Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Gorzko-słodka kolacja...

Minęło kilka męczących dni. Arek pisał, wydzwaniał, a ja nie miałam ochoty nawet odczytywać tych beznadziejnych wiadomości. Chyba nadal nie miał pojęcia, że powiedziałam mu wprost, że zrywam naszą relację. Był zbyt zajęty swoim telefonem, żeby zauważyć, jak się produkowałam...
W kalendarzu odruchowo skreśliłam dzisiejszą, wtorkową datę dwudziestego dziewiątego kwietnia. Chyba jak najszybciej chciałam przejść myślami do zbliżającej się majówki. Miałam już jakieś pobieżne plany, typu wycieczka po najfajniejszych miejscach Warszawy, wieczór nad Wisłą, popołudnie w pobliskim parku z dobrą książką w ręce i kilka jeszcze niesprecyzowanych pomysłów w głowie. Niemal cieszyłam się na czterodniowe, mini wakacje od uczelni, choć i tak troszkę zostało mi do nadrobienia. Jeszcze lepsza była wiadomość, że jutrzejszego dnia miałam pozbyć się tych haczących moje ubrania, szwów. Cieszyła mnie myśl, że mogę załatwić tą sprawę na miejscu, nie tłukąc się taki kawał pociągiem z powrotem. Wyciągnęłam swoją torebkę, szukając kartki z adresem szpitala i nazwiskiem chirurga w którego ręce miałam się oddać

- Cholera! -krzyknęłam na całe gardło, korzystając z okazji, że Wiktoria wyszła na randkę ze swoim facetem - Czy ja zawsze muszę mieć taki burdel w torebce, że nie mogę niczego znaleźć?! -karciłam sama siebie za tą niedogodność. Przewróciłam ją do góry nogami i wysypałam wszystko na blat swojego jasnego biurka, które ostatnimi czasy było dla mnie prawdziwym narzędziem tortur. Zaczęłam rozgarniać ręką porozsypywane rzeczy i oniemiałam -Oż ku... -powstrzymałam się, sama zatykając sobie usta z przerażenia, choć wokół schludnie wymalowanych ścian i mebli nie było niczego i nikogo, kto mógłby mnie usłyszeć -Pięknie po prostu! -warknęłam sama na siebie klnąc w duchu ile miałam w sobie pary. Niechętnie chwyciłam w palce mały okrągły przedmiot z niewielkim oczkiem u góry -Jesteś kretynką Nikola! -znów skarciłam się sama przed sobą, uświadamiając sobie, że zapomniałam o tak ważnym szczególe jak rzucenie w twarz Arkowi pierścionkiem zaręczynowym, kiedy z nim zrywałam. Wtedy na pewno by to do niego dosadnie dotarło i nie musiałabym męczyć się z jego natarczywością. No cóż... Zawaliłam na całej linii i musiałam się do tego przyznać. Jak na złość, jeszcze usłyszałam pukanie do drzwi, co podminowało mnie jeszcze bardziej. Od razu pomyślałam, że Wiki zapomniała kluczy, ale w progu zobaczyłam nie ją a Arka. Był ubrany w ciemny elegancki garnitur. Jego jasno niebieska koszula była idealnym tłem pod granatowy krawat w srebrne paski. Buty w szpic, czarne, lakierowane, jakby przynajmniej wybierał się na jakieś wesele, a włosy starannie wyczesane nie świadczyły o jakiś zwyczajnych odwiedzinach -Czego chcesz? -wycedziłam przez zęby zdezorientowana jego obecnością

- Wiem, przyjechałem wcześniej, ale to chyba dobrze bo będę mógł popatrzeć jak się szykujesz... -uśmiechnął się zadziornie, jakby wszystko między nami było jak dawniej, a ja wciąż nie wiedziałam o co mu chodzi

- Szykować się do czego? -wymamrotałam oschle, lustrując jego zaskoczoną twarz

- Tylko nie mów, że zapomniałaś o naszym dzisiejszym spotkaniu? -zapytał niepewnie

- Jakim do cholery spotkaniu?! -podniosłam głos wzburzona całą tą sytuacją

- Przecież ci mówiłem, że dzisiaj na kolacji muszę przedstawić klientowi projekt... -wszedł do środka jak do siebie, mimo moich protestów. Opadł na łóżko i wlepiał się we mnie a ja nie wiedziałam co robić. W końcu mnie olśniło. Skoro i tak miałam się pojawić w restauracji, to przy okazji mogłam mu po raz ostatni odpłacić, za jego olewawczy stosunek do mnie. Przy okazji, gdyby przyszło mu na myśl kolejne ignorowanie moich słów, miałabym świadków, którzy na pewno chętnie powtórzyliby moje słowa chłopakowi.

- Tak to dobry plan... -uśmiechnęłam się pod nosem, uświadamiając sobie po chwili, że wypowiedziałam te słowa na głos

- No raczej... -zgodził się ze mną -...Długo przygotowywałem ten projekt, a to nasz największy klient... -powiedział z dumą, odruchowo poprawiając krawat

- Ok... -rzuciłam szybko -...Poczekaj na zewnątrz, zaraz zejdę

- Wolę poczekać tutaj i popatrzeć... -uśmiechnął się zadziornie, jakby w każdej chwili był gotowy się na mnie rzucić i powalić na łóżko

- Co to, to nie! -niemal wrzasnęłam oburzona, tupiąc przy tym nogą jak mała dziewczynka -No już... -pociągnęłam go do wyjścia -...Wynocha z mojego pokoju -wypchnęłam go za drzwi i zakluczyłam je, żeby nie ważył się nawet dotknąć klamki.
Szybko wyciągnęłam z szafy pierwszą lepszą czarną sukienkę. Podobno ten kolor pasował do wszystkiego, tym bardziej do dzisiejszej stypowej okazji. Zarzuciłam ją szybko na siebie. Sięgała do kolan więc czułam się w niej swobodnie, tym bardziej że miała rozkloszowany krój do którego idealnie pasowały moje balerinki, które ostatnim czasem wydeptywałam na okrągło. Rękawki trzy czwarte i maleńki, ledwo widoczny dekolt idealnie podkreślały służbowy ton spotkania i jednocześnie zakrywały mój opatrunek. Szybkim ruchem wytuszowałam tylko rzęsy i pokryłam usta czerwoną szminką, aby nie rzuciło się w oczy że mój make-up trwał niespełna dwie minuty. Włosy niedbale przeczesałam grzebieniem i skierowałam się w stronę drzwi, ale szybko cofnęłam się naprawiając swój błąd. Zabrałam małą kopertówkę, w której idealnie mieścił się mój mały portfel, do którego wrzuciłam pierścionek, abym tym razem nie zapomniała dosadnie przedstawić swojego zamiaru... 

Siedziałam przy pięknie zastawionym stole w renomowanej restauracji. Nieskazitelnie białe obrusy ze złotymi zdobieniami otulały blaty nadając im wytworności. Świeże bukiety kwiatów w wysokich wazonikach w towarzystwie niewielkich świec dodawały romantyzmu. Niestety nie było mi dane nacieszyć się ich wonią, bo Arek od razu kazał zabrać je ze stołu, wraz ze świecami, tłumacząc się spotkaniem biznesowym. Naprzeciwko mnie siedziała wręcz wymuskana do granic kobieta po czterdziestce. Jej nad wyraz proste, blond włosy, chyba z dwadzieścia razy przejechane prostownicą, ledwo muskały jej odsłonięte ramiona. Miała na sobie niezwykle szykowną, czerwoną suknię z połyskującego materiału. Dekolt w serce idealnie podkreślał jej kobiece walory, a rozcięcie od samej podłogi, po same uda ukazywały jej wręcz idealne kształty. Perfekcyjny makijaż dodawał jej uroku, podkreślając  niebieskie oczy z małymi, niemal złotymi plamkami. Towarzyszył jej przystojny, dobrze zbudowany mężczyzna w czarnym, eleganckim garniturze, z wplecioną w materiał złotą nitką, która była widoczna tylko po głębszym przyjrzeniu się. Kremowa koszula i złoty krawat idealnie podkreślały jego blond włosy zaczesane lekko ku górze, tak samo jak piwne oczy, które bystrze badały nie tylko postawę Arka, ale także moją, co nieco mnie zaskoczyło. Ta wręcz idealna para wyglądała, jakby właśnie przed chwilą zeszła z czerwonego, gwiazdorskiego dywanu i w ramach dnia dobroci, postanowiła zaszczycić nas, prostych ludzi, swoją obecnością. Poczułam się skrępowana i wręcz nie na swoim miejscu, co było zrozumiałe. To nie był mój świat, nie pasowałam do niego, co ewidentnie podtrzymywał mój skromny, żałobny strój. Siedziałam w milczeniu, kiedy kelner przyniósł moje danie, które w zastraszającym tempie zniknęło z talerza. Trochę przez to, że ilość jaka mi została podana, wyglądała bardziej jak porcja dla jakiegoś małego gryzonia, o żołądku fistaszka, niż dla dorosłej kobiety. Z drugiej zaś strony musiałam przyznać, że było przepyszne, a mój brak mowy w tym towarzystwie, powodował szybsze serwowanie jedzenia widelcem do ust. Chciałam mieć już ten wieczór za sobą. Czułam się jakbym była pod stałą obserwacją blond piękności, która trzymała w smukłej dłoni kieliszek białego wina, kiedy mężczyźni od dłuższego już czasu dyskutowali nad stertą jakiś rozsypanych, na wielkości trzech czwartych stołu papierów. Nie mogłam wytrzymać już tego napięcia. Czułam się tak, jakby ktoś wypalał mi dziurę w samym środku czoła, aby była jak najbardziej widoczna. Kiedy Arek po raz kolejny, powiedział do mnie "Kochanie" przerywając dyskusje z klientem, wtrącając jakieś zabawne jego zdaniem anegdotki z naszego życia, nie wytrzymałam. Zagotowało się we mnie nie na żarty. Byłam gotowa wstać i strzelić mu w pysk przy wszystkich obecnych w restauracji, robiąc aferę na pół miasta. Zamiast tego powstrzymałam się i wypaliłam oschle wstając od stołu

- Państwo wybaczą, ale muszę oddalić się na chwilkę... Zaraz wrócę... -powiedziałam z najbardziej sztucznym uśmiechem jaki tylko udało mi się na siebie założyć. Zacisnęłam mocno pięści, niemal wbijając sobie krótkie paznokcie we wnętrze dłoni. Twarz mi pulsowała i czułam na policzkach takie gorąco, które niemal eksplodowało czubkiem głowy. Byłam niesamowicie wkurzona, ale z dumą mogłam przyznać, że nie dałam się do końca wyprowadzić z równowagi. Zamiast tego wręcz w sekundę znalazłam się w przestronnej łazience w pastelowych kolorach z dwoma umywalkami i kabinami za moimi plecami. Woda płynęła wielkim strumieniem a ja zachłannie nabierałam ją, studząc jednocześnie swoje czerwone z wściekłości policzki, jakby to właśnie miało zachamować moje zapędy. Potrzebowałam chwili dla siebie, w samotności, aby szybko ułożyć jakiś plan w głowie. Nie mogłam ciągnąć dalej tego przedstawienia. Chciałam już wyjść i wykrzyczeć całemu światu, że cały poprzedni rok, z wyłączeniem kilku ostatnich tygodni, był totalną pomyłką i chciałabym wymazać go z pamięci, niczym niechciany ślad ołówka na papierze. Sama przed sobą nie potrafiłam przyznać, po co ciągnęłam tą relację. Miałam w niej dużo swobody, to fakt, seks może nie był najgorszy choć częściej to ja przejmowałam inicjatywę niż on, ale dopiero wtedy, kiedy usta Maksa splotły się z moimi, poczułam się jakby jakieś różowe okulary, przysłaniające mi prawdziwą rzeczywistość spadły z moich oczu. Uśmiechnęłam się sama do siebie w lustrze dotykając mimowolnie opuszkami palców swoich warg, czując się tak, jakbym dopiero przed chwilą skończyła się z nim całować. Każdy jego dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa, czego nigdy, przenigdy nie poczułam przy Arku, strącając go jednocześnie z wyimaginowanego piedestału. Wspomnienie zielonookiego napawało mnie niesamowitą siłą. Wróciłam do stolika już z dużo pewniejszą postawą. Zauważyłam, że wszystkie firmowe papiery zniknęły ze stołu, co ucieszyło mnie tak bardzo, że zaczęłam szczerzyć się od ucha do ucha -Czy już skończyliście swoje służbowe sprawy? -powiedziałam lekko i nad wyraz delikatnie lustrując to Arka, to mężczyznę siedzącego na przeciwko

- Tak... -zaczął piwnooki przystojniak -...Doszliśmy do porozumienia i umówiliśmy się na jutro, na podpisanie umowy w biurze...

- Och jak cudownie... -wyszczerzyłam się niemal klaszcząc z tej radości w dłonie a w moim głosie było słychać nieukrywany sarkazm -...Skoro już zakończyliśmy interesy to możemy zająć się bardziej przyziemnymi sprawami? -rzuciłam w stronę zaskoczonego moim zachowaniem Arka, nadal przybierając postawę słodkiego niewiniątka.

- O czym chcesz porozmawiać kochanie? -zapytał, już wkrótce mój były chłopak, z lekkim drżeniem w głosie. Tej strony mnie jeszcze nie zdołał odkryć, a ja chciałam mu ją dobitnie przedstawić

- Jeszcze raz nazwiesz mnie "kochanie" a przysięgam, że przy wszystkich tu obecnych rozkwaszę ci nos, tak, że bez chirurga plastycznego się nie obejdziesz! -warknęłam jak rozjuszone zwierzę, doprowadzając tym samym chłopaka do niemal białej gorączki

- Nikola?! Co ci odbiło... -wymamrotał tak, aby nikt w oddalonych od nas stolikach nie słyszał naszej słownej przepychanki -...To nie jest czas ani miejsce na jakieś twoje głupie wybuchy!... -wycedził przez zęby, co nawet mnie ucieszyło, bo zdałam sobie sprawę, że nie muszę być teraz w stosunki do niego ani taktowna, ani delikatna -...Państwo Kraśniewscy, nie przyszli tu po to, żeby wysłuchiwać jakiś twoich cholernych problemów... -warknął ponownie zaciskając szczękę tak mocno, że niemal usłyszałam zgrzyt jego zębów

- Ależ nie... -zaczęła kobieta wyraźnie zaciekawiona i rozbawiona całą tą sytuacją -...Kontynuujcie... Nie krępujcie się nami... -spojrzała na mnie porozumiewawczo, jakby przeczuwała dalszy rozwój sytuacji. Byłam pod wrażeniem jej opanowania, a z miny mogłam nawet wyczytać aprobatę co do moich działań

- Jedynym moim problemem jesteś ty... -skierowałam się w stronę Arka, wbijając w niego stanowczy wzrok -...Wkurzasz mnie na całej linii... -mówiłam szybko, aby nie miał szansy wtrącić mi się w zdanie -...Cały nasz związek był jednym, wielkim nieporozumieniem! Nie potrafiliśmy normalnie rozmawiać. Wkurzało mnie, że za każdym razem czułam się, jakby całowała mnie popielniczka, a spałam obok wielkiej, gwiżdżącej lokomotywy! Za każdym razem, kiedy czegoś potrzebowałam, olewałeś mnie. Dla ciebie zawsze wszystko było ważniejsze niż ja!... -przełknęłam ślinę szybko łapiąc oddech

- Co ty odwalasz?! Przecież ci się nawet oświadczyłem!... -niemal to wykrzyczał, a ja byłam wdzięczna za to że przypomniał mi ten niechciany fakt

- Dobrze, że o tym wspomniałeś... -zaczęłam grzebać w torebce szukając tego małego czegoś nie przerywając swojego wywodu -...Nigdy nie powiedziałam "tak", poza tym od razu od ciebie uciekłam, kiedy to zrobiłeś. Już wtedy podświadomie wiedziałam, że nic z tego nie będzie, choć długo nie potrafiłam się do tego przed sobą przyznać. Dopiero, kiedy wyjechałam ktoś dobitnie mi to uświadomił... -jego oczy się zwęziły a buraczany odcień pokrył niemal całą jego twarz. Wyciągnęłam pierścionek i położyłam na stole przed nim, zwracając się do dystyngowanej pary, z uwagą śledzącej moje poczynania -...Mam teraz państwa na świadków mówiąc że... -zwróciłam się w stronę Arka -...Oficjalnie i kategorycznie z tobą zrywam! -podniosłam głos bardziej niż powinnam przykuwając tym samym uwagę niektórych gości -Zrobiłam to już trzy dni temu, ale ja mówiłam, a ty mnie olewałeś więc nie odnotowałeś tego faktu, dlatego stwierdziłam, że musisz mieć do tego osoby postronne, żeby w razie czego ci to przetłumaczyły ponownie... -wstałam od stolika, grzecznie żegnając się z gwiazdorską parą i dorzuciłam w stronę chłopaka -...Powtarzam! Z nami koniec i nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy! -wycedziłam i odeszłam kawałek, ale rozzłoszczona ręka mojego byłego zacisnęła się boleśnie na moim nadgarstku zatrzymując mnie w pół kroku

- Ja jeszcze z tobą nie skończyłem... -wysyczał z taką furią, której nigdy wcześniej nie widziałam. Muszę przyznać, że nieco się go wystraszyłam, choć nie mogłam dać tego po sobie poznać

- A ja z tobą tak! -szarpnęłam się dwa razy, co sprawiło mi jeszcze większy ból, tym bardziej, że ciągnąc mnie z całej siły za prawą rękę mimowolnie powodował boleść szytego barku

- Jeszcze tego pożałujesz...- wysyczał jakby dopadła go jakaś żądza zemsty. Puścił mnie, odpychając jednocześnie od siebie, tak, że mimowolnie się zachwiałam, ale mimo to odwróciłam się na pięcie, zadzierając z dumą głowę i wyszłam. Poczułam się wspaniale. Byłam wolna, naprawdę wolna...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro