29. Niezapomniana noc...
Noc była wyjątkowo ciepła i bezchmurna. Gwiazdy radośnie puszczały do nas oczka, ciesząc się z towarzystwa księżyca, który wyglądał jak mały, mleczny rogalik. Aż zaczęła mi cieknąć ślinka, na samą tą nieznośną myśl o porannej kawie w towarzystwie takiego łakocia przełożonego owocowym dżemem. Teraz jednak mieliśmy większe zmartwienia niż mój niezadowolony żołądek. Staliśmy sami pośrodku dzikiej głuszy, z uszkodzonym autem i w dodatku bez zasięgu na komórkach, abyśmy mogli wezwać lawetę
-...Żeby to naprawić potrzebuję części i kanału... -wycedził wzburzony -...Kit z zapasówką, bo wystarczy na pierwszej lepszej stacji podłączyć pod sprężarkę... No ale to?... -wkurzał się dalej, a ja nie wiedziałam jak mu pomóc w takiej sytuacji -...Jutro jest pierwszy maja... -westchnął jakby ktoś rozłożył go na łopatki -...Wszystkie sklepy z częściami i warsztaty są zamknięte... -spojrzał na mnie niemal błagalnym wzrokiem i ni stąd ni zowąd wystrzelił -...Przepraszam...
- Za co? -moje oczy wyglądały teraz jak błyszczące pięciozłotówki, duże i okrągłe. Nie wiedziałam o co może mu w tym momencie nawet chodzić i za co właściwie chciał przepraszać. Przecież nikt nie mógł przewidzieć, że dostojne zwierzę z ogromnym porożem, właśnie w tym momencie zaserwuje sobie przebieżkę po swoich posiadłościach
- Za to, że spieprzyłem nasz wyjazd... -odwrócił się do mnie tyłem, kopiąc pierwszą lepszą rzecz, która trafiła mu pod nogi. Wyglądał teraz jak rozgoryczony chłopiec pozbawiony swojej zabawki. Podeszłam do niego powoli. Objęłam go delikatnie w pasie i oparłam głowę o jego naprężone z nerwów plecy. Wzdrygnął się, nie spodziewając się takiego gestu
-Niczego nie popsułeś... -wyszeptałam ledwo słyszalnie, na co jego napięcie zaczęło ustępować. Objął moje dłonie swoimi i tak staliśmy przez dłuższą chwilę, do czasu, kiedy znowu coś nieznośnie zaczęło szeleścić w krzakach. Nawet nie wiem jak to zrobiłam, ale znalazłam się z przodu chłopaka, któremu wręcz wcisnęłam głowę w klatkę piersiową i skryłam w niej przestraszoną twarz
-Nikola... Spójrz... -rzucił rozbawiony -...To tylko zając... -wyjrzałam zza jego ramienia, szukając wzrokiem jakiegoś krwiożerczego zwierzęcia rozmiarów co najmniej słonia, ale napotkałam tylko małe leśne stworzonko, które wyglądało na bardziej wystraszone ode mnie. Policzki zaczęły mnie palić ze wstydu i dziękowałam tylko w duchu, że jest noc i chłopak w żaden sposób nie mógł tego dojrzeć. Było mi tak strasznie wstyd, że czym prędzej chciałam opuścić moją bezpieczną kryjówkę w postaci jego ciepłego ciała i udawać, że ten incydent w ogóle nie miał miejsca. Maks jednak miał inne plany i wciąż kurczowo zaciskał dłonie pozbawiając mnie drogi ucieczki.
-Ten zając mógł mieć wściekliznę... -rzuciłam nie wiedząc jak się z tego wszystkiego wyplątać
-Tak, tak... -przytaknął rozbawiony do łez -...Ale nie miał...
-No skąd ja to mogłam wiedzieć... -tłumaczyłam się dalej nie wiedząc po co i jaki to ma właściwie sens. Próbowałam się odwrócić, ale chłopak zatrzymał mnie w miejscu -Co ty robisz?! -warknęłam już lekko poirytowana brakiem możliwości ruchu
- Odbieram te obiecane przytulasy... -uśmiechnął się lekko wtulając mnie głębiej w siebie, a rytm jego serca uspokoił mnie po raz kolejny
-To co teraz robimy? -zapytałam cichutko, nie mogąc skupić swoich myśli, na niczym innym, niż ciepło ciała chłopaka, które chciałam, żeby było ze mną zawsze i wszędzie
-Teraz wrócisz do auta i zamkniesz za sobą drzwi, a ja pójdę ściągnąć pomoc... -wymamrotał nad wyraz poważnie -...Jakieś pięć-dziesięć kilometrów stąd mijaliśmy jakieś gospodarstwo, może uda się stamtąd chociażby zadzwonić po pomoc drogową żeby odholowali nas do jakiegoś warsztatu... -mówił spokojnie, a mnie zmroziło nie na żarty
-Czy ty chcesz mnie tu zostawić samą?! -wrzasnęłam wkurzona do granic możliwości. Pewnie tym wybuchem obudziłam wszystkich, słodko śpiących mieszkańców lasu, ale było mi to w tym momencie totalnie obojetne -Mogę ci podać minimum pięć horrorów, które zaczynają się właśnie w ten sposób, kiedy ktoś nocą rozdziela się w lesie! -moje myśli galopowały z szybkością błyskawicy -Nigdzie do cholery cię samego nie puszczę! Rozumiesz?! -uderzyłam go zaciśniętą pięścią w klatkę, dając ujście swoim emocjom -Idę z tobą, albo zostajemy tu do rana razem! -mimo mojego nagłego wybuchu, zielonooki wykazywał się niezwykłym spokojem, którego jeszcze niedawno samemu mu zabrakło. Byliśmy jak dwie zapalniczki, które paliły się za zmianę, jedna gasząc zapędy drugiej i tak w kółko
-Złap mnie mocno za szyję... -powiedział tym swoim aksamitnym głosem, zbijając mnie całkowicie z tropu. Nie zastanawiałam się nad jego powodami, tylko zrobiłam co kazał, zarzucając mu dłonie na kark. Złapał mnie mocno za pośladki, co wywołało mój niekontrolowany jęk, sprawiając tym samym, że fala podniecenia rozlała się w moim wnętrzu. Uniósł mnie na wysokość swoich bioder, a ja odruchowo zaplotłam na nich nogi. Spojrzałam w te jego świecące oczka, kiedy niósł mnie lekko, jakbym była jakimś piórkiem unoszonym na wietrze. Pod cienkim materiałem zielonej sukienki, poczułam po chwili nieznośny chłód metalu, którą okazała się maska samochodu, na której delikatnie posadził mnie chłopak. Rozsunął lekko moje kolana, gładząc przy tym wewnętrzną stronę moich ud. Westchnęłam głośno, kiedy poczułam ciepło jego palców na swojej skórze, z niecierpliwością czekając na jego dalszy ruch. Przysunął się do mnie tak blisko, że niemal czułam na sobie jego pulsujące przyrodzenie. Ponownie nie utrzymałam za zębami kolejnego już jęku rozkoszy, które nieświadomie opuściło moje gardło. Maks pochylił się nade mną ujmując w dłonie moją twarz i ze zwierzęcą pasją wdarł się w moje usta. Całował mnie namiętnie i długo, jakby owładnęła nim jakaś sensualna rządza. Nie tylko zresztą jego. Odwzajemniałam każdy jego dotyk, każdy ruch języka, z pasją pieszczący mój. Każdy ruch jego warg sprawiał, że coraz bardziej zatracałam się w tej chwili, tracąc całkowity kontakt z rzeczywistością. Nie myślałam o mieszkańcach, gęstego, przerażającego mnie lasu. Nie skupiałam się na dzikich odgłosach zwierząt, ani tego, że ktoś przejeżdżający ulicą mógłby nas z łatwością zauważyć. Byłam tylko ja i on. Nocne niebo jeszcze bardziej wyostrzało moje zmysły, całkowicie pozwalając, aby mój wzrok nie przeszkadzał mi w doznawaniu przyjemności. Chwyciłam za dół koszulki chłopaka, odrywając się na momencik od jego namiętnych warg, celebrując tym samym jego nagi, wyrzeźbiony tors przy świetle księżyca, kiedy zrozumiawszy moją aluzję, szybkim gestem pozbył się swojego odzienia. Pochylił się nade mną i zaczął zataczać koniuszkiem języka kółeczka na mojej wrażliwej szyi, pieszcząc ją jednocześnie swoimi pełnymi ustami. Moje ciche westchnienia, z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze, dając mimowolnie znać zielonookiemu, że odkrył jeden z moich czułych punktów. Zaczęłam odlatywać, nie mogąc skupić się na niczym innym, jak jego pocałunki i delikatny dotyk jego dłoni na moich udach. Moja kobiecość nieznośnie pulsowała, z każdą kolejną chwilą chcąc poczuć nabrzmiałą już męskość chłopaka głęboko w sobie. Moje majtki, zaczęły robić się niesamowicie mokre, a czułe pocałunki kierujące się w stronę mojego dekoltu potęgowały jeszcze bardziej moje odczucia. Jego ciepła dłoń odnalazła w ciemniści zamek ukryty wysoko na moich plecach i rozpięła go, pozbawiając mnie w całości lekkiego, zielonego materiału. Zostałam w samej czarnej, koronkowej bieliźnie, której odcień idealnie zgrywał się z kolorem zimnej, metalicznej karoserii -Boże... Nikola... -westchnął ciężko gładząc moje piersi, przez cieniutki materiał, jakby czekał na moje nieme pozwolenie, aby pozbyć się tego, co przesłania mu moje dwie, nabrzmiałe z podniecenia krągłości -...Jak ja cię pragnę... -jęknął lekko, kiedy jedną ręką odpięłam swoją bardotkę, które często ostatnio nosiłam ze wzglądu na ucisk ramiączek zwykłego stanika na ranę. Chwyciłam jego dłoń i poprowadziłam ku górze, aby mógł zacisnąć ją na mojej nagiej piersi, wtedy cichym, kokieteryjnym głosem zapytałam
-A co cię powstrzymuje? -jęknął po raz kolejny, kiedy jego drugą dłoń skierowałam na wilgotny koronkowy materiał pomiędzy moimi udami. Jego oddech zaczął przyspieszać, a on sam zastygł w bezruchu, jakby próbował opanować swoje zwierzęce pożądanie
-Dobrze wiesz co... -wyszeptał w końcu łamiącym się głosem
-Biorę tabletki, jeśli o to chodzi... -wyszeptałam lekko przesuwając dłoń chłopaka na moim wzgórku ku górze i ku dołowi, co samej mnie sprawiło ogromną przyjemność
-Boże... Jaka ty jesteś mokra... -westchnął ciężko, jakby nadal coś nie dawało mu spokoju. Zatrzymał swoją dłoń, nie pozwalając się prowadzić, ale nie zabrał jej, co bardzo mnie ucieszyło -...Nikola... Ja nie chcę, żebyś tego później żałowała... -wyszeptał ledwo słyszalnie, próbując opanować swoje emocje
-Maks... -chwyciłam go w pasie i przyciągnęłam jeszcze bliżej do siebie, aby dobrze zrozumiał moje słowa -...Jestem wolna... -powiedziałam niesamowicie zadowolona -...Nie mam męża, narzeczonego, ani nawet chłopaka, więc...
-Proszę powtórz... -niemal podniósł przejęty głos nie pozwalając mi dokończyć -...To ostatnie...
-Że nie mam chłopaka? -zapytałam, ale w odpowiedzi, zamiast słów dostałam coś dużo lepszego. Jakby właśnie wizja mojego skończonego już związku powstrzymywała zielonookiego przed jakimkolwiek dalszym działaniem i zdobyciu tego, czego tak bardzo pragnął. Wdarł się ponownie w moje spragnione usta, nie pozwalając mi zaczerpnąć tchu, co wcale mi nie przeszkadzało. Złapał mnie jednym ramieniem w talii, delikatnie opuszczając na maskę auta. Jednym zdecydowanym ruchem pozbawił mnie dolnej części bielizny, na co ukradkiem z niecierpliwością czekałam. Jego usta zaczęły pieścić wewnętrzną stronę mojego uda, powodując w ten sposób rozlewające się w moim wnętrzu fale niepohamowanej ekstazy. Zaczęłam tracić kontrolę nad swoim ciałem, kiedy jego ciepły, spragniony język odnalazł drogę do mojej ociekającej sokami, szparki. Wiłam się pod nim jak piskorz, pozwalając sobie na uderzające mnie fale rozkoszy. Jego usta smakowały moje wargi, zaznaczając na moim guziczku coraz to namiętniejsze okręgi. Wzdychałam coraz głośniej nie mogąc powstrzymać swojego podniecenia. Czułam się, jakby samym swoim językiem doprowadzał mnie na skraj orgazmu, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Poddałam się całkowicie jego namiętnym pieszczotom. Jęknęłam, niemal krzyknęłam, kiedy poczułam jego dwa palce, delikatnie penetrujące moje wnętrze. Pocierał moją kobiecość, powodując jeszcze większe nawilżenie. Chciałam go już teraz, aby rozsadził mnie całą od wewnątrz, powodując nieziemski odlot. Próbowałam niezdarnie złapać go za pasek, aby uwolnić to o czym teraz tak intensywnie myślałam. Czując moje małe poczynania, oderwał się delikatnie ode mnie i w mgnieniu oka eksponował już swoją nabrzmiałą męskość, dość sporych rozmiarów. Pochylił się nade mną, łapiąc moje spragnione dotyku jego kutasa dłonie i jedną ręką przytrzymał je oparte nad moją głową na masce auta. Byłam teraz całkowicie pod jego kontrolą. Nie mogłam się ruszyć, co wcale mi nie przeszkadzało, a w konsekwencji jeszcze bardziej mnie podnieciło. Jego druga dłoń błądziła po moim nagim ciele, delektując się niespiesznie miękkością mojej skóry. Opuszki jego palców zaznaczały linię od szyi po same kolano, robiąc małe przystanki na pieszczoty moich najbardziej czułych miejsc. Całe moje wnętrze wypełniały fale niesamowitego gorąca, powodując moje niekontrolowane ruchy podniecenia. Poddałam się temu bez reszty, nie mogąc uwierzyć w to, że jednym dotykiem, potrafił doprowadzić moje ciało do takiego szaleństwa. Po raz pierwszy, byłam całkowicie uległa woli swojego partnera, nie chcąc nawet przejmować kontroli. Świat wirował w mojej głowie, powodując niesamowitą mieszankę emocji. Myślałam, że jestem już w siódmym niebie, kiedy stercząca męskość Maksa, powoli zaczęła wślizgiwać się w moje niesamowicie mokre wnętrze. Niemal krzyknęłam z rozkoszy, tłumiąc tym samym westchnięcia chłopaka. Splótł obie swoje dłonie z moimi, nie chcąc mnie z nich wypuszczać, jakby bał się, że to wszystko mu się śni. Wchodził we mnie delikatnie, z każdym ruchem bioder coraz dalej i głębiej badając moją kobiecość. Nasze ciała falowały otoczone nocnym łonem natury, stając się w tym momencie jednym organizmem. Miałam wrażenie, że nawet nasze oddechy były idealne zsynchronizowane, jakbyśmy nie byli dwoma, różnymi osobami. Byliśmy tak spragnieni swojej bliskości, że tak naprawdę niewiele było nam trzeba do osiągnięcia pełni zadowolenia. Mój oddech przyspieszył, stał się bardziej płytki, jak gdybym traciła resztki powietrza z płuc. Oddech zielonookiego, również stał się szybszy i niepełny, co nie przeszkodziło mu w tłumieniu moich westchnień kolejnymi pocałunkami. Jego biodra przyspieszyły, kiedy moje ciało po raz kolejny wygięło się w łuk nie mogąc powstrzymać zbliżającej się fali powstrzymywać, ale on wyglądał, jakby doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Przygryzł delikatnie płatek mojego ucha, co spowodowało, że kolejne dwa pchnięcia w moim wnętrzu przelały czarę mojego podniecenia, które jak tsunami zalało mnie od środka, powodując niekontrolowany krzyk zadowolenia, ogłuszając wszystkie żywe istoty wokoło. Chłopak doszedł jednocześnie ze mną, co spowodowało, że tym bardziej cieszyłam się z powalającej mnie fali uderzeniowej rozkoszy. Moje zmęczone doznaniami ciało leżało bezwładnie na masce czarnego auta, wtulane czule w nagi korpus chłopaka, który spowodował, że moja świadomość podryfowała gdzieś w przestworza galaktyki. Uświadomiłam sobie, że nigdy, przenigdy nie zaznałam takiego orgazmu, jaki zaserwował mi ten zielonooki mężczyzna. Brakowało mi słów, żeby choć w części oddać jak się w tym momencie czułam, dlatego wtuliłam się w niego tak mocno, jak tylko dałam radę, aby wyrazić tym gestem to co teraz czułam. Byłam szczęśliwa, tak zwyczajnie po ludzku szczęśliwa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro