Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Zaproszenie.

Krzysiek zaparkował auto tuż przed bramą. Rozweselone oczy co rusz kierowały się w stronę mojego brata. Poczułam się jak piąte koło u wozu, które w tym momencie hamowało w nich to, co chcieli sobie przekazać. Nie potrzebowali przyzwoitki, co doskonale rozumiałam. Bez zbędnych słów chwyciłam za klamkę, lekko uchylając drzwi.

– To ja już pójdę – wyszeptałam, kierując się w stronę kierowcy: – Dziękuję za podwiezienie.

– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się w odpowiedzi.

Zanim moje stopy zaszczyciły swymi podeszwami chodnik, usłyszałam głos Łukasza.

– Poczekaj przed wejściem. Zaraz przyjdę.

Słowa z mojej strony były zbędne. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że chcieli się ze sobą pożegnać. Zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam tyłem do auta. Nie chciałam wchodzić na podwórze, wiedząc, że tym gestem mogłam spowodować szybsze wyjście ciotki przed dom. Postanowiłam zaczekać, dając parze maksimum prywatności, na jakie w tej chwili było mnie stać. Korciło mnie ogromnie, aby zerknąć na przednie siedzenia. Widok szczęśliwego brata, był dla mnie niemal obcy. Skręciłam lekko głową w bok, kątem oka dostrzegając pogrążoną w czułym pocałunku parę. Rozmarzyłam się, szybko powracając do poprzedniej postawy. Nie chciałam, aby zauważyli, że ich podglądałam. Mimo to cieszyłam się z tego co zobaczyłam. Ta scena uświadomiła mi, że byli razem szczęśliwi. Ale dlaczego nie powiedział mi od razu o Krzyśku. Przecież nie jest to żadną tajemnicą... chyba... Zastanawiałam się, nie rozumiejąc tego stanu rzeczy.

Z zamyślenia wyrwało mnie głośne trzaśnięcie drzwiami, za moimi plecami. Wzdrygnęłam się mimowolnie, sprowadzając swoje wątpliwości z powrotem na ziemię. Zastanawiało mnie to, więc postanowiłam tym razem wypytać o wszystko Luka dokładnie, bez zbędnych formalności. Odwróciłam się w jego stronę, kiedy dobiegł do moich uszu warkot obudzonego z krótkiej drzemki silnika. Skrzyżowałam odruchowo ręce na piersiach, przybierając najbardziej poważną minę, jaką miałam w swoim repertuarze. Dostrzegłam zdziwienie na jasnej twarzy, lecz nie mogłam zareagować inaczej.

Podszedł niespiesznie, pytającym wzrokiem świdrując mnie na wylot. Nie ugięłam się, nie tym razem, na co westchnął zrezygnowany.

– Pytaj... – rzucił od niechcenia, chowając ręce do kieszeni.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz chłopaka? – zapytałam, marszcząc lekko brwi.

– Bo nie chciałem...

– Ale dlaczego? – przerwałam mu, zanim zdążył wypowiedzieć kolejne słowa.

Westchnął zrezygnowany, nabierając w płuca dodatkowej dawki powietrza, jakby co najmniej miał wyrzucić z siebie żale z całego minionego roku. Zdałam sobie sprawę, że ta na pozór niewinna rozmowa, kosztowała go wiele wysiłku.

– Niki... – Spojrzał na mnie, jakby szukał w moich lazurowych oczach, jakiegoś wsparcia. – Jestem gejem, policjantem i na dodatek synem prezydenta miasta...

– I co to ma o rzeczy? – wtrąciłam ponownie.

– To, że ludzie nie są tolerancyjni. W otoczeniu ojca szukają wiecznie jakiś brudów, które mogłyby wywołać skandal i zwiększyć nakład gazet, czy wzrost oglądalności w telewizji. Myślisz, że jego konkurenci nie wykorzystaliby tego do swoich celów? – Mówił szybko, jakby bał się, że przerwę po raz kolejny jego wypowiedź. – Poza tym w ostatnim czasie miałaś wystarczająco dużo problemów, żebym dokładał ci kolejnych nowości.

– Luk... – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Rozumiem twoje obawy, ale nie możecie się całe życie ukrywać – zaczęłam ostrożnie. – Widziałam jak na siebie patrzyliście. Nawet ślepy by zauważył, że się kochacie, dlaczego chcesz się z tym wciąż ukrywać? – Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz mu na to nie pozwoliłam. – Ludzie zawsze będą gadać i oceniać. Ważne, żebyś ty żył w zgodzie ze sobą... A afery w polityce były i będą zawsze...

– To nie jest takie proste jak myślisz – rzucił zrezygnowany. – Rodzice też o tym nie wiedzą...

– Jak to? – zareagowałam natychmiast.

– Tak to... – odburknął w odpowiedzi. – Nie przyznałem się.

– Boisz się ich reakcji, prawda? – zapytałam delikatnie, nie chcąc, aby poczuł się jeszcze bardziej osaczony z mojej strony.

Spuścił znacząco wzrok. Nie musiał odpowiadać, abym wiedziała, że rozmowa z rodzicami jest dla niego murem, który hamował jego bieg.

– Nie każdy jest tak tolerancyjny jak ty – wyszeptał.

Nie chciałam go zamęczać i wprowadzać w zakłopotanie tuż przed kolacją. Wiedziałam jednak, że musimy jeszcze na ten temat porozmawiać w bardziej sprzyjających czasowo okolicznościach. Złapałam go za dłoń, okazując tym gestem wsparcie. Uśmiechnął się delikatnie, odwzajemniając w ten sposób gest.

– Wszystko w swoim czasie Luk...

Ścisnęłam jego rękę jeszcze mocniej, przyciągając go lekko do siebie. Wtuliłam się w jego ciało, starając się w ten sposób okazać należyte wsparcie.

– I dziękuję, że mi to powiedziałeś...

Pocałowałam go przelotnie w policzek, odsuwając się odrobinę. Dostrzegłam łzy w jego oczach, które usilnie powstrzymywał, przed zaznaczeniem swojej obecności na policzku. Podobała mi się również i ta wrażliwa strona brata, której po wyjściu ze szpitala jeszcze nie widziałam.

– Ale teraz chyba musimy już wejść do środka, bo jeszcze zaczną nas szukać.

Łukasz przytaknął w milczeniu, wyciągając przed siebie ramię. Nacisnął dzwonek i czekał, aż ciotka Majka otworzy drzwi.

– Nie masz kluczy? – szepnęłam, słysząc kroki w korytarzu.

– Zostawiłem w pokoju – rzucił od niechcenia.

Przewróciłam ostentacyjnie oczami, podśmiechując się w duchu. Po porannej wymianie zdań z Maksem czułam się przybita, lecz brat nieświadomie sprawił, że choć przez moment zapomniałam o swoich problemach.

Drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując w progu ciotkę, z ręcznikiem kuchennym w dłoni. Nie zdążyłam zareagować, kiedy wilgotny materiał zaznaczył swój ślad na prawym ramieniu Luka.

– Auć... – wymamrotał z niezadowoleniem. – Za co to? – dopytał.

– Kluczy to już nie łaska ze sobą zabrać? – mówiła szybko. – Zaraz kurczak mi się spali!

Spojrzeliśmy po sobie, próbując utrzymać kamienną powagę. Ani ja, ani Łukasz, nie mieliśmy nawet okazji odpowiedzieć. Majka, tak szybko, jak otwarła nam drzwi, w tym samym pędzie rzuciła się do kuchni. Zaczęliśmy się śmiać, wchodząc niespiesznie do wąskiego korytarza.

Dotarłszy na skraj salonu, ze zdumieniem odnotowałam obecność dodatkowej osoby. Przy zastawionym już stole rozsiadał się Karol, z pasją tłumacząc coś Borysowi. Gestykulował przy tym, jak gdyby jego dłonie były poruszane wbrew jego woli, przez niewidzialnego władcę marionetek. Zaśmiałam się pod nosem, uświadamiając sobie dobitnie, że takiego rozluźnienia atmosfery właśnie było mi tego dnia potrzeba. Majka zdawała się uprawiać kitchen-fitness tuż za wyspą kuchenną. Chowała się za nią, to wstawała, prostując odruchowo plecy, niczym robiąca przysiady sportsmenka. Ten kurczak rzeczywiście wymaga niezłej kondycji. Przeszła mi przez głowę zabawna myśl. Byłam wdzięczna za to zaproszenie, choć widząc stanowczą postawę brata, nie miałam jakiejś większej możliwości wykrętu. Po wyjściu ze szpitala bardziej skupiłam się na ponownym odnajdywaniu siebie, zapominając, że miałam rodzinę, która mogła mi w tym również pomóc.

Nie czekając na specjalne zaproszenie, skierowałam się w stronę aneksu. Ciotka dostrzegłszy ruch przed sobą, jakby wyczuwając moje intencje, gestem dłoni skierowała mnie do stołu. Nie miałam zamiaru wdawać się w dyskusję. Wiedziałam, że jest strasznie uparta i postawiłaby na swoim. Opór nie był potrzebny. Usiadłam na krześle, zostawiając obok miejsce dla Luka. Ten odruch był intuicyjny, ale tak naprawdę, na tym zakręcie życia w którym się znalazłam mogłam w pełni liczyć tylko na niego i Maksa. Westchnęłam głęboko, po raz kolejny próbując nie wracać myślami do poranka. Pragnęłam cieszyć się wieczorem w towarzystwie osób, które po śmierci rodziców, stały się moją rodziną.

Minęła zaledwie chwila, kiedy miejsce po mojej prawej stronie przestało być puste. Z kuchni coraz dobitniej wodziły nas za nos aromatyczne zapachy. Mimo że początkowo nie czułam się głodna, to w tym momencie żołądek zaznaczył swoją obecność.

– Głodna? – Luk wyszczerzył się w uśmiechu.

– Teraz już tak – potwierdziłam cichutko. – To wszystko przez te zdolności kulinarne twojej mamy – dorzuciłam, próbując usprawiedliwić niekontrolowany odgłos, wydobywający się z mojego brzucha.

Ciotka z podniesioną z zadowolenia głową, postawiła główne danie na samym środku stołu. Białe talerze ze srebrnymi sztućcami u boku idealnie wkomponowały się w wystrój, a bukiet żółtych tulipanów świetnie kontrastował na tle czerwonego wina, które Łukasz zaczął rozlewać w kieliszki. Dopiero w tym momencie wujkowie oderwali się od swojej ożywionej debaty, ze zdziwieniem odnotowując fakt, że wszyscy już znajdowali się na swoich miejscach.

Kolacja zaczęła się dość sztywno. Wszyscy sięgali pamięcią do jakiś wydarzeń sprzed lat, zapominając zupełnie o mojej amnezji. Nie czułam się z tym komfortowo. Milczałam, próbując się odnaleźć w tym szaleństwie wspomnień. Przez moment miałam wrażenie, że odpłynęłam. Ciało odnotowywało każdy ich ruch, lecz świadomość zdawała się przebywać poza pomieszczeniem. Byli jak zamknięte w szczelnej klatce okazy, które można było oglądać, lecz nie słyszało się dźwięków wydobywających się chociażby z ich ust. Odruchowo trawiłam kolejne porcje kurczaka, które znajdowały się na moim talerzu. Nie czułam jednak jego smaku. Byłam gdzieś obok, pogrążona we własnej pułapce myśli.

Poczułam lekkie szturchnięcie, potem drugie i kolejne. Dopiero w momencie, kiedy mocne uszczypnięcie w talii sprowadziło mnie z letargu, podskoczyłam mimowolne na krześle, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych. Niepewna tego jak powinnam zareagować, zwróciłam wzrok na osobę, która nie oszczędziła mi pulsującego bólu.

– Gdybyś mogła, to spopieliłabyś mnie teraz wzrokiem – zażartował Luk, podśmiechując się zadziornie pod nosem.

– No już... – oburzyłam się. – Już taka straszna to ja nie jestem...

– A widziałaś się w lustrze? – szepnął mi do ucha, aby reszta rodziny nie słyszała tych słów.

– No wiesz?! – Uniosłam głos bardziej niż powinnam, na co roześmiał się ponownie.

– Skoro już wróciłaś z obłoków na ziemię, to matka o coś cię pytała – dorzucił, starając się utrzymać powagę.

– Och... – Westchnęłam cicho, zalewając się niekontrolowanym rumieńcem.

Było mi wstyd przed ciotką, że nie zauważyłam momentu, kiedy zaczęła do mnie mówić. W myślach również podziękowałam bratu za rakową niespodziankę, która jednak okazała się potrzebna.

– Tak ciociu? – Zwróciłam się do niej. – Pytałaś o coś... Zamyśliłam się, przepraszam... – dodałam szybko, zanim zdążyła otworzyć ponownie usta.

– Pytałam tylko jakie masz plany na ten weekend.

– W sumie, to chyba jeszcze żadnych – przyznałam niepewnie. – A dlaczego pytasz? – zaciekawiłam się.

Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy w naszą rozmowę wtrącił się dzwonek mojego telefonu, dobiegającego z torebki, pozostawionej na przedpokoju.

– Przepraszam... – Wstałam pospiesznie od stołu, tłumacząc się po krótce. – Byłam przekonana, że ją wyciszyłam. Zaraz ją wyłączę i wracam – uspokoiłam szybko ciotkę.

Dobiegłam do torebki, ekspresowo wyciągając komórkę z czarnego wnętrza. Dzwonek nie ustawał, a na wyświetlaczu widniał napis „praca". Nie zastanawiałam się ani chwili. Zatwierdziłam połączenie zieloną słuchawką i rozpoczęłam rozmowę z menadżerem restauracji, którego głos rozpoznałam od razu.

– Przepraszam, że zawracam ci głowę na wolnym, ale za nic nie mogę dodzwonić się do Maksa... Jest może z tobą?

Zatkało mnie na te słowa. Byłam przekonana, że był tego wieczoru w pracy. Przynajmniej taką miałam nadzieję, po niemal całym dniu braku kontaktu z jego strony. Zaczęłam się zastanawiać... Gdzie spędzał wieczór? Z kim? Dlaczego nie odbierał telefonu? Czy coś mu się jednak stało? Czy najzwyczajniej w świecie był czymś zajęty? Och Maks... Westchnęłam cicho, uświadamiając sobie po chwili, że nie odpowiedziałam na pytanie menadżera.

– W tej chwili nie, jestem na kolacji u rodziny – odparłam pospiesznie.

– Przepraszam, przeszkodziłem ci...

– Nic się przecież nie stało – uspokoiłam go.

– Mogłabyś w takim razie przekazać mu, żeby się ze mną jak najszybciej skontaktował? Zachorowała nam jedna osoba i musiałbym mu zamienić zmiany – powiedział z nieskrywanym przejęciem.

– Przekażę, jak tylko go zobaczę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Dziękuję – odparł zdecydowanie. – Wracaj do rodziny... Jeszcze raz przepraszam za oderwanie od stołu.

– Naprawdę, nic się nie stało – uspokoiłam go po raz kolejny. – Widzimy się w następnym tygodniu w pracy.

– Tak, do zobaczenia – pożegnał się ciepło i zakończył połączenie.

Zanim jeszcze wróciłam do biesiadowania, otwarłam pustą wiadomość do Maksa, zapełniając ją następującymi słowami: „Hej. Dzwonił do mnie Darek, bo nie mógł się z tobą skontaktować. Musi zamienić ci zmiany w pracy. Oddzwoń do niego jak tylko będziesz mógł. Nikola". Nie chciałam być nachalna, a rzeczowo przedstawić sytuację. Nie potrafiłam przestać o nim myśleć, co skutecznie rzutowało na moje reakcje przy stole. Musiałam wziąć się w garść i skupić się na tym co było tu i teraz. Potrzebowałam uspokoić swoją głowę i wyrwać ją z tornada szalejących myśli.

Odetchnęłam głęboko, kilkukrotnie nabierając łapczywie powietrza w płuca. Tyle pozwoliło, abym z lekkim uśmiechem na ustach wróciła do swoich bliskich. Rozsiadłam się wygodnie na siedzisku i ponowiłam, przerwaną prędzej rozmowę.

– Przepraszam ciociu... – Westchnęłam, uzupełniając szybko zdanie, zanim moja rozmówczyni zdążyła otworzyć usta. – Pytałaś o moje plany na weekend...

– Tak – potwierdziła.

Sięgnęła natychmiast po białą kopertę po swojej lewej stronie. Zdziwił mnie fakt, że nie odnotowałam prędzej jej obecności. Mimo, że kolorem zlewała się z obrusem, to znajdowała się w obrębie mojego wzroku.

– Mamy coś dla ciebie...

– My? – przerwałam zaskoczona, zanim zdążyłam przemyśleć to pytanie.

– Tak, my... – powtórzyła.

Rozejrzałam się po bliskich. Wszystkie oczy były skupione na mnie, co dodatkowo wprowadziło mnie w zakłopotanie.

– W sobotę masz urodziny i postanowiliśmy zrobić ci małą niespodziankę...

Podała mi kopertę, którą poleciła otworzyć. Zawahałam się niepewna jej zawartości, lecz wykonałam prośbę. Na pięknej, złoconej okładce widniał napis „Zaproszenie". Spojrzałam na nią ponownie. W odpowiedzi obdarzyła mnie jedynie czułym uśmiechem, jakby właśnie obdarowywała własne, rodzone dziecko. Tak bardzo byłam jej wdzięczna, za opiekę po śmierci rodziców, ale nawet nie wiedziałam, czy kiedykolwiek jej o tym powiedziałam. Kochała mnie i doskonale dostrzegałam to w jej rozradowanych oczach. Bez oporów otworzyłam zaproszenie i zaczęłam czytać.

– Gala w „Pomorskiej Galerii Sztuki"... – wypowiedziałam na głos. – Na styl balu maskowego? Ale ciociu... – Spojrzałam na nią z lekką mieszaniną uczuć. – To jest cudowny prezent, ale ja chyba nie umiałabym się tam odnaleźć. – Westchnęłam zrezygnowana. – Wiesz, że ja bardziej preferuję swobodne stroje i luźną atmosferę. Nawet nie miałabym się w co ubrać...

– To nie jest żaden problem – odparła, chwytając mnie za dłoń. – Zawsze możemy pojechać coś kupić...

–Ale... – Chciałam zaoponować, lecz powstrzymała mnie.

– Poza tym odbędzie się tam szczególna aukcja charytatywna, na której powinnaś być...

– Musisz tam być! – dopowiedział Luk. – Masz moje słowo, że nie pożałujesz tej decyzji.

Wierzyłam jego słowom. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że znał mnie na wylot, a skoro uważał, że to dobry pomysł, nie miałam co się mu przeciwstawiać.

– Ciociu... – zaczęłam niepewnie. – Czy mogę zabrać osobę towarzyszącą?

Spojrzała na mnie pytająco, a Łukasz zaczął się kasłać, jakby nagle się czymś zakrztusił. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to właśnie moje pytanie wywołało tą reakcję. Wiedziałam też, o kim w tym momencie pomyślał. Słusznie, bo właśnie Maksa miałam na myśli.

– Jasne że możesz – odparł stanowczym tonem Borys, zanim ktokolwiek zdążył otworzyć usta. – Na pewno będziesz się czuć raźniej w towarzystwie kogoś, w podobnym wieku, zamiast męczyć się z takimi starymi prykami jak my...

– Oj wujku... – Skarciłam go wzrokiem. – Jak mogłeś chociaż tak pomyśleć? Jestem wam wdzięczna za tak wiele, że nie wiem czy starczy mi życia, żeby się za wszystko odwdzięczyć.

– Już nie przesadzaj... – Westchnęła cicho Majka. – Powiedz lepiej, czy zgadzasz się na taki rodzaj prezentu.

– Ciociu... – Spojrzałam na nią wymownie. – Pewnie, że tak... – Uśmiechnęłam się szczerze. – Ale na zakupy musimy pójść razem, bo naprawdę nie wiem w co powinnam się ubrać.

Jasnowłosa zaśmiała się lekko i wtuliła mnie w swoje ramiona. Odwzajemniłam się tym samym po raz kolejny łapiąc się na tym, że myślałam w tym momencie o tym, o którym nie powinnam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro