7. Laura
Przytrzymałam się poręczy wielkiego łóżka Oliviera, łapiąc jedną ręką za głowę. Ta informacja tak mną wstrząsnęła, że rzeczywiście nogi się pode mną ugięły. Dobrze, że przynajmniej stałam przy jego łóżku, inaczej z całą pewnością wylądowałabym na ziemi. Patrzyłam tępo w podłogę, próbując przyswoić sobie słowa chłopaka, ale nie docierało to jakoś do mnie.
- Laura? Wszystko w porządku?
Nawet nie podniosłam głowy, by spojrzeć na chłopaka, którego dłoń wylądowała na moim barku. Nie byłam w stanie. Wiadomość o tym, że Cedrik i Eileen się całowali...
- Tak, tak, tylko... Daj mi chwilę. - powiedziałam prędko, wzdychając. Przymknęłam powieki, czując, że jeśli tego nie zrobię, to w oczach zbiorą mi się łzy, a raczej wolałam tego uniknąć.
- Usiądź może. - polecił natychmiast i sam wręcz posadził mnie na materacu. On sam, nie zwlekając ani chwili, również usiadł, obejmując mnie ramieniem. Niemal od razu oparłam głowę o klatkę piersiową Oliviera.
- Ja... Jesteś pewny, że to rzeczywiście byli oni? - spytałam cicho, odsuwając się nieco od niego, by spojrzeć na jego twarz. Miałam skrytą nadzieję, że to był po prostu głupi żart, na który dałam się nabrać. Ale następne słowa chłopaka utwierdziły mnie tylko, że to nie był żart.
- Na sto procent. Bardzo mi przykro.
Nastolatek ścisnął mnie mocniej, obejmując także drugim ramieniem. Ukryłam twarz w jego piersi, ale równie szybko się odsunęłam, choć nie za bardzo. Położyłam swoją dłoń na jego nagiej, umięśnionej klatce piersiowej, ale on nawet na to nie zareagował. Nie patrzyłam mu w oczy, wzrok utkwiony miałam w swoją rękę.
- Powiedziałabym, że to mnie nie rusza, ale... - zaczęłam, wzdychając i znów przymykając na moment powieki. Chwilę później podniosłam głowę do góry i spojrzałam w ciemne tęczówki chłopaka, który jako jedyny był ze mną zawsze. - Skłamałabym. - dodałam już znacznie ciszej, niż poprzednio. Wciąż czułam w sercu to nieprzyjemne ukłucie, które wcale nie powinnam była czuć. Nie kochałam już Cedrika, a mimo to...
- Laura...
I znów znalazłam się w jego ramionach. Objęłam go niepewnie, ale później już nieco mocniej. Oli był jedyną osobą, która za nic nigdy mnie nie oceniała, nigdy nie patrzyła na mnie, jak na kogoś wyżej postawionego, czy słabszego, dlatego, że byłam dziewczyną. Był ze mną na dobre i na złe. Kłóciliśmy się, sprzeczaliśmy, dokuczaliśmy, a mimo tego wszystkiego, on wciąż ze mną był. Sprawiał, że uśmiechałam się każdego dnia, o każdej porze.
Ale teraz... Nie po tym, czego się dowiedziałam... Nie uśmiechałam się.
- Ja już chyba pójdę. - powiedziałam nagle, wyswobadzając się z uścisku Oliviera i wstając. Chciałam teraz pobyć chwilę sama, przemyśleć to wszystko na spokojnie. Zapomnieć o tym, czego się dowiedziałam.
- Nie, nie, nie, zostań tu. - zaprotestował od razu nastolatek, łapiąc mnie za nadgarstek, bym za daleko nie odeszła. Przyciągnął mnie jednym pociągnięciem do siebie i usadowił na swoich kolanach, jak gdyby nigdy nic. Mimowolnie na moją twarz wstąpił delikatny uśmiech. - Miejsca starczy dla nas obojga. Nie puszczę cię w takim stanie.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Serce zaczęło mi się topić od samych słów mojego przyjaciela. Tuż po rodzinie, był najważniejszą osobą w moim życiu.
- Mówiłam ci już, że jesteś kochany? - spytałam, stojąc znów na nogach, gdyż Olivier szykował łóżko do spania. Opierałam się o balustradę mebla, obserwując jego poczynania. Na moich ustach błądził lekki uśmiech.
- Zdarzyło się kilka razy. - stwierdził, wzruszając ramionami, lecz nie odwracając się w moją stronę. Widziałam jednak, że się uśmiechał.
- A to, że jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego dane mi było poznać? - zapytałam ponownie, zaraz po tym, gdy posłanie było już gotowe, a ciemnooki kładł się na jego połowie, drugą pozostawiając mi.
- To chyba oczywiste, nie? - zaśmiał się, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na moment, gdy również kładłam się na materac koło niego. Gdy tylko to zrobiłam, przykrył nas oboje ciemną kołdrą.
- Czubek. - skwitowałam, kładąc się tak, by być do chłopaka twarzą. - Ale i tak cię kocham.
- Ja ciebie też. - odparł z szerokim uśmiechem, co wywołało uśmiech również na mojej twarzy. Zaraz jednak zamknęłam oczy, chcąc już zasnąć. To był męczący dzień, przeprowadzony na kilku ważnych rozmowach.
Nie spodziewałam się jednak, że Olivier pocałuje mnie w głowę, a następnie obejmie ramionami, przyciągając do swojego ciepłego torsu. A ja... No cóż, zasnęłam z uśmiechem na ustach.
~*~
Zaczęłam pomału otwierać oczy, przyzwyczajając wzrok do otoczenia. Czułam, jak palce chłopaka kreślą na moim ramieniu jakieś wzorki. Ja sama leżałam głową na jego klatce piersiowej, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało.
- Księżniczka w końcu wstała.
Odruchowo podniosłam głowę i spojrzałam na uśmiechniętą twarz brązowookiego.
- Musisz z tą księżniczką?
- W końcu nią jesteś. - stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Bo w prawdzie była. Byłam księżniczką, czy tego chciałam, czy nie. Rodziny w końcu się nie wybiera, z resztą nigdy nie zamieniłabym ich na kogoś innego.
- Fakt. - mruknęłam, znów kładąc się na nagiej klatce piersiowej Oliviera. Zaczęłam jeździć palcem po skórze chłopaka, kreśląc jakieś kółka. Musiałam przyznać, że był dobrze umięśniony. - Która godzina? - spytałam, wsłuchując się w równomierne bicie serca nastolatka. Uspokajało mnie to.
- Za dziesięć.
- Za dziesięć, która? - zapytałam, nie za bardzo się tym przejmując. W sumie spytałam tylko dlatego, by wiedzieć, ile spałam.
- Dziesiąta. - odparł Olivier, nie zaprzestając swoich czynności. Musiałam jednak to przerwać, choć było to przyjemne. Ale obowiązki w końcu wzywają.
- Żartujesz, prawda? - oderwałam się od niego, natychmiast siadając. W głowie miałam tylko jedną myśl. Jedną, najważniejszą dzisiaj. Informację o zebraniu. To było naszym priorytetem dzisiaj.
- Nie. Czemu miałbym żartować? - od również podniósł się do siadu, patrząc na mnie, jakby myślał, że to ja żartuję. Ale nie żartowałam. Jego twarz szybko się zmieniła. Zrobił wielkie oczy, a ja wiedziałam, że sobie przypomniał. - Zebranie.
- Zebranie. Za dwadzieścia minut. - przytaknęłam natychmiast, wstając i zakładając swoje kapcie, w których tutaj przyszłam. Prędko poprawiłam koszulkę i przyjechałam palcami przez włosy. - Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?
- Sam zapomniałem. - odpowiedział, powtarzając moje ruchy. Był spanikowany, podobnie jak ja. Jeśli się spóźnimy to będzie niezły kłopot. Już czuję na sobie te spojrzenia innych.
- To teraz się módl, żeby zdążyć. - powiedziałam, czym prędzej podchodząc do drzwi. Od razu nacisnęłam na klamkę i otworzyłam je. - Widzimy się później!
~*~
Ja, Sonia, Olivier i kilkanaście innych osób, siedziało wokół okrągłego stołu, czekając na przyjście króla oraz nauczyciela wojowników, którzy jeszcze się nie zjawili. Każdy rozmawiał ze sobą, podczas gdy ja siedziałam cicho, wciąż kątem oka zerkając na Cedrika, który siedział nieopodal i rozmawiał właśnie z jakimś chłopakiem.
Otrząsnęłam się dopiero, gdy drzwi się otworzyły, a do środka wszedł mój tata oraz Crispin. Od razu można było poznać, który z nich jest władcą Avalonu. Tata, jak zwykle z resztą, miał założoną na siebie delię, czyli obszerną czerwoną pelerynę, zwisającą z jego barków. A na jego głowie spoczywała złota korona.
Gdy obaj mężczyźni weszli do sali, każdy z nas wstał, kłaniając się lekko. Teoretycznie, ja i Sonia, a także Oli, nie musieliśmy tego robić, ale z szacunku wypadało.
- Witam wszystkich zebranych! Każdy z was wie, dlaczego jest to zebranie, więc nie będę owijał w bawełnę. Proszę, żebyście zdali nam wszelkie raporty. - odezwał się król, stając tak, by stać do wszystkich twarzą. Na sali zapanowała wręcz nienaturalna cisza, wyglądało to tak, jakby każdy bał się odezwać. Choć tak naprawdę nie było się czego bać, chyba, że tego potwora, z którym mieliśmy się wkrótce zmierzyć na polu walki.
- Kto mógłby zacząć? - spytał łagodnie Crispin Line, gdy nikt przez dłuższą chwilę się nie odzywał. W prawdzie mogłam zrobić to ja, by zacząć, ale... Nie wiem, nie miałam do tego jakoś głowy.
- Ja mogę. - powiedziała w końcu Sonia, unosząc nieznacznie dłoń do góry. Przynajmniej ona raczyła się odezwać, bo wątpię, żeby ktoś inny to zrobił.
- W takim razie, słuchamy, Soniu. - zwrócił się do niej król, wskazując na nią dłonią. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, po czym zaczęła mówić.
- No więc... - rozpoczęła, spoglądając na mnie z delikatnym uśmiechem. Chwilę później dowiedziałam się dlaczego. Po prostu wskazała na mnie ręką. - Wraz z Laurą odwiedziłyśmy wczoraj Zatokę Syren. I mamy dobre wieści. Zgodzili się, by walczyć w razie konieczności.
- O ile zaatakują nas też w wodzie. Wątpię, by to zrobili, ale ubezpieczenie zawsze trzeba jakieś mieć. - dodałam, również patrząc na blond włosego mężczyznę. Ten posłał nam lekki uśmiech, a potem zwrócił się do innych.
- Dobrze. To kto następny?
I wtedy się też zaczęło. Każdy zaczął opowiadać, co udało się im załatwić i z kim. Musiałam to przyznać, mieliśmy spore szanse na wygraną. Ale czy to rzeczywiście nastąpi? Ile osób i istot będzie musiało zginąć?
~*~
Szłam szybkim krokiem przed siebie, w miejsce, gdzie miał odbyć się trening dla wojowników. Mieli w nim uczestniczyć wszyscy ci, którzy ukończyli już avalońską szkołę, oraz ci z ostatnich dwóch roczników. Potrafili już walczyć, a nam przyda się każda pomoc.
- Laura!
Zatrzymałam się, słysząc za sobą głos. Należał do chłopaka, ale nie nastolatka, należał bardziej do dziecka. Nie potrzebowałam wiele, by zgadnąć, kto mnie zawołał. Dosłownie kilka sekund później stanął przede mną brat Eileen, Thobias. Był to niewysoki chłopiec, również wojownik. Tak, jak jego siostra, miał czarne włosy. Jedynie oczy miał zupełnie inne, niebieskie. Uśmiechnęłam się na jego widok. Był zupełnie inny niż Leen.
- Cześć, Toby. Coś się stało, że mnie wołasz? - spytałam, gdy chłopak już koło mnie stanął, lekko zdyszany. Uniósł swoje niebieskie tęczówki na mnie, a ja już wiedziałam, o co mu chodzi. Nie byłam głupia, domyśliłam się po prostu.
- Chodzi o Eileen.
- To niestety ci nie pomogę. Nie wiem, gdzie jest, ani co robi. - odparłam, ruszając z miejsca. Już i tak byłam spóźniona, a on trochę utrudniał mi dojście na trening. Lecz nie miałam sumienia, by go zbywać. Gdyby nie patrząc, uczyłam się od najmłodszych lat, jak traktować ludzi w moim otoczeniu. Miałam przecież w przyszłości zasiąść na tronie, przejąć wszelką władzę w Avalonie.
- Widziałem, jak całowała się z Cedrikiem. - przyznał Thobias, podążając za mną, jak piesek. Spojrzałam w swoje lewo, gdzie szedł, ale szybko wróciłam wzrokiem przed siebie. Już nawet inni widzieli, jak tamta dwójka się całowała. Ale dlaczego każdy mi to mówi? Przecież chciałam o tym zapomnieć, ale oni wciąż mi o tym przypominają.
- Wiem. Olivier mi mówił.
- Co? To nie jesteście już razem? - wypalił nagle, wybałuszając oczy w moją stronę. Uśmiechnęłam się pod nosem, w sumie sama nie wiem, czemu. Może dlatego, że śmieszyła mnie mina chłopaka?
- Eileen ci nie mówiła? Zerwaliśmy ze sobą już jakiś czas temu. - odpowiedziałam, nieco zdziwiona, że własna siostra nie powiedziała mu, że ja i Ced to skończony rozdział. Chociaż nie miałam się, co dziwić. Sama nie mówiłam wszystkiego Soni, która była dla mnie, jak rodzona siostra, a nie kuzynka. Ona w końcu także nie powiedziała mi, że poznała rodziców swojego chłopaka, Paula.
- Nie wiedziałem.
Przez kolejne kilkanaście kroków żadne z nas się nie odezwało. Ja podążałam szybkim krokiem, a Thobias momentami musiał za mną aż biec, by mnie dogonić. Byłam spóźniona, ale zamierzałam dotrzeć na miejsce. Nie odpuszczałam, w wielu kwestiach.
- Dobra, Toby, chcesz coś jeszcze, czy mogę już iść? Niestety, ale jestem już nieco spóźniona na trening. - powiedziałam, zatrzymując się gwałtownie i stając przodem do chłopaka, który dyszał lekko. Już z tej odległości było słychać odgłosy odbijania się metalu i metal, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że musieli już zacząć.
- Mogę iść z tobą? Leen nigdy nie nic mi nie pokazywała, a ty też jesteś wojowniczką, jak ja i...
Wiem, że to było niegrzeczne przerywać, ale musiałam. Nawet jeśli w niebieskich oczach Thobiasa widziałam ogromną ekscytację i pragnienie, żebym go ze sobą zabrała.
- Thobias, ja... - zaczęłam, nie wiedząc, jak delikatnie przekazać mu, że nie mogę wziąć go na ten trening. Byli tam sami starsi, doświadczeni wojownicy, a on był... Przyznajmy szczerze, był dzieckiem.
- Proszę.
Jego duże niebieskie tęczówki oraz mina, które wręcz błagały o pozwolenie, po prostu mnie złamały. Westchnęłam, przecierając twarz rękoma. Może i robiłam źle, może i nie powinnam była się zgadzać, ale nie potrafiłam inaczej. Dzieci miały w sobie coś, co po prostu nie pozwalało mi im odmówić.
- Zgoda. - powiedziałam wreszcie, czym tylko wywołałam szeroki uśmiech na jego twarzy. - Ale nie na długo. - dodałam, wskazując na niego palcem. On jednak się tym nie przejął i podszedł do mnie, tylko po to, by mocno mnie przytulić. Byłam w takim szoku, że nawet nie zareagowałam.
- Dzięki, księżniczko.
I zaraz odbiegł ode mnie, kierując się w stronę niewielkiego pola, gdzie odbywany był właśnie trening.
- Tylko nie księżniczko. - mruknęłam, ale on mnie już nie słyszał, bo był za daleko.
~*~
- Widzę, że zajmujesz się dziećmi. Co to się stało? Nie poznaję cię.
Olivier złapał się teatralnie za serce, udając, że niedowierza w to, co jeszcze przed chwilą widział. Wyciągnęłam miecz z pochwy, którą miałam przyczepioną do paska od spodni, ale nawet się nie uśmiechnęłam. Niby żartował, ale jakoś mnie to nie bawiło.
- Oh, przymknij się. Sam mnie zaczepił. - oznajmiłam, dopiero po chwili przenosząc na chłopaka wzrok. Uśmiechał się, jak głupi do sera.
- A ty mu nie odmówiłaś. - dodał, wskazując na mnie swoim mieczem. Jego czubek delikatnie dotknął mojego brzucha, lecz szybko go opuścił.
- Nie potrafiłam. - wzruszyłam ramionami, mówiąc prawdę. Nie potrafiłam odmówić Thobiasowi, szczególnie, gdy zrobił te swoje duże oczy. - Z resztą, zacznijmy już, bo nie mam całego dnia. - dopowiedziałam szybko, stając w odpowiedniej odległości od nastolatka, który również cofnął się o krok.
- To ty się spóźniłaś, nie ja.
- Grabisz sobie, chłopcze. Grabisz sobie. - stwierdziłam, a na mojej twarzy mimo wszystko pojawił się delikatny uśmiech. Oli tylko się zaśmiał, po czym zaatakował, jako pierwszy.
Atakowaliśmy siebie nawzajem, nie robiąc większej krzywdy. Nie zwracaliśmy uwagi na resztę, którzy nie zwracali uwagi też na nas.
W pewnym momencie Oli zamachnął się w moją stronę mieczem, a ja w porę uchyliłam się, by nie oberwać nim w głowę. Szybko podcięłam mu nogi, dzięki czemu wylądował na ziemi. Odsunęłam się, pozwalając mu się podnieść. Sama postanowiłam trochę uspokoić swój oddech.
Chwilę później znów zaczęliśmy walczyć ze sobą. Każdy kolejny atak z jego strony był bardziej precyzyjny, ale ja również nie pozostawałam z tyłu. Lecz w końcu moje rozkojarzenie dało górę. Olivier szybko wytrącił mi miecz z dłoni, a ja zaczęłam się cofać, co było sporym błędem. Nawet nie wiem, kiedy runęłam na ziemię, a miecz chłopaka znalazł się tuż przy mojej klatce piersiowej.
- A jednak to ja jestem lepszy. - oznajmił dumnie, zabierając ostrze od mojego ciała i chowając go do pochwy, przy pasku od spodni. Wstałam do siadu i spuściłam nieco głowę w dół. - I co, nic nie powiesz? - spytał, gdy nie odzywałam się przez dłuższą chwilę. Nie odpowiedziałam mu, a zamiast tego zakryłam twarz rękoma i opadłam na plecy. - Lau? Wszystko w porządku?
- Mam wszystkiego dość, Oli. - jeknęłam. Mój głos był jednak nieco przytłumiony, przez to, że miałam ręce na twarzy, a co się z tym wiąże, również na ustach.
- Co? - spytał zdziwiony. Mogłabym przysiąc, że jego brwi wystrzeliły ku górze. Nie spojrzałam jednak na niego, by to sprawdzić. Ale zamiast tego ściągnęłam ręce z twarzy i wstałam z powrotem do siadu. Chłopak kucnął tuż przy mnie.
- To wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Każdy wspomina Cedrika, a ja mam już tego dosyć. Ile jeszcze razy mam mówić, że z nim nie jestem? W dodatku jeszcze ta wojna. To za dużo.
- Wstań, Laura. - zarządził niespodziewanie, co sprawiło, że odruchowo przeniosłam na niego swój wzrok. Był poważny i choć przed chwilą się uśmiechał, teraz po uśmiechu nie było śladu. Jakby przed chwilą nic takiego nie miało miejsca.
- Po co?
- Po prostu wstań. - odparł, również podnosząc się z klęczek. Gdy tylko to zrobił, dostrzegłam wystawioną w swoją stronę dłoń. Nie marudziłam, że mogę wstać sama, po prostu złapałam za jego ręce.
- Dobra. I co teraz? - zapytałam niby od niechcenia, po tym, jak otrzepałam się z ziemi i trawy.
- Spójrz na mnie.
- Oli, proszę... - jeknęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty wykonywać jego poleceń, ale coś mówiło mi, żebym to robiła. Olivier miał zapewne dobre intencje, a ja wiedziałam, że nic się nie stanie, gdy po prostu mu zaufam.
- Nie przerywaj mi. - powiedział stanowczo, więc od razu zamilkłam. Ten chłopak potrafił postawić na swoim, więc się nie kłóciłam. Jedynie spojrzałam w jego ciemne tęczówki, tak, jak mi kazał. - Teraz powiedz, że jesteś silna.
- Jestem silna. - mruknęłam cicho, naprawdę nie wiedząc, po co to robię.
- Powtórz.
- Jestem silna. - powiedziałam już głośniej, ale najwyraźniej nie tak, jak chciał. Nachylił się w moją stronę, wskazując na swoje ucho.
- Nie słyszę. Głośniej proszę.
Zaśmiałam się cicho, domyślając się, do czego zmierzał. Chciał mnie zmotywować. I naprawdę mu za to dziękuję z całego serca. Pomogło mi to.
- Jestem silna! - zawołałam, wywołując szeroki uśmiech na jego twarzy. Sama nie powstrzymywałam się od uśmiechu.
- Grzeczna dziewczynka. A teraz chodź. Pójdziemy się przejść. - powiedział, kładąc swoje ramię na moich barkach i prowadząc przed siebie. Nie protestowałam, mimo, że nie za bardzo chciało mi się gdzieś iść. Miałam wielką ochotę wrócić do pokoju i zaszyć się w nim, aż do kolacji. Nie było mi to jednak dane.
- Nie odpuścisz mi, co? - spytałam, spoglądając na Oliviera, który odwrócił głowę w moją stronę. W samym jego spojrzeniu otrzymałam odpowiedź. Słowa były już tylko dodatkiem.
- A muszę?
~*~
Szliśmy przez ulice, a avalończycy witali się z nami, dygając lekko na mój widok. Uśmiechałam się za każdym razem, gdy to robili. Było mi naprawdę miło, że mnie szanowali i zwracali się do mnie z należytym szacunkiem. Ale ja także nie byłam im dłużna. Miałam dobre maniery, nauczono mnie kultury i szacunku do innych.
- Wasza wysokość. Olivierze.
Chłopak i dziewczynka ukłonili się delikatnie, podchodząc do naszej dwójki. Oboje mieli jasnobrązowe włosy oraz ciemne oczy. I nie było się czemu dziwić, w końcu byli rodzeństwem. I widać było, że bardzo się kochali.
- Cześć. - odparł Oli, przybijając z chłopakiem męską piątkę.
- Ej, bez takich, dobra? Jestem młodsza od ciebie, Liam. - żąchnęłam, uderzając lekko Liama, bo tak miał na imię, w ramię. Zaśmiał się cicho, po czym, z uśmiechem, spoważniał nieco. Nie było nic bardziej udawanego w tamtym momencie.
- To może się poprawię. - oznajmił, a po chwili uśmiechnął się szeroko. - Hej, Lauro.
- Od razu lepiej. No, to co tam u ciebie słychać? - spytałam, patrząc zarówno na niego, jak i jego młodszą siostrę, którą trzymał za rękę. Uroczy widok.
- Prócz tych wszystkich przygotowań, to jest nawet dobrze. Wyszedłem z Aurianą na spacer. To ostatni czas, który możemy razem spędzić. - mówiąc to, spojrzał na dziewczynkę z miłością. Ta tylko posłała mu uroczy uśmiech, co, nie powiem, zaczęło roztapiać moje serce.
- Nie mów tak nawet. Wszyscy wrócimy cali do swoich rodzin. - powiedział od razu Olivier, kładąc dłoń na jego ramieniu. W prawdzie miał rację. Nie powinniśmy myśleć, że to ostatni czas na zrobienie czegoś. Wierzyłam, że wygramy tą wojnę i będziemy żyć tak, jak dotychczas.
- Wierzysz w to? Ktoś będzie musiał zginąć, choć nikt z nas tego nie chce. - odparł mu Liam, który najwyraźniej miał na ten temat nieco odmienne zdanie. Nie dane mi było jednak słuchać jego dalszej wypowiedzi, gdyż poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękaw. Odruchowo spojrzałam w dół, dostrzegając niską, jak na swój wiek, siostrę Liama.
- Księżniczko Lauro?
- Auriano?
Patrzyłam na nią nieco z góry. Teoretycznie mogłabym kucnąć, co w sumie nie było złym pomysłem. Natychmiast zniżyłam się, by być z nią na równi. Auriana posłała mi szeroki uśmiech, co mimowolnie odwzajemniłam.
- Thobias mówił mi, że był dzisiaj z tobą na treningu. Ale ja mu nie wierzę.
Auriana i Thobias byli w tym samym wieku i oboje należeli do wojowników. W sumie, dziwiłam się, jak taka drobna dziewczynka dostała się do takiej grupy społecznej. Wiedziałam jednak, że pozory mogą często mylić.
- To uwierz, bo rzeczywiście ze mną był. Świetnie walczy, choć póki co nam nie dorównuje. Jest jeszcze za młody.
- Chciałabym być kiedyś taka, jak ty. - wypaliła nagle, co totalnie zbiło mnie z pantałyku. Przytrzymałam się dłonią o ziemię, by przypadkiem nie upaść z wrażenia. Nie powiem, bardzo zdziwiła mnie informacja, że ktoś chciałby być taki, jak ja. I niesamowicie mnie to cieszyło.
- Naprawdę? A pod jakim względem? - spytałam, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej. Byłam ciekawa, co mi odpowie. Bardzo interesowało mnie, co takiego w sobie mam, że ktoś chciałby mieć naśladować. Bycie dla kogoś pewnego rodzaju mentorem, czy autorytetem, było niesamowite.
- Chciałabym być taka odważna, jak ty. Wszyscy moi koledzy cię podziwiają. Jesteś jedną z pierwszych dziewczyn w grupie wojowników. - odparła niemal od razu, wciąż się uśmiechając. Jej słowa znów sprawiły, że chciało mi się krzyczeć ze szczęścia.
- To prawda. Ale ty przecież też jesteś wojowniczką. - powiedziałam, wskazując na nią palcem.
- A pouczyłabyś mnie kiedyś czegoś? - spytała, a w jej głosie można było śmiało usłyszeć nadzieję. Nie miałam serca, by jej odmówić. Z resztą, nie chciałam nawet. Pozwoliłam Thobiasowi przyjść na trening, to czemu miałabym odmówić Aurianie?
- Z przyjemnością. Tylko musisz powiedzieć swojemu bratu, by mi o tym przypomniał. Wtedy się ugadamy, dobrze?
- Dziękuję, księżniczko. - powiedziała entuzjastycznie, rzucając się mi na szyję. Objęłam ją mocno, o mało nie upadając do tyłu.
- Mów mi Laura. - zaśmiałam się cicho. Po chwili dziewczynka odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła po raz kolejny.
- Dziękuję, Lauro. - poprawiła się natychmiast, co skwitowałam jedynie uśmiechem.
- Dobra, to my się już zbieramy. Chodź, Auriana. - wtrącił Liam, podchodząc do mnie i swojej siostry. Złapał ją niemal od razu za dłoń, po czym zaczęli odchodzić.
- Do zobaczenia! - zawołała jeszcze młoda wojowniczka, odwracając się za siebie, w naszym kierunku. Zaczęła nam machać, więc i ja jej odmachałam.
- Cześć! I pamiętaj, Auriana! - krzyknęłam, wiedząc, że tylko ona wie, o co chodzi. Dziewczynka nie odpowiedziała już, ale kiwnęła głową, po czym zaczęła mówić coś do swojego brata.
- Co ma pamiętać? - spytał zaintrygowany Olivier, stając tuż przy mnie i patrząc na znikające za zakrętem rodzeństwo. Gdy nie było już ich widać, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam podążać w drogę powrotną do zamku. Zaczęło się już ściemniać, a zaraz powinna zacząć się kolacja. A ja byłam już głodna.
- Ty gadałeś z Liamem, więc ja pogadałam sobie z jego siostrą. Mamy pewien układ, kochany. - zachichotałam, przystając na moment i klepiąc chłopaka w klatkę piersiową. Jego wzrok mówił, że jeszcze bardziej chce wiedzieć, jaki mam układ z Aurianą.
- Ale jaki?
- Kiedyś napewno się dowiesz. - odparłam, znów zaczynając odchodzić. Triumfalny uśmiech ozdobił moją twarz. Nie zamierzałam mówić o tym Olivierowi, przynajmniej nie teraz. Dowie się w swoim czasie.
- Laura, no! - zawołał za mną, ale ja jedynie się zaśmiałam. Chwilę później zaczęliśmy gonić się do zamku, śmiejąc w głos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro