Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Po dwóch dniach wróciłam w końcu do domu. Pani Caroline bardzo się ucieszyła, lecz gdy powiedziałam co mi jest od razu się rozpłakała. Było mi przykro, ponieważ wiedziałam, że w końcu wszystkich zostawię, a tego bardzo nie chciałam. Aktualnie siedziałam w salonie, a Niall był swoim gabinecie. Pani Caroline krzątała się po kuchni, a mi nie zostało nic więcej niż oglądanie telewizji. Jednak po jakimś czasie mi się to po prostu znudziło, więc wyłączyłam telewizor i wstałam z kanapy. Weszłam na górę i zobaczyłam, że drzwi od gabinetu Niall'a są otwarte, więc podeszłam do nich i oparłam się o framugę, przyglądając się brunetowi. Nadal nie pofarbował włosów, choć go o to prosiłam. Nie mogłam się po prostu przyzwyczaić. 

- Nie nudzi cię to? - spytałam, a mój mąż podniósł głowę i spojrzał na mnie. 

- Teraz już tak - uśmiechnął się i odłożył długopis. - Chodź do mnie - powiedział i odsunął się od biurka. Podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach, a on przytulił mnie mocno. - Schudłaś - odparł smutno. 

- Wiem - westchnęłam. - Ale nic nie mogę z tym zrobić - dodałam. - Musimy do tego przywyknąć. 

- Mers, wybacz, że pytam, ale kim dla ciebie jest James? - spytał i znów na mnie spojrzał. 

- To mój przyjaciel - zaśmiałam się. - I do tego mój lekarz - dodałam. - Mieszkał w Doncaster, przyjaźniliśmy się, lecz on wyjechał i więcej go nie widziałam. A gdy zaczęłam się źle czuć szukałam lekarza z dobrymi opiniami i od razu, gdy zobaczyłam jego nazwisko, wiedziałam, że on będzie najlepszy. Zawsze się tym interesował - wytłumaczyłam. - I nie masz się czym martwić. Nie zdradziłabym cię z nim. Jego chłopak nigdy by mi tego nie wybaczył. 

- Chłopak? - zdziwił się. 

- Tak, James ma chłopaka, jest biseksualny - odpowiedziałam. 

- Nie wygląda na niego - odparł. 

- Jego chłopak też - zaśmiałam się. 

- Wiesz, że cię kocham? - zmienił temat. 

- Tak - uśmiechnęłam się i po łożyłam dłoń na jego policzku, po czym pogładziłam go kciukiem. - Ja też cię kocham - dodałam. - Najbardziej na świecie. 

- A Louis? - podniósł brew do góry, z lekkim uśmiechem. 

- Dobra, zaraz po Louis'ie - zaśmialiśmy się. 

- Nie chcę cię stracić, Mers - powiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy. 

- Nigdy nie stracisz - powiedziałam. - Zawsze będę przy tobie. 

- Nie mów tego tak, jakbyś już umarła. 

- Prędzej czy później to nastąpi, Niall - powiedziałam. 

- Ile czasu nam zostało? - spytał, a po jego policzku spłynęła łza, którą szybko starłam. 

- Miesiąc, góra półtorej - odpowiedziałam. - Nie chcę o tym rozmawiać Niall, możemy po prostu cieszyć się tym co jest teraz? - spytałam i drugą ręką starłam łzy spływające po mojej twarzy. 

- Oczywiście, że możemy - powiedział i uśmiechnął się lekko. Nachyliłam się nad nim i musnęłam swoimi ustami te jego. - Dlatego zabieram cię do sypialni! - krzyknął i wstał ze mną na rękach. Zaczęłam się śmiać i schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. 

Tak bardzo go kocham. 

***

- I co? - spytałam, po czym ścisnęłam dłoń Niall'a. 

- Twoje wyniki są lepsze, Mercy, ale to minimalne zmiany - powiedział James. - Moglibyśmy zacząć stosować chemię, ale ona też wiele nie pomoże, zyskasz może tydzień - dodał. Widziałam po nim jak ciężko mu o tym mówić. - Jest jeszcze jedna rzecz, Mercy, ale to chciałbym powiedzieć ci na osobności - odparł z wyraźnym smutkiem.

- Nie, możesz mówić przy Niall'u - powiedziałam. 

- Jesteś w ciąży - powiedział, a świat w okół się zatrzymał. Puściłam dłoń Niall'a i wpatrywałam się w jeden punkt. Po mojej głowie krążyło jedno zdanie, jakbym nie mogła myśleć o czymś innym. To odbijało się echem w moim umyśle. 

- K-który to tydzień? - spytałam po chwili. 

- Szósty - odpowiedział. 

- J-ja muszę wyjść - powiedziałam i szybko wstałam z miejsca. 

- Mercy, zaczekaj - powiedział Niall, ale ja zdążyłam wyjść z gabinetu. Mój mąż złapał mnie za rękę, a ja odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam go, płacząc. 

- Ono nigdy się nie urodzi - łkałam. - A to wszystko moja wina! - krzyknęłam.

- Mercy, skarbie, to nie jest twoja wina - gładził mnie po plecach. 

- A czyja?! - odepchnęłam go od siebie. - Jestem tak beznadziejna, że nie urodzę własnego dziecka! - krzyknęłam. 

- Mercy, to nie prawda, wiesz o tym - łamał mu się głos. - Nie możesz się za wszystko obwiniać - dodał, a po jego policzku spłynęła łza. - Nawet jeśli go nie przytulę, to mogę się cieszyć tym, że byłem tatą, choć przez chwilę - uśmiechnął się przez łzy. - I to ty byłaś jego matką, ty, kobietę, którą kocham nad życie - po moich policzkach spływały łzy. Podeszłam do mężczyzny i po prostu się w niego wtuliłam. Tylko tyle nam było teraz potrzebne. 

Potrzebowaliśmy siebie. 

XXXX

Hejka! Więc pomału zbliżamy się do końca tej historii :( 

Macie jakieś ulubione fragmenty z tych 3 części? Piszcie śmiało! 

Mam nadzieje, że wam się podoba :) 

Marcelina x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro