Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Olivier

Już od dwóch tygodni próbuję naprawić nasze relacje. Próbuję złożyć naszą czwórkę w całość, ale nie wychodzi mi to najlepiej. Są uparci, wszyscy. Tak dobrze zgrana paczka rozpada się przed kilka głupich sytuacji i słów. Najpierw wojna, później śmierć Sonii, wypadek Laury, a na końcu wyznanie prawdy przez Eileen. Najgorsze kilka miesięcy w całym moim życiu.

Eileen totalnie się od nas odcięła. Unika nas, jak tylko może. Robiła to już wcześniej, ale teraz wogóle, jakby gdzieś znika, gdy nas zobaczy. Rzadko kiedy widuję ją w szkole, na stołówce też siada przy innym stoliku.

Cedrik z dnia na dzień staje się zupełnie inny. Nie chce rozmawiać, ogranicza się do zwykłego cześć. Wychodzi rano i wraca późnym wieczorem. Czasami wogóle go nie widać, a jeśli już, to udaje, że nas nie widzi. Niby mieszkamy razem, ale ja dosłownie nie wiem, gdzie wychodzi, z kim i czy wogóle wróci na noc do domu.

A Laura? Ona chyba najbardziej się zmieniła. Rozmawia tylko ze mną, ale też nie zawsze. Codziennie musi płakać, bo gdy do niej przychodzę, wiecznie ma opuchnięte oczy. Wciąż obwinia się o śmierć Soni, mimo że minęło już kilka miesięcy od wojny. W ostatnim czasie też schudła i nieco zbladła. Niepokoiło mnie to, bo wyniszczała się pomału od środka.

Aktualnie stałem przed drzwiami jej mieszkania, czekając, aż mi otworzy. Pukałem i pukałem, ale ona nie otwierała. Wiedziałem, że była w środku, ostatnio rzadko kiedy wychodziła gdziekolwiek.

- Laura, wpuść mnie, proszę. - powiedziałem, ponownie waląc w drzwi. Słyszałem kroki po drugiej stronie, domyśliłem się, że była tuż przy drzwiach. Ale nie chciała otworzyć.

- Idź stąd, Olivier! - zawołała. Przymknąłem oczy, czując, że jest z nią źle. Za każdym razem mi otwierała, choć opornie, ale jednak.

- Nie odejdę, dopóki mi nie otworzysz! Musimy porozmawiać!

- Rozmawiamy codziennie. Starczy mi już! - krzyknęła ponownie. Oparłem czoło o drewnianą powłokę, kładąc na niej również dłonie. Wiedziałem, że tam była, nie odeszła. - Odpuść sobie. - mruknęła. Westchnąłem cicho, odsuwając się nieco od drzwi. Nie zamierzałem się poddawać, to nie było w moim stylu.

- Dobrze wiesz, że nie odpuszczam tak łatwo. Wpuść mnie, proszę. - poprosiłem po raz kolejny. Nie usłyszałem już jej głosu, jedynie przekręcanie się zamka. Chwilę później ją zobaczyłem. Ubraną w jakieś dresy, moją bluzę, w roztrzepanych włosach i z podkrążonymi oczami.

- Wchodź. - mruknęła, otwierając szerzej drzwi. Nie patrzyła na mnie, ale jej za to nie winiłem. Wszedłem prędko do środka, a Laura od razu zamknęła drzwi na klucz.

- Dzięki. - powiedziałem, podążając za nią do salonu. Usiedliśmy na kanapie, a ona od razu okryła się kocem. - Jak się czujesz? - spytałem, obserwując jej poczynania. Martwiłem się o nią, a w ostatnim czasie nie było z nią za dobrze.

- Codziennie pytasz o to samo. - stwierdziła, wywracając oczami. Bawiła się telefonem, przekładając go z jednej ręki do drugiej. Za wszelką cenę unikała mojego spojrzenia.  - Fatalnie. - przyznała, zakładając kosmyk włosów za ucho. I tak miała rozwalonego koka, ale zdawała się tym nie przejmować.

- Widać.

- Po co przyszedłeś tym razem? - spytała, po raz pierwszy na mnie patrząc. Nachyliłem się w jej kierunku, splatając palce u swoich dłoni przed sobą.

- Blado wyglądasz. Jadłaś coś dzisiaj? - zapytałem, kompletnie ignorując jej pytanie. Ona doskonale wiedziała, dlaczego przyszedłem.

- Tak. - odparła od razu, zakładając ręce na piersi.

- Co dokładnie? - dopytywałem, obserwując ją bacznie. Wiedziałem, kiedy kłamała, nie miała szans, by mnie okłamać.

- Płatki rano.

Uniosłem brew do góry i wstałem z miejsca. Wyciągnąłem dłoń w stronę Laury, by poszła razem ze mną. Przyjęła moją pomoc i razem udaliśmy się do kuchni. Dziewczyna oparła się o blat kuchenny, patrząc na moje poczynania.

- Jest prawie wieczór, a tych płatków nie ubyło za wiele. - wskazałem ręką na opakowanie z płatkami, które stały na półce. Laura westchnęła cicho i spuściła wzrok. - Nie możesz głodować. Musisz jeść, bo mi tu padniesz.

Jak na zawołanie, nastolatka cała zbladła i o mało się nie wywróciła. Chwyciła się za czoło, a ja prędko pomogłem jej usiąść. Nalałem jej wody i podałem jej kubek.

- O tym mówiłem.

- Okey, miałeś rację. Jak zawsze. - oznajmiła, wypiwszy całą wodę. Znów zaczęła unikać mojego wzroku, a ja nic nie mogłem na to poradzić. - Możesz już sobie pójść? Chcę zostać sama.

Kucnąłem przed nią, łapiąc jej zimną dłoń w swoją. Dwoma palcami uniosłem jej głowę do góry, by spojrzeć jej w oczy. O dziwo, nie odwróciła się, gdy to zrobiłem. Zawsze to pierwszy krok, by w końcu zrozumiała, że się o nią martwię.

- Nie pójdę, dopóki czegoś nie zjesz. - powiedziałem stanowczo. Jej oczy nie wyrażały nic. Kiedyś radosne szaro niebieskie tęczówki, teraz wyrażały jedynie pustkę. To tak bardzo do niej nie pasowało...

- Nie chcę jeść. Nie jestem głodna. - odparła cicho, a w jej oczach pojawiły się pierwsze łzy. Przymknęła powieki, a ja spuściłem na moment głowę w dół, by po chwili znów na nią spojrzeć.

- Popadniesz w anemię. W depresję też. Nie mogę do tego dopuścić, rozumiesz?

Spojrzała na mnie szklistymi oczami i przytaknęła lekkim skinieniem głowy.

- Rozumiem.

Wstałem na równe nogi, uśmiechając się pod nosem. Wystawiłem w jej stronę dłoń, którą złapała, wstając. Oboje skierowaliśmy się z powrotem do salonu.

- Zamówię coś i zjemy to wspólnie. Na co masz ochotę? - zapytałem, siadając na swoim wcześniejszym miejscu. Laura zrobiła to samo. Usiadła po turecku, zakrywając nogi kocem. Miałem nadzieję, że nie będzie się ze mną kłócić, że nie jest głodna. I nie kłóciła się.

- Sama nie wiem. Makaron? - zaproponowała, co wywołało mój szczery uśmiech. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, gotowy, by złożyć zamówienie.

- To zamawiamy makaron.

~*~

Pół godziny później przywieziono nam jedzenie. Odebrałem dwa pudełka z makaronem i zapłaciłem dostawcy należną kwotę. Gdy odszedł, ja wróciłem do salonu, podając Laurze jedno z pudełek. Teraz przynajmniej nieco się ożywiła, a nawet śmiała, gdy czekaliśmy na zamówienie.

- Smacznego. - powiedziałem, otwierając pudełko. Od razu zabrałem się za jedzenie.

- Smacznego. - odparła, wkładając trochę makaronu do ust. Zaśmiałem się cicho, gdy nieco ubrudziła się sosem. Prędko go zlizała, również się śmiejąc.

Po zjedzeniu, postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Laura przesiadła się do mnie i oparła głowę o moje ramię. Przykryła mnie także kocem, bo, jak sama stwierdziła, nie mogę zmarznąć. Skwitowałem to tylko śmiechem, ale nie protestowałem.

- Wychodzisz jutro ze mną do ludzi. I nie ma gadania. - oznajmiłem, gdy film zaczął się pomału zaczynać. Nie usłyszałem sprzeciwu, co znów trochę mnie zdziwiło. Najwyraźniej nie chciała się ze mną kłócić, ani droczyć.

- Zgodę się pod jednym warunkiem. - powiedziała, odsuwając się nieznacznie, by spojrzeć na moją twarz. Na jej ustach zagościł tak długo przeze mnie wyczekiwany uśmiech. Gdy się uśmiechała, wyglądała znacznie ładniej. - Idziemy do kina. I ja wybieram film.

- Jasna sprawa. - przytaknąłem, obejmując ją ramieniem. Ponownie oparła o mnie głowę i w skupieniu zaczęliśmy oglądać film.

Po jakimś czasie spostrzegłem, że Laura zasnęła na moim ramieniu. Wyglądała uroczo, a ja nie miałem sumienia jej budzić. Sam wyłączyłem telewizor i zamknąłem oczy, w nadziei, że również zasnę tak szybko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro