Ten
Dziś był ten dzień. Dzień, w którym chciałem wyznać Layli wszystkie swoje uczucia. Chodziłem cały podenerwowany. Co, jeśli jednak nic do mnie nie czuje? Co, jeśli nie jestem dla niej wystarczająco dobry? Nie spotkałem jej dziś w szkole. Wysłałem jej wiadomość, o treści co się dzieje. Nie odpisała. Ponowiłem próbę jeszcze później. Ta sama sytuacja. Stwierdziłem, że pewnie z jakichś przyczyn musiała zostać w domu. Podobno miał przyjechać jej brat. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego nie zabierze jej z dala stąd, od tych złych ludzi? Z drugiej strony, bardzo bym tęsknił, gdyby zabrakło jej w moim życiu. Miałem nadzieję, że spotkam ją dziś w parku. Prawie nigdy nie przepuszcza okazji, by tam przyjść.
Pod koniec piątej lekcji rozbrzmiały trzy dzwonki ogłaszające apel. Wszyscy uczniowie zgodnie udali się na salę gimnastyczną, a ja wraz z nimi. Stanąłem zaraz przy wyjściu, ale z doskonałym widokiem na panią dyrektor, która wydawała się przybita. Odchrząknęła do mikrofonu.
— Chciałam przekazać wam bardzo złą nowinę. — zaniepokoiłem się.
Co może być takiego złego, że nawet ona jest smutna?
— Wczoraj wieczorem zmarła wasza koleżanka. — wzięła głębszy oddech. — Layla Dawes, uczennica klasy II. — czułem, jak mój świat dosłownie się zawala.
Zaczęło szumieć mi w głowie, łzy przysłoniły widok na świat. Jak? Dlaczego? Co się stało?
Miała wypadek? To chyba najracjonalniejsze wyjaśnienie. Przecież... jeszcze wczoraj razem się śmialiśmy, czytaliśmy książki, przecież to nie mogła być ona. To cholerne kłamstwo.
Ledwie stojąc na nogach, opuściłem salę.
Ludzie szeptali między sobą, w końcu śmierć uczennicy nie zdarzała się codziennie. Szczerze zastanawiałem się, czy nie zafundować im drugiej takiej informacji, ale tym razem o mojej śmierci.
Pogrzeb zdawał się być jak mgnienie oka. Według mnie mnie mógłby trwać w nieskończoność, z drugiej strony chciałem, aby ci wszyscy ludzie już sobie poszli. Chciałem zostać sam na sam z moją ukochaną, która nigdy nie dowiedziała się, jak bardzo ją kochałem.
Layla popełniła samobójstwo. Podcięła sobie żyły. Dlaczego? Nie wiedziałem. Myślałem, że jest szczęśliwsza niż była przedtem, nie miała powodu odbierać sobie życia.
Jej brat poinformował mnie, że cięła się od dłuższego czasu, to dlatego cały czas nosiła długie rękawy. Dlaczego nie zorientowałem się wcześniej? Może mógłbym jej jakoś pomóc, nie musiałaby być ze swoimi problemami sama. Pomógłbym. Teraz zostawiła mnie samego, z wielką dziurą w sercu, której nie zalepi nic.
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
ks. Jan Twardowski
♥♥♥
Płakałam jak to pisałam.
Nie zabijajcie, ale taki cel był tego opowiadania od samego początku. Chciałam pokazać, że mimo wszystko nie zawsze jesteśmy w stanie komuś pomóc, a miłość nie zawsze jest szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro