Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. "Czarna bestia"...

Obudził mnie przyjemny, łaskoczący swoim ciepłym dotykiem, promyk słońca, który lekko na paluszkach wdarł się przez okno do mojego pokoju. Przeciągnęłam się niedbale, pierwszy raz od tygodnia ciesząc się, że wstaję z łóżka, w którym spędziłam tyle nocy swojego życia. Może to rozmowa z Łukaszem i wylanie swoich obaw i żali pozwoliła mi na spokojny sen. A może adrenalina w moich żyłach po wygranym wyścigu spowodowała wzrost endorfiny w krwioobiegu, co było mi tak bardzo potrzebne do uczucia spełnienia... Jedno było pewne. Ja nie żyłam tak jak na to zasługiwałam, ja po prostu wegetowałam w szarej, stłamszonej rzeczywistości, słuchając tylko wokoło głosów co mam robić, a czego nie. Stałam się zołzą, zamkniętym w swoim świecie dziwolągiem, który nie wiedział czym jest życie. Starałam się bardzo, ale wróciłam do punktu wyjścia. Zaprzepaściłam poprzednie cztery lata, które miały zmienić mnie na lepsze. Chciałam tego bardzo, ale nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy to sobie planowali. Kluczowym momentem do zwrotu bolesnej historii był dla mnie dzień, w którym mój ojciec chrzestny podarował mi mój największy skarb, nieoszlifowany czarny diament na dwóch masywnych kołach. To wtedy zaczęłam się na nowo uśmiechać. Wujek cierpliwie i z pasją uczył mnie stawiania pierwszych kroków w siodle czarnego, spędzając przy tym więcej czasu niż to było konieczne. Widziałam ten błysk w jego oczach, kiedy z dumą opowiadał znajomym o moich poczynaniach. Widziałam też łzy, których nigdy przy mnie nie uronił, kiedy z pasją opowiadał o moich rodzicach. To on pierwszy raz przewiózł moją mamę motorem, co powtórzył w moim przypadku. Razem z moim tatą wybili mojej mamie lęk przed dwoma kółkami, a zaszczepili w niej wręcz radość z każdej najmniejszej przejażdżki ścigaczem. Uwielbiałam, kiedy wspominał historie związane z moimi rodzicami, choć widziałam, że nie było mu z tym łatwo. Ciekawe, co teraz robi? -pomyślałam mimowolnie zdając sobie sprawę, że zaniedbałam naszą relację na całe cztery długie lata - Muszę się z nim spotkać i porozmawiać - podjęłam tą decyzję, bo nie wiedziałam nawet, na jak długo wróciłam na stare śmieci i czy będę miała jeszcze kiedykolwiek taką dogodność, żeby się z nim spotkać. Wybrałam od razu numer z kontaktów, ale po długich, niezręcznych sygnałach, połączenie zostało zrywane. Musiał być zajęty skoro nie odebrał... -moja głowa buzowała natrętnymi myślami i spekulacjami -...A może zmienił numer telefonu? W końcu minęło kilka ładnych lat... -myślałam dalej -...No ale chyba powiadomiłby mnie o tym, choć z drugiej strony sama olałam wszystkich i wyjechałam bez słowa do Warszawy, tak samo bez słowa wróciłam z powrotem. Mina mojej ciotki widzącej mnie na progu swojego domu była bezcenna, jakby ujrzała w świetle latarni, oświetlających mrok, jakiegoś przerażającego ducha. Trochę jej zajęło dojście do pierwotnego stanu umysłu i z nieskrywaną radością przyjęła mnie do siebie. Była cudowną kobietą i najlepszą przyjaciółką mojej mamy...
Ubrałam się i zeszłam na dół, aby zrobić sobie śniadanie. Było już po dziesiątej więc wiedziałam, że jestem w domu sama, co nawet mnie ucieszyło. Luk objął zmianę już o szóstej rano, przez co pewnie dzięki mnie znów chodził jak zombie. Wuja z ciotką na ósmą stawiali się w Urzędzie Miasta, gdzie szybko wspięli się po tak zwanych szczeblach kariery. W życiu nie przypuszczałabym, że wujek Borys będzie kiedyś wielką szychą w świecie polityki, a już prezydentem miasta... Hmmm... Tylko pogratulować... Uśmiechnęłam się sama do siebie z dumą wspominając poczynania moich opiekunów, którymi zostali po śmierci rodziców. Muszę przyznać, że miałam szczęście, bo mogli mnie nie przyjąć i zostawić na pastwę losu w Domu Dziecka, czego uniknęłam. Moją głowę rozsadzały demony przeszłości, z którymi najwyraźniej do dnia dzisiejszego nie zdołałam się uporać... Kanapka z serem prawie stanęła mi w gardle a świeżo zaparzona kawa straciła przez moje zmory cały swój poranny aromat. Było mi źle, musiałam przewietrzyć głowę... Pobiegłam do pokoju, zabrałam telefon i zwiniętą kartkę z adresem warsztatu w którym naprawiano motory. Po moich ostatnich driftach i paleniu gumy bieżnik tylnej opony był już całkowicie zjechany, dlatego postanowiłam zafundować mojemu rumakowi nowe oporządzenie. Zabrałam pieniądze z wygranej i pewnym krokiem udałam się do drzwi wejściowych, przy których na stoliku czekał na mnie dodatkowy pęk kluczy do wszystkich zamków tego domu. Tego dnia dodatkowo była położona pod nimi ręcznie napisana karteczka:
"Nikola. Proszę wróć dzisiaj o 19.00 na kolację. Musimy porozmawiać. Ciocia "
Oj będzie się działo... -pomyślałam, notując w swojej głowie, aby nie spóźnić się na wyznaczoną godzinę. Pobiegłam do garażu wyprowadzając bestię i odszukawszy w internecie lokalizację zapisaną przez Maksa z piskiem opon ruszyłam przed siebie, tym razem ostrożnie wtapiając się w tłum uliczny z zachowaniem wszystkich, najdrobniejszych przepisów. Tylko pod osłoną nocy, lub na kompletnym odludziu pozwalałam sobie na nieskrępowane chwile szaleństwa.
Stanęłam przed masywnym, betonowym płotem, który oplatał metalową, przesuwną bramę. Była otwarta, więc wyłączyłam silnik i wprowadziłam czarnego na podwórko, przed bramę warsztatu. Ściągnęłam kask, pozwalając mojej czuprynie na chwilę wytchnienia i bez pytania weszłam przez brązowe drzwi do środka pomieszczenia. Przywitało mnie przestronne, dość przyjemne w obejściu miejsce. Na beżowych ścianach wisiały różnego rodzaju klucze i przybory warsztatowe, a obok do kompletu w czerwonych szafkach znajdowała się reszta przyrządów. Byłam przekonana, że to miejsce, jest typowym serwisem dla motorów, jednak zaskoczenie wzięło górę, kiedy na czterech stanowiskach, zobaczyłam same samochody. Jeden na podnośniku, drugi na kanale, a trzeci z tyłu, z pod którego wystawały tylko czyjeś nogi i słychać było tylko głuche uderzenia młotka

- Dzień dobry! - krzyknęłam, żeby zwrócić na siebie czyjąkolwiek uwagę

- Dzień dobry! -usłyszałam w odpowiedzi przyjemny męski głos chłopaka, który powoli próbował wygramolić się z kanału - Już podchodzę!

- Spokojnie, nie spieszy mi się... -uspokajałam mężczyznę, który już był na betonowej posadzce

- No, no... - zaczął figlarnie -...Kogóż to moje oczy widzą?

- Oli? -zaskoczyła mnie jego obecność - Pracujesz tutaj? -dopytywałam nieco skrępowana jego obecnością

- Tak, pracuję... -zaczął powoli, uśmiechając się do mnie szczerze -...Już kilka ładnych lat...

- Dlatego Maks powiedział, że to jest najlepszy warsztat w mieście, bo ty tu jesteś? - dopytywałam z satysfakcją, jakbym odkryła jakiś sekret

- Nie... - powiedział poważnie i zaśmiał się po chwili, jakby dopiero co moje słowa dotarły do jego uszu -...Właściciel jest maniakiem motoryzacyjnym. Kocha motory bardziej, niż cokolwiek na świecie... -tłumaczył powoli -...Jest najlepszy w swoim fachu

- Jest teraz może? - zapytałam rozglądając się po pomieszczeniu

- Nie. Pojechał z Maksem po części do hurtowni. Powinni niedługo być... -tłumaczył ciepło a na mojej twarzy malowało się zaskoczenie

- Maks też tu pracuje? -zapytałam odruchowo, nie wiedząc czemu

- Tak. I nie tylko tutaj... -ciągnął dalej spokojnie rudy -...Ma kilka fuch -zamyśliłam się na chwilę i zmieszałam, co dostrzegł i od razu dorzucił -...Możesz poczekać na nich w jadalni, powinni być lada chwila...

- Dzięki, ale poczekam tutaj... -odparłam grzecznie odmawiając -...Nie chcę, żebyś miał przeze mnie jakieś nieprzyjemności

- Spoko luz... -wypalił rozbawiony chłopak -...Szef może i jest wymagający, jeśli chodzi o robotę, ale naprawdę, jest do nas w porządku. Traktuje nas bardziej jak rodzinę niż swoich pracowników...

- Dobrze gada! - odezwały się wystające nogi spod auta, do których teraz mogłam dopasować twarz. Krępy facet grubo po czterdziestce z zakolami na czole wysunął się na wózku spod samochodu i zaczął sprawdzać postępy swojej pracy, dorzucając odruchowo - Szefa mamy do rany przyłóż. Ze świecą takiego szukać... -i zabrał się do swoich obowiązków, zostawiając mnie z Oliwierem w luźnej konwersacji

Drzwi do warsztatu otwarły się z hukiem, a w nich stanął zaskoczony moją obecnością zielonooki chłopak z kartonem części samochodowych w rękach

- Co się tak gapisz, nie przywitasz się z naszą znajomą? -zapytał chłopaka rozbawiony jego reakcją rudy. Ja też stałam jak ten słup soli, nie wiedząc jak zareagować na ponowne spotkanie, tym bardziej że nasza nocna rozmowa nie zakończyła się w sprzyjających okolicznościach

- Cześć... -rzucił niedbale w moją stronę, jakby jego nocne wzburzenie jeszcze nie przeszło, a ja poczułam się w tym miejscu jak intruz, który jak najszybciej chce opuścić miejsce swojego przestępstwa

- Hej...-odwzajemniłam oschłe powitanie -...Sorry za dzisiaj, głupio wyszło... -powiedziałam cicho, jakbym chciała zmyć z siebie ślady winy

- No nie wyszło najlepiej... -rzucił oschle, świdrując mnie swoim głębokim spojrzeniem, którego siły nie mogłam znieść. Odwróciłam wzrok od drzwi wejściowych, jakbym uznała się za pokonaną, z czego uratowały mnie słowa piegowatego

- A szefa zgubiłeś po drodze?

- Nie... -odpowiedział bez zastanowienia -...Ogląda jej motor przed wejściem - kiwnął głową w moją stronę i poszedł z częściami na zaplecze nie czekając na reakcję nikogo z nas

- Oli... -zaczęłam niepewnie i bardzo cicho, aby tylko on usłyszał -...On jest na mnie nieźle wkurzony, prawda?

- Chyba nie da się tego ukryć... -powiedział powoli akcentując powagę swoich słów -...Trafiłaś w czułą strunę, a język rzeczywiście masz niewyparzony. Trzeba ci to przyznać... - zalała mnie fala wstydu i goryczy, której dawno nie czułam w stosunku do nowo poznanych ludzi -...Ale mi się to podoba... -uśmiechnął się lekko -...A Maksowi od czasu do czasu porządny kop w dupę też się przyda... - zaśmiał się, trącając mnie zadziornie łokciem, rozładowując w ten sposób całe napięcie

- Poznam ten motor wszędzie! Gdzie ona jest!? - krzyknął stanowczy, lecz ciepły głos dojrzałego mężczyzny, stojącego niedaleko mnie w drzwiach wejściowych. Poznałam go od razu i zaczęłam szczerzyć się do siebie jak wariatka ku zaskoczonej twarzy Oliego

- Tutaj wujku! -odwróciłam się na pięcie z szerokim uśmiechem, a rudy chłopak niemal zszedł na zawał z tego osłupienia powtarzając tylko niezdarnie wypowiedziane przeze mnie słowo "wujku?"....Mężczyzna ruszył w moją stronę z otwartymi ramionami. Wtulił mnie w siebie jak małą dziewczynkę, po chwili unosząc w górę z radości jak piórko -Wujku postaw mnie! -zaśmiałam się radośnie. Nie miałam pojęcia, że to jest jego warsztat i że jeszcze dziś uda mi się go spotkać a w takich okolicznościach to już w ogóle

- Boże, jak ty wydoroślałaś... -powiedział czule stawiając moje stopy na stabilnym gruncie

- Minęły tylko cztery lata... - rzuciłam żartem -...Aż tak się nie zmieniłam

- Bardzo długie cztery lata... -westchnął nie mniej wzruszony niż ja -...Jesteś istnym odzwierciedleniem swoich rodziców...-wybełkotał niemal przez łzy ściskając mnie w swoich objęciach, jakby nie chciał mnie z nich wypuścić

- Wujku przestań...-szepnęłam mu do ucha -...Wszyscy się na nas gapią...

- A niech się gapią! -krzyknął aby wszyscy pracownicy usłyszeli - Seba, Maks, Oli, chodźcie tutaj na chwilę! - krzyknął stanowczo przywołując ich do siebie ruchem ręki- Ta oto piękność, jest moją chrześnicą... -zawstydziłam się jak mała dziewczynka, wciąż lustrując zaskoczonych chłopaków stojących przede mną -...Jeśli będzie potrzebowała wymiany lub naprawy w swoim cacku to ma być zrobione w pierwszej kolejności... -spojrzał swoim szklistym wzrokiem na pozostałych i dodał ostro -...Zrozumiano?! - wszyscy przytaknęli na te słowa jakby chórem, co było dość zabawne

- Wujku... -nachyliłam się ostrożnie w jego stronę -...Nie trzeba...

- Oj trzeba, trzeba kochanie... -ścisnął mnie znów w swoim stalowym uścisku -...Strasznie się za tobą stęskniłem... -odwzajemniłam się uśmiechem po czym dodał -...Muszę sprawdzić części z fakturami, więc chwilkę mi to zajmie, a ty w  tym czasie wprowadź motor do środka... Przyda mu się nowe ogumienie...

- Właśnie po to przyjechałam... -zaśmiałam się porozumiewawczo -....Moja bestia będzie w najlepszych rękach pod słońcem

- Czarna bestia... -rzucił zadziornie wujek Karol -...W końcu tak go nazwaliśmy, podczas naszej pierwszej przejażdżki

- Acha... -przytaknęłam rozbawiona -...A blizna po prawej stronie została na pamiątkę...Nie miałam serca, żeby wyklepać tego boku... - zaśmiałam się i rzuciłam na odchodne -...Wracaj szybko, mamy co nadrabiać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro