32. Deser z sianem...
Tak jak zaplanowałam, dzień upływał nam pracująco. Maks pojechał z panem Alojzym do lasu po drzewo, którego wczesnym rankiem, nie zdołał z naszego powodu załadować na przyczepę. Ja w tym czasie, razem z panią Zofią, nakarmiłam wszystkie zwierzęta, a było ich po prostu od groma. Nie miałam pojęcia jak sami, tylko z synem i synową ogarniają to wszystko. Następnie zabrałyśmy się za pieczenie ciasta dla naszych mężczyzn, aby do wieczora nie opadli nam z sił. Miałam wrażenie, że przez tą dwójkę jesteśmy traktowani bardziej, jak rodzina niż jacyś obcy, dopiero co poznani ludzie. Kto by pomyślał o czymś takim w mieście. Tam od razu wykorzystaliby staruszków pozbawiając ich ostatniego okruszka chleba. Wstrząsnęło aż mną na myśl o takiej znieczulicy na potrzeby innych. "Białowłosa" chyba miała w sobie wbudowany jakiś minutnik, bo z chwilą, kiedy otworzyłyśmy piekarnik, wypełniając kuchnię zapachem świeżo pieczonych słodkości, do domu weszli nasi wykończeni mężczyźni. Mimo tego, od samego progu było słychać ich zadowolone rozmowy i śmiechy. Maks wszedł do kuchni i bez najmniejszych oporów objął mnie od tyłu w talii, całując na przywitanie w policzek
-Co robicie? -zapytał patrząc na przykrytą bawełnianym ręczniczkiem blaszkę
-Podwieczorek... -powiedziałam tajemniczo, mieszając w rondelku czekoladę na polewę
-Hm. A ty co tam mieszasz? -dopytywał kładąc brodę na moje ramię
-Resztę deseru... -wymamrotałam, nie chcąc zdradzać mu niczego więcej
-No tak, zapomniałem... -zaśmiał się pod nosem -...Tajemnicza z Ciebie kobieta... -I czasami wredna -pomyślałam odruchowo- wyciągnęłam silikonową łopatkę z garnuszka, brudną od czekolady i wysmarowałam nią nos chłopaka, który od razu się ode mnie odkleił. Spojrzał na mnie pytająco, a ja parsknęłam śmiechem widząc brązową plamę na środku jego twarzy. Wykorzystał swoją przewagę i fakt, że zwijając się ze śmiechu nie trzymałam łopatki zbyt mocno i po prostu wyciągnął mi ją z dłoni -Tak się bawimy? -powiedział zadziornie smarując czekoladą moje policzki, na co jeszcze bardziej się rozweseliłam. Jakbyśmy byli dwójką przedszkolaków bawiących się w domu najróżniejszymi słodyczami.
-Chyba musimy iść się umyć... -rzuciłam, nadal nie mogąc odzyskać powagi -...Chociaż... -spojrzałam na niego zadziornie i chwyciłam za szyję ściągając go lekko w dół. Pocałowałam go w nos, oblizując czekoladowe usta i powtarzając tą czynność jeszcze raz rzuciłam -...Nawet słodki z ciebie chłopak...
-Wątpiłaś w to? -zapytał rozanielony zlizując polewę z mojego policzka, co strasznie załaskotało
-Dobrze, już dobrze....Wystarczy... -poddałam się, na co Maks wyprostował się triumfalnie -...Skończę ciasto a ty w tym czasie się odśwież po tej harówce w lesie. -Nawet nie protestował, tylko od razu rzucił się po schodach na górę, co znów mnie rozweseliło...
Usiedliśmy wszyscy przy stole zajadając się murzynkiem własnej produkcji. Może nie był taki piękny jak w tych wszystkich cukierniach za szklaną gablotką, ale był niesamowicie pyszny. Rozmawialiśmy, analizowaliśmy dzisiejszy dzień i to, co jeszcze zostało do zrobienia na gospodarstwie. Każda praca miała tutaj określoną porę i wyznaczoną osobę do jej wykonywania. Troszkę jak w większych firmach korporacyjnych, gdzie konkretny dział wykonywał określone zadanie. Tylko tu na ogromne gospodarstwo były tylko cztery osoby, które od świtu do zmierzchu harowały jak te przysłowiowe woły, aby zarobić na swój kawałek chleba. Z jednej strony zazdrościłam im spokoju, z dala od ciągłego harmidru miasta. Z drugiej zaś współczułam, że są zdani w tym wszystkim sami na siebie.
-Może pójdziemy na spacer? -zapytał Maks, spoglądając w moją stronę -Za stodołą jest łąka i stawek, a do odpasu jeszcze mamy trochę czasu. -Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja odruchowo zerknęłam w stronę starszej kobiety, jakbym szukała u niej jakiegoś pozwolenia. Troszkę tak było. W końcu zobowiązałam się jej pomagać i nie wiedziałam, czy nie ma na ten czas wyznaczonej dla mnie jakiejś pracy
-Idźcie dzieci... -odparła z uśmiechem -...Zasłużyliście, a my na razie i tak nie mamy nic do roboty. Też odpoczniemy... - powiedziała ciepło, więc nie czekając na nic więcej podziękowaliśmy za kawę i ciasto i odeszliśmy od stołu kierując się w stronę drzwi wejściowych.
Na zewnątrz nadal było wyjątkowo gorąco, jakby lato w tym roku chciało dopaść nas szybciej niż powinno. Było mi to nawet na rękę. Lubiłam, kiedy ciepłe promienie słońca muskały moją twarz i nie wyobrażałam sobie spędzać tego wyjazdu zabunkrowana w czterech ścianach z powodu złej pogody. Maks chwycił mnie za rękę, splatając swoje palce z moimi. Przeszył mnie przyjemny dreszcz, na co mimowolnie zareagowałam uśmiechem. Dałam się prowadzić podziwiając sad, obok którego przechodziliśmy. Niezwykle kwiecistą łąkę rozpościerającą się tuż za małym skrawkiem pola, z której ukradłam kilka ślicznych kwiatków do wazonu w kuchni. Dotarliśmy w końcu do stawu. Usiedliśmy na brzegu pod drzewem. Chłopak wtulił moje plecy w swój tors i objął w pasie. Oparłam głowę o jego ramię, przymykając odruchowo oczy. Napawałam się każdym promieniem słońca, trącającym mnie w nos. Wsłuchiwałam się w szelest liści i odgłosy nieznośnie kumkających żab. Wciągałam każdy zapach zielonej trawy i kwiatów, których woń w mieście była wręcz niewyczuwalna. Siedziałam wtulona w ciepłe objęcia niesamowitego faceta, który w krótkim czasie stał mi się niesamowicie bliski. Chciałam tak siedzieć bez końca, beztroska, zadowolona i szczęśliwa. Milczeliśmy oboje ciesząc się wzajemnie swoim towarzystwem w otoczeniu magicznej przyrody. Zawsze gwałtowna, wzburzona i pyskata, a teraz sama siebie czasami nie poznawałam. Byłam dużo bardziej powściągliwa i spokojniejsza wewnętrznie. Zastanawiałam się, czy to w pewnym stopniu też nie było zasługą tego przytulającego mnie przystojniaka. Z resztą... Moje życie w końcu zaczęło obierać odpowiedni kierunek, z czego byłam wręcz dumna.
-O czym tak myślisz? -wyszeptał mi czule do ucha zielonooki
-O Tobie... -powiedziałam szybciej niż zdążyłam w ogóle pomyśleć.
-Znowu te zboczone myśli? -zaśmiał się delikatnie pod nosem, wtulając mnie bardziej w siebie
-Nie tym razem... -odparłam zadziornie -...Ale możesz się o to postarać wieczorem w naszym pokoju... -już miałam w głowie wygląd jego zaskoczonej miny, kiedy zobaczy mnie w nocy w łóżku. Już po prostu nie mogłam się doczekać, a zęby same zagryzały dolną wargę na samą tą myśl
-Jesteś niegrzeczna... -wyszeptał mi sensualnym głosem przygryzając delikatnie płatek mojego ucha, co wywołało niekontrolowany dreszcz podniecenia na moim ciele
-Odezwał się ten grzeczny... -droczyłam się z nim dalej
-Nigdy nie mówiłem, że jestem i tylko raz obiecałem, że będę trzymał ręce przy sobie... -powiedział zadowolony zaczynając całować moją szyję od samego ucha po ramię, a ja rozpływałam się z każdym kolejnym ruchem jego warg bardziej -...Pamiętaj tylko, że jeśli będziesz chciała, żebym przestał, wystarczy powiedzieć... -wyszeptał delikatnie do ucha ponownie przygryzając jego płatek, na co moja kobiecość zareagowała nieznośnym pulsowaniem -...Nigdy nie zrobię niczego wbrew Twojej woli. Rozumiesz? -zapytał spokojnie lecz stanowczo czekając na moją reakcję
-Rozumiem... -wyszeptałam ledwo słyszalnie -...I nie chcę, żebyś przestawał teraz... -chłopak wplótł swoją dłoń w moje włosy i jednym zwinnym ruchem obrócił ku sobie. Spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem i ledwo wyczuwalnie musnął moich warg, odsuwając się od razu -...Jeszcze... -wyszeptałam niemal błagalnie. Maks bez chwili namysłu wdarł się w moje usta, splatając nasze języki w jedno. Jego wargi były tak miękkie, że nie chciało się pozwalać, aby choć na chwilę przestawał mnie nimi całować. Jego język tańczył z moim w gorących rytmach namiętności powodując coraz większe pożądanie. Nie chciałam już czekać do nocy. Chciałam go tu i teraz, zatracając się w tej chwili bez pamięci. Dobrze wiedziałam, że on również tego chciał, bo w przeciwieństwie do mnie, nie był w stanie tego ukryć. Poczułam jego nabrzmiałą już męskość i wręcz odleciałam. Oderwałam się od jego słodkich jak miód ust i wyszeptałam przywracając prawidłowy oddech -...Chcę Cię całego... Teraz...
-Jesteś tego pewna? -zapytał nieco zaskoczony, bo jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy o zupełnie innej porze i miejscu na nasze igraszki
-Tak... -wyszeptałam -...Nie chcę czekać do wieczora... -Zielonooki wstał bez słowa. Chwycił mnie za rękę i pospiesznie pociągnął w stronę gospodarstwa
-Tam za bardzo rzucaliśmy się w oczy... -tłumaczył w międzyczasie -...Wejdź do środka... -poprosił otwierając tylną bramę stodoły. Panował tu przyjemny chłód. Miła odmiana do palącego słońca, które już wystarczająco wygrzało moje ciało. W środku było jasno, choć ciemniej niż na dworze. W samym centrum stały jakieś dwie, sporych gabarytów maszyny rolnicze. Po prawej stronie, za wydzielonymi pomieszczeniami, były rozsypane różnego rodzaju zboża. Po lewej zaś snopki słomy, a bliżej nas wydzielone miejsce na siano. Maks zamknął bramę, oparł mnie o nią plecami i zapytał z tymi swoimi płonącymi źrenicami -Nie ostygłaś mi? -prawie wkomponowałam się między odstające deski
-Nie jestem jakimś daniem na wynos, które miałoby ostygnąć! -wycedziłam przez zęby poirytowana takim głupim pytaniem
-Nie jesteś... -przyznał spokojnie patrząc mi w oczy -...Ale jesteś teraz moim deserem i zamierzam cię zjeść... -uśmiechnął się zadziornie przygryzając delikatnie moje ramię, co tylko mnie rozbawiło. Spojrzał na mnie wymownie i przycisnął swoje ciało do mojego, tak że poczułam, każdy naprężony mięsień jego ciała. Zaczął mnie całować, długo i namiętnie, aż moje kolana stawały się miękkie jak wata. Ledwo stałam, podtrzymywana tylko stabilnie w pasie, dzięki czemu nie opadłam z hukiem jak kłoda. Założyłam mu ręce na szyję i dałam się ponieść namiętnej melodii naszych języków. Nawet nie wiem w którym momencie Maks podniósł mnie do góry, a ja oplotłam go w pasie nogami. Byłam na skraju własnej świadomości, oddając się w pełnię władzy zielonookiego przystojniaka. Położył mnie delikatnie plecami na miękkim stogu siana i szybkim ruchem ściągnął z siebie białą koszulkę z krótkim rękawkiem, odsłaniając tym samym swoje boskie ciało. Jęknęłam cichutko, kiedy moja kobiecość zaczęła na ten widok jeszcze bardziej pulsować, doprowadzając moje majtki do coraz większej wilgotności. Chłopak pochylił się nade mną podnosząc dół mojej bluzki ku górze. Nie ściągnął jej, ale to nie przeszkodziło mu w całowaniu mojego brzucha i piersi, które tylko w części zakrywała koronkowa bardotka . Rozpiął jedną ręką zamek moich krótkich spodenek i ściągnął je ze mnie, bardzo powoli, aby mógł się napatrzeć na moją nagą skórę
-Jednak założyłaś majtki... -wyszczerzył się w uśmiechu, błądząc dłonią po wewnętrznej stronie mojego lewego uda -...Ale chyba musimy się ich pozbyć... -pogłaskał palcami mój wilgotny wzgórek, na co zareagowałam niekontrolowanym jęknięciem, po którym szybko zagryzłam wargę, bojąc się, że ktoś może mnie usłyszeć -...Są mokre... -stwierdził zadowolony, że ma nade mną aż taką władzę i po raz kolejny zaczął błądzić, przez koronkowy materiał, po moim wzgórku. Moje biodra, jak zaczarowane, ruszały się delikatnie w rytm rozkoszy, którą zaznawałam pod dłonią chłopaka. Jęknęłam po raz kolejny, dużo głośniej niż tego chciałam. Było mi tak dobrze, że nie potrafiłam się skontrolować -...Możesz nawet krzyczeć, jeśli chcesz... -powiedział spokojnie zwiększając intensywność tarcia -...Nie musisz się kontrolować... -jakby czekając na to pozwolenie, jęknęłam po raz kolejny, czując jak zalewa mnie fala rozkoszy
-Maks?! Nikola?! Jesteście tutaj?! -chłopak zdążył okryć mnie swoją koszulką, która mogła by być nawet moją mini sukienką. Wstał pospiesznie na równe nogi, słysząc otwierające się przednie drzwi stodoły. -Wszędzie Was szukałem... Chciałem zapytać... -Alojzy zamilkł nagle, dostrzegając w oddali pół nagiego Maksa. Zaśmiał się tylko głośno, machnął ręką i wyszedł, rzucając prędzej "Ach ci młodzi".
-To na czym skończyliśmy? -zapytał zadziornie chłopak, skradając się w moim kierunku, jak przyczajone zwierzę
-Chyba na tym, że powinniśmy stąd iść... -westchnęłam niechętnie opadając bezwładnie głową na miękkie podłoże
-Jesteś tego pewna? -chciałam odpowiedzieć, ale kiedy otwarłam usta wydobył się z nich niemal krzyk rozkoszy połączona z zaskoczeniem, kiedy dwa palce chłopaka w jednej sekundzie znalazły się w moim mokrym wnętrzu. Ruszał nimi rytmicznie, powodując w mojej szparce coraz większe nawilżenie. Patrzył badawczo na moją twarz, która w żaden sposób nie potrafiła zaprzeczyć. Wiłam się pod wpływem rozkoszy jaką mi dawał, zapominając nawet o prawidłowym oddychaniu. Moje biodra szalały, a ręce przytrzymywały się niezdarnie ciała chłopaka. Robił ze mną co tylko chciał, a ja nie miałam najmniejszej ochoty mu w tym przeszkadzać. Wyciągnął ze mnie palce, pozbawiając mnie w jednej sekundzie dolnych partii bielizny. Ja odruchowo zrzuciłam bluzkę i bardotkę, spoglądając ukradkiem na oswobodzoną, sterczącą na baczność, męskość chłopaka. Wyciągnęłam rękę, chcąc poczuć jego pulsującą erekcję, ale nie pozwolił mi na to. Położył mnie z powrotem na plecach i jednych, zdecydowanym ruchem wdarł się między moje nogi. Pieścił moje nagie piersi, przygryzając nabrzmiałe brodawki, co jeszcze bardziej potęgowało przypływ rozkoszy w moim wnętrzu. Z każdym kolejnym pchnięciem, wchodził we mnie coraz głębiej, wypełniając mnie całą. Wzdychałam i jęczałam, a on coraz bardziej potęgował moje doznania. Całował mnie całą, centymetr po centymetrze, przygryzając delikatnie moją skórę w najróżniejszych miejscach. Badał opuszkami palców, każde moje zakamarki, jakby zaznaczał na moim nagim ciele mapę miejsc, które dawały mi największą rozkosz. Jego biodra falowały coraz szybciej, doprowadzając mnie na skraj rozkoszy. Jego oddech również przyspieszył, a westchnięcia stawały się coraz wyraźniejsze. To był znak, że zaraz eksploduje. Sama nie mogąc powstrzymać swoich emocji, przy kolejnych kilku pchnięciach doszłam. Niczym eksplozja wulkanu, zalała mnie fala ekstazy rozrywając moje ciało od środka. Zielonooki doszedł tuż po mnie, opadając po chwili obok mnie i wtulając w siebie.
-To było... -zrobiłam lekką pauzę łapiąc niedbale łyk powietrza -...Dzikie...
-To jest dopiero początek moja księżniczko... -uśmiechnął się czule gładząc mnie po plecach -...Dopiero odkrywam, co lubisz i co sprawia Ci największą przyjemność...
-Bycie tu z Tobą sprawia mi największą przyjemność... -przerwałam mu w pół zdania -...I zanim zdążysz coś powiedzieć... Tak, wiem co dokładnie miałeś na myśli... -uśmiechnęłam się, kradnąc soczystego całusa z jego namiętnych ust i ponownie wtuliłam się w jego ciepłe, umięśnione ciało...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro