Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Laura

Wiele osób mówiło, że jestem silna i nie przejmuję się błahostkami. I mieli rację. Ale teraz - kiedy było już po wszystkim - nie potrafiłam się pozbierać. Minęły dopiero dwa dni. Dwa cholernie ciężkie dni, przez które spałam zaledwie sześć godzin. Budziłam się, co chwilę z krzykiem i zalana potem. Gdy tylko zamykałam oczy, pojawiał się obraz martwego ciała Soni. Nie potrafiłam o tym zapomnieć, nie umiałam. To wciąż wracało.

Nie wychodziłam na żadne posiłki. Na szczęście łazienkę miałam w pokoju i nie musiałam opuszczać pokoju. Nikogo do siebie nie wpuszczałam. Rodzice, babcia, ciocia, wujek, moi drudzy dziadkowie, Naida. Odwiedzić mnie nawet chcieli Cedrik i Eileen, a także Liam oraz Tara. Nikt nie wszedł. Nawet Tygo nie dostał się do pomieszczenia, wciąż spoczywał przed drzwiami, pilnując wejścia. W końcu każdy odpuścił, gdyż się go po prostu bali i woleli nie ryzykować.

Czas w Avalonie leciał inaczej, niż ten po drugiej stronie portalu, ale tak czy siak, te dwa dni dłużyły mi się niemiłosiernie. Praktycznie nie wychodziłam z łóżka, chyba że do łazienki. Ubrana byłam w jakieś dresy i koszulkę Oliviera, którą niegdyś od niego zabrałam. Wciąż płakałam, mimo że praktycznie wszystkie łzy już się wylały. A wspomnienia ciągle atakowały moją głowę.

- Tygo, uspokój się! - zawołałam do tygrysa, który zaczął mruczeć głośno po drugiej stronie,, na korytarzu. Przez chwilę myślałam, że da sobie spokój, ale on znów zaczął mruczeć, co strasznie mnie irytowało. Spojrzałam na drzwi, mimo że nie byłam w stanie go zobaczyć. - Tygo!

- Lau, możesz go... - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Wstałam do siadu, tępo wpatrując się w drewnianą powłokę, gdzie po drugiej stronie znajdował się nastolatek.

- Oli. - szepnęłam do siebie, natychmiast podnosząc się z łóżka. Prędko założyłam kapcie na nogi. - Już idę. - powiedziałam, poprawiając włosy, by jakoś wyglądać. Podejrzewałam, że najlepiej się nie prezentowałam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, zauważając Oliviera oraz mojego kochanego tygrysa, który wciąż czaił się na chłopaka. Nie chciał go wpuścić. - Tygo, kochanie, puść go. To przyjaciel. - zwróciłam się do zwierzęcia. Od razu go przepuścił, wchodząc do mojego lokum.

- Cześć, Laura. - przywitał się ciemnooki. Wyglądał tak, jak zawsze. Jedyne, co zdradzało jego prawdziwy stan, były roztrzepane włosy i lekko podkrążone oczy, a także blizny i rany, które wciąż znajdowały się na jego ciele. Mimo wszystko, uśmiechał się, patrząc prosto w moje oczy.

- Olivier. - powiedziałam cicho, nie wiedząc, co wogóle powiedzieć. Zdziwił mnie trochę, że przyszedł i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Był moim przyjacielem i nie raz widział mnie w różnym, gorszym stanie. Ale teraz czułam się jakoś dziwnie, nie chciałam pokazywać mu się w takim wydaniu. 

- Mogę? - spytał, wskazując na wnętrze pomieszczenia. Odwróciłam się do tyłu, sama nie wiedząc czemu. Szybko jednak wróciłam do niego wzrokiem.

- Umm... Wejdź. - zgodziłam się po chwili. Otworzyłam szerzej drzwi, by nastolatek mógł bez problemu wejść do środka. Prędko podeszłam do parapetu i usiadłam na nim, spuszczając nieco głowę w dół. - Przepraszam za bałagan.

- Nie obchodzi mnie żaden bałagan. Z resztą, masz tu w miarę czysto.

- To po co przyszedłeś? - spytałam szorstko, unosząc nieco wzrok. Zrobiło mi się jednak trochę głupio, że tak na niego naskoczyłam. Nie chciałam być nie miła, ostatnie wydarzenia nie dawały mi spokoju i zauważyłam, że stałam się niespokojna i za bardzo drażliwa. - Wybacz, ale nie czuję się najlepiej. Byłabym wdzięczna, gdybyś szybko wyszedł. - dodałam ciszej, odruchowo wskazując na drzwi. Nie chciałam go wypraszać, był w końcu pierwszą osobą, którą wpuściłam tutaj od dwóch dni. I na dodatek był moim najlepszym przyjacielem. - Tygo, złaź z łóżka! - zawołałam do tygrysa, który wylegiwał się na moim łóżku. Nie pozwalałam mu na nie wchodzić, bo zostawiał po sobie mnóstwo sierści.

Zwierzak prędko zeskoczył z materaca i ułożył się na dywanie obok. Westchnęłam, wiedząc, że później będę musiała posprzątać całą tą sierść.

- Lau, posłuchaj. Nie zadręczaj się tym wszystkim. Ja wiem, że cierpisz, uwierz, że ja też. Ale takie obwinianie się za coś nie ma sensu.

Przeniosłam swój wzrok na chłopaka przed sobą, który kucał przede mną, podpierając się ręką o moje kolano.

- Ale to przeze mnie zginęła! To ja ją zabiłam!

Do oczu napłynęły mi łzy, ale nie pozwoliłam im wypłynąć na powierzchnię. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że pozwoliłam jej umrzeć, mogłam przecież temu jakoś zapobiec. Mogłam zrobić cokolwiek, by ona teraz żyła, była tu koło mnie, porozmawiała ze mną chociażby na błahy temat. Ale jej już nie było.

- Nie, nie ty. Ten potwór, którego ja zabiłem. To on to zrobił, a nie ty.

Z każdym wypowiedzianym słowem, wskazywał albo na siebie, albo na mnie. Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że to nie była moja wina, ale co z tego? Nie potrafiłam pogodzić się z jej stratą. Po prostu nie potrafiłam.

- No właśnie! Ty go zabiłeś. Jesteś bohaterem, naszym wybawcom. Powinni ci postawić pomnik, czy coś. - wstałam nagle, przez co zmuszony był również wstać. Odwróciłam się do niego plecami, oplatając się ramionami. Patrzyłam na ogromny ogród za oknem, ale nie umiałam się jakoś tym cieszyć.

- Nie chcę żadnego pomnika. Chcę, żebyś w końcu przestała się zadręczać. Nic nie przywróci życia Soni, już nic nie możemy zrobić. Ona nie żyje, Laura. - położył dłoń na moim ramieniu, ale ja jak oparzona odwróciłam się gwałtownie do tyłu. Nie zwracałam już uwagi na łzy, które zaczęły wypływać z moich oczu, robiąc ślady na moich policzkach.

- Przestań, rozumiesz?! Przestań! - wrzasnęłam, łapiąc się za głowę i odchodząc od niego kawałek. Oparłam się rękoma o toaletkę i spuściłam głowę w dół. Pozwoliłam słonej cieczy kapać. Serce waliło mi w piersi, a ja nie mogłam się uspokoić.

- Wyniszczasz się od środka, bo wierzysz, że to zwykły koszmar i zaraz się z niego wybudzisz. Ale to prawdziwe życie. Wielu z nas poległo, wielu straciło rodziny, a jeszcze więcej osób jest rannych. Lecz każdy z nich wie, że tak miało być. Wszyscy wiemy, jak wyglądają wojny, ludzie giną, umierają.

- Przestań! Nie mogę tego słuchać! - wrzasnęłam po raz kolejny, odwracając się w jego stronę. Stał zaledwie dwa metry ode mnie, ze smutną miną. Miałam coraz gorsze wyrzuty sumienia.

- Ale ktoś w końcu musi ci to powiedzieć. Musisz zrozumieć i to zaakceptować. - powiedział spokojnie, ostrożnie stawiając kroki w moim kierunku. Pozwoliłam położyć mu dłonie na moich barkach. Pozwoliłam, bo potrzebowałam czyjejś bliskości.

- Nie potrafię, rozumiesz? Nie potrafię zapomnieć. - wyłkałam, wtulając się w jego tors. Olivier objął mnie szczelnie ramionami, pozwalając mi się wypłakać. Nie udawałam, że wszystko jest w porządku, bo wcale tak nie było. Nie chciałam okłamywać samej siebie, to nie miało najmniejszego sensu.

- Spójrz na mnie, Lau. - rozkazał po chwili chłopak, odsuwając się ode mnie delikatnie. Wciąż jednak trzymał mnie w ramionach. - Sonia była dla mnie, jak starsza siostra. A ona traktowała mnie, jak młodszego brata.

- Do czego zmierzasz? - zapytałam, wycierając oczy.

- Nie przerywaj mi, proszę. - rozkazał, przez co od razu zamilkłam. Patrzyłam w jego duże, ciemne oczy, które uspokajały mnie. - Liam kochał Sonię. Wiem, że jest z nim teraz równie źle, co z Tobą, ale on przynajmniej pomógł nam sprzątać po tym wszystkim. Jest załamany, to prawda, lecz wyszedł do ludzi. - przerwał na moment, pozwalając przeanalizować mi swoje słowa. Ani na chwilę nie odrywał ode mnie wzroku, tak samo, jak ja od niego. Kiedy w końcu kiwnęłam mu delikatnie głową, że rozumiem, kontynuował.  - A ty siedzisz tu od dwóch dni. Nic nie jesz, nie pijesz. Nikogo do siebie nie wpuszczasz, słyszałem to od innych. Twoi rodzice, wujkowie i dziadkowie się o ciebie martwią. Naida, nawet Cedrik i Eileen. Moi rodzice wciąż pytają, jak się czujesz, a ja nie wiem, co im odpowiedzieć, bo nie pozwalasz nikomu do siebie wejść.

- Tygo też jest tu po raz pierwszy. - wyszeptałam, nieświadomie przenosząc swoje niebieskie tęczówki na leżącego nieopodal tygrysa, który uniósł łeb i przyjrzał nam się.

- Widzisz. Kochasz go, a nawet do siebie nie wpuszczasz. On martwi się o ciebie tak samo, jak my.

Jego słowa coraz bardziej zaczęły do mnie docierać. Uświadamiałam sobie, jak źle robiłam, nie pozwalając się do mnie nikomu zbliżyć. Oni mogli mi choć trochę pomóc, zrobiliby cokolwiek, by odciągnąć moje myśli od Soni. Ale ja nie potrafiłam ich do siebie dopuścić i dać sobie pomóc.

- Jestem idiotką. - stwierdziłam po chwilowej ciszy. Podłoga w tamtej chwili zdawała się bardziej przyciągać moją uwagę, niż ciepłe spojrzenie Oliviera, który wciąż na mnie patrzył.

Byłam po prostu głupia.

- Nie jesteś, księżniczko. Nikt nie uważa, że jesteś idiotką.

- Ja tak uważam. - przyznałam, po raz kolejny dzisiejszego dnia podnosząc na niego swój wzrok. Jeśli miał ktoś oglądać mnie w najgorszym z możliwych stanów, to tylko on. Tylko on widział mnie, jak płakałam. Tylko on sprawiał, że samym swoim uśmiechem, potrafił poprawić mi humor. Tylko on znał mnie naprawdę.

- Wcale nie. - zaprzeczył niemal od razu. Staliśmy przez chwilę w ciszy, patrząc na siebie nawzajem. - Nawet się teraz ze mną nie droczysz, a normalnie byś to zapewne zrobiła.

Westchnęłam ciężko, bo wiedziałam, że miał cholerną rację. Kłóciłabym się z nim, gdybym nie była aż tak zmęczona tym wszystkim. Zrobiłabym to bez żadnego wahania.

- Bo nie mam już na nic siły, Oli. Gdy tylko zamykam oczy, wciąż widzę jej twarz, gasnące oczy, jej uśmiech. Próbuję zapomnieć, choć chwilę odpocząć, ale to ciągle mnie nawiedza.

Te kilka sekund, które się nie odzywał, ciągnęły mi się w nieskończoność. Dopiero po chwili westchnął, co przerwało ciszę.

- Ile ostatnio spałaś?

Zdziwiłam się tym pytaniem, ale odpowiedziałam mu spokojnie. Nie było już sensu kłamać, on wie, kiedy to robię.

- Sześć godzin w ciągu dwóch dni.

- W takim razie... - zaczął, łapiąc mnie za dłoń i ciągnąć w kierunku mojego łóżka. - Idziemy spać teraz. Mi też się przyda trochę odpoczynku po tych wszystkich wydarzeniach.

- Oli, ja naprawdę nie... - próbowałam protestować, ale on miał rację. Należał nam się odpoczynek, choćby krótki, ale jednak.

- Nawet ze mną nie dyskutuj. Musisz się wyspać, chociaż ten jeden raz. - odparł od razu, zatrzymując się, by spojrzeć na moją twarz. Nie odezwałam się, by ponownie protestować, co najwyraźniej myślał, że zrobię. - Masz jeszcze jakieś sprzeciwy? - spytał dla upewnienia. Na jego twarzy błądził lekki uśmiech, który nie byłam w stanie nie odwzajemnić.

- A mogę się chociaż wykąpać? - wskazałam kciukiem za siebie, na drzwi od łazienki.

- Leć. Ja pójdę po jakieś swoje ubrania i zaraz do ciebie wrócę.

Olivier prędko znalazł się przy wyjściu i już naciskał na klamkę, lecz musiałam mu w tym delikatnie przeszkodzić.

- Dziękuję. - powiedziałam głośno, wciąż stojąc w tym samym miejscu, co mnie zostawił.

- Dziękować będziesz mi kiedy indziej. Teraz idź się odświeżyć. - odpowiedział jedynie, po czym zniknął po drugiej stronie drzwi.

~*~

Kilkanaście minut później siedziałam po turecku na ogromnym materacu swojego łoża, czekając, aż Olivier wyjdzie z łazienki. Tygo drzemał nieopodal na dywanie, a ja nie miałam sumienia, by go budzić. Z resztą, czasami pozwalałam mu u siebie zostać, choćby dlatego, że potrzebowałam czasami się do niego przytulić. Nigdy nie miał nic przeciwko. Ba! Sam czasami przymilał się do mnie, pragnąc bliskości. Kiedy był jeszcze mały, nie zaznał miłości ze strony swoich rodziców, tylko dlatego, że kiedyś się zgubił. Dopiero gdy go znalazłam - samego i bezbronnego - zobaczył, co to znaczy być przez kogoś kochanym.

- Gotowa do snu?

Głos chłopaka dotarł do moich uszu w zadziwiającym tempie i wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. Przeniosłam wzrok na właściciela głosu i uśmiechnęłam się ledwo widocznie.

- Nie.

Ułożyłam się wygodnie pod ciepłą kołdrą, przykrywając się nią, aż po samą szyję. Olivier prędko znalazł się tuż koło mnie, również się kładąc.

- Czekaj, bo chyba źle usłyszałem. Możesz powtórzyć?

Westchnęłam, przekręcając się na bok, by być z nim twarzą w twarz.

- Boję się, że znów ją zobaczę. Nie daje mi to spać po nocach. W dzień z resztą też.

Czułam, jak pod kołdrą ręka nastolatka odnajduje moją. Chwycił za nią i ścisnął lekko, zapewne chcąc dodać mi nieco otuchy. Nie wiedział nawet, jak bardzo było mi to potrzebne.

- Kiedy znów się pojawi, otwórz oczy i pomyśl, o czymś miłym. Na przykład o Tygo. - powiedział, drugą ręką wskazując na śpiącego tygrysa, który mruczał przez sen. Wywołało to mój delikatny uśmiech. Kochałam Tygo całym sercem i za nic w świecie bym go nie oddała.

- A kiedy to nie pomoże?

- Ja tu będę cały czas. Gdyby coś się działo, po prostu ściśnij moją dłoń. Obudź mnie, cokolwiek. Wiedz, że zrobię wszystko, byś w końcu normalnie zasnęła i się nie obudziła.

Już wielokrotnie to mówiłam... Olivier zawsze potrafił wywołać na mojej twarzy uśmiech. I tak było i tym razem.

- Jakim cudem ty nie masz jeszcze dziewczyny? - spytałam, szczerze dziwiąc się, że jeszcze żadnej sobie nie znalazł. Przecież, jakby którąś pokochał, ona miałaby, jak w raju z nim.

- Bo mam ciebie, a ty mi odpowiednio wystarczasz. - odparł, szczerząc się, jak głupi. Domyśliłam się, że się ucieszył, gdy na mojej twarzy pojawił się spowodowany przez niego uśmiech. To chyba właśnie na tym zależało mu najbardziej w tamtej chwili. - Z resztą, jesteś o wiele lepsza, niż na przykład taka Caroline.

Ciemnooki ułożył się wygodnie na plecach, układając głowę na rękach. Wpatrywał się w niebieski - teraz ledwo widoczny przez ciemność - baldachim mojego łóżka. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie, a na ustach błądził lekki uśmiech.

- Nie mówmy o niej. Idźmy już może spać. - powiedziałam cicho, układając się na boku, twarzą do niego. Nie miałam zamiaru mówić teraz o Caroline, która swoją drogą, wciąż działała mi na nerwy swoim zachowaniem. Nie lubiłam jej, z resztą ze wzajemnością.

- Dobrze. - przytaknął Olivier po chwili, także kładąc się do mnie przodem. - Dobrej nocy, Lau.

- Dobrej nocy, Oli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro