscu i w jegotowarzystwie, czułam się wyjątkowo, a co najważniejsze, czułam się niesamowiciebezpiecznie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro