3. Laura
W bardzo szybkim tempie dotarliśmy całą grupą do dość sporej sali, gdzie każdy zajął swoje miejsce przy okrągłym stole. Widziałam dużo znajomych twarzy, z kilkoma byłam na jednym roku, niektórzy byli niewiele starsi ode mnie.
- Wszyscy siedzą? - zapytał król, rozglądając się po wszystkich. Sam jednak nie usiadł, tylko stał, podobnie jak Crispin i Artar. - Dobrze. Nie chcę przedłużać, bo mam świadomość tego, że chcielibyście zobaczyć się już ze swoimi rodzinami. - powiedział, po czym zamilkł na chwilę, jakby nie wiedząc, jak przekazać nam wiadomości. Mimo że był królem, wiedziałam, że nienawidził przekazywać avalończykom złych informacji. Postanowiłam mu jakoś z tym pomóc.
- W takim razie... Co się stało, że wszyscy się tu zjawiliśmy? - spytałam głośno, a kilka osób przytaknęło mi, przenosząc swój wzrok na mężczyznę. Uśmiechnęłam się pod nosem, nie odrywając od niego wzroku ani na moment.
- Nie wszyscy wiedzą, po co tak dokładnie musieliście wrócić do Avalonu. Jesteśmy tu, bo mam obowiązek poinformować was o zaistniałej sytuacji. Otóż, niektórzy z was wiedzą, że był tu człowiek z Ovelindu, krainy śnieżnej. Jest to dość daleko od nas i nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek stamtąd będzie chciał z nami walczyć. Ale właśnie tak się stało.
- Mamy rozumieć, że jesteśmy tu, bo...
- Tak, panno Carrington.
Cosima, bo tak miała na imię ta dziewczyna, była uzdrowicielką, o ile dobrze pamiętam, niewiele starszą ode mnie. Posiadała jasny blond włosy oraz piwne oczy. Nie znałam jej za dobrze, ale przynajmniej kojarzyłam ją z widzenia.
- Ludzie stamtąd, ich wódz, chce się z nami zmierzyć. Po mojej odmowie, bym walczył z nim sam na sam, wypowiedział nam wojnę. Nie wzywałbym was, gdyby sprawa nie była poważna. A właśnie taka jest. I mam nadzieję, że będziecie gotowi, gdy przyjdzie odpowiedni czas.
Wszyscy przytaknęli, przez co na sali przeszedł lekki chaos. Temat zszedł z torów i każdy rozmawiał z osobą siedzącą obok. Akurat tak wypadło, że nikt nie odwrócił się w moją stronę. Ale musiałam przyznać, że było mi to w sumie na rękę.
Wstałam od stołu, grzecznie zasunęłam za sobą krzesło i powolnym krokiem zaczęłam podążać do taty, by zamienić z kim kilka słów. Nie zaszłam jednak za daleko, bo ktoś złapał mnie za nadgarstek. Zatrzymałam się, spoglądając na tajemniczą osobę, która mnie zatrzymała.
- Możemy później chwilę porozmawiać? - zapytał chłopak, puszczając mnie, gdy tylko zobaczył, że go słucham. Milczałam przez pewien czas, nie wiedząc, czy mu odpowiedzieć. Dlaczego chciał ze mną rozmawiać? Dlaczego akurat teraz? I co takiego chciał mi powiedzieć? - Laura... To jak? Porozmawiamy później?
- Okey. - powiedziałam, kiwając głową na znak zgody. - Przyjdź po tym całym spotkaniu na dziedziniec. - dodałam, na co uśmiechnął się delikatnie.
- Zgoda. Dzięki.
Nie odpowiedziałam mu już, tylko ruszyłam dalej, chcąc jak najszybciej dotrzeć do taty.
~*~
Po skończonym spotkaniu i krótkiej rozmowie z królem, szłam powolnym krokiem przez puste korytarze zamku. Wiedziałam, że pewna osoba czeka na mnie przed budynkiem, ale nie spieszyło mi się jakoś specjalnie. Jeśli rzeczywiście chce mi coś przekazać, to będzie czekać.
Skręciłam w prawo, przechodząc na kolejny korytarz, gdy nagle znikąd pojawił Tygo, dorównując mi kroku. Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc się, że w razie konieczności będę miała pewne wsparcie.
Szybko dotarłam do wielkich, szklanych drzwi, które otworzyłam na oścież. Akurat w tej części zamku nie było strażników, co w aktualnej sytuacji było mi na rękę. Zamknęłam je za sobą, na horyzoncie dostrzegając stojącego do mnie tyłem chłopaka. Gdy tylko usłyszał, że ktoś się do niego zbliża, odwrócił się, tym samym zauważając mnie.
- Myślałem, że nie przyjdziesz.
- Wątpisz we mnie? - spytałam, unosząc do góry jedną brew. Tygo spojrzał na niego nieufnie, nie id dziś wiedziałam, że go nie lubił. - O czym chciałeś rozmawiać?
Chłopak odwrócił się nieznacznie do mnie i zaczął pocierać swoje ręce, spuszczając głowę. Wahał się, mimo że nie znał mnie od dziś. I nawet po tym, co się między nami zmieniło, wciąż mógł mi zaufać. Nawet po tym, jak mnie zranił.
- Cedrik. - powiedziałam cicho, kładąc mu rękę na ramieniu. Na początku spojrzał na nią, a później na moją twarz. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, brunet przytulił mnie do siebie. Sparaliżowało mnie, nie powiem, że nie. Stałam tam i się nie ruszałam, podczas gdy on ściskał mnie w swoich ramionach. To było ewidentnie dziwne, a ja kompletnie się tego nie spodziewałam.
- Przepraszam, że wogóle zawracałem ci głowę. I dziękuję, że przyszłaś.
Byłam w takim szoku, że nawet nie odpowiedziałam. Wciąż stałam w tym samym miejscu, patrząc jak nastolatek odchodzi. W zadziwiającym tempie zniknął za bramami zamku.
- Co tu się przed chwilą wydarzyło, Tygo? - spytałam, choć wiedziałam, że zwierzę mi nie odpowie.
~*~
- I przytulił cię tak po prostu? - zapytała Sonia, gdy siedziałyśmy u niej w pokoju, po tym, jak postanowiłam opowiedzieć jej o zaistniałej sytuacji z Cedrikiem. Zawsze mogłam się jej wygadać, byłyśmy niesamowicie zżyte.
- Noo... Nie wiem, co mu odbiło. - odparłam zgodnie z prawdą, spoglądając w bok, wprost na dziewczynę. - Chciał rozmawiać, to się zgodziłam. Ale to nawet nie była rozmowa, tylko zwykła, krótka wymiana zdań. No i jeszcze to przytulenie. Co to wogóle miało być?
- Wiesz, co ci powiem? - odezwała się, a gdy dostrzegła, że jej słucham, dźgnęła mnie delikatnie w ramię. - On chyba nadal ma coś ku tobie. Z miłości nie da się wyleczyć ot tak.
- Teraz to żeś dowaliła. - powiedziałam ze śmiechem, wstając z jej wielkiego łóżka.
Zaczęłam przechadzać się po pokoju dziewczyny. Był bardzo podobny do mojego, a jednak tak inny. Tutaj dominował bardziej biały, pudrowy róż i szary kolor. Mój pokój był w różnych odcieniach niebieskiego, szarego i białego. No i ułożenie mebli było nieco inne, ale to tylko ze względu na to, że ja lokum miałam po lewej, a ona po prawej stronie, gdy szło się od strony schodów.
- Widziałaś się już z moimi rodzicami? - spytałam, odwracając się do niej przodem. Bardzo ciekawiło mnie, czy już się z nimi widziała, bez tych wszystkich ludzi, którzy wrócili w tym samym dniu, co my, do Avalonu. - Wyglądasz jak rozgwiazda. - dodałam, widząc, jak się rozłożyła. Leżała na swoim łóżku z rozłożonymi ramionami.
- Ej! - krzyknęła niemalże od razu, unosząc się do siadu. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy dostałam poduszką w twarz.
Wspominałam już, że Sonia ma sokoli wzrok? Nie? No to właśnie mówię. W końcu nie bez powodu jest łuczniczką, była najlepsza na roku.
- Pożałujesz. - warknęłam, jednak ze śmiechem. Rzuciłam się na nią, siadając na niej okrakiem. Zakryłam jej twarz poduszką, która chwilę wcześniej znajdowała się na mojej twarzy. Zaczęłyśmy się śmiać, ona także wyrywać, ale była bez szans. Bycie wojowniczką miało swoje plusy, a to był właśnie jeden z nich.
- Dobra, dobra! Wygrałaś! - zawołała, gdy nieco jej odpuściłam i wzięłam poduszkę do góry. Przestałam ją atakować i zeszłam z niej, kładąc się obok. - Silna jesteś. - oznajmiła, oddychając głęboko. Przeczesała także włosy ręką, bo nieco się potargały.
- Nie bez powodu jestem wojowniczką. Treningi się opłaciły, przyznaj.
- Szczególnie te z Olivierem. - zaśmiała się, opierając na łokciu, dzięki czemu miała na mnie doskonały widok. Odwróciłam głowę w jej stronę, również się uśmiechając.
- Nie mieszaj w to Oliviera. - fuknęłam, zakładając ręce na piersi. Mój uśmiech jednak nie znikał, o dziwo miałam całkiem dobry humor. - Treningi z nim są najlepsze.
- Bo zawsze daje ci fory?
- Nie! - zawołałam, uderzając ją poduszką w twarz, na co tylko się zaśmiała. - Są najlepsze, bo nawet jeśli którekolwiek z nas zrobi drugiej osobie krzywdę, to nie będzie to jakieś wielkie halo, jakby było z kimś innym. Mało tego, często lubimy sobie docinać, więc jest przynajmniej z tego frajda. - wyjaśniłam, wzruszając ramionami. Zaraz usiadłam, przeczesując włosy ręką, bo też się nieco potargały.
- Nie rozmawiałam jeszcze z królem i królową. - powiedziała znikąd, także wstając do siadu. Spojrzałam na nią swoimi niebieskimi tęczówkami. - Czekałam z tym na ciebie. - dodała, wskazując na mnie palcem.
- Ile razy mamy ci powtarzać, że nie musisz mówić tak oficjalnie? - spytałam zrezygnowana, bo to robiło się już uciążliwe, gdy tak mówiła. - To w końcu twoja rodzina, najbliższa z resztą. Do mnie też będziesz się zwracać "Księżniczko, Lauro"?
- Jeśli będzie trzeba...
- Jesteś stuknięta. - skwitowałam, stukając ją w czoło, na co jedynie się zaśmiała, po raz kolejny w sumie. Ta cisza, która zapanowała między nami, nie była wcale długa, bo ktoś niespodziewanie zaczął pukać do drzwi. - Kto to? - spytałam, odwracając do niej wzrok, który przed momentem zwrócony był ku drzwiom. Nie spodziewałam się tutaj nikogo, myślałam, że wszyscy rozeszli się już do swoich domów i rodzin.
- Nie wiem. - mruknęła w odpowiedzi, przyglądając mi się. Szybko jej wzrok poleciał na drewnianą powłokę, w którą znów ktoś zapukał. - Proszę!
Mosiężne drzwi otworzyły się lekko. Chwilę później ktoś zza nich wyjrzał, trochę nieśmiało. Była to Falla Lateness, osobista służąca Soni. Kobieta miała długie brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Posiadała także nieco piegów na nosie i policzkach. Była bardzo miła, nie tylko dla mojej kuzynki, ale też dla innych. Pracowała dla naszej rodziny już kilka dobrych lat.
- Naida, chodź. - powiedziała Falla, zwracając się do dziewczyny, która musiała stać po drugiej stronie korytarza, gdzie znajdował się mój pokój. Usłyszałam tylko kroki zbliżające się do nas i po chwili obie kobiety weszły do pomieszczenia, kłaniając się mi i Sonii, na co tylko kiwnęłyśmy głowami w ich kierunku.
Druga kobieta nazywała się Naida Swan i była moją osobistą służącą i jednocześnie moją projektantką. Posiadała brązowe włosy sięgające łopatek i szmaragdowe oczy, w których zawsze świeciły iskierki. Uwielbiałam ją, ona zawsze się uśmiechała, tryskała od niej pozytywna energia.
- Szukałam cię, księżniczko. - zwróciła się do mnie szatynka, śmiało podchodząc do łóżka, na którym siedziałam. W jej oczach znów szalały ogniki, a ja wiedziałam, że w głowie miała mnóstwo pomysłów na to, jak mnie ubrać. - Mam już tyle pomysłów na stroje... Musimy iść.
I złapała mnie za rękę, ciągnąć w stronę drzwi.
- Widzimy się później, Lau. - zawołała za mną Sonia, zanim zamknęły się za nami drzwi. Usłyszałam jeszcze jej śmiech, ale już nie zwracałam na to uwagi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro