27. Dzień, który zmienił wszystko...
ok 15 lat wcześniej...
Zmarszczyłam czoło i spojrzałam wymownie na swojego męża. Stał przede mną w samych bokserkach, napawając się moim widokiem, kiedy poprawiałam poduszki i pościel szykując się do snu. Wiedziałam dobrze, co chodzi mu po głowie, w końcu przez te wszystkie lata razem zdążyłam rozgryźć każdy najmniejszy grymas na jego twarzy, a także każde, nawet najdelikatniejsze spięcie mięśni na jego wciąż pięknie wyrzeźbionym ciele.
- Nic z tego... -rzuciłam rozbawiona, kiedy mój mężczyzna objął mnie od tyłu w pasie, odsłaniając delikatnie moje niesforne kosmyki włosów, obnażając tym samym nagi kark -...Dopiero położyłam Nikolę spać... -wyszeptałam, kiedy namiętne usta zaczęły pieścić moją skórę od ucha po same ramiona. Poczułam przyjemny dreszcz podniecenia przechodzący od samej szyi po dół pleców. Wiktor wiedział dobrze jak bardzo uwielbiałam te jego pieszczoty i jak pod jego nieziemskim dotykiem rozpływałam sie bez reszty. Odwrócił mnie gwałtownie do siebie, tak, że moje dłonie odruchowo znalazły się na jego umięśnionej klatce piersiowej. Przygryzłam dolną wargę, napawając się nadal tym rewelacyjnym widokiem, kiedy jego ramiona obejmowały mnie w talii, jakby podtrzymując mnie, abym nie upadła
- Nie obudzi się... -wyszeptał zadziornie, a jego lazurowe spojrzenie po raz kolejny powodowało, że zatracałam się w nim bez reszty. Strasznie cieszył mnie fakt, że nasza córka odziedziczyła to po nim, bo widziałam w jednym jej spojrzeniu całą miłość tego świata -...Możemy już iść do łóżka... -wyszeptał wprost do mojego ucha, przygryzając zadziornie jego płatek, co zawsze mnie obezwładniało. Wiedział dobrze jak wykorzystać moje krótkie zamroczenie i juz po chwili mój kremowy satynowy szlafrok opadł na ziemię, tuż pod moje nogi, odsłaniając tym samym czerwoną koronkową bieliznę, którą uwielbiał
- A co jeśli znów nie będzie mogła spać?... -zapytałam powracając do rzeczywistości -...Dobrze wiesz, że ona uwielbia niespodzianki i wprost nie może doczekać się swoich jutrzejszych urodzin... -ledwo wypowiedziałam te słowa, kiedy po moich plecach przyjemnie zaznaczał się ruch dłoni mojego męża
- Sara... -powiedział to takim tonem, którym zawsze zmuszał mnie do spojrzenia w swoje oczy. Patrzył na mnie z pasją wilka, który właśnie upolował swoją zwierzynę. Uwielbiałam ten błysk w jego oczach, który za każdym razem powodował szybsze bicie mojego serca -...Czerwona koronka?... -zagryzł dolną wargę, całkowicie ignorując moje wcześniejsze słowa -...Zrobiłaś to umyślnie... -wyszeptał zadziornie, klepiąc mój prawy pośladek, na co lekko zmarszczyłam nos, posyłając mu karcące spojrzenie. Dobrze wiedziałam, że uwielbiał na mnie właśnie tą bieliznę i nie byłby w stanie utrzymać przy sobie rąk, na co podświadomie liczyłam. Kochałam go z każdym dniem mocniej, nawet kiedy się kłóciliśmy o byle głupoty.
- Bardzo prawdopodobne... -wyszczerzyłam się od ucha do ucha, nie mogąc powstrzymać swojego zadowolenia, kiedy kątem oka dostrzegłam, że w jego bokserkach niemal brakuje miejsca na nabrzmiałą męskość. Zarzuciłam mu ręce na szyję chcąc go pocałować, ale on miał inny plan. Ścisnął moje pośladki i uniósł mnie do góry, a ja odruchowo oplotłam go nogami w pasie. Całował mnie zachłannie, jakby ktoś nagle miał nas nakryć w naszym własnym mieszkaniu. Opuścił mnie nad łóżkiem i odruchowo puściłam się, aby upaść na miękką pościel. Zaśmiałam się, jak za każdym razem kiedy to robił. Klęknął nade mną chcąc kontynuować dalsze amory, kiedy w progu stanęła Nikola w biało-zielonej piżamce w serduszka. W jednej ręce trzymała za długie ucho swojego pluszowego zajączka do spania a drugą przecierała opadnięte, senne powieki
- Tato? -zapytała cichutko -Co robisz mamie? -zaśmiałam się pod nosem, szybko przykrywając kołdrą, aby dziecko nie widziało swojej matki w samej bieliźnie
- Kładę mamę do snu... -powiedział szybko, jakby miał uszykowaną odpowiedź na każdą ewentualność -...A ty dlaczego nie śpisz słonko? -zapytał z tą swoją ojcowską troską
- Nie mogę się już doczekać jutrzejszych urodzin... Macie dla mnie niespodziankę? -zapytała z uśmiechem. Wiktor podszedł do niej, wziął na ręce, jakby miała jeszcze roczek. Wyglądał tak, jakby chciał, aby zawsze pozostała jego maleńką córeczką i nigdy nie dorastała
- Lubisz niespodzianki prawda? - zapytał patrząc w jej bystre oczka
- Bardzo! Najlepiej takie duże! -wyrzuciła ręce w górę demonstrując ogrom prezentu jaki chciałaby dostać na swoje ósme urodzinki. Gdyby nie fakt, że Wiktor stabilnie trzymał ją w swoich objęciach, pewnie przy pierwszej lepszej okazji upadłaby z hukiem na ziemię. Uwielbiałam patrzeć na tą dwójkę. Wtedy jeszcze dobitniej uświadamiałam sobie jakie w życiu spotkało mnie szczęście
- Jutro po obiedzie pojedziemy do cioci Majki i wuja Borysa. Tam będzie pierwsza część naszej niespodzianki... -powiedział trącając Nikolę w nos -...Potem z mamą pojedziemy po drugą część prezentu, a ty grzecznie na nas poczekasz... Zgoda? -zapytał z uśmiechem, a twarz dziewczynki aż pojaśniała na samą tą myśl
- Zgoda... -zgodziła się ochoczo, przytakując znacząco głową
- Jest tylko jeden warunek... -zrobił lekką pauzę a niebieskie oczka otwarły się jeszcze mocniej czekając na dalszą część wypowiedzi -...Musisz iść szybko do łóżeczka i ładnie spać -opuścił ją delikatnie na ziemię i ani się obejrzeliśmy była już w swoim pokoju. Zaśmiałam się pod nosem, kiedy Wiktor w jednej chwili znalazł się nade mną -To na czym skończyliśmy kochanie? -wyszeptał, a jego ciepłe wargi znów zaczęły pieścić moją szyję
- Na tym... -westchnęłam pod wpływem kolejnego, przeszywającego mnie dreszczu podniecenia -...Że moja bielizna bardzo ci się podoba... -jęknęłam, kiedy jego zwinna dłoń znalazła się w moich majtkach a dwa palce znalazły się głęboko w mojej szparce. Niemal krzyknęłam z rozkoszy, starając się powstrzymać dźwięk wydobywający się z moich ust
- Sara... -wyszeptał mi do ucha -...Doprowadzasz mnie do szaleństwa... -ugryzł mnie delikatnie w kark, co spowodowało kolejną dawkę ekscytacji, tym bardziej, że jego ruchy w mojej kobiecości idealnie przygotowywały mnie na jego nabrzmiałą już męskość
- Mamo! -krzyknęła Nikola powodując nasz tymczasowy paraliż - Jeszcze przytulas! -domagała się go każdego wieczoru, kiedy kładłam ją spać. Niechętnie wysunęłam się spod gorącego ciała męża, tłumacząc pospiesznie, że zaraz wrócę i ma już czekać na mnie bez bokserek, co było widać, bardzo mu się spodobało. Założyłam szlafrok i poszłam do pokoju córki. Usiadłam na krawędzi jej łóżka i przytuliłam mocno do siebie ile tylko miałam siły. Uwielbiała to, tak samo zresztą jak ja. Pocałowałam ją w czubek głowy i wyszeptałam na dobranoc
- Kocham cię słoneczko...
- Ja też cię kocham mamusiu... -wyszeptała ziewając. Przykryłam ją dobrze puchową kołderką i cichutko na paluszkach wróciłam w objęcia czekającego na mnie z uśmiechem, golutkiego Wiktora...
- Niespodzianka! ... -krzyknęli wszyscy zgodnym chórem, kiedy ujrzeli naszą trójkę w progu drzwi wejściowych. Majka z Borysem wręcz nalegali, aby w ich salonie odbyło się przyjęcie urodzinowe Nikoli. Nie sprzeciwiałam się dużo, ponieważ wiedziałam, że naszym mieszkaniu nie było aż tyle miejsca, aby ogarnąć jakieś większe przyjęcie. Oczywiście nie mogło zabraknąć Karola, który sam nie mając własnego potomstwa, traktował nasze Słonko jak największy skarb, który trzeba chronić i rozpieszczać, choć nie miał o tym zielonego pojęcia. Było widać to już po samym porodzie, kiedy odwiedził nas z Majką w mieszkaniu. Moja przyjaciółka przyniosła w prezencie pieluszki, przepiękne malutkie body i śpioszki, a także niesamowicie kolorową karuzelę z pozytywką, którą przymocowaliśmy nad łóżeczkiem, choć sama, mimo braku odpowiedniego głosu, wolałam śpiewać jej kołysanki do snu i tulić w swoich ramionach. Karol natomiast, jak to on. Żywioł rozsadzający go od wewnątrz chyba nakazał sprawić noworodkowi prezent, który sam chciałaby dostać. Nikola otrzymała figurkę motoru, którą dumnie prezentował jej wujek. Opowiadał, że zabawka ma skręcaną kierownicę, ruchome koła i ściągane opony, i inne jeszcze elementy, co raczej wyglądało jak wykład na temat budowy motoru, który musiał być wpojony od pierwszych dni po urodzeniu. Żeby tego było mało, dostała zestaw małego majsterkowicza, w którym znajdywały się plastikowe, zabawkowe klucze, śrubokręty, piła i najróżniejsze śrubki, które łatwo było połknąć nawet dużo starszym dzieciom. Na dokładkę zaserwował czarny t-shirt z napisem " I love motors" w rozmiarze co najmniej nastolatki, do którego musiałaby dorosnąć jeszcze kilkanaście lat. Za nic nie mogłam mu przetłumaczyć, że Nikola była kilkudniowym niemowlęciem, które w najbliższej przyszłości nie będzie mogło skorzystać z jego prezentów. Widocznie ekspedientki w sklepie też nie poprosił o radę, ale na swój sposób było to z jego strony naprawdę urocze... Zza pleców dorosłych wysunął się Łukasz, który blond czuprynę odziedziczył po Majce i nie zważając na naszą obecność złapał Nikolę za rękę i pociągnął stanowczym gestem za sobą co strasznie mnie rozbawiło. Dogadywali się bez słów, choć chłopiec był trzy lata starszy od niej. Zaprowadził ją do przestronnego salonu, który był udekorowany po same brzegi. Balony były wszędzie. Te z helem niezdarnie wirowały pod sufitem. Te nadmuchane w tradycyjny sposób niemal zakrywały całą podłogę. Serpentyny zwisały z lamp, karniszy, a nawet były zaczepione o obrazy, aby było ich jak najwięcej. Na firance zawieszony był transparent z napisem "Sto lat Nikola!!!". Stół zastawiony był najróżniejszymi słodyczami i przekąskami, jakby impreza naprawdę miała być przynajmniej dla połowy osiedla. Sama byłam pod wrażeniem tego co przygotowała moja przyjaciółka i byłam jej niesamowicie za to wdzięczna, co od razu jej okazałam. Najwspanialszym jednak widokiem była stojąca na środku pokoju Nikola, która mimo wielkiego uśmiechu na twarzy miała łzy w oczach. Zasłoniła dłońmi usta i łamanym głosem zapytała
- To wszystko dla mnie?
- A dla kogo innego głupolu? -szturchnął ją rozbawiony Łukasz łokciem w bok, na co oddała mu pięścią w ramię. Spojrzeli po sobie śmiejąc się z tych odruchów i poszli na dalsze zwiedzanie salonu
- No tak... -westchnął Wiktor wtulając się w moje plecy -...Charakterek odziedziczyła po mamusi... -odwróciłam się do niego i pocałowałam, nie zwracając uwagi na pozostałych
- Za to obezwładniające spojrzenie odziedziczyła po tobie... -odparłam z uśmiechem zadowolona z dziedzictwa jakie przekazaliśmy w genach naszej córce. Była naszym totalnym odbiciem na co oboje patrzyliśmy z nieukrywaną dumą...
Pożegnaliśmy wszystkich, tłumacząc Nikoli, że tak jak mówiliśmy poprzedniego wieczoru, jedziemy po drugą część naszej niespodzianki dla niej. Wyściskała nas czule, podekscytowana tym, co mamy zamiar jej sprezentować. Była taka szczęśliwa, że tym prędzej chcieliśmy odebrać wszystko ze sklepów i wrócić na huczne świętowanie urodzin.
- A list schowałaś? -zapytał Wiktor, kiedy wsiadaliśmy do naszego, czarnego terenowego auta
- Tak... Jak zawsze w to kremowe pudełko na samej górze szafy... -uspokajałam go -...Dobrze wiesz, że staram się pisać ten list przynajmniej kilka dni przed urodzinami, aby o nim nie zapomnieć... -mówiłam nad wyraz spokojnie -... Swoją drogą, ciekawe jak zareaguje, kiedy dostanie je wszystkie na osiemnastkę... -zastanawiałam się głośno
- Jeśli nadal będzie choć w połowie przypominać ciebie, to poryczy się jak bóbr... -zaśmiał się mój mąż odpalając silnik, na co posłałam mu stanowcze spojrzenie, jakbym chciała wypalić mu dziurę w głowie -...Oj Sara... -westchnął z nieukrywanym uśmiechem na ustach -...Czy ja już ci mówiłem jak bardzo cię kocham?
- Tak dziś rano... -zaśmiałam się nie mogąc powstrzymać się od tego komentarza -...Też cię kocham wariacie... -wyszeptałam całując go odruchowo w policzek -...A teraz już jedź, bo musimy odebrać prezent i tort... -rzuciłam ochoczo nie napotykając o dziwo żadnego, nawet najmniejszego sprzeciwu.
Podjechaliśmy najpierw do sklepu rowerowego, gdzie byliśmy umówieni na odebranie dziewczęcego rowerka. Jak przeważne to bywa, małe dziewczynki uwielbiały różowe kolory, które były widoczne na każdym egzemplarzu w sklepie. Nikola miała jednak inny gust i wręcz nienawidziła tego koloru. Za to bardzo chciała dostać mundur wojskowy, od kiedy w jej szkole był organizowany tydzień służb mundurowych. Swoje zawody prezentowali policjanci, ochroniarze i właśnie ci upragnieni wojskowi, które ziemiste kolory na uniformie bardzo przypadły do gustu naszej małej. Nie dało się jej tego wybić z głowy, dlatego rowerek, na specjalne zamówienie, miał wykonaną ramę właśnie w takim odcieniu, o co kilka razy pytał sprzedawca, nie wierząc, że ośmioletnia dziewczynka może mieć tak specyficzny gust. No cóż, chyba miała to po mnie. Skoro ja potrafiłam zestawić na płótnie twarz Wiktora z wilkiem, to moje Słońce równie dobrze mogło mieć akcent wojskowy na swojej imprezie... Zadowoleni z efektu pracy nad dwukołowym prezentem, zawiązawszy jeszcze czerwoną kokardę na kierownicy i schowawszy go do bagażnika, ruszyliśmy do cukierni po zamówiony tort. Był wręcz idealny. Cały w moro wojskowe, z czerwoną kokarda z masy cukrowej u dołu, aby idealnie pasowała do drugiej części prezentu. Do tego stojące litery na górze z imieniem oraz cyfrą z przodu słodkiej bomby kalorycznej, tym bardziej, że czekoladowe nadzienie z wiśniami, nie należało do najlżejszych i bardzo szło w boczki, ale nasza kruszyna wręcz mogłaby zajadać się tygodniami takim deserem.
Zadowoleni z pozytywnie przeprowadzonej misji ruszyliśmy w stronę domu Borysa i Majki, gdzie wszyscy oczekiwali na nasz powrót. Byłam niesamowicie dumna i oczami wyobraźni już widziałam uśmiech Nikoli, kiedy zobaczy swój wojskowy rower. Zostało nam zaledwie dziesięć minut drogi, kiedy zblokowały nas nieznośne, czerwone światła sygnalizacji. Czekaliśmy dłuższą chwilę, aż w końcu zielony odcień pojawił się nad nami. Wiktor ruszył delikatnie, skręcając w prawą stronę i odwrócił nagle głowę w moją stronę, łapiąc mnie za rękę. Jego twarz była spokojna, choć oczy skrywały niesamowite przerażenie, które mimo, że pewnie tego nie chciał dostrzegłam od razu, tak jak oślepiający blask światła przed nami. Nie mieliśmy dokąd uciekać, aby nawet odbić autem. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Rozpędzone auto, które jechało pod prąd wprost na nas... Lazurowe spojrzenie, które w tych ostatnich chwilach miało siłę, aby samą ich głębią próbować mnie uspokoić... Ciepła dłoń, kurczowo zaciśnięta na mojej ręce, jakby nie chciała dać nas od siebie rozłączyć... I nagłe, gwałtowne uderzenie, któremu towarzyszył przerażający huk... Nie wiem ile czasu minęło... Uniosłam lekko powieki, starając się coś dojrzeć. Od razu pożałowałam że to zrobiłam. Obok mnie, przygnieciony karoserią na fotelu leżał on. Całą przystojną twarz mojego męża pokrywały strugi krwi. Nie reagował. Nie oddychał... Moje serce rozsypało się momentalnie na milion kawałeczków, których nie byłam w stanie już poskładać. Mimo, że próbowałam, tak bardzo się starałam aby utrzymać ledwo otwarte powieki, nie udawało mi się. Nie mogłam nic powiedzieć, nie mogłam nawet uronić łzy. Byłam bezwładna... Nic nie słyszałam, nic już nie widziałam i już nic więcej nie poczułam... Odeszłam z Wiktorem u boku, pozostawiając najgorszą niespodziankę życia, naszemu małemu dziedzictwu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro