Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Tor mistrzów...

Stanęłam na linii startu, emanując niezwykłą pewnością siebie. Przygotowałam swoje ciało w pozycji, w której najłatwiej było mi zacząć wyścig. Odwróciłam głowę w kierunku Luka zajmującego drugie stanowisko. Był nad wyraz rozluźniony, jakby cały ten tor przeszkód nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie, dając mu tym samym do zrozumienia, że będę jego godnym przeciwnikiem, na co rzucił mi oczko, jakby cieszył się już z mojej przegranej. Zacisnęłam zęby, czekając z niecierpliwością na sygnał do rozpoczęcia rywalizacji.
- Gotowi?!... -krzyknął znajomy Łukasza, który zgodził się na sędziowanie - Do startu!... -krzyknął kolejny raz, na co wystawiłam lewą stopę do przodu, opuszczając lekko górną część ciała - START!
Wystrzeliłam przed siebie jak pocisk, opuszczający lufę pistoletu obejmując prawidłowy tor lotu. Wskoczyłam na smukłą równoważnię, rozkładając ramiona na boki, aby utrzymać oczekujący balans ciała. Zeskoczyłam zwinnie, pokonując w podskokach trzy niskie płotki, które sięgały mi zaledwie do kolan. To było jak rozgrzewka, przygotowująca do większego wyzwania. Mój umysł i ciało musiały idealnie ze sobą współpracować, aby pokonać rywala, który niesamowitą sprawność fizyczną miał w małym paluszku. Moje stopy w zastraszającym tempie wpadały i wypadały w rozstawiony, co najmniej tuzin opon samochodowych, przy których jeden błąd skończył by się bolesnym upadkiem. Podbiegłam dalej opuszczając trzecie stanowisko toru przeszkód. Rzuciłam się na ziemię i zaczęłam czołgać się przez betonową obręcz, która była wąska i długa jak jakaś rura kanalizacyjna. Cieszyłam się, że mimo ciepłej, słonecznej pogody, z której teraz niejedna osoba skorzystała, ja postawiłam na mój wojskowy uniform z długimi bojówkami i rękawami po same nadgarstki. Dzięki temu moje kolana i łokcie pozostały nienaruszone, w kontakcie z szorstkim i twardym podłożem. Opuściłam "rurę" i wskoczyłam na kolejną równoważnię, ponawiając postawę z początkowej przeszkody. Tym razem musiałam zachować więcej ostrożności. Belka była ruchoma i musiałam nadać jej na środku odpowiedni balans, aby opuściła się w dół pozwalając mi wręcz rzucić się na drewnianą, niemal dwu metrową ścianę. Podskoczyłam jak piłeczka ping pongowa, łapiąc się stabilnie górnej krawędzi. Nie wiem jakim cudem, ale szybko znalazłam wypukły kawałek drewna, na którym oparłam trapery i przerzuciwszy nogi, zsunęłam się po drugiej stronie przeszkody, zeskakując po chwili na piaszczyste podłoże. Podbiegłam do niskiego podwyższenia, za którym nad moją głową znajdowały się drabinki na których musiałam zawisnąć i tylko używając siły swoich rąk, przedostać się na drugą stronę. Nie było to łatwe, tym bardziej że pod spodem, było utworzone błoto, które jeszcze chwilę, przed rozpoczęciem tego wyzwania, zostało starannie przygotowane, przez sędziującego mężczyznę. -Jeszcze jeden zryw! -krzyczałam do siebie w myślach -No dawaj! -rozbujałam się nogami i zeskoczyłam po drugiej stronie na stabilny podest rzucając się jak oszalała do kolejnego stanowiska. Poczułam się jak prawdziwy żołnierz z kina akcji. Opadłam ponownie całym ciałem na ziemię, szykując się do czołgania. Tym razem nade mną, na drewnianych belkach, była rozstawiona siatka maskująca, aby nie oszukiwać i nie wstawać w trakcie wykonywanego zadania. Dotrwałam do końca. Wstałam na równe nogi, które chciałyby już powoli odpocząć, ale nie mogłam dać tej satysfakcji Lukowi, chyba chwaliłby się do końca życia wygraną i wypominał mi ją przy każdej możliwej okazji. Zacisnęłam zęby i pokonałam kolejną równoważnię napotykając na swojej drodze kilkumetrową ścianę wspinaczkową, która była tak ogromna, że dziękowałam w tym momencie, że nie mam lęku wysokości. Co jakiś czas były rozmieszczone wypustki, po których wspinało się do góry, a lina z pętlami umieszczonymi w równych odległościach od siebie dodawała asekuracji. Po chwili byłam już na górze, widząc na dole kolejne przeszkody które na mnie czekały. Było już bliżej do mety niż do startu, który pozostał daleko za mną. Z drugiej strony ścianka wyglądała podobnie, z jedną różnicą. Tutaj lina była całkiem prosta. Wykorzystałam długie rękawy i rozciągnęłam je po same palce, aby nie uszkodzić sobie poduszek dłoni, które mogłyby nieźle się zjechać, przy manewrze który zaświtał mi w głowie. Omiotłam plecy liną, prawą ręką przytrzymując u góry, a lewą asekuracyjnie, przy wgłębieniu w talii, delikatnie wypuszczałam, opuszczając się w ten sposób ostrożnie w dół. Byłam z siebie dumna, że udało mi się szybko pokonać tą przeszkodę, zwinnie pokonując kolejne płotki i betonowy tunel jak prędzej. Stanęłam ponownie na podwyższeniu, na dole którego, było uzupełnione stanowisko z błotem. Tym razem zamiast drabinki u góry były ruchome obręcze. Skoczyłam w górę łapiąc je w swoje dłonie, nie pozwalając wyślizgnąć im się z moich uścisków. Przed każdym kolejnym chwytem rozbujałam lekko nogi. W ten sposób łatwiej było mi łapać kolejne obręcze. Zostały tylko dwa kółka do końca, abym mogła uznać przeszkodę za zaliczoną i... Bammm... Spocona już od wysiłku i palącego słońca ręka ześlizgnęła się ze stalowego okręgu, a druga dłoń nie utrzymała całego mojego ciała w ryzach. Spadłam z wielkim hukiem na cztery litery, rozpryskując błoto po każdym możliwym kawałku swojego ciała. Warknęłam rozjuszona, jeszcze bardziej nastawiona bojowo, mimo porażki. Wróciłam do początku zadania tym razem bezbłędnie pokonując je w całości. Może to moje niesamowite wkurzenie dodało mi takiego powera, niczym Red Bull w reklamie dodający skrzydeł. A może to ta adrenalina wynikająca z wizji przegranej i naśmiewania się ze mnie dodała mi kopa do działania. To było w tej chwili nieważne. Teraz musiałam wspiąć się na kilka ładnych metrów po drabinie i zjechać szybko tyrolką, aby mieć jakiekolwiek szanse ze swoim bratem. Zrobiłam to płynnie i z gracją zakończyłam lot nad ziemią.

- Dajesz młoda! -usłyszałam przed sobą gwizdy i zaprawiające do boju okrzyki. Do końca były już zaledwie trzy stanowiska. Wręcz dodało mi to jeszcze większej odwagi, aby wykorzystać resztki swoich sił i doprowadzić ten wyścig do końca. Byłam całkowicie skupiona na swoim zadaniu. Nie rozglądałam się, nie słuchałam krzyków. Byłam tylko ja i moje przeszkody.  Pokonałam kolejne płotki i kolejne opony z impetem zeskakując z ostatniej równoważni, za którą kryła się upragniona meta. Pędem przekroczyłam zaznaczoną linię, ledwo się zatrzymując w miejscu. Byłam zmęczona, obolała i cała brudna od błota. Stanęłam chwilę uspokajając oddech. Przez ten krótki czas byłam wolna od całej otaczającej rzeczywistości. To było niemal oczyszczające doświadczenie. Uśmiechnęłam się widząc wśród kibicujących mężczyzn Luka, który również lekko zasapany szedł w moją stronę

- Nieźle Niki... - przybił mi piątkę jak za dawnych czasów -...Musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby z tobą wygrać

- Przynajmniej przegrałam honorowo -rzuciłam z nieskrywanym uśmiechem

- Sorry młoda... -zaczął ostrożnie nasz przyboczny sędzia, który bacznie obserwował nasze postępy na każdym etapie toru przeszkód -...Jeśli się z nim o coś zakładałaś w związku ze swoją wygraną na tym torze, to Luk cię po prostu oszukał... -mówił spokojnie, jakby stwierdzając jakiś zbędny fakt

- Jak to? -zapytałam zdziwiona, spoglądając na rozweselonego brata

- To, że on zna ten tor jak własną kieszeń... -tłumaczył powoli -...Jest tu minimum dwa-trzy razy w tygodniu nawet po parę godzin. Zna każdą szczelinę w ściance, każdy wystający gwoźdź i każdy kąt pochylenia i rozstaw przeszkód... Nikt z nim tutaj nie wygrał choć wielu próbowało... -uśmiechnął się pod nosem, krzyżując muskularne ręce na piersiach, jakby z dumą kończąc swój wywód -...Gdyby nie wpadka na ringach, to miałabyś szanse na zdobycie złota...

- Dzięki... -uśmiechnęłam się sama do siebie na samą myśl o tym, że jednak nie byłam taka beznadziejna i moja kondycja, nadal była dość dobra, aby chociażby przetrwać ten policyjny poligon

- Tak propo... Krzysiek jestem ... -wyciągnął do mnie dłoń, co powtórzyłam, szybko wycofując się z tego gestu

- Nikola... Sorki, ale nie chcę cię pobrudzić... -spojrzałam na swoje brudne od błota ręce i aż zrobiło mi się niezręcznie -...Jesteś w końcu w służbowym mundurze

- Spokojnie młoda... -ścisnął mi dłoń ostentacyjnie, udowadniając w ten sposób że ma gdzieś oblepione na mnie błoto -...Przerwę mam... -wyciągnął z kieszeni swoich czarnych jak smoła bojówek małą butelkę wody, której nawet nie zdążył odkręcić -...Luk znowu gdzieś polazł...-warknął rozglądając się na boki -...Masz napij się i trochę obmyj. Podobno czeka cię jeszcze strzelnica... -powiedział szybko, a ja się z lekka zawstydziłam jego otwartą postawą wobec mnie. Mimo to przyjęłam propozycję. Byłam tak spragniona, że ledwo żyłam. Obmyłam trochę dłonie i twarz, którą również potraktowałam niechcianą maseczką. Nie zdążyłam nawet podziękować, kiedy za sobą usłyszałam wściekły ton Łukasza

- Krzychu! Już ci coś tłumaczyłem... -szedł jak rozjuszone zwierzę -...Ona jest nietykalna...

- Boże, brat! Wyluzuj! - odgryzłam się w odwecie. Zawsze starał się mnie chronić przed łobuzami kiedy byłam młodsza, ale teraz to już chyba przesada. Nie byłam już małą bezbronną dziewczynką, którą trzeba na każdym kroku pilnować - On tylko poratował mnie wodą... -ciągnęłam już nieco spokojniej

- Właśnie ci ją przyniosłem... -powiedział wyciągając przed siebie plastikową butelkę z przezroczystym napojem

- Zaraz, zaraz... - chłopak spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami lustrując moją twarz -...Ja cię kojarzę... -zawahał się przez chwilę, jakby nad czymś jeszcze się zastanawiał -...Byłaś wczoraj w "Klifie"...

- Tak... -przerwałam mu znacząco, dodając dwa do dwóch - ...A ty wysłałeś Lukowi filmik z moim udziałem z tej imprezy

- No tak... Głupio wyszło... -zrobił minę jak skarcone przez matkę dziecko, drapiąc się nerwowo po głowie -...Nie miałem pojęcia, że jesteś jego siostrą... To znaczy wiedziałem, że ma siostrę, ale nigdy nie pokazywał twojego zdjęcia, choć znamy się od lat... -mówił już bardziej zdziwionym tonem -...Ok, muszę już wracać na służbę. Miło było poznać... -zwrócił się w moją stronę z szelmowskim uśmiechem -... Do jutra Luk... -pożegnał się i poszedł w swoją stronę, a ja zaczęłam chichotać się pod nosem

- "Ona jest nietykalna"... -powtórzyłam grubszym głosem parodiując słowa Łukasza i znacząco trącając go w bok, na co nieco się rozchmurzył -...Jak antyk w muzeum... -rzuciłam śmiejąc się przy tym jeszcze bardziej

- No co? -przewrócił ostentacyjnie oczami -Wiem, że jesteś już dorosłą kobietą, ale dla mnie zawsze będziesz moją młodszą siostrzyczką, którą będę się opiekował... -powiedział poważnie, co strasznie mnie rozczuliło

- Mówił ci ktoś, że jesteś niesamowity? -przytuliłam się do niego i nawet mój brudny mundur nie powstrzymał mnie przed tym gestem - Dziewczyna, która skradnie twoje serce będzie niesamowitą szczęściarą... -westchnęłam cicho, a on wzdrygnął się ledwo zauważalnie, co od razu wychwyciłam. Pewnie nie chciał poruszać takich spraw w służbowym miejscu, więc od razu wypaliłam jakby nigdy nic -...To jak z tą strzelnicą? Idziemy, czy wracamy do domu?

- Idziemy! -rzucił entuzjastycznie, a ja szybko ściągnęłam brudne ubranie pod którym miałam krótkie spodenki i białą bluzkę na szerokich naramkach. Przynajmniej poszłam w miarę czysta do pomieszczenia, w którym policjanci trenowali swoją strzelność.
Sala była wąska, lecz niezwykle długa. Była to jedna z kilku w tym budynku, w której każde pomieszczenie było przeznaczone, do innego rodzaju broni. Łukasz już w pierwszym dniu po moim powrocie z Warszawy załatwił wszelkie potrzebne papiery, w tym pisemną zgodę komendanta na wprowadzenie cywila na teren, na którym szkoliły się różne jednostki policyjne. Jakby przeczuwał, że któregoś dnia będzie mi to wręcz potrzebne. Mogłam się tylko domyślać ile zachodu i nerwów musiało kosztować go całe to przedsięwzięcie, ale jakimś cudem mu się to udało. Naprawdę byłam pod ogromnym wrażeniem jego smykałki organizacyjnej.
Zajęłam stanowisko, które wskazał mi chłopak. Przypomniał wszystkie zasady bezpieczeństwa, jakby recytował jakiś wiersz. Pamiętałam je dobrze, bo wiele razy chodziliśmy razem na strzelnicę sportową. Jednak broń znacząco się różniła. Pamiętałam, jak Łukasz opowiadał o pierwszej broni, którą otrzymał do służby  w policji. Był to niemiecki pistolet Walther P99 z kalibrem 9mm. Był w nim wręcz zakochany. Gdyby mógł, pewnie spałby z nim pod poduszką czekając na złodziei, aby przetestować go w akcji. Na tej sali, ze względów bezpieczeństwa używano jednak gazowej repliki tej broni, aby wyćwiczyć w funkcjonariuszach precyzję, celność i szybkość reakcji na zagrożenie. Metalowa, czarna rękojeść  idealnie wpasowała się w moją dłoń. Przybrałam odpowiednią pozycję do strzału, odblokowałam pistolet i czekałam na sygnał. Na końcu sali, na ruchomych linach, była powieszona tarcza strzelnicza z ludzką sylwetką. Kiedy zbliżyła się na wyznaczoną odległość usłyszałam komendę do wystrzału. Nacisnęłam język spustowy, raz za razem stabilizując celność, po niewielkim odrzucie broni. Kiedy wystrzeliłam wszystkie piętnaście kulek, które znajdowały się w magazynku zamek pozostał w tylnim położeniu i aby go zwolnić, musiałam ściągnąć dźwignię zrzuty zamka. Odłożyłam broń na stolik na moim stanowisku. Ściągnęłam z uszu słuchawki i zdjęłam gogle ochronne, upewniając się, że mój towarzysz broni, na stanowisku po mojej lewej stronie również zakończył swój ostrzał. Jednym przyciskiem guzika sprowadziliśmy tarcze do siebie, porównując naszą celność. Łukasz wszystkie naboje wpakował niemal w jeden punkt, robiąc przy tym niemałą dziurę w czarnej sylwetce na białym tle. Moja tarcza mimo wszystko też nie wyglądała najgorzej. Choć za swój cel obrałam środek głowy, jako jeden wielki punkt, to oprócz jednego naboju, który trafił niewiadomo gdzie, to reszta była rozproszona po tej czarnej plamie. Nie skupiały się wszystkie wokoło siebie jak u Luka, ale trafiłam w tarczę i to tam gdzie chciałam co bardzo mnie ucieszyło.

- To co? Powtórka? -uśmiechnął się chłopak z aprobatą

- Jeszcze pytasz? -rzuciłam niedbale zakładając ponownie ochronne gogle - A po trzeciej serii jedziemy na kawę -zaśmiałam się badając reakcję brata, który tylko ochoczo potwierdził skinieniem głowy, że zgadza się na moją propozycję...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro