Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37. "Miśku"...

Jeździłam bez celu, długo zastanawiając się co powinnam zrobić. Z ciekawości też zajrzałam na teren starej gazowni, gdzie miał się odbyć wyścig, już w następny piątek. Miałam zamiar wystartować, choć na chwilę pozbyć się zahamowań i poczuć odrobinę adrenaliny. Co prawda nie do końca wiedziałam jak się do tego przygotować, ale poznanie topografii i nawierzchni, na pewno w tym nie zaszkodziło.

Kiedy dotarłam na miejsce, zeszłam z bestii i odruchowo zajrzałam w telefon. Wyświetlała się masa połączeń, od Luka, Maksa a nawet i Oliego, choć za nic nie rozumiałam, co ten trzeci mógł ode mnie chcieć. Olałam całkowicie każdego z nich, nadal czując w sobie promieniującą złość. Smsy w stylu: „Odbierz, musimy porozmawiać", lub „Niki, to wszystko nie tak jak myślisz", w żaden sposób mnie nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie. Moja frustracja wzbierała z każdą kolejną wiadomością bardziej.

Przeszłam się wzdłuż domniemanej trasy wyścigu. Widziałam ślady opon, zrywów i jakieś dziwne beczki ustawione po bokach długiej alejki, ciągnącej się między magazynami. Ciekawe jakie uczucie, brać udział w czymś takim, pomyślałam odruchowo, próbując zająć myśli czymkolwiek innym. Starałam wyobrazić sobie tego typu wyścig, lecz moja wyobraźnia w tym momencie wydawała się być maksymalnie ograniczona, jakby chciała mi wmówić, że nie nadaję się do tego typu akcji. Kto mógł to wiedzieć. Jeśli nie spróbuję, to się nie przekonam, pomyślałam, bezwiednie kopiąc napotkany kamień.

Niechętnie wróciłam do domu ciotki, ale doskonale rozumiałam, że nie mogłam w jej murach kryć się w nieskończoność, tym bardziej po tym, co się wydarzyło. Spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i po dość długiej rozmowie z jasnowłosą postanowiłam, że wrócę do swojego mieszkania, choć nawet tam nie czułam się w tym momencie pewnie.

Nie wiem, jakim cudem dotarłam do siebie niezauważona przez Maksa. Możliwe, że nie było go na miejscu, ale w żaden sposób nie chciałam tego sprawdzać. Miałam dość niespodzianek już chyba do końca życia.

Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Musiałam ochłonąć, w końcu czekał mnie kolejny męczący tydzień pracy. Spojrzałam odruchowo na kalendarz na ścianie i soczyście przeklęłam pod nosem.

– Jak mogłam o tym zapomnieć? – zapytałam sama siebie.

Zaznaczona na czerwono data, miała mi przypominać o nadchodzącej, piątkowej wizycie u neurologa, który wymagał ode mnie, wypisanych na kartce od recept, szczegółowych badań krwi, które powinnam zrobić parę dni przed wizytą. W jednym szpitalu przyjmował też ginekolog, który przepisywał mi tabletki antykoncepcyjne, dlatego też postanowiłam udać się po nową receptę. Do tego wszystkiego miał się w ten sam dzień odbyć wyścig, więc na nudę nie miałam co narzekać.

Kiedy czajnik się wyłączył, a herbata została zalana, udałam się z gorącym kubkiem do pokoju, aby w spokoju przetrwać resztę popołudnia. Niestety, nie było mi to dane. Jakiś natręt zza drzwi, skutecznie zniwelował moje plany, pukając w nie do upadłego. Podeszłam do nich ostrożnie, zdając sobie sprawę, że chyba jedyną osobą w tym momencie, która mogła tak dobijać się do moich drzwi, był Maks. Mimo to zajrzałam przez wizjer.

– Oli? – wymknęło się z moich ust.

– Ja... Otwórz – poprosił, jakimś cudem usłyszawszy swoje imię ze środka mieszkania.

– Odejdź proszę – zaczęłam spokojnie. – Nie mamy o czym rozmawiać, a jak chcesz kryć tyłek Maksowi, to się nawet nie wysilaj...

– Ale to wszystko nie tak – przerwał mi. – Cholernie głupio to wszystko wyszło.

– Rób co chcesz Oli... – Warknęłam podenerwowana tymi słowami. – Nie wpuszczę ani ciebie, ani Maksa. Jakoś nie mam ochoty na wasze towarzystwo... Przynajmniej jeszcze nie teraz – odburknęłam.

Po drugiej stronie zrobiło się cicho... wyjątkowo cicho. Spojrzałam ponownie przez wizjer, a on stał nadal w tym samym miejscu w ciszy ze spuszczoną głową. Nie wiedziałam jeszcze co się kryło za tym zachowaniem, więc w milczeniu obserwowałam rozwój sytuacji.

Po dłuższej chwili ukucnął, wstał i jak gdyby nic odszedł. Co to w ogóle ma znaczyć? Zapytałam sama siebie w myślach, dopiero po chwili dostrzegając na podłodze złożony, dość niechlujnie, kawałek kartki w kratkę. Pochyliłam się i podniosłam, od razu otwierając. Szpara pod drzwiami była na tyle wystarczająca, że wsunął liścik do środka. W końcu nie chciałam otworzyć mu drzwi, pomyślałam, czytając szybko napisane zdanie: „ Ta środa o 20.00 klub „Feniks", koncert, przyjdź a wszystkiego się dowiesz... proszę.". Stałam jak wryta, nie rozumiejąc dlaczego jakiś koncert w klubie miałby mi wyjaśnić całą sytuację z kochanką Maksa. Zmięłam kartkę i rzuciłam na szafkę przy drzwiach, bez zastanowienia wracając do swojej herbaty. Nawet przez myśl nie przyszło mi, aby stawić się w tym klubie, ale jakimś cudem, to jedno, nieskładnie zapisane zdanie, męczyło moją głowę.

– Cholera jasna! – warknęłam sama na siebie, nie mogąc skupić się na niczym innym. – Obym tego nie żałowała Oli...

***

Nadeszła środa. Przewijałam się między pracą a pustym mieszkaniem. Brakowało mi w nim Maksa... jego śmiechu, głosu, dotyku... Miękłam z każdym dniem bardziej, choć strasznie starałam się utrzymać pozory twardej i niewzruszonej. Nie rozumiałam nawet dlaczego z takim przejęciem czekałam na wieczór. Może w końcu byłam gotowa schować dumę do kieszeni i wysłuchać tego, co miał mi do powiedzenia Oli. Przez cały ten czas miałam wrażenie że żyję w jakimś zawieszeniu, jakby życie zamiast z moim udziałem, toczyło się gdzieś obok, a ja nie miałam do niego żadnego dostępu. Westchnęłam głęboko, po raz setny analizując w głowie minione wydarzenia i nic, kompletnie nic nie znalazłam na obronę zielonookiego.

Stanęłam przed szafą, prędzej zamawiając taksówkę na wyznaczoną godzinę. Wybierałam się do klubu, a nie wieczorek towarzyski, więc miałam chęć wypić jakiegoś dobrego drinka. Jazda motorem nie wchodziła nawet w grę, poza tym pielęgniarka na porannym pobraniu krwi miała tyle wigoru, że zostawiła mi wielkiego siniaka na połowę ręki. Bolała okropnie, choć starałam się nią nie przejmować. Wyciągnęłam z szafy odpowiednie ciuchy i przebrałam się, dopełniając stylizację dość skromnym, ale eleganckim makijażem.

Nawet się nie obejrzałam, kiedy taksówka stanęła pod blokiem.

– Już? – zapytałam siebie zaskoczona, sprawdzając na telefonie godzinę. – Kurczę, kiedy mi ten cza minął?

Transport był zgodnie z planem, co znaczyło, że to ja nie przypilnowałam odpowiednio godziny. Założyłam szybko botki, portfel, klucze i telefon chowając po kieszeniach jeansów i skórzanej ramoneski. Torebka na koncercie nie była mi potrzebna, łatwo można by się było w tłumie pozbyć, a ja nie miałam ochoty na kuszenie losu w ten sposób.

Jadąc oświetlonymi latarniami ulicami uświadomiłam sobie, że nawet nie sprawdziłam co za zespół grał w miejscu do którego jechałam, ani nawet nie zajrzałam na stronę klubu, aby sprawdzić co oferował. Moje myśli skutecznie zaprzątnął liścik jasnowłosego, z czego zdałam sobie sprawę dopiero po fakcie. Jakby tego było mało, przed samym wejściem do klubu dostrzegłam właściciela karteczki. Wiercił się niepewnie w miejscu, rozglądając się na wszystkie strony.

– Dziękuję – powiedziałam do taksówkarza, który zatrzymał się niemal przy samych drzwiach.

Zapłaciłam za kurs, po czym grzecznie podziękowałam za odstawienie na miejsce i wyszłam z auta. Oli zauważył mnie od razu, o czym świadczyło nagłe pojawienie się go przy moim boku.

– Cieszę się, że jesteś – powiedział cicho.

– Sama nie byłam do końca pewna czy w ogóle chcę tu przyjść – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ale skoro już jestem, to może wyjaśnisz po co mnie tu ściągnąłeś? – Skrzyżowałam ręce na piersiach, wyczekując jakiejkolwiek reakcji.

– Wyjaśnię, ale wejdź ze mną do środka...

– Nie, dopóki nie powiesz mi o co chodzi. – Postawiłam się, nie ruszając się nawet na krok.

– Jak zawsze uparta – rzucił pod nosem. – I nie mam zamiaru ryzykować, że znowu mi znikniesz, także stój i się nie ruszaj – odparł tonem nie przyjmującym sprzeciwu.

Wyciągnął telefon i zadzwonił.

– Stoję przed wejściem do klubu. Możesz wyjść na chwilę? – zapytał kogoś po drugiej stronie słuchawki.

Podejrzewałam, że skontaktował się z Maksem, ale jakież było moje zdziwienie, kiedy do naszej dwójki podeszła jego kochanka. Aż wmurowało mnie w chodnik, a ciśnienie momentalne podniosło się, wychodząc poza dopuszczalną skalę.

– Co ona tu robi? – zapytałam oschle chłopaka, niemal zaciskając odruchowo pięści.

Miałam ochotę przywalić dziewczynie w twarz, dopóki nie usłyszałam z jej ust „miśku" skierowanego w stronę blondyna.

– Miśku? – powtórzyłam pytająco, niepewna tego czy jednak dobrze usłyszałam.

– No tak – przyznała. – To mój facet, a czego się spodziewałaś? – zapytała, a ja kompletnie nie rozumiałam, co się właśnie przede mną odgrywało.

– Jak to twój facet? – powtórzyłam ponownie. – A Maks? Kręcisz z nimi dwoma? – dopytałam coraz szerzej otwierając oczy ze zdumienia.

– Czy ciebie dziewczyno pogrzało? Jakich dwóch? – Uniosła się. – Mam tylko jednego chłopaka, jego... – Wskazała dłonią na Oliego. – I nigdy by mi do głowy nie przyszło, żeby kombinować coś na boku.

– Ale byłaś w mieszkaniu Maksa...

– Właśnie to próbuje ci wyjaśnić – wtrącił się chłopak, przerywając mi w połowie zdania. – Anka, może zaczekaj w środku, zaraz do ciebie przyjdę – zwrócił się do dziewczyny, całując ją przelotnie w usta.

– Tylko nie stój tu za długo, zaraz zaczną grać – powiedziała spokojnie, lekko się do niego uśmiechając.

Zniknęła za drzwiami klubu, a ja nadal stałam zaskoczona całą tą sytuacją.

– Nikola... – zaczął spokojnie, patrząc w moją stronę, ale ja nie potrafiłam być spokojna.

– Cholera jasna Oli! – Warknęłam jak rozjuszone zwierzę, nie potrafiąc poradzić sobie z chwilowymi emocjami. – Krótko, rzeczowo i na temat... proszę... – ostatnie słowo udało mi się wypowiedzieć dużo łagodniej niż resztę.

– Maks miał dodatkową zmianę, więc pożyczył mi klucze do mieszkania, żebym mógł z Anką... no sama wiesz...

Na wspomnienie o tym co się działo nad moją głową tamtego wieczoru, aż przeszły mnie ciarki. Czyli Maks nie kłamał, był w pracy, przeszło od razu przez moją głowę. Mimo natłoku myśli, jakie mnie nawiedziły, słuchałam wyjaśnień jasnowłosego, z każdą chwilą układając wszystko w całość.

– I ot cała historia – podsumował. – Powiedz coś Nikola – poprosił.

Stałam przez chwilę w kompletnej ciszy. Zrobiłam z siebie totalną wariatkę, kretynkę i nie wiem co jeszcze, skarciłam się w myślach, zastanawiając się, co aż tak mogło mnie zaślepić, że nie potrafiłam zdobyć się na jakiekolwiek wysłuchanie wyjaśnień. Nie chciałam słuchać nikogo, jakbym wiedziała wszystko najlepiej. Nie dopuściłam do głosu ani Maksa, ani Oliego, a nawet własnego brata, któremu ufałam bezgranicznie. Boże, jaka ty jesteś głupia! Krzyknęłam na siebie w głowie.

– Nikola... – powtórzył niemal błagalnie.

Spojrzałam na niego, nadal nie potrafiąc odnaleźć odpowiednich słów, aby choć w najmniejszym stopniu usprawiedliwić swoje zachowanie.

– Ja... – Urwałam, niemal łamiącym się głosem. – Boże... Byłam przekonana, że ona i Maks... – Bełkotałam nieskładnie. – Jasna cholera! – krzyknęłam na całe gardło, nie przejmując się nikim i niczym. – Przecież ja nawet zamki wymieniłam, żeby go nie widzieć... – mówiłam jakby sama do siebie. – Oli! Cholera! – wrzasnęłam. – Nie mogła od razu powiedzieć, że to ty jesteś w mieszkaniu, a nie „miśkować"... cholera! Muszę się napić! – przyznałam. – Mają coś mocnego w środku? – zapytałam odruchowo.

– Mają – przyznał niechętnie, widząc moją reakcję.

– To prowadź – rzuciłam stanowczo. – Nie przełknę tego wszystkiego na trzeźwo...

Miałam zatrzymać tą ostatnią myśl dla siebie, lecz zbyt szybko opuściła moje usta. Oli nie skomentował tego co palnęłam. W spokoju zaprowadził mnie do baru, po drodze zgarniając swoją dziewczynę. Usiadłam się na hokerze, zamawiając dwa mocniejsze shoty, które natychmiast w siebie wlałam. Oli z Anką usiedli przy stoliku niedaleko. Lustrując ich zachowanie, nadal nie mogłam zrozumieć, dlaczego aż tak bardzo się w tej kwestii pomyliłam.

Poprosiłam o kolejne dwa shoty, słysząc za swoimi plecami, jak prowadzący zapowiada zespół.

– „Night Sounds" ponownie na naszej scenie – powiedział do mikrofonu. – Udanej zabawy.

– Zaraz, zaraz – mruknęłam cicho pod nosem, uświadamiając sobie, że już gdzieś zetknęłam się z tą nazwą. – Kostka od gitary...

Przypomniałam sobie moment, kiedy ją znalazłam przy sprzątaniu i o którą nie zdążyłam spytać Maksa. Wlałam w siebie zawartość postawionych na blacie kieliszków i odwróciłam się w stronę sceny. Chwilę mi zajęło, kiedy w tyle dojrzałam zielonookiego. Parsknęłam pod nosem, zrozumiawszy do kogo ta kostka należała. Mój wzrok był utkwiły tylko w niego, jakby ktoś mnie zaczarował. Wstałam z siedziska i podeszłam troszkę bliżej, lecz w żadnym wypadku nie miałam zamiaru wchodzić w tłum podrygujących ludzi. Nawet nie zauważyłam przyglądających mi się osób wokoło i dziwnych szeptów na ucho, które w jakiś sposób powinny mnie zaalarmować, lub chociażby przykuć moją uwagę. Ja jednak zdawałam się nie dostrzegać nikogo i niczego, stojąc jak ten słup soli na tyłach.

Minęło zaledwie kilka piosenek, kiedy poczułam jak coś oderwało mnie od ziemi. Spanikowana, rozejrzałam się wokoło. Ręce bawiących się ludzi bezwstydnie przekazywały mnie między sobą, jakbym po nich płynęła, leżąc na plecach. Byłam zszokowana, ale jakikolwiek gwałtowniejszy ruch z mojej strony spowodowałby niechciany upadek na posadzkę. Widziałam takie akcje jedynie w telewizji, nie wierząc że kiedykolwiek przytrafi mi się coś podobnego. Zdążyłam wyłapać po drodze kilka głośniejszych krzyków typu: „To dziewczyna gitarzysty", po czym zostałam postawiona pod sceną, za barierkami, które odgradzały resztę ludzi. Spanikowana, stanęłam tyłem do sceny, próbując znaleźć jakąkolwiek możliwość, aby znaleźć się ponownie na tyłach lokalu. Kiedy już udało mi się odkryć sposób, ktoś pociągnął mnie za przedramię, nie pozwalając zrobić kroku. Obejrzałam się zaskoczona, dostrzegając przed sobą nikogo innego jak Maksa. Spojrzał na mnie, potem na kogoś w tłumie, po czym uśmiechnął się szeroko i zanim zdążyłam zareagować złączył nasze usta w cudownie czułym pocałunku, który niemal pozbawił mnie równowagi. Wszystko działo się w takim tempie, że nawet nie odnotowałam momentu, kiedy pociągnięta za rękę, poszłam z zielonookim na scenę i zostałam posadzona za kulisami, aby z pierwszej linii móc obserwować poczynania zespołu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro