32. We dwoje.
Zatraciłam się we własnych myślach, dopiero po chwili dostrzegając, że zielonooki zmierzał już w moim kierunku. Wiedziałam doskonale, jakim transportem wybrał się dzisiejszego wieczoru do pracy, więc nie miałam żadnych obaw o swój pakunek. Na jego twarzy malował się jednak grymas niezrozumienia, zatroskania, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Zaniepokoiło mnie to. Miałam wrażenie, że mógł być zły, za to że wyciągnęłam go z gali, dlatego też sama zaczęłam obawiać się dalszego przebiegu wieczoru.
– Gotowa? – zapytał od razu, kiedy do mnie podszedł, bez zbędnych czułości.
– Tak – odparłam bez namysłu. – Mam tylko ten obraz do zabrania.
– W porządku – przytaknął. – Bez problemu zmieści się do bagażnika – doprecyzował.
Wziął pakunek z moich rąk, mimo że w drugiej trzymał niewielkie pudełeczko i przewieszony przez przedramię pokrowiec na ubrania, ze służbowym strojem w środku.
– Maks... – Złapałam go za ramię, zatrzymując przed odejściem. – Jesteś na mnie zły? – zapytałam niepewnie.
Westchnął głęboko, robiąc pauzę, która w moim mniemaniu trwała niemal wieczność. Potęgowała obawy, czy dobrze postąpiłam stawiając go w tak niezręcznej sytuacji. Zmieszałam się, nie wiedząc co dalej ze sobą począć, co powiedzieć.
– Nie, nie jestem – odparł – ale muszę zapytać cię o kilka rzeczy, dobrze?
– W porządku – odparłam bez najmniejszego wahania, czekając na to, co chciał wiedzieć.
– Ale nie tutaj – wtrącił. – Odwieziemy obraz, będziesz mogła się przebrać jeśli chcesz, i pojedziemy w jedno miejsce, dobrze?
– Tak...
Westchnęłam ciężko, nie wiedząc co kombinował. Niepewność przyszłej rozmowy potęgowała nieznośne napięcie, czego efektem była bieganina niespójnych myśli w mojej głowie.
Wyszliśmy na zewnątrz. Przeszliśmy na tył budynku, na którym znajdował się niewielki parking dla pracowników. Maks ostrożnie zapakował dzieło mojej mamy do bagażnika swojego auta, odkładając tam jednocześnie pokrowiec i pudełeczko. Sama nie czekałam aż upora się z pakunkami, więc od razu zajęłam miejsce na fotelu pasażera. Odłożyłam torebkę na kolana, chowając w niej ostrożnie maskę, tuż po odebraniu kurtki z szatni. Zapięłam pas bezpieczeństwa i w napięciu czekałam na swojego kierowcę.
Maks zajął swoje miejsce. Włożył kluczyk do stacyjki, zapiął pas i odpalił silnik, który tuż za moment zgasił. Spojrzałam na niego z niemym pytaniem na ustach, które nie opuściło mojego gardła. On jedynie westchnął, zabierając dłonie z kierownicy. Odpiął pas i odwrócił się w moją stronę. Byłam tak sparaliżowana tym co się działo, że nawet nie ruszyłam się z miejsca.
– Dlaczego nie mówiłaś, że znasz Prezydenta Miasta? – Wypalił jak z armaty.
– Byłam przekonana że o tym wiedziałeś – rzuciłam bez namysłu.
– Nigdy nie mówiłaś o swojej rodzinie, a ja nie chciałem wypytać, bo to był dla ciebie ciężki temat...
– Może przed wypadkiem. – Przerwałam mu, nie czekając na dalszy ciąg zdania.
– Tak... wtedy na pewno. – Zrobił minę zbitego psa, jakby nagle sobie o czymś przypomniał, o czym sama nie powinnam wiedzieć. – Czy możesz mi to teraz wyjaśnić? Słyszałem na licytacji, że jesteś córką tej znanej malarki, ale prezydent też nazwał cię córką...
– Bo nią jestem, ale też i nie. – Odetchnęłam ciężko, nabierając odwagi na wytłumaczenie tego bezsensownego zdania. – Bo to jest tak... – Zaczęłam ostrożnie, widząc całkowitą dezorientację w szmaragdowym spojrzeniu Maksa. – Z tego co mi powiedzieli, to moi rodzice zginęli w wypadku, kiedy byłam mała. Nie za dużo o nich wiem, a dopiero dziś się dowiedziałam, że mama była dość sławna w świecie sztuki, a ci właściciele, to jej dawni znajomi, dlatego masz w bagażniku jej pierwszy obraz, który namalowała. – Westchnęłam ciężko, wciągając dodatkowej dawki powietrza w płuca. – Po tym jak zginęli, Majka i Borys adoptowali mnie jako pełnoprawną córkę, choć właściwie mówię do nich ciociu i wuju, bo nawet nie jesteśmy spokrewnieni. Za to Luka traktuję jak prawdziwego brata...
– Czyli Łukasz jest nie tylko kryminalnym, ale też synem głowy miasta – warknął z niezadowoleniem pod nosem, jakby to miało jakieś wyjątkowo ważne znaczenie.
– Tak – potwierdziłam. – Karol też był znajomym moich rodziców, ale tak jak Majka jest moim chrzestnym, więc też mówię do niego wujku. Oni są teraz moją rodziną, bo innej, tej rodzonej, nie mam. – Odetchnęłam ciężko, jakbym zrzuciła ze swoich barków długo ukrywaną tajemnicę.
Spojrzałam na zdezorientowanego chłopaka, który próbował ułożyć sobie wszystko w głowie. Widać było, że nie było to dla niego łatwe. Ja natomiast nie rozumiałam, dlaczego dotychczas nie podzieliłam się z nim takimi informacjami. Może specjalnie to ukrywałam? Myślałam usilnie. Możliwe jednak, że nie było do takiej rozmowy jakiejś szczególnej okazji. Nie miałam pojęcia co powinnam na ten temat myśleć. Nie chciałam również psuć do końca tego wieczoru, tym bardziej, że podstępem wyciągnęłam go z pracy.
– Czy ty jesteś na mnie za to zły? – zapytałam niepewnie, bojąc się twierdzącej odpowiedzi.
Maks spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba nie przypuszczał, że kiedykolwiek mogłabym o to zapytać.
– Nie... nie o to chodzi – odparł momentalnie. – Po prostu jestem nieco skołowany tymi nowościami.
Zielonooki doskonale wiedział, że w tej sytuacji nie miał wyboru i dla dobra Nikoli musiał ulec całkowicie władzy Luka, jaką właśnie nad nim dostał. Chciał wykręcić się z całej sytuacji samodzielnie, lecz teraz miał inny priorytet przed sobą.
– Przetrawię to wszystko na spokojnie w domu, a teraz nie psujmy sobie wieczoru – rzucił szybko, abym nie zdążyła zauważyć jego lekkiego zdenerwowania.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i odpalił auto. Zapiął pas i ruszył pod nasz wspólny blok. Na miejscu pomógł mi zanieść, sporych formatów prezent do mieszkania, a sam udał się piętro wyżej, aby przebrać się w wygodniejsze ciuchy. Sama miałam podążyć za jego przykładem, lecz zawinięte płótno na stole w pokoju, kusiło, żeby znów na nie spojrzeć.
Usiadłam na brzegu kanapy, poprawiając ostrożnie elegancką kreację od ciotki. Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam ostrożnie odpakowywać obraz, już po chwili ciesząc się nim w całej okazałości. Opuszkami palców, delikatnie aby niczego nie uszkodzić, niemal przepłynęłam po fakturze i łączeniach farb. Twarz ojca i jego lazurowe spojrzenie, które odziedziczyłam, wciągnęły mnie bez reszty. Nie mogłam oderwać się od pół wilka, pół człowieka, którego mama scaliła w jedno. Na kolorowym kawałku materiału miałam ich oboje razem, co cieszyło mnie bardziej, niż mogłam sobie nawet wyobrazić.
– Żałuję, że was nie pamiętam... – wyszeptałam ledwo słyszalnie.
Postawiłam obraz na komodę, nie mając w tym momencie dla niego innego miejsca. Nie zdążyłam nawet otworzyć szafy i wyciągnąć niczego na przebranie, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Maks doskonale wiedział, że zostawiłam je dla niego otwarte, żeby mógł wejść bez pukania, ale tego też ostrożne podeszłam do wizjera i sprawdziłam kto znajdował się po drugiej stronie. Momentalnie otworzyłam drzwi i z wyrazem niezadowolenia na twarzy rzuciłam do stojącego przede mną mężczyzny:
– Przecież uprzedziłam, że masz wejść bez pukania.
– A gdybyś akurat była naga? – wyszeptał, obejmując mnie delikatnie w pasie.
– To przynajmniej miałbyś dobre widoki – rzuciłam kokieteryjnie i złożyłam niezobowiązującego całusa na jego ustach.
– To mam poczekać aż się przebierzesz? – zapytał, kiedy upewnił się, że mam na sobie dokładnie to samo, co piętnaście minut temu.
– Nie trzeba – zapewniłam. – Pojadę tak.
– W porządku, ale weź chociaż jakąś bluzę, sweter, cokolwiek, żebyś nie zmarzła.
– Od tego mam ciebie. – Uśmiechnęłam się kokieteryjnie, wypędzając gestem Maksa za drzwi. – To gdzie jedziemy? – zapytałam szczerze zaciekawiona.
– W jedno urocze miejsce – powiedział lekko, prowadząc mnie za rękę do auta.
Mimo, że na zewnątrz było już całkiem ciemno, doskonale wiedziałam gdzie jechaliśmy. Musieliśmy jedynie zachować większą ostrożność przechodząc po niekiedy ostrych kamieniach, po których stąpałam boso. W tym momencie troszkę pożałowałam, że nie przebrałam chociażby butów, lecz widok, który ujrzałam niedługo przed oczami, zrekompensował mi ten mały błąd.
Zielonooki rozłożył koc i położył maleńkie pudełeczko tuż na jego skraju, pozwalając w pierwszej kolejności rozsiąść mi się wygodnie. Chwilę rozmawialiśmy, kiedy Maks się nagle ode mnie odwrócił. Zaskoczyła mnie jego reakcja, tym bardziej, że zobaczyłam niewielki blask, wydobywający się zza jego ramienia. Odwrócił się do mnie i z uśmiechem na ustach wyszeptał:
– Wszystkiego najlepszego Niki.
Byłam zaskoczona, że pamiętał o moich urodzinach. Mimo, że sceneria i pora nie pozwalały na huczne świętowanie, to waniliowa muffinka z kremem i zapaloną świeczką, w towarzystwie mojego faceta, była najlepszym prezentem jaki mogłam dostać. No i ta nasza sekretna plaża. Dosłownie bajka.
Długo siedzieliśmy wtuleni w siebie, wsłuchując się w cichy szept morskich fal. Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam się jakoś śmielej, odważniej. Zabrałam głowę z ramienia Maksa i spojrzałam na niego, przygryzając delikatnie dolną wargę. Zrobiłam to mimowolnie, kiedy w mojej głowie ukazały się bardzo niegrzeczne myśli. Nie miałam jednak pojęcia, czy po tak zwariowanym wieczorze, zielonooki miałby nawet ochotę na wspólny sen bez podtekstów. Nie miałam zamiaru jednak gdybać. Jego usta kusiły mnie za każdym razem bardziej, kiedy na nie spojrzałam. Zaryzykowałam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że po informacjach, które uzyskał pod Galerią Sztuki, nie był w nastroju na większe amory.
Zbliżyłam swoje usta do jego, smakując powoli i ostrożnie najpierw dolnej, potem górnej wargi. Obawiałam się, że mi przerwie, jednak on pogłębił nasz pocałunek. Rozochociło mnie to jeszcze bardziej. Odwróciłam się całkowicie do niego, zachłannie wplatając dłoń w gęste włosy. On w odpowiedzi ulokował swoje ręce na nagich plecach, których w tym miejscu nie zakrywał materiał sukni. Gładził je opuszkami palców tak delikatnie, że mimowolnie przeszedł dreszcz podniecenia, rozciągający się od samej szyi, po sam dół pleców. Moje libido zaczęło szaleć, kiedy jego pocałunki przeniosły się z ust, na wrażliwą skórę karku. Każdy kolejny dotyk podniecał mnie coraz bardziej. Wolną dłonią zaczęłam unosić materiał jego koszulki, mając nadzieję, że sam pozbędzie się tego, co blokowało mi dostęp do jego nagiego torsu. Nie był jednak tego wieczoru dla mnie litościwy. Musiałam wykazać więcej inicjatywy niż zazwyczaj, co nawet mi się spodobało. Wykorzystałam moment, kiedy jego usta przestały pieścić moją szyję. Pociągnęłam go lekko za włosy, aby odchylił nieco głowę. Miałam idealne dojście do jego warg i szyi, co chciałam wykorzystać. Uśmiechnęłam się zadziornie i bez ostrzeżenia wpiłam się w jego usta, delikatnie przygryzając dolną wargę. Była słodka i ponętna, aż zaczęłam pragnąć jej jeszcze zachłanniej. Pogłębiłam nasz pocałunek, do tego stopnia, że nasze języki tańczyły już do wspólnej melodii naszego pożądania. Owładnięta euforią, przestałam się kontrolować. Uniosłam złoty materiał długiej sukni, odsłaniając tym gestem koronkową bieliznę, która i tak była już wyjątkowo mokra.
Usiadłam na biodrach Maksa nie przerywając naszego namiętnego tanga języków. Doprowadzał mnie do obłędu z każdą sekundą bardziej. Sięgnęłam do klamry paska w jego spodnich, mocując się z nią dłużej niż powinnam. Oderwałam się niechętnie od słodkich, wąskich ust i szepnęłam mu do ucha:
– Chyba musisz mi dziś pomóc.
Przygryzłam zawadiacko płatek jego ucha, uświadamiając mu, że jestem już gotowa na troszkę bardziej odważną zabawę.
– A co zrobisz w zamian za tą pomoc? – zapytał, mrużąc zadziornie oczy.
– Jeszcze będziesz błagał, żebym przestała, mój drogi – wyszeptałam, po raz kolejny zaznaczając odcisk moich zębów na jego uchu.
– Albo ty mnie...
Oplótł mnie stabilnie ramionami w talii. W jednej chwili ściągnął ze swoich bioder i w delikatny, lecz stanowczy sposób powalił plecami na koc, na którym siedzieliśmy.
Zaśmiałam się, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. To on okazał się górą. Pochylił się nade mną i tym razem to on wdarł się przebojem w moje usta, wykorzystując jednocześnie fakt zadartej sukni. Poczułam jego ciepły dotyk, na wewnętrznej stronie uda, co niemal momentalnie rozpaliło moją kobiecość. Z każdą sekundą zbliżał się do granicy, wydzielonej koronkowym materiałem, a ja z niemałym utęsknieniem czekałam, aż poczuję go w sobie. Maks nie miał zamiaru się jednak spieszyć. Odchylił koronkę i w chwili, kiedy zaczął zaznaczać pocałunkami linię mojej wrażliwej szyi, wsunął palce w moją wilgotną kobiecość.
Z moich ust wyrwał się niekontrolowany jęk, co niewymownie spodobało się mojemu kochankowi. Droczył się ze mną. Przyspieszał i zwalniał ruch swoich palców, co doprowadzało mnie do obłędu. Moje zmysły wariowały, z każdą kolejną pieszczotą, której chciałam więcej i więcej. Jego pocałunki zaznaczały niewidzialną linię na moim ciele. Szyja, obojczyk, piersi, przy których zatrzymał się na znacznie dłuższą chwilę, pozbywając się uprzednio z tego miejsca góry mojej garderoby.
Wyciągnął ze mnie palce, przerywając na moment rozpoczętą zabawę. Doskonale wiedziałam co mu w tym momencie przeszkadzało. Poprosiłam szeptem o rozpięcie zamka w sukni i kokieteryjnym, uwodzicielskim ruchem, ściągnęłam ją ze swojego ciała. Pozbyłam się również bielizny, która w tej chwili jedynie mi przeszkadzała.
– Teraz ty – rzuciłam, spoglądając zalotnie na Maksa, który nadal był w pełni ubrany.
Ani drgnął, co strasznie mnie zaskoczyło. Nadal siedział wygodnie na kocu, a ja nie miałam zamiaru czekać na jego reakcję. Usiadłam okrakiem na jego biodrach, jednym ruchem pozbywając się niechcianej koszulki. Nie zatrzymał mnie nawet, kiedy bezczelnie dobierałam się do zamka jego spodni. Wręcz przeciwnie. Bawiła go moja desperacja w zdobyciu tego, czego w tym momencie tak bardzo pragnęłam.
Ściągnęłam spodnie i za jednym razem, pozbyłam się również jego bielizny, która uwolniła nabrzmiałą już męskość. Tym razem to ja postanowiłam się podroczyć z nim. Ponownie usiadłam na jego biodrach, zachłannie pocierając jego członka swoją kobiecością, samą siebie w ten sposób mimowolnie doprowadzając do stanu sensualnego obłędu. Nie miałam jednak zamiaru przestawać. Widząc jak przygryzał wargę, próbując się kontrolować, a także słysząc jego ciche jęki i westchnienia, rozumiałam, że nie wytrzyma już długo.
Chwyciłam jego męskość w dłoń i wprowadziłam głęboko w siebie. Z jego ust wyrwał się niekontrolowany jęk, który uświadomił mi, że tak nagłej zmiany się nie spodziewał. Ścisnął moje pośladki, wprowadzając je w rytmiczny ruch. Tempo było zawrotne, jakbym w jednej chwili oszalała z totalnego pożądania i nie potrafiła opanować własnych zapędów. Może właśnie i tak było, ale te same emocje leżały po stronie zielonookiego. Nie spodziewał się, że z taką gwałtownością rzucę się na niego i doprowadzę do tak szybkiego zakończenia.
Przygniatał zachłannie moją skórę, kiedy szalałam na jego wzwodzie. Nasze westchnienia i jęki wzajemnie mieszały się wokoło nas. Byliśmy jak niezaspokojeni kochankowie, którzy spotkali się po latach rozłąki i nie potrafili się sobą nasycić. Nasze zmysły szalały, a żadne z nas nie potrafiło ich okiełznać. Kilka głębszych pchnięć wystarczyło, aby z moich ust wyrwał się krzyk zadowolenia. W tym samym momencie poczułam też, jak słodkie soki mojego faceta, wypełniły mnie całą od środka. Byłam w sensualnym niebie rozkoszy, na dzikiej plaży, w otoczeniu morskich fal, otulona ciepłem i miłością Maksa. Niczego więcej do szczęścia nie było mi potrzeba...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro