13. Laura
Przeglądałam jakieś zdjęcia w telefonie, czekając przed budynkiem, w którym mieszkała Eileen. Musiałam z nią pogadać. Soni nie było, a to zazwyczaj ona pozwalała mi się wyżalić. Momentami żałowałam, że to nie ja zginęłam, zamiast niej. Ona przynajmniej miała chłopaka, który życie by za nią oddał, przejęłaby - zamiast mnie - władzę w Avalonie, byłaby szczęśliwa. A ja męczyłam się już od dwóch miesięcy, nie potrafiąc pogodzić z jej śmiercią. Wciąż nawiedzała mnie we śnie.
- Laura. Co ty tu robisz?
Przestraszyłam się nieco na dźwięk głosu dziewczyny, która znikąd pojawiła się koło mnie. Przez to zamyślenie zapomniałam, po co tak właściwie tam stałam.
- Cześć, Eileen. - przywitałam się, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni. - W sumie, to czekałam na ciebie. - dodałam, wskazując na nią dłonią. Dziewczyna uniosła zdziwiona brew do góry, poprawiając ramiączka od swojego plecaka.
- Na mnie? Okey. - powiedziała, spuszczając nieco głowę w dół. Prędko jednak ją podniosła, patrząc na mnie tymi swoimi fiołkowymi tęczówkami. - To, co się stało? - spytała w końcu. Zaczęłyśmy powolnym krokiem iść w odpowiednim kierunku.
- W prawdzie, to potrzebuję porozmawiać z dziewczyną, a że się kolegujemy...
- Nie no, rozumiem. - odparła od razu, najwyraźniej rozumiejąc, co miałam na myśli. Ucieszyłam się, że przynajmniej nie będę musiała jej wszystkiego tłumaczyć. - Co powiesz na babski wieczór dzisiaj? - zaproponowała po chwilowej ciszy. Przeniosła na mnie swój wzrok i uśmiechnęła się delikatnie.
- Jestem za. - powiedziałam, również się uśmiechając. Pasował mi taki układ. Dawno nie spędzałyśmy czasu tylko w towarzystwie dziewczyn. W ostatnim czasie mieliśmy zupełnie inne rzeczy na głowie. - To co? O osiemnastej u ciebie?
- Nie ma problemu. - odpowiedziała Eileen niemal od razu. Nie sprawiała wrażenia, że to zły pomysł. W jej głosie słychać było nawet, że się cieszy. - Ale teraz lepiej się śpieszmy, jeśli chcemy zdążyć na pierwszą lekcję.
I ruszyłyśmy szybkim krokiem w kierunku szkoły.
~*~
Stałam sobie spokojnie przed klasą od fizyki, czekając na dzwonek i przyjście nauczyciela. To była nasza druga lekcja dzisiaj, a ja jeszcze nie widziałam Oliviera, który miał poprzednią lekcję w innej klasie. Wogóle pierwsze lekcje mieliśmy inne, gdyż on rozszerzał co innego i ja co innego.
Niespodziewanie ktoś zarzucił mi na barki ramię. Wzdrygnęłam się z początku, ale szybko dostrzegłam, kto tak naprawdę to zrobił.
- No witam, witam, szanowną pannę Irving. - powiedział nastolatek, stawiając kilka kroków do przodu, przez co ja też musiałam to zrobić. Skutecznie odciągnął mnie od reszty naszej klasy, którzy nie zwrócili na nas większej uwagi.
- A któż to raczył się w końcu przywitać? - spytałam retorycznie, zakładając ręce na piersi. Uśmiechnęłam się jednak pod nosem. On zawsze potrafił wywołać uśmiech na mojej twarzy. - Cześć, Oli. - przywitałam się, gdy stanęliśmy twarzą w twarz.
- Słuchaj, Lau. - powiedział Olivier, kładąc ręce na moich barkach. Patrzył mi w oczy, a jego twarz wyrażała powagę. Jednakże jego tęczówki wręcz świeciły, co zdradzało jego rozbawienie. - Nie będziemy się mogli dzisiaj spotkać. Umówiłem się z chłopakami na wyjście. Później może jeszcze zagramy w nożną. Nie wiem, o której wrócę.
Nie potrafiłam tego przyznać sama przed sobą, ale ucieszyłam się. Nie żebym była szczęśliwa, że mnie zostawia, ale nam obojgu należy się coś po tych wszystkich minionych wydarzeniach.
- To dobrze się składa. Ja robię sobie dzisiaj babski wieczór z Eileen.
- O, to super. - odparł od razu. Był zdziwiony, ale widziałam też, że się z tego cieszy. Zabrał swoje dłonie z moich barków i załapał za ramiączka od plecaka. Dopiero teraz zauważyłam, że miał roztrzepane włosy, ale to tylko dodawała mu uroku.
- A Cedrik z wami idzie? - spytałam, przypominając sobie o chłopaku. Nigdy tak naprawdę nie chciałam dla niego źle, wciąż mi na nim zależało, nawet jeśli nie tak, jak kiedyś. Ciągle był moim przyjacielem i chciałam jego szczęścia.
- Chyba tak, z tego co wiem. Muszę się jeszcze upewnić. - odpowiedział mi, uśmiechając się.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, aż w końcu zadzwonił dzwonek oznajmiający rozpoczęcie lekcji. Nauczyciela jednak jeszcze nie było, więc wraz z Olivierem wciąż staliśmy w tym samym miejscu.
- Zapraszam do klasy. - usłyszeliśmy za sobą. Odruchowo odwróciliśmy się w odpowiednią stronę, dostrzegając średniego wieku mężczyznę. Miał on już siwe włosy, nosił okulary, a przede wszystkim był surowy, choć miły. Patrzyliśmy na niego przez chwilę, nie ruszając się z miejsca. W końcu zauważył, że mu się przyglądamy i odezwał się do nas. - A wy co? Czekacie na specjalne zaproszenie? Już do klasy, nie ma czasu.
Machnął do nas ręką, witając się z jednym z uczniów. Oli nachylił się do mnie, gdy szliśmy w jego kierunku, i powiedział cicho.
- Co za zrzędliwy koleś. Powinien się choć trochę wyluzować.
Nie skomentowałam tego, lecz się uśmiechnęłam. Prędko znaleźliśmy się przy nauczycielu od fizyki, który stał przy drzwiach, czekając, aż ostatni uczniowie, czyli my, wejdziemy do klasy.
- Dzień dobry, proszę pana. - przywitałam się z nim grzecznie, mijając go w przejściu. Szybko znalazłam się w sali, gdzie pozostali zajmowali już swoje stałe miejsca.
- Dobry, dobry, panno Irving. - odparł mężczyzny, zamykając za sobą drzwi. Wraz z Olivierem zajęliśmy ostatnią ławkę w środkowym rzędzie. Od razu zaczęliśmy się rozpakowywać, podczas gdy nauczyciel stanął przy swoim biurku. - Siadać wszyscy. I wyciągamy karteczki. Zrobimy sobie kartkóweczkę.
Po sali rozległ się pomruk niezadowolenia. Każdy zaczął jęczeć, że kartkówka, że niezapowiedziana i wogóle, że nie powinien jej robić, ale mężczyzna zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Ale proszę pana...
- Nie na żadnego ale, panie Deeming. - powiedział, wbijając wzrok w chłopaka koło mnie. Ten od razu zamilkł, zjeżdżając nieco z krzesła, by mężczyzna przestał na niego tak patrzeć. I o dziwo podziałało, bo nauczyciel znów zaczął rozglądać się po wszystkich. - No, już, już, z życiem.
- Teraz żałuję, że wróciliśmy. - mruknął do mnie cicho Olivier, nachylając się w moją stronę. Po chwili wyrwał z zeszytu kartkę, na której miał zamiar napisać tą kartkówkę. Ja to zrobiłam znacznie szybciej od niego.
- A ja mówiłam, to ty, że to nasz obowiązek. Że jeszcze kilka miesięcy i wrócimy do domu. - przypomniałam mu. On sam wcześniej mówił mi te słowa, a teraz narzeka. - Teraz się męcz.
- Proszę o ciszę! - krzyknął mężczyzna, przez co od razu zamilkliśmy. I my, i cała reszta klasy. - Piszemy pierwsze polecenie...
~*~
- Pan Ramirez jest okrutny.
Ledwo doszliśmy do naszego stolika na stołówce, a Oli już zaczął narzekać. Rzucił tacką o stół z taką siłą, że jego jedzenie aż podskoczyło do góry. A także Eileen, która siedziała już tam z Cedrikiem, czekając na nas.
- Co się stało? - zapytał niebieskooki, władając widelec z jedzeniem do ust. Prędko usiadłam koło Oliviera, a naprzeciw dziewczyny. Tego paskudztwa, które dawali na stołówce nie dało się jeść, a mimo wszystko wszyscy i tak tutaj przychodzili. Była to jedyna długa przerwa, którą mieliśmy.
- Zrobił nam dzisiaj niezapowiedzianą kartkówkę. Napewno źle ją napisałem. Przecież ja u niego nie zdam. - jęknął ciemnooki, zakrywając twarz rękoma. Spojrzałam na niego przelotnie, po czym napiłam się soku pomarańczowego, który akurat był jedyną normalną rzeczą, którą podawały kucharki.
- Dramatyzujesz, Olivier. Pewnie nie jest aż tak źle. - odezwała się Eileen, po raz pierwszy unosząc na nas wzrok, wcześniej siedziała z nosem w telefonie.
- Wychodzi mu dwa i to i tak z ledwością. - wtrąciłam, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka obok. Brzmiało to tak dobitnie, że Oli znów zakrył twarz rękoma. - Musisz się bardziej postarać. - powiedziałam już do niego. Nastolatek gwałtownie podniósł głowę do góry, prostując się, przez co odruchowo zabrałam dłoń z jego pleców.
- Łatwo ci mówić. Tobie wychodzi pięć bez żadnego problemu.
Powiedział to takim tonem, jakby miał do mnie o to pretensje. Ale przecież to nie moja wina, że fizyka wchodzi mi znacznie łatwiej, niż jemu. Każdy jest dobry w czym innym. Z resztą, ja też nie potrafię wszystkiego.
- Jeszcze powiedz, że jestem jego pupilką. - żąchnęłam, patrząc przez chwilę w jego oczy. Szybko spuścił wzrok, co zrobiłam także ja. Nie potrafiłam się na niego gniewać, choć czasami doprowadzał mnie do szału.
- To nie możecie dać sobie korepetycji? Ty nauczysz jego, a on pomoże ci z innego przedmiotu.
Milczeliśmy chwilę po słowach dziewczyny. Miała rację. Mogliśmy pomóc sobie nawzajem z danego przedmiotu i wszyscy będą zadowoleni: i nauczyciel, i my.
- To nie głupie. - stwierdził w końcu Olivier, patrząc przez chwilę na czarnowłosą. Później swój wzrok przeniósł na mnie, jakby czekał, aż coś powiem.
- Możemy spróbować. - oznajmiłam, uśmiechając się delikatnie. Prędko jednak spojrzałam przed siebie. - Dzięki, Leen.
- Do usług. - odparła, kłaniając się teatralnie. Skwitowaliśmy to wszyscy śmiechem.
Jakiś czas później - gdy każdy z nas zaczął pomału kończyć jeść - podeszło do naszego stolika dwóch chłopaków z naszej klasy.
Archie Anderes był rudowłosym futbolistą naszej szkolnej drużyny, który posiadał brązowe oczy. Z początku, gdy go poznałam, myślałam, że będzie tym, który jedynie gra w football, uczy się przeciętnie i zalicza dziewczyny na każdym kroku. Ale pozory mylą. Archie był bardzo sympatyczny i miły. Dobrze się uczy, ma wielkie ambicje, nie tylko związane ze sportem. Nie raz widziałam, że był gotowy do poświęceń.
Thomas Siso był natomiast jego najlepszym przyjacielem. Posiadał ciemnobrązowe włosy i bursztynowe oczy, które idealnie współgrały z jego ciut ciemniejszą karnacją. Był nie mniej zdolny, co Archie, również wyróżniał się swoimi ambicjami. Thomas świetnie sprawdza się w sporcie i raz nawet słyszałam, że wiąże z nim swoją przyszłość. Umiał także doradzić innym, co było jego sporą zaletą.
- Tu jesteś, Olo. Szukaliśmy cię. - odezwał się jako pierwszy rudzielec, opierając się dłońmi o stół, przy którym siedzieliśmy. Całą czwórką wlepiliśmy wzrok w nowo przybyłych.
- Ciebie przy okazji też, Ced. - dodał brunet, wskazując na drugiego chłopaka, siedzącego przy stoliku.
- No? To, czego chcecie? - spytał Oli z uśmiechem. Wiedziałam, że mieli gdzieś razem wyjść, ale nie sądziłam, że oni tutaj przyjdą. Lubiłam ich, nie mówię, że nie, tylko trochę dziwnie mi było, że ktoś jeszcze znajduje się przy tym stoliku. Miejsc oczywiście nie brakowało, ale zazwyczaj siedzieliśmy tutaj tylko we czwórkę.
- Od razu po lekcjach idziemy na Orlik. Programy w nogę, a później pewnie pójdziemy do pubu. - wytłumaczył Thomas, posyłając delikatny uśmiech Eileen, która odruchowo go odwzajemniła. Widziałam także kątem oka, jak zakłada kosmyk włosów za ucho.
- Pasuje to wam, nie? - spytał Archie, patrząc to na Oliviera, to na Cedrika. Teoretycznie oni już się zgodzili, ale jeśli chciał spytać po raz kolejny, to ja nie wnikam. Nic mi do tego.
- Jak najbardziej. - odpowiedział niemal natychmiast Oli.
- I tak nie miałem lepszych rzeczy do roboty. - dopowiedział Ced, wzruszając ramionami.
- Czyli po lekcjach widzimy się przed szkołą.
Chłopcy przybili sobie męskie piątki, a mi i Eileen powiedzieli do zobaczenia na odchodne, po czym wyszli ze stołówki. Lecz nasz spokój nie trwał długo, bo chwilę później na horyzoncie pojawiła się tak bardzo nielubiana przeze mnie osoba. I która właśnie zmierzała w naszą stronę z tym swoim uśmiechem, który miał niby uwodzić, a przyprawiał mnie o mdłości.
- Och, kogo moje oczy widzą? Idiota z kolczykiem w uchu. - powiedziała na przywitanie, uśmiechając się słodko. Jej obrzydzone spojrzenie zlustrowało Cedrika od góry do dołu.
- Ej! - zaprotestował, ale ona przeniosła swoje niebieskie tęczówki już na inną osobę, nie zwracając na niego już uwagi. Tym razem spojrzała na Leen.
- Mała dziewczynka uganiająca się za chłopakami. - dodała, krzywiąc się, sama nie wiem czemu. Nie była wogóle wzruszona, że nas obrażała. Ba! Sprawiała wrażenie, jakby sprawiało jej to mnóstwo radości i satysfakcji.
- Ej! Wypraszam sobie takie teksty. - oburzyła się czarnowłosa, lecz Caroline prędko straciła zainteresowanie nią. I spojrzała na mnie.
- Księżniczka uważająca się za pępek świata. - uśmiechnęła się złośliwie. Miałam wielką ochotę jej przywalić i pewnie bym to zrobiła, lecz nie dane mi było nawet się odezwać, bo blondynka zatrzymała swój wzrok na moim przyjacielu. - I najprzystojniejszy chłopak w szkole.
Jej maślane spojrzenie skierowane na Oliviera... Po prostu okropność. Aż szkoda marnować na to słów.
- Czego chcesz, Caroline? Nikt cię tutaj nie zapraszał. - warknęłam w jej stronę. Samą swoją obecnością sprawiała, że miałam ochotę komuś przywalić, najlepiej właśnie jej. Jedyne, co mnie powstrzymywało to świadkowie. Ludzi było tutaj pełno.
- A ciebie nikt nie prosił o zdanie, księżniczko. - również warknęła w moim kierunku. Chwilę później ponownie przybrała ten swój firmowy uśmiech i odrzuciła swoje długie blond włosy na plecy.
- Trzymajcie mnie, bo zaraz jej przyłożę. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Mordowałam ją wzrokiem, ale ona wciąż na mnie patrzyła. Niby z uśmiechem, a jednak tak, jakby chciała się mnie pozbyć. Była zazdrosna, że Oli wolał moje towarzystwo, niż to jej. Ale błagam, kto chciałby się z nią zadawać? Jej byli zrywali z nią po tygodniu, góra dwóch. To już chyba o czymś świadczy.
- Och, nie bulwersuj się tak, bo ci ta żyłka na czole pęknie.
- Nie no, nie wytrzymam zaraz. Nikt nie będzie mnie obrażał. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, uderzając rękoma o stół i wstając na równe nogi. Czułam, jak złość buzuje w moich żyłach i gdyby nie inni, najchętniej wydłubałabym jej te oczy gołymi rękoma.
- Dziewczyny, uspokójcie się. To nie jest miejsce. - odezwał się Olivier, sadzając mnie z powrotem na krzesło. Patrzył na mnie błagalnie, bo wiedział, do jakich rzeczy byłam zdolna. Spojrzałam w jego ciemne tęczówki, które zazwyczaj potrafiły mnie uspokoić, lecz nie w tamtej chwili. Nie, kiedy ona wciąż tam stała.
- Wybacz, ale to ona zaczęła, wogóle tutaj przychodząc. - warknęłam, wskazując na dziewczynę dłonią. Ona jednak zaczęła oglądać swoje paznokcie, znudzona całą tą sytuacją. - Nikt Cię tu nie zapraszał, blondi. - powiedziałam głośno i wyraźnie w jej kierunku. Ona jednak nie zwróciła na mnie uwagi.
- Robisz coś dzisiaj wieczorem, Olo? - zapytała słodkim głosikiem, przejeżdżając po ramieniu chłopaka. On jednak szybko strzepnął jej dłoń, odsuwając się nieco. Miał jej tak samo dość jak ja, lecz on nie potrafił jej ostatecznie spławić.
- Idę z chłopakami na miasto. A co chcesz?
- To może pójdę z wami, co?
Już miałam odpowiedzieć, że oni nie zamierzają brać ze sobą takiej... Jak ona, ale uprzedził mnie w tym Cedrik. Choć on powiedział bardziej kulturalnie, niż ja bym zrobiła.
- To męski wypad. Bez dziewczyn. - odpowiedział jej szorstko. Caroline nawet nie raczyła obdarzyć go spojrzeniem, bo wpatrywała się w Oliviera, jak w obrazek. Nie byłam zazdrosna, co to, to nie, ale niech ona zabierze te cholerne łapska od mojego przyjaciela! Jeszcze załapie jakiejś choroby i wtedy będzie...
- Zawsze można to zmienić.
Ale nikt cię tam nie chce, suko. - powiedziałam do niej w moich myślach.
- Eileen, możesz...? - spytałam cicho, nachylając się do przodu do czarnowłosej. Nie odpowiedziała mi, choć się uśmiechnęła.
Nagle wszyscy wokoło się zatrzymali - prócz naszej czwórki oczywiście - zastygając w różnych pozach. Wokół dłoni Leen znajdowała się kolorowa magia, dzięki której zaczęła odsuwać od naszego stolika Caroline.
- Do nie zobaczenia, Caroline! - zawołałam z tak ogromną satysfakcją, machając jej entuzjastycznie na pożegnanie, że aż mnie to nieco przerażało. Blondynka wkrótce zniknęła za drzwiami stołówki, a cała reszta momentalnie wróciła do swoich wcześniejszych czynności. Nikt nawet nie zorientował się, że coś się przed chwilą wydarzyło. - Dzięki. Myślałam, że już sobie nie pójdzie.
- Polecam się na przyszłość. - odpowiedziała czarodziejka, uśmiechając się szeroko. Wiedziałam, że zarówno jej, jak i Cedrikowi, a także Olivierowi Caroline zaczęła już za bardzo przeszkadzać. Dlatego nie było innego wyjścia. - To o czym rozmawialiśmy, zanim ta blondi nam przeszkodziła? - zapytała, co ponownie dzisiejszego dnia skwitowaliśmy śmiechem.
~*~
O umówionej godzinie zjawiłam się pod drzwiami odpowiedniego mieszkania. Poprawiłam niewielką torbę na ramieniu i zapukałam do drzwi. Nie musiałam długo czekać, aż ktoś mi otworzy. We framudze stanęła Eileen.
- Cześć. Mogę wejść?
- Jasne. - odpowiedziała od razu, otwierając szerzej drzwi. Weszłam bez problemu do środka, ściągając buty w przedpokoju. - Mogłaś wchodzić bez pukania. - dodałam, ruszając wraz ze mną do niewielkiego salonu urządzonego w jasnych kolorach.
- Taa... A później byś mnie zaatakowała, myśląc, że jestem złodziejem. - powiedziałam ze śmiechem. Wolałam nie ryzykować, że coś mi zrobi. Była zdolną czarodziejką, która naprawdę wiele potrafiła zrobić.
- Niewykluczone. - zaśmiała się, chwilę później wskazując mi miejsce, na którym posłusznie usiadłam. Ona wciąż stała. - Ale tak szczerze, to na to mieszkanie jest rzucone zaklęcie antywłamaniowe. Wy możecie wejść bez problemu, ale gdyby ktoś inny chciał... Lepiej żebyśmy się o tym nigdy nie dowiedziały. - znów się cicho zaśmiała. Nie wątpiłam, że rzuciła zaklęcia antywłamaniowe.
- Co racja, to racja. - przytaknęłam, usadawiając się wygodniej na fotelu.
- Chcesz coś do picia? Mam piwa, gdybyś chciała.
Dziewczyna wstała dłonią na kuchnię za sobą. Zastanowiłam się przez chwilę. Teoretycznie jestem już pełnoletnia, ale czy aby napewno mi wypada?
- Księżniczce chyba nie wypada pić. - powiedziałam w końcu. Leen nie zraziła się tym jednak, bo od razu się odezwała.
- Bezalkoholowe.
- Dobra, przekupiłaś mnie. - stwierdziłam, uśmiechając się. Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko, jakby właśnie wygrała w totolotka.
- Przecież ja też nie mogę jeszcze pić. Nie jestem jeszcze pełnoletnia. - oznajmiła, wzruszając ramionami. Zaraz jednak udała się do kuchni, gdzie z lodówki zaczęła wyciągać puszki z piwem. Chwilę później stawiała je już przede mną na stoliku. - Wzięłam jakie były, bo nie było innych. Mam nadzieję, że będą dobre. - dodała, siadając na drugim fotelu. Stał na tyle blisko tego, na którym siedziałam, że mogłyśmy dotknąć się dłońmi, a także na tyle daleko, byśmy widziały się bez żadnych przeszkód.
- Najwyraźniej wypijemy coś innego.
Wzniosłyśmy toast za nas dwie, po czym upiłyśmy po łyku naszego napoju. Nie zaczęłyśmy jednak żadnego tematu, bo mój telefon zaczął brzęczeć.
- Kto dzwoni? - spytała Eileen. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni, a moim oczom od razu ukazał się numer i imię osoby, która do mnie dzwoniła. Zdziwiłam się, bo chłopak rzadko kiedy do mnie dzwonił.
- Paul. Chłopak Soni. - odpowiedziałam, wciąż nie odbierając. Wiedziałam, że prędzej czy później Paul by do mnie zadzwonił, nie sądziłam jednak, że tak szybko. - Odebrać? - spytałam dziewczyny. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, bałam się tej rozmowy..
- Odbierz! To może coś ważnego.
- Ale ona... - zaczęłam, ale nastolatka nie dała mi dokończyć. I w sumie jej za to dziękowałam.
- Nie gadaj, tylko odbieraj.
Odebrałam, gdy chłopak zadzwonił drugi raz. Ręce zaczęły mi się trząść, a serce walić w piersi. Czułam, że łzy mogą napłynąć mi do oczu w każdej chwili.
- Paul, hej. - przywitałam się, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Wstałam i odeszłam kawałek od Eileen, stając przy jakiejś szafce, o którą się oparłam.
- Cześć, Laura. Jest może Sonia? Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbiera, ma wyłączony telefon. Wiesz, co się z nią dzieje?
Przełknęłam ślinę. Nie zamierzałam kłamać, bo prawda i tak wyszłaby na jaw.
- Paul, to nie jest rozmowa na telefon. Moglibyśmy się spotkać? Na osobności? - powiedziałam cicho do słuchawki. Starałam się kontrolować drżenie głosu, nie chciałam się rozpłakać.
- Noo, dobra. Pasuje ci jutro wieczorem? W tej knajpie, gdzie zazwyczaj razem się spotykaliśmy? - zaproponował po chwili. Nie chciałam wiedzieć, co czuł Paul w tamtej chwili. Jego ukochana nie odzywała się, a gdy ostatni raz się żegnali wszystko było w porządku. To wzbudziłoby podejrzenia nawet głupiego.
- Pasuje. - przytaknęłam, poprawiając kosmyk włosów, który leciał mi na twarz. Przegryzłam wargę, czułam, jak łzy napływają mi do oczu. - To do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia.
Połączenie szybko się zakończyło. Przymknęłam powieki, a następnie odwróciłam się do Eileen, która patrzyła na mnie wyczekująco. Chciała wiedzieć i nie miałam jej tego za złe.
- I co od ciebie chciał?
Podeszłam do niej i usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu. Westchnęłam ciężko, bo ten jeden głupi telefon zniszczył mi dobry humor tego dnia.
- Zaproponowałam mu spotkanie. Muszę mu powiedzieć o Soni. I o tym co się stało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro