Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Chwila zapomnienia...

Siedziałam na betonowym, szarym murku czekając na potwierdzenie powrotu do domu mojego brata. Tym razem role się odwróciły i to ja, jak starsza siostra martwiłam się o niego. Nie miał ze mną lekko i dopiero po tulu latach tak naprawdę dostrzegłam ile dla mnie robił. Był niczym ten Anioł Stróż, strzegący i oplatający mnie przed złem tego świata, ogromnymi, białymi skrzydłami. Lub jak dobra wróżka, która za pomocą magicznego pyłu wytworzyła niewidzialną barierę osłaniającą mnie przed smutną rzeczywistością. Nigdy nie skarżył się, że mu ciężko. Nigdy na nic nie narzekał, tylko był przy mnie, kiedy go potrzebowałam. A ja?... A ja nie odwzajemniłam się totalnie niczym... -po policzku spłynęła mi gorzka łza, potwierdzająca prawdziwość moich myśli. Byłam samolubna i tak zapatrzona w swoją własną tragedię, że nie doceniłam ludzi, którzy byli przy mnie na każdym kroku. A żeby było tego mało, jeszcze odcięłam się od nich na całe cztery lata paląc za sobą wszystkie mosty, które przez ten czas cały czas odbudowywali -Wrócę na uczelnię i obronię swoją pracę, aby byli ze mnie dumni... -postanowiłam ponownie -...Może to będzie dobry początek co do mojej poprawy... -uśmiechnęłam się do siebie  ocierając nieznośną łzę z policzka

- Na mnie czekasz? -odwróciłam głowę w stronę chłopaka, który z zadziornym uśmieszkiem stał już obok mnie

- Jakiś ty zabawny... -sarkazm wziął nade mną górę -...Normalnie boki zrywać, że szok -wycedziłam oschle, co po prostu po nim spłynęło. Oparł ostrożnie pokrowiec z gitarą o betonowy murek i jednym zwinnym podskokiem, znalazł się tuż obok mnie w odległości dosłownie paru centymetrów

- Co ty robisz? -zapytałam marszcząc znacząco brwi

- Dotrzymuję ci towarzystwa... -wyszczerzył zęby, trącając mnie łobuziarsko ramieniem. Poczułam się trochę, jak na długiej przerwie w pierwszej klasie podstawówki, kiedy siadaliśmy ze znajomymi wspólnie na murku i wymienialiśmy się swoimi kanapkami -...Przecież widzę, że trzymałaś miejsce specjalnie dla mnie... -rzucił rozbawiony podtrzymując swój dobry nastrój

- Jesteś zbyt pewny siebie... -rzuciłam stanowczo wciąż patrząc gdzieś przed siebie, jakby jego wzrok miał mnie w jakiś sposób poparzyć. Może było mi po prostu wstyd za jego nagą wizję w wannie? Ale przecież on o tym nie wiedział. Ta sytuacja została tylko w mojej głowie i nikt nigdy się o niej nie dowie -uświadamiałam sobie nabierając większej pewności siebie -...Acha, żebym nie zapomniała... -wyciągnęłam przed siebie rękę lustrując zdezorientowaną twarz chłopaka -...Twoja komórka... -ruszyłam palcami pospieszając tym sposobem jego reakcję. Wyjął z tylnej kieszeni spodni swój telefon, powoli kierując go w moją stronę. Chciałam go przechwycić ale w ostatniej chwili, gwałtownie cofnął rękę, omal nie pozbawiając mnie równowagi. Parsknęłam z niezadowoleniem, jak obrażona królewna, powstrzymując mój niewyparzony język, przed posłaniem niecenzuralnej wiązanki w jego stronę

- Nie tak szybko księżniczko... - wyglądał na niezwykle zadowolonego z siebie -...Muszę cię przykleić do tego murka, żebyś w końcu ze mną porozmawiała? -zapytał nad wyraz spokojnie - Czy zmusisz się do tego bez rękoczynów i zbędnej przemocy? - spojrzał na mnie rozbawiony, a mnie zalała fala frustracji. Wkurzyłam się, bo nie miałam zamiaru wracać do tego nieszczęsnego tematu imprezy w "Klifie". Na szczęście uratował mnie dzwonek przychodzącej wiadomości. Bez zbędnych słów wyciągnęłam telefon i otworzyłam kopertę: "Jestem w domu. Wracaj ostrożnie. Luk". Odetchnęłam głęboko z ulgą, chowając aparat w kieszeni

- Sorry, ale muszę już jechać... -rzuciłam triumfalnie, chcąc zeskoczyć z betonowego podwyższenia. Zielonooki był jednak szybszy. Widząc co się święci, zszedł szybko i w jednym momencie znalazł się przede mną, kładąc ręce po obu stronach moich zgiętych nóg, zagradzając mi w ten sposób drogę ucieczki. Spojrzałam na jego zdecydowaną, stabilną postawę i zwątpiłam -...Maks... No co ty? -niemal wysyczałam przez zęby podenerwowana

- Tym razem nie puszczę cię tak szybko... - powiedział zadziornie, przyciskając się swoim ciałem do moich nóg. Wiedziałam, że nie mam innego wyboru i muszę opuścić swoją gardę

- W porządku... -rzuciłam oschle poddając się jego woli-...Czego chcesz?

- Ciebie...

- Nie jestem rzeczą, którą możesz sobie brać, kiedy ci się zachce! -podniosłam wkurzony głos przerywając mu po jednym słowie, które w zupełności wystarczyło, aby wywołać u mnie falę nieposkromionych emocji. Gdybym mogła dosłownie odgryzłabym w tym momencie jego nos, który był tak blisko, że prawie stykał się z moim

- Boże... -westchnął niemal szepcząc, przewracając ostentacyjnie oczami -...Nawet kiedy próbujesz zabić mnie tym swoim lazurowym spojrzeniem, jesteś niesamowicie seksowna... - dodał, gładząc kciukiem mój policzek. Ten dotyk był tak elektryzujący, że wręcz oniemiałam. Jego delikatne palce założyły mi za ucho nieznośny, ognisty kosmyk, ostrożnie badając moją szyję. Wzdrygnęłam się a po plecach przebiegł mnie przyjemny dreszcz podniecenia. Czułam się, jakby owładnęła mną jakaś nieznana, niewidoczna siła. Pragnęłam jego szmaragdowych oczu. Pragnęłam jego ciepłego dotyku i pełnych, delikatnych ust. Sama byłam w szoku, uświadamiając sobie o czym teraz myślałam i do czego mogłam się w tej chwili posunąć

- Mam chłopaka... -wyszeptałam, zwracając wzrok ku dołowi, jakbym chciała powstrzymać sama siebie

- Wiem... -powiedział czule, ujmując mój podbródek, zmuszając tym samym, abym na niego spojrzała -...Ale nie obiecywałem dzisiaj, że będę grzeczny... - Jego usta przywarły do moich, delikatnie kosztując każdego kolejnego milimetra. Miałam wrażenie, że świat osuwa się z pode mnie i jesteśmy tylko my dwoje otuleni nicością. Rozchyliłam lekko wargi poddając się tej chwili i wychodząc chłopakowi na spotkanie. Całował mnie powoli, zaznaczając każdy kolejny ruch naszych ust, jakby świat wokoło nas przestał istnieć. Odwzajemniłam pieszczotę, nie przyspieszając niczego. Moje serce szalało, a rozum całkowicie stracił panowanie nad moim ciałem. Zielonooki zagryzł swoje białe zęby nadzwyczaj delikatnie i ostrożnie na mojej dolnej wardze powodując w ten sposób przechodzący mnie od stóp do głów, dreszcz podniecenia. Jęknęłam mimowolnie będąc w tym momencie całkowicie podatną na dotyk i urok faceta, którego tak właściwie nie znałam. Oderwał niespiesznie swoje usta od moich, gładząc mnie ponownie po policzku. Podobało mi się to. Było w tym dotyku coś wręcz intymnego, od czego nie chciałam nawet uciec. Otwarłam oczy delektując się jeszcze przez chwilę, tym nieziemskim pocałunkiem, który wywołał u mnie sporą mieszankę emocji. Bałam się jednak zmierzyć z rzeczywistością, w której nadal tkwiłam. Zdradziłam swojego chłopaka, co nigdy prędzej, nawet przez myśl by mi nie przeszło. Byłam okropna i właśnie dobitnie to do mnie dotarło

- Dlaczego to zrobiłeś? -wyszeptałam niemal błagalnym tonem

- A dlaczego odwzajemniłaś ten pocałunek? - zapytał patrząc wprost w moje nachodzące łzami oczy. Nie potrafiłam odpowiedzieć sama sobie a co dopiero jemu.

- Może po prostu tego chciałam... -wymamrotałam pod nosem, choć to stwierdzenie nie powinno było wydobyć się z moich ust

- To jest nas dwoje... -wyszeptał uśmiechając się do mnie czule, a po moim policzku spłynęła niechciana łza. Chłopak otarł ją kciukiem z mojej twarzy i cichutko dopytał -...Co jest? - milczałam, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Byłam zła sama na siebie, że w ogóle pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia, która mogła kosztować mnie utratę tego, co budowałam z Arkiem od roku. Moje serce wariowało tocząc wewnętrzną walkę z rozumem, który wręcz winił mnie za zaistniałą sytuację. Byłam rozdarta. Wkurzona, zdezorientowana, a mimo to spełniona. Musiałam uporządkować swoje roztrzaskane myśli, ale ani to miejsce, ani towarzystwo zielonookiego nie było w tym momencie dla mnie dobre

- Maks... -odsunęłam go od siebie stanowczym gestem, roniąc przy tym kolejne łzy -...Ja... -zeskoczyłam z betonowego murka na ziemię -...Ja przepraszam... - powiedziałam łamiącym się głosem. Kiedy zrównałam się z nim, żeby odejść z tego miejsca, chwycił mnie za dłoń, jakby chciał mnie zatrzymać. Nie pozwoliłam mu jednak na to, podnosząc głos bardziej niż powinnam -...Puść mnie proszę! -chłopak w milczeniu oswobodził mnie ze swojego uścisku, a moje nogi przyspieszyły kroku kierując się na strzeżony parking po drugiej stronie ulicy. Założyłam rękawice na roztrzęsione dłonie i założyłam kask.

- Chyba nie pojedziesz sama w tym stanie motorem? - chłopak położył rękę na kierownicę, a ja podniosłam szybkę i stanowczym tonem warknęłam

- Nie? To patrz... -Zamknęłam ją ponownie, odpaliłam bestię, nie pozwalając chłopakowi na powstrzymanie mojej narastającej wściekłości. Wyjechałam na ulicę i popędziłam w jedyne miejsce, w którym mogłam pomyśleć. W jedyne takie z dala od ludzi, gdzie czułam się jednocześnie najbliżej swoich zmarłych rodziców. Mimo wzburzenia, starałam się zachować maksimum ostrożności, aby nie zrobić krzywdy sobie, a tym bardziej, komuś innemu. Miałam już dosyć tych wszystkich komplikacji i kolejne nie były mi potrzebne. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak łatwo dałam się omamić, komuś kto tak niesamowicie mnie wkurzał. Miałam teraz dosyć wszystkiego i wszystkich. Chciałam zostać sama ze swoimi myślami, w miejscu, gdzie nikt by mnie teraz nie znalazł.

Zaparkowałam bestię kawałek od dogi, aby nie rzucała się w oczy w razie jakiegoś ruchu na szosie. Raczej nie było o tym mowy, ale wolałam zabezpieczyć się przed niepożądanymi gośćmi. Mimo że była już noc, a to miejsce było wyjątkowo odludne, z dala od miasta, to czułam się pewniej, chowając czarnego za niewielkim pagórkiem. Ruszyłam w dół po lekko zapadającym się pod moimi nogami podłożu. To był wyjątkowy wieczór. Niemal przybliżający swoim ciepłem klimat lata rozluźniał moje ciało a księżyc w pełni, w towarzystwie mrugających do mnie gwiazd oświetlał drogę. Zabrałam ze sobą również poplamioną bluzkę z imprezy, gdybym musiała znów w coś wycierać swoje nieposkromione łzy. Szłam śmiało. Dobrze znałam ten teren i niemal mogłam go pokonywać z zamkniętymi oczami. Przeszłam zwinnie przez strome kamienie, które razem z wysoką ścianą klifu skutecznie ukrywały to miejsce przed niepożądanymi oczami. Mały skrawek tej wyjątkowo piaszczystej i czystej plaży sprawiał, że czułam się w tym miejscu wyjątkowo. Sama z sobą w towarzystwie duchów wspomnień, które koiły moje roztargane nerwy.
Usiadłam blisko wody, wpatrując się w każdą rozbijającą się o brzeg falę. Każda była inna i na swój sposób wyjątkowa. Często z tego miejsca podziwiałam oszałamiające zachody słońca, ale pierwszy raz byłam podczas pełnej już aury nocy, która działała na mnie wręcz magicznie. Siedziałam kuląc ku sobie nogi, opierając podbródek o wysoko postawione kolana. Objęłam je, jakbym sama chciała się przytulić i pocieszyć, wzdychając przy tym głęboko. Analizowałam w głowie każdą najkrótszą chwilę dzisiejszego dnia i nie tylko jego. Przed oczami wciąż stawała mi wysoka sylwetka, uśmiechniętego chłopaka o szmaragdowych, głębokich oczach i jedno pytanie Oliego, które za każdym razem odbijało się echem w moim umyśle "Czy jesteś z nim szczęśliwa". Kręciłam bezwładnie pierścionkiem wokoło swojego palca zastanawiając się nad swoimi uczuciami. Zawsze, gdy przychodziło rozwidlenie słuchałam rozumu, a nie serca. Może właśnie w tym tkwił mój błąd? Może właśnie przez to nie mogłam tak naprawdę otworzyć się przed nikim emocjonalnie? Moje ramiona zadrżały, ale nie od zimna, tylko od szlochu, który wydobył się z mojego wnętrza, oczyszczając mnie mimowolnie. Ryczałam jak bóbr wpatrując się gdzieś poza horyzont, na którym księżyc oświetlał swym blaskiem długą, prostą drogę, zapraszającą do wspólnej podróży. Tak bardzo brakowało mi teraz mamy, która zawsze całowała mnie w czoło na dobranoc i tuliła w swoich ciepłych objęciach. Tak bardzo brakowało mi taty, który samym spojrzeniem, potrafił poprawić mi humor, kiedy cały miniony dzień był do bani.
- Tak bardzo mi was brakuje... -powiedziałam głośno unosząc odruchowo głowę wysoko do góry, jakbym chciała, aby usłyszeli mnie gdzieś w niebie. Wiedziałam, że ten piękny i idealny świat pośmiertny opisany w Biblii jest po prostu wytworem ludzkiej wyobraźni, ale jakaś cząstka mnie uparcie wierzyła w to, że nawet w tej chwili są razem szczęśliwi i czuwają nade mną. Tak bardzo chciałam, żeby tu byli i po prostu przytulili mnie do siebie jak dawniej. Bałam się, że z biegiem lat zapomnę te nieistotne dla niektórych, szczegóły codziennej rutyny, jak chociażby ten pocałunek w czoło przed spaniem. Bałam się chyba po prostu dorosnąć i wziąć życie w swoje ręce. Bałam się w ten sposób stracić o nich resztki pamięci, dlatego zawsze byłam taka wycofana i nieufna, a kiedy w końcu się przed kimś otworzyłam, to tą osobę po prostu zdradziłam. Ale czy gdybym była w tym związku szczerze szczęśliwa, to czy pozwoliłabym sobie na ten pocałunek? Czy po prostu było mi wygodnie tak jak było, a wizja dłuższego związku po prostu wywołała u mnie takie przerażenie? Dla mnie nie ważne było czy to był seks, czy zwykły pocałunek, to była jednoznaczna zdrada i naruszenie zaufania drugiej osoby, która na to nie zasłużyła. Powinnam zachować się, jak na mój wiek przystało i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Nie mogłam dalej zachowywać się jak rozkapryszona panienka, uciekająca przed konsekwencjami swoich czynów... A tak patrząc na wszystko z drugiej strony, czy żałowałam tego pocałunku?...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro