Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Start i meta...

Mknęłam przed siebie niczym wiatr, w otoczeniu ciemnej poświaty, nie chcąc poddawać się prawom grawitacji. Przez tą krótką chwilę byłam wolna niczym orzeł szybujący po niebie w czułych objęciach błękitnego sklepienia. Byłam tu i teraz, zostawiając za sobą wszystkie smutki i zmartwienia... Nie myślałam o niczym innym, tylko o osiągnięciu wyznaczonego jeszcze przed chwilą celu. Nie zależało mi teraz na niczym innym... Endorfiny buzowały z każdym wzrostem wskaźnika na prędkościomierzu. To było to co kochałam... Ta moc, która za każdym razem odrywała mnie od stanu tak ponurej rzeczywistości... Ta moc, która wyzwalała ze mnie wręcz drapieżne zwierzę, nie pozwalające sobie na chwilę słabości i jakiegokolwiek zawahania w dążeniu do celu... Ta moc, która po prostu pozwalała mi poczuć, że żyję wbrew mojej ponurej, dokładnie wyznaczonej przez innych egzystencji... Po prostu czułam się przez ten marny ułamek mojego życia, tak naprawdę szczęśliwa, a tego stanu bardzo brakowało mi na co dzień...
Minęłam kolejnego, stojącego na poboczu, sędziującego faceta, który bacznie przyglądał się poczynaniom naszej piątki. Odległość nie była duża, przez co nie zamknęłam licznika, co wręcz uwielbiałam. Podłoże na tym odludnym terenie, przy starych, dawno opuszczonych halach produkcyjnych, nie było łatwe w prowadzeniu mojej czarnej jak smoła bestii. Mimo to, wyznaczone miejsce, zapewniało pełnię prywatności, pozwalając na zorganizowanie tego przedsięwzięcia. Leciałam na skrzydłach wiatru, pozwalając, aby prowadził mnie prosto przed siebie. Byłam na czele kolumny, której silniki warczały niczym rozjuszone zwierzęta. Zwolniłam, pozwalając się wyprzedzić, ku zaskoczeniu moich przeciwników. Miałam plan... Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem wykonując ten manewr. Beczki wyznaczające koniec pierwszej prostej, stały tuż po bokach mnie, a na jednej z nich siedział kolejny sędziujący, muskularny chłopak. Wiedziałam, że reszta, aby w tym tempie mogła zawrócić i wrócić na miejsce startu, które jednocześnie było metą, będzie potrzebować albo świetnych umiejętności, aby zrobić to w jak najkrótszym czasie, albo niezwykłego szczęścia. Ja stawiałam jednak na tą pierwszą opcję. Ograniczając swoją zawrotną prędkość, wcisnęłam sprzęgło, z wyczuciem wczepiłam palce w przedni hamulec, aby zacząć swój stoppie. Nogi zacisnęłam na baku odrywając tylne koło w górę centymetr po centymetrze. Jechałam na przednim kole jeszcze chwilę, przekraczając wyznaczoną przede mną linię nawrotu. Ścisnęłam swoją bestię za cugle i szybkim ruchem przerzuciłam tylne koło stając moim czarnym rumakiem w jednej chwili twarzą do drogi powrotnej. Rzuciłam bieg i nacisnęłam gaz do dechy pozostawiając resztę w tyle. Kątem oka dostrzegłam niesamowicie zaskoczoną twarz chłopaka, bujającego się w rytm silników, na starej zardzewiałej beczce, co jeszcze bardziej podniosło mój stan zadowolenia po odpowiednio wykonanym triku. Byłam dumna nie tylko ze swoich ciężko wytrenowanych zdolności, które nie raz okupiłam bólem i krwią, ale też z tego, że potrafiłam zwiększyć swoje szanse na wygraną poprzez dobrą, szybką ocenę sytuacji i chłodną kalkulację...
Silnik warczał, a moc niosła mnie przed siebie, zwiększając tempo bicia mojego serca. To właśnie ta radość z jazdy, która buzowała w moim wnętrzu, wypełniając każdą komórkę mojego ciała. Spojrzałam w lusterko. Czerwona Honda siedziała mi znów na ogonie, tak jak w poprzednią stronę. - O nie mój drogi... -zagryzłam szczękę, marszcząc przy tym brwi -...Tak łatwo ci ze mną nie pójdzie!... - krzyknęłam w myślach zwiększając obroty silnika. Chłopak nie poddawał się i uparcie próbował zgarnąć moją wygraną -...Po moim trupie koleś! - głowę rozsadzał mi mój własny krzyk. Od mety dzieliło mnie już kilkanaście metrów. Liczna grupa rozemocjonowanych gapiów gwizdała i krzyczała gestykulując przy tym jak  rozjuszone małpy w zoo. Czerwony niemal zrównał się ze mną chcąc wyprzedzić mojego rumaka. Nie dawałam jednak za wygraną. Dużo mnie kosztowało, abym się tu dostała i nie miałam ochoty zostać zrzucona z podium. Pochyliłam się niżej, jakbym chciała dodać sobie jakiś aerodynamicznych kształtów, które pozwoliłyby mi na szybszą jazdę. Docisnęłam gaz do dechy i wysunęłam się nieznacznie do przodu. Przekroczyłam wyznaczoną linię i zawinęłam tył stalowej bestii z przenikliwym piskiem opony. Stanęłam w miejscu wyłączając silnik i oparłszy go stabilnie o podłoże zeszłam, aby sprawdzić, czy wszystko jest z moim skarbem w porządku.
Okrążyła mnie grupa wiwatujących ludzi składających gratulacje z mojego zwycięstwa. Na ich czele stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o szerokich barkach. Szczęka kwadratowa zarysem przypominająca Frankensteina, a na głowie długie blond dredy, które nijak pasowały do całej sylwetki. Postura i grymas twarzy gangstera, fale na głowie jak u surfera... -komentowałam w myślach, sprawdzając kolejne przewody

- Pierwsze wyścigi i pierwsza wygrana... -zaczął powoli niskim zachrypniętym głosem, jakby chlał w barze przez cały tydzień -...Gratulacje...Twoja kasa... -podał mi plik zwiniętych w rulonik banknotów stu złotowych. Dwa i pół koła to już coś, tym bardziej że wpisowe na start pięćset złotych mogłam równie łatwo stracić w razie niepowodzenia. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, wiedząc, że kask w tym momencie tuszuje wszystkie zewnętrzne oznaki dumy na mojej twarzy  -...Tak na przyszłość jestem Teo... -przedstawił się podając mi ponownie dłoń, jak prędzej na przywitanie, kiedy dawałam mu pieniądze przed startem. Silnik czerwonej Hondy zamilkł za moimi plecami i podszedł do mnie jej właściciel w towarzystwie wysokiego chudego chłopaka z pociągłą twarzą i bujnych rudych włosach, obciętych jak niegdyś w podstawówkach, na grzybka. Podeszli do mnie w milczeniu, stając w świetle latarni, dzięki której mogłam w tą zabójczo piękną noc dostrzec liczne piegi na bladym obliczu towarzysza czerwonego rumaka.

- Gratulacje, zacięcie walczyłeś... - kumpel rudego ściągnął swój kask, przeczesując swoje bujne, ciemne jak dzisiejsza noc włosy, jakby chciał poprawić swój image, przed rozpływającymi się w zachwytach, piszczącymi fankami. Jego głębokie, zielone oczy wpatrywały się we mnie z aprobatą, a twarz z lekkim zarostem dodawała mu polotu. Nic dziwnego, że laski za nim szalały... Był nieziemsko przystojny, a jego głos wręcz pieścił kanaliki słuchowe... -Szkoda, że jestem zajęta... -przeleciała przez moją głowę myśl, z prędkością błyskawicy -...Ciacho do schrupania... - westchnęłam, karcąc się w głowie, za samo takie przypuszczenie. Ściągnęłam rękawice i sięgnęłam do kasku, który wciąż zalegał moją głowę. Uniosłam go, pozwalając moim długim, falowanym włosom opaść spokojnie na ramiona. Nawet w tych okolicznościach, gdzie nie wszystko można było dojrzeć, można było z łatwością zauważyć wyrazisty, ognisty kolor moich kosmyków

- Dzięki, ty też... -uśmiechnęłam się, odkładając kask na siedzenie motoru. Jego twarz wyrażała sprzeczne ze sobą emocje. Pogubiłam się w nich totalnie: zdziwienie, zachwyt, a nawet miałam wrażenie, że i złość, za co rudy stał się w mgnieniu oka otwartą księgą

- Dziewczyna?! -niedowierzał szturchając zielonookiego w bok łokciem. To prawda... Zza Czarnych, skórzanych ciuchów motocyklowych, które w żaden sposób, nie podkreślały walorów mojej sylwetki, ciężko byłoby rozróżnić płeć, a już tym bardziej pod osłoną nocy - Stary przegrałeś z laską! - dorzucił rozbawiony

- Tak samo jak ty... - zmierzył rudego stalowym spojrzeniem, jakby karcił go za jakieś przewinienie. Zwrócił się w moją stronę i podszedł bliżej, aby mieć mnie na wyciągnięcie ręki -...Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem... -zaczął spokojnie, a w jego oczach można było dostrzec figlarne iskierki, które swoją obecnością, zwróciły na siebie moją uwagę -...Gdzie nauczyłaś się tak jeździć? -zapytał z zaciekawieniem - Stoppie nie jest dla każdego i wymaga nie lada umiejętności... - mówił z wyczuwalną nutką szacunku, co bardzo spodobało mi się w głosie rywala. Czułam się w tym momencie doceniona i dumna sama z siebie

- Dzięki... - uśmiechnęłam się lekko - ...Dopiero co przyjechałam... -westchnęłam na samą myśl o moim powrocie ze stolicy - ...Wszystkiego nauczyłam się sama...

- Sama? -przerwał mi w pół zdania zaskoczony moimi słowami - Tym bardziej szacun... - zrobił kolejny krok do przodu, o ten jeden krok za daleko. Poczułam się nieswojo, będąc pozbawiona mojej granicy komfortu. Na tyle pozwalałam sobie tylko wśród dobrych znajomych, ale coś w środku powstrzymało mnie od jakiejkolwiek reakcji obronnej, która mogłaby się skończyć rozkwaszeniem tej przystojnej buźki. - Jeszcze nigdy nie spotkałem laski, która zrobiłaby na mnie takie wrażenie... - wyszeptał zadziornie, tak, abym tylko ja to usłyszała

- Widać obracasz się w nieodpowiednich kręgach... - przerwałam mu ciętą ripostą, na co odwzajemnił się szerokim uśmiechem, jakby chciał rozpocząć jakąś niezrozumiałą dla mnie grę.

- Niezła jesteś mała... - rzucił zadziornie świdrując mnie spojrzeniem. Oderwał nogę od podłoża, chcąc przysunąć się bliżej

- Stop Casanovo... - wycedziłam przez zęby ostrzej niż było to konieczne, wyciągając jednocześnie przed siebie rękę, która oparta o klatkę piersiową, skutecznie zatrzymała chłopaka w miejscu - ...Nie jestem twoją laleczką, żebyś mówił do mnie "mała"... - mój wyraz twarzy zmienił się diametralnie i gdyby wzrok mógł zabijać, ten dupek zostałby spopielony w jednej chwili - ...Zapamiętaj sobie jedno... - nacisnęłam dłonią jego klatkę, aby zrozumiał, że mówię poważnie -...Nie wiem, jakie dziewczyny trafiały w twoje ręce, ale ja nie jestem pierwszą lepszą i nie pozwolę sobie na takie traktowanie... - powiedziałam stanowczo nie odrywając wzroku od jego zaskoczonego spojrzenia. Zrobił mały krok w tył unosząc ręce w górę, jakby się poddawał

- Spokojnie... -powiedział opanowanym tonem -...Ne miałem nic złego na myśli... Nie znam twojego imienia, więc nie wiem jak się do ciebie zwracać... -wyjaśnił powoli

- I nie poznasz... - przewróciłam oczami, obracając się na pięcie w stronę mojego środka transportu

- To może chociaż powiedz skąd przyjechałaś... - zatrzymał mnie w pół kroku. Jednak słuchał? Przeleciało mi przez głowę mimowolnie. Odwróciłam twarz ku niemu i już spokojnie dodałam

- Z Warszawy...

Stanęłam przy moim CBR650F, które było wręcz dla mnie stworzone. Rozumiałam się z moją czarną bestią bez słów. Nikt i nic nie dawało mi takiej wolności i swobody jak ona. W siodle tego stalowego rumaka mogłam być zawsze sobą i nie martwiłam się na jego grzbiecie, żadnymi przyziemnymi sprawami. Sięgnęłam po kask, ale przed jego założeniem zatrzymał mnie męski ciepły głos, w którym poznałam nowo poznanego chłopaka

- Zaczekaj... -wymamrotał, jakby o czymś zapomniał - ...Może dasz się zaprosić na przejażdżkę po mieście?

- Nie dzięki... -powiedziałam poklepując z uśmiechem siedzenie mojej Hondy - ....Mam już towarzystwo... Ale masz wokoło pełno fanek, więc na pewno któraś skorzysta z twojego zaproszenia - powiedziałam zadziornie wskazując podbródkiem rozchichotane w tłumie panienki

- Raczej... -wtrącił się rudy podchodząc do naszej dwójki - ...Maks ma niezłe wzięcie jeśli chodzi o płeć piękną... - zarzucił zielonookiemu rękę na ramię, potrząsając nim nieznacznie

- Zamknij się Oli... -wycedził przez zęby zrzucając z barków ramię piegowatego

- Maks... -powtórzyłam figlarnie unosząc brwi w górę-...Nie ma się co wkurzać... Dobrze, że masz w czym przebierać... -dodałam rozbawiona łapiąc wszystkie niesforne kosmyki w jedno, aby bez oporów ułożyć je pod kask. Założyłam rękawice nie zwracając uwagi na dwie pary wpatrzonych we mnie oczu

- Hej! -krzyknął rudy - Za  dwa tygodnie też organizują wyścig w tym samym miejscu. Może wpadniesz? - zaproponował na co odparłam zdziwiona

- A nie szkoda ci kasy? - zaśmiałam się porozumiewawczo, na co odwzajemnił się tym samym

- Na przegraną z klasą nigdy... - odparł zadowolony z siebie - ...Ale liczę też, że tym razem to ja będę górą... -wyprostował się dumny jak paw, jakby układał sobie w głowie scenariusz swojego zwycięstwa

- Mogę o coś zapytać? - skierowałam te słowa do piegowatego chłopaka. Zawsze byłam ciekawska i często nie potrafiłam trzymać języka za zębami, kiedy było trzeba to robić - Oli to skrót od Oliwiera? Tak?

- Tak... -odpowiedział bez namysłu - ...Ale nie znoszę jak tak do mnie mówią

- Spoko, nie będę... -powiedziałam ciepło przekręcając kluczyk w stacyjce, aż usłyszałam ten przyjemny niski pomruk silnika, który uwielbiałam

- Weź... - Maks podszedł do mnie z jakimś kawałkiem kartki i napisanym ręcznie adresem

- Co to jest? - zapytałam niezmiernie zdumiona studiując zapis na kartce -Jeśli to jest twój adres to nic z tego...

- ...Za kogo ty mnie masz? - oburzył się przerywając mi w pół zdania

- Za playboya, który bierze w obroty wszystko jak leci... - powiedziałam bez zastanowienia, uświadamiając sobie po zaskoczonych minach moich towarzyszy , że nie utrzymałam tych słów za zębami tam gdzie było ich miejsce

- Oj dziewczyno... -wymamrotał Oli kręcąc karcąco głową

Maks zbliżył się do mnie z niesamowicie wkurzonym wzrokiem, tak blisko, że aż poczułam ciepło jego oddechu i mogłam niemal usłyszeć, przyspieszone tempo jego rozdrażnionego serca

- Przegięłaś kochana... -wycedził przez zęby zaciskając szczękę tak mocno, że aż znieruchomiałam przed jego dalszym posunięciem. Nikt nie wiedział po co i gdzie wyszłam, nikomu się z tego nie spowiadałam, tym bardziej, że wyścigi i zakłady były nielegalne. Zlękłam się, co nie zdarzało mi się często, tym bardziej, że ludzie się już rozeszli i została tylko w oddali garstka niedobitków. Chłopak wyłączył silnik wciąż świdrując mnie wzrokiem. Przestraszyłam się, co musiał zauważyć, bo w jednej chwili zmienił całe swoje nastawienie i jakby z automatu, bez emocji dodał -...Na kartce masz adres najlepszego warsztatu w mieście jeśli chodzi o ścigacze. Znam dobrze właściciela, więc jeśli będziesz potrzebowała naprawy, przeglądu, czy czegokolwiek innego to powołaj się na mnie i dostaniesz zniżkę. Tylko nie wspominaj o wyścigach, bo to działa na niego jak płachta na byka... Zrozumiałaś? - zapytał juz cieplej, nie spuszczając wzroku z moich oczu, jakby lazur mojego spojrzenia uspokoił jego mordercze zapędy. Przytaknęłam głową nie mogąc wydusić w tej chwili ani słowa - A następnym razem, powstrzymaj swój ostry język, zanim narobi ci kłopotów... - mówił stanowczo, lecz wbrew sytuacji nad wyraz delikatnie -...Nie znasz mnie i nie masz prawa oceniać mnie po pozorach...

Odwrócił się na pięcie i odszedł pozostawiając mnie samą z moimi myślami. Kiedyś narobię sobie niezłego bigosu, przez ten mój niepohamowany jęzor... - myślałam gorączkowo -...Przecież mogłam trafić na jakiegoś psychola... -karciłam się w głowie za całą tą sytuację - ...No dobra bestio, czas do domu... Usiadłam wygodnie na czarnym, gładząc jego prawy bok, na którym po mojej pierwszej wywrotce została dość spora, charakterystyczna rysa. Nie chciałam jej naprawiać, bo przypominała mi nasze pierwsze wspólne początki, nie zawsze łatwe i radosne. Przekręciłam kluczyk, na co usłyszałam przyjemny pomruk mojego ścigacza, gotowego zabrać mnie tam, gdzie chciałam.

Wyłączyłam silnik pod wielkim białym, piętrowym domem, z dachem z czerwonej cegły. Było już grubo po północy dlatego cicho jak myszka otwarłam bramę do garażu i zaczęłam wprowadzać mojego rumaka, na zasłużony odpoczynek.

- Stój! - krzyknęła ciemna postać przede mną, oślepiając mnie jaskrawym jak słońce światłem latarki, a ja zamarłam w miejscu, mrużąc oczy i zasłaniając je przed nieprzyjemnym blaskiem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro