11. Decyzja podjęta...
Siedzieliśmy wygodnie wśród surowego wnętrza pobliskiej kawiarni. Drewniane stoły i krzesła bardziej przypominały wystrój starej stołówki, niż nowoczesnego lokalu. Mimo tego i kawa i ciasto były przepyszne. Szarlotka smakowała, jak ta prawdziwa, domowa, dopiero co wyciągnięta z piekarnika. Wręcz rozpływała się w ustach. Nie mogłam się powstrzymać. Byłam ciekawa czy sernik Luka, również jest zrobiony z sercem na dłoni. Pochyliłam się nad stolikiem z widelczykiem w ręku i jednym szybkim ruchem, nabiłam kawałek ciasta i zjadłam, nim zdążył zareagować
- Nikola! No weź!... -marudził zaskoczony chłopak -...Mało ci na swoim talerzu? -uśmiechnęłam się przełykając ostatni kęs ciasta
- Twoja mama zawsze mówiła, że trzeba się dzielić... -rzuciłam z szelmowskim uśmiechem -...Więc korzystam z jej mądrości...
- Wariatka z ciebie... -spojrzał na mnie rozbawiony -...Ale taką cię lubię najbardziej... - kiwnęłam kilka razy potwierdzająco głową, pomijając to stwierdzenie milczeniem. Skupiłam się na swojej czarnej jak smoła kawie i słodkości, którą miałam na swoim białym talerzyku
- Wiesz Luk... -zaczęłam ostrożnie grzebiąc widelcem w jabłkowym nadzieniu- ...Tak ostatnio sobie myślałam o tym moim głupim wybryku po oświadczynach... -mój wzrok nadal był utkwiony w stół, jakbym bała się oceniającego wyrazu twarzy brata -... Za półtora miesiąca miałam się bronić, a zostawiłam studia od tak... -ciągnęłam dalej wiedząc, że chłopak cierpliwie będzie czekał na swoją kolej zadawania pytań -...Może ten kierunek nie był szczytem moich marzeń i oceny też miałam średnie, ale aż mi głupio w stosunku do twoich rodziców... -westchnęłam ciężko unosząc oczy na zaciekawioną twarz Łukasza -...Opłacili mi całą naukę. Wysyłali co miesiąc pieniądze, żebym nie musiała pracować, tylko codziennie chodzić do szkoły. Nie musiałam martwić się dosłownie o nic, a i tak ich zawiodłam... -zrobiłam lekką pauzę przyznając się do swojej porażki
- Niki... -zaczął ostrożnie badając moją twarz. Lubiłam to zdrobnienie, bo używał go przeważnie, kiedy potrzebowałam wsparcia z jego strony i pocieszenia -...W niczym ich nie zawiodłaś... -mówił bardzo zdecydowanie -...Wiele przeszłaś i nic w tym dziwnego, że wystraszyłaś się na samą myśl o kolejnej znaczącej zmianie w swoim życiu... -ciągnął dalej delikatnie -...Jesteś cholernie silną osobą, ale też bardzo wrażliwą... Gdybym był na twoim miejscu, nigdy, ale to nigdy nie udałoby mi się osiągnąć tego wszystkiego co ty już dokonałaś... -mówił dalej -...Strach w twoim przypadku jest dobry, bo motywuje cię do działania...
- Ale ja przecież znowu uciekłam... -przerwałam mu w pół zdania
- I dobrze... -rzucił z aprobatą, a ja zdziwiłam się na te słowa nie wiedząc co odpowiedzieć -...Masz teraz czas w spokoju przemyśleć parę spraw, bez nacisków i spiny. Poza tym otworzyłaś się przed moimi starymi, czego prędzej unikałaś jak ognia... -mówił jak katarynka -...Pamiętaj, że obojętnie co postanowisz, zawsze będziemy stali za tobą murem... -wyciągnął do mnie rękę i ścisnął znacząco moją dłoń, jakby w ten sposób chciał zaznaczyć powagę swoich słów. Rozkleiłam się nieco, odwracając twarz w stronę ogromnego okna po mojej prawej stronie, jakbym w śród tłumu przechodzących ludzi chciała znaleźć jakieś ukojenie. Otarłam łzę i odwróciłam się do swojego brata, który zawsze, w każdej, nawet najgorszej sytuacji wiedział co powiedzieć
- Luk... -westchnęłam jakbym próbowała zrzucić ze swoich barków jakiś ciężar -...Jedno wiem na pewno... Chcę wrócić do Warszawy... -oczy chłopaka otwarły się znacząco pod wpływem tych słów, jakby chciały krzyknąć "Tylko nie to!" -...Ale tylko na trochę... -rzuciłam szybko, próbując uspokoić jego reakcję i ciągnęłam dalej, aby nie przerwał mojego wywodu -...Nie złożyłam oficjalnej, pisemnej rezygnacji ze studiów. Nadal mam szansę się obronić i zrobię to... -postanowiłam -...Swoją nieobecność jakoś wyprostuję i nadrobię materiał. W końcu moja współlokatorka jest na tym samym roku i myślę, że uda mi się z nią to ogarnąć...
- A po obronie? -zapytał cicho chłopak lustrując dno swojej filiżanki po espresso
- A potem... -zaczęłam zdecydowanie -...Wracam z powrotem... -uśmiechnęłam się szeroko -...Tu jest mój dom i moja rodzina... Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jesteście dla mnie ważni, dopóki nie wyjechałam...
- A rozmawiałaś już o tym z Arkiem? -dopytywał ostrożnie bojąc się, czy powinien w ogóle poruszać jego temat
- Nie... -powiedziałam jakby od niechcenia -...Z tego co mówił, przyjedzie jutro. Musimy poważnie o wszystkim porozmawiać... Wiesz... -zaczęłam delikatniej -...Zawsze myślałam, że jeśli ktoś mi się będzie oświadczał, to będzie to jedna z najcudowniejszych chwil w moim życiu. Myślałam, że w takim momencie przeleci mi przed oczami całe życie z nim i nawet nasza wspólna, radosna starość, a tu nic. Wstałam i wyszłam bez żadnego słowa wyjaśnienia. Normalne chyba się za dużo romansów naoglądałam, ale serio myślałam, że będzie w tym jakieś większe "wow"...
- Jeśli chcesz go za swojego męża, to musisz być tego pewna... -mówił delikatnie, lecz zdecydowanie -...Tej decyzji nikt nie podejmie za ciebie... Ty sama musisz wiedzieć, czy go kochasz czy nie...
- Problem w tym, że ja sama nie jestem pewna swoich uczuć... -powiedziałam zmieszana -...Arek zawsze dawał mi tyle swobody i przestrzeni ile potrzebowałam, co było dla mnie niezwykle ważne... Ale małżeństwo? Sama nie wiem czy jestem na to gotowa... Boję się tego i jakoś nie widzę się w roli gospodyni...
- No tak... -wtrącił się chłopak -...Jak narazie spaliłaś każde ciasto, które próbowałaś upiec... -ciągną rozbawiony, co nieco mnie zdenerwowało -...Ale za to dania obiadowe wychodzą ci rewelacyjnie...
- Dlatego na słodkie chodzimy do kawiarni... -rzuciłam od niechcenia wzruszając beznamiętnie ramionami-...A jak twoi rodzice wytrzymują ze sobą tyle lat? Wciąż razem, dwadzieścia cztery godziny na dobę? To dość przerażające... -zapytałam nie zastanawiając się za bardzo co gadam
- Kochają się... -powiedział uśmiechając się czule na samą tą myśl -...Wiadomo, nie zawsze jest jak w bajce. Kłócą się i trzaskają drzwiami, ale zawsze potem znajdują jakieś rozwiązanie i się godzą...Wiem, że ty byś pewnie wolała każdą wolną chwilę spędzać na swoim motorze, ale w związku też trzeba od czasu do czasu iść na kompromis...
- Ja to bym mogła nawet z nim spać... -rzuciłam rozbawiona, podtrzymując motyw mojej czarnej bestii, aby nie zagłębiać się już bardziej w temat tych związków międzyludzkich.
- O hej Nikola... - uratował mnie znajomy głos zza moich pleców. Odwróciłam się z uśmiechem na ustach, odwzajemniając powitanie
- Cześć Oli... Co cię tu sprowadza? -zapytałam zaczynając pierwsza rozmowę
- Właśnie szedłem w odwiedziny do babci i zobaczyłem cię w oknie, więc stwierdziłem, że wypada się chociaż przywitać... -powiedział ciepło, przeczesując dłonią swoje rude włosy
- Może się przysiądziesz? -zaproponował Luk, pokazując dłonią na krzesło obok nas
- Ok, ale nie na długo... -odparł Oliwier, zajmując miejsce obok nas -...A nie będę wam przeszkadzał w randce? - zapytał po chwili ostrożnie badając nasze twarze. Spojrzeliśmy z Lukiem na siebie znacząco i oboje w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem, zawstydzając tą reakcją skołowanego chłopaka
- Oli... Przepraszam... Nie przedstawiłam... -uspokoiłam się wskazując dłonią w stronę krótko obstrzyżonego blondyna -...Poznaj. To mój brat Łukasz... -zrobiłam lustrzany gest -...Luk... To jest Oliwier, pracuje u wujka Karola
- Miło mi poznać... -Rudy podniósł się lekko na krześle wyciągając dłoń w stronę Łukasza, który odwzajemnił uścisk
- To mówisz, że idziesz do babci... Tak? -zapytałam zaciekawiona
- Tak, mieszka na końcu tej ulicy... -zaczął delikatnie, jakby wzmianka o jego krewnej napawała go jakimś niewidzialnym ciepłem -...W każdą niedzielę chodzę do niej na kawę. Dziadka już nie ma, a ja jestem jej jedynym wnukiem, więc próbuję choć tak dotrzymać jej towarzystwa... -jego oczy śmiały się, a twarz pojaśniała -...A jak twoja Honda? -zapytał zmieniając temat
- Dzięki tobie wycackana jak nówka sztuka z salonu... - odparłam wyszczerzając szereg białych zębów jak jakaś wariatka -...Niestety wczoraj i dziś jeszcze odpoczywa, ale już jutro muszę ją przegarnąć po ulicach, żeby się nie rozleniwiła... -ciągnęłam dalej, wiedząc, że Luk nie popiera mojej motoryzacyjnej pasji, więc musiałam zwinnie przekierować rozmowę na inny tor -....A ty masz jakieś plany na ten tydzień, czy tylko praca-dom i tak w kółko? -zapytałam mając nadzieję, na jakieś konkrety. Piegowaty zastygł na chwilę, jakby szukał jakiejś odpowiedzi w głowie
- A mam... -rzucił zadziornie, co nawet mnie zaintrygowało -...W piątek znajomi grają mały koncert w "Feniksie"... Rock, metal, te klimaty... -spojrzał na mnie pytająco, a ja nie zajarzyłam o co mu nawet może chodzić -...Może wpadniecie?
- Jaki to zespół? -zapytał służbowym tonem zielonooki
- "Night Sounds" - odpowiedział odruchowo rudy
- Będziesz jeszcze wtedy? -zapytał troskliwie Luk, wspominając naszą wcześniejszą rozmowę
- Tak... -odparłam ciepło -...Planowałam wracać w niedzielę, żeby w poniedziałek być już na uczelni... A i wyprzedzę twoje kolejne pytanie... -spojrzałam konspiracyjnie na brata, który ledwo zdążył otworzyć usta -...Mój gust muzyczny nadal się nie zmienił, mimo, że dorzuciłam do niego coś z latynowskiej półki... Nie pytałam tylko Arka na jak długo dostał urlop... -zawahałam się, zastanawiając, czy przez przypadek, nie umknęła mi gdzieś ta informacja -...Ale jakby co możemy iść razem... -uśmiechnęłam się wyczekująco
- No to zgoda... -przytaknął blondyn -...Też mam wolny wieczór w piątek więc postanowione...
- No i to rozumiem... - uśmiechnął się rudy podnosząc się ze swojego siedziska -...To widzimy się w piątek o dwudziestej w "Feniksie". A teraz wybaczcie, ale babcia na mnie czeka... -rzucił na odchodne, żegnając się pospiesznie z naszą dwójką.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o wszystkim i o niczym, nie zdając sobie sprawy z tego, jak szybko minął nam czas...
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Ciotka z wujkiem byli jeszcze w pracy, a Luk miał ranną służbę. Dobrze wiedziałam, kto kryje się po drugiej stronie, więc tym prędzej pospieszyłam do wejścia. W progu stał wysoki, szczupły chłopak o jasnej karnacji. Jego starannie ułożona blond czupryna i roześmiane piwne oczy można byłoby dostrzec z daleka. Wąskie usta uśmiechały się do mnie, po chwili witając mnie nieco pospiesznym pocałunkiem na "dzień dobry"
- Witaj kochanie... Tęskniłaś? -zapytał figlarnie wyciągając zza pleców bukiet czerwonych róż, na które nawet nie zwróciłam większej uwagi
- Chcesz wiedzieć jak bardzo? - chwyciłam chłopaka za idealnie wyprasowaną niebieską koszulę i pociągnęłam po schodach do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wręcz rzuciłam się na niego jak jakieś wygłodniałe zwierzę nie tracąc czasu na grę wstępną. To prawda... Byłam wyposzczona i strasznie brakowało mi dobrego seksu... Całowaliśmy się jak byśmy byli w jakimś obłędzie. Jego miętowy oddech wypełniał moje usta, a języki wiły się w rytm szaleńczej gonitwy, pochłaniając nas bez reszty. Oderwałam się w końcu i popchnęłam go delikatnie na miękkie łóżko, przed którym stał. W jednym momencie ściągnęłam z siebie ubranie, pozostając jedynie w czarnej, koronkowej bieliźnie. On też nie tracił czasu. Widząc moje półnagie ciało, zaczął chaotycznie zrzucać z siebie koszulę, gdzie guziki co rusz krzyżowały mu szyki. Ze spodniami poszło już gładko. W jednej chwili leżał przede mną w samych bokserkach, w których wzbierała jego zadowolona męskość. Napawałam się tym widokiem, przygryzając zadziornie dolną wargę. Trwało to chyba zbyt długo, bo Arek usiadł na krawędzi łóżka i pociągnął mnie do siebie. Leżałam na nim, a ciepło jego nagiego ciała sprawiało, że chciałam go tu i teraz, bez większych gierek. Usiadłam na nim okrakiem, czując pod sobą jego pulsujący wzwód. Odpięłam pospiesznie stanik rzucając go gdzieś w kąt, pozwalając tym gestem, aby mój facet mógł bez przeszkód bawić się moimi piersiami. Ugniatał je jak szalony, kiedy ocierałam się o jego uwięzioną jeszcze w bawełnianym materiale męskość. Zwolniłam tempa, aby nie doprowadzić go do zbyt wczesnego wytrysku. Może i byłam nieziemsko napalona, ale chciałam mieć z tego zbliżenia dużo więcej zabawy. Zeszłam z jego bioder stając obok łóżka. Wypięłam się do niego tyłem, ściągając jednocześnie swoje przeszkadzające w tym momencie koronkowe figi, na co zareagował jękiem. Wiedziałam, że nie trzeba mu dużo, aby jego kutas stanął całkowicie na baczność. Miałam w tym temacie nad nim całkowitą kontrolę, co właśnie wykorzystałam. Stanęłam przed nim, jednym, zdecydowanym ruchem pozbawiając go ostatnich części garderoby. Był teraz całkowicie nagusieńki, a jego męskość była gotowa do działania
- Podaj portfel ... -powiedział pospiesznie, a ja bez zbędnych pytań zrobiłam to o co prosił. Dobrze wiedziałam co miał zamiar zrobić, ale byłam już tak mokra, że nie miałam ochoty na żadne protesty. Wyciągnął szybko prezerwatywę, oderwał górę opakowania i jednym zwinnym ruchem założył ją na swojego kutasa, jakby ćwiczył ten ruch latami. Mimo, że brałam tabletki, nigdy nie pozwolił nam na odrobinę szaleństwa bez drugiego zabezpieczenia. Nigdy też nie pozwolił mi na zasmakowanie jego męskości, co mnie strasznie irytowało. Teraz jednak nie było to ważne. Teraz chciałam tylko, aby porządnie mnie przeleciał... Mocno i długo... Usiadłam na nim, pomagając sobie delikatnie ręką, aby trafić od razu w swoją spragnioną i niesamowicie wilgotną szparkę. Jęknęłam, kiedy powoli wsuwał się w moje wnętrze. Zaczęłam niespiesznie ruszać swoimi biodrami do przodu i do tyłu, aby wprowadzić jego twardziela jak głęboko tylko się dało. Wbił nagle swoje smukłe palce w moje miękkie pośladki unosząc je delikatnie do góry. Poddałam się temu. Poruszałam się w górę i w dół. Na początku powoli i delikatnie, po chwili jednak przyspieszając tempa. Po moim ciele przeszedł dreszcz podniecenia. Zaczęło robić się w moim wnętrzu coraz cieplej, wypełniając mnie falą pożądania. Jęczałam kiedy moje biodra w zastraszającym tempie zaczęły ujeżdżać kutasa mojego faceta. Brakowało mi tej bliskości a teraz orgazm miałam dosłownie na wyciągnięcie ręki. Arek ugniatał moje pośladki nadając im zastraszające tempo. Wzdychał i jęczał za każdym razem, kiedy wchodził we mnie jeszcze głębiej -Nikola... -powiedział szybko chwytając mnie w talii i unosząc do góry -...Ja już! - ściągnął mnie pozwalając, abym miękko opadła obok niego na łóżko. Nigdy nie dochodził wewnątrz mnie, bo bał się wtopić. Jakby nawet podwójne zabezpieczenie było nic nie warte. Wkurzyłam się z lekka, bo orgazm, na który czekałam ulotnił się w jednej sekundzie jak bańka mydlana. Jedyne co mogłam zrobić to beznamiętnie patrzeć na spermę rozlewającą się wewnątrz gumki i zaciśniętą dłoń chłopaka na jej końcu, aby jakimś cudem coś nie wypłynęło dołem. Ostentacyjnym ruchem wgramoliłam się naga pod kołdrę i westchnęłam tak głośno jak tylko się dało, aby tym gestem dać do zrozumienia mojemu mężczyźnie, że nie udało mu się mnie zaspokoić tak, jak tego oczekiwałam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro