1. Laura
Czy lubiłam historię? Jasne, ale nie z tą babą. Lekcja z nią nie była zła, tematy były dość ciekawe, ale sposób uczenia? Nie wypowiem się może lepiej.
Zapisywałam wszystko, co było dyktowane, a co mogło być na najbliższym sprawdzianie z historii. Przypadkiem zerknęłam na dłoń, na nadgarstek i niemal od razu go zakryłam, by nikt nie zobaczył, że bransoletka, którą na sobie miałam, zaczęła świecić. Nie wróżyło to nic dobrego. Ktoś nas wzywał, pilnie, właśnie w tamtej chwili, a my nie mogliśmy tego zlekceważyć.
Spojrzałam na Oliviera, który siedział o bok mnie. Był blady, jak ściana i wcale mu się nie dziwiłam. Sama byłam przerażona, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z zaistniałej sytuacji w Avalonie. A jako księżniczka i następczyni tronu nie mogłam tego lekceważyć, nawet jeśli do koronacji zostało mi jeszcze sporo czasu.
- Musimy się stąd jakoś wyrwać. - wyszeptałam, spoglądając ukradkiem na tłumaczącą coś nauczycielkę. Nie chciałam, żeby pytała, co się stało, bo co mielibyśmy niby odpowiedzieć? - W tej chwili.
- No musimy. Ale jak? - spytał cicho, również zakrywając swój nadgarstek, na którym również spoczywała bransoletka. Spojrzałam na niego, a później na kobietę i już wiedziałam, co robić.
- Załatwię to. - oznajmiłam, a następnie uniosłam dłoń do góry, jak gdyby nigdy nic. Musiałam coś zrobić, by wyrwać się jakoś z lekcji. - Prze pani, źle się czuję. Mogłabym pójść do łazienki z Olivierem? Przypilnuje mnie w razie czego.
Kobieta odwróciła się w naszą stronę i zmierzyła nas wzrokiem. Przez chwilę milczała, aż w końcu zerknęła na zegar i kiwnęła nam głową na znak zgody.
- Idźcie.
Uśmiechnęłam się triumfalnie do Oliviera, który już zaczął pakować wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Prędko zrobiłam to samo, po czym od razu skierowaliśmy się do wyjścia z sali. Chłopak objął mnie ramieniem, a ja udawałam, że kręci mi się w głowie, mimo że nic mi nie było. Tuż po zamknięciu się drzwi, odsunęliśmy się od siebie i przybyliśmy sobie zwycięskie piątki.
- Jesteś genialna. - skomentował Olivier, poprawiając ramiączko od swojego plecaka. Spojrzałam na niego z uśmiechem, sprawdzając godzinę w telefonie.
- No ba! - powiedziałam, pomału kierując się w odpowiednim kierunku. Musieliśmy dojść do naszych schodów, na których często przesiadywaliśmy. To tam było nasze stałe miejsce w tej szkole. - Mam nadzieję, że Leen i Ced też się tam zaraz pokażą. Bez nich nie możemy nigdzie iść, ani wracać do Avalonu.
- Co racja, to racja. - przytaknął od razu, podążając tuż za mną.
Doszliśmy na miejsce stosunkowo szybko i, jak się okazało, musieliśmy na nich jeszcze chwilę poczekać. Pierwsza dołączyła do nas Eileen, po chwili doszedł też Cedrik. Oboje musieli nieco unormować swoje oddechy, bo wręcz tutaj przybiegli. Każdy z nas niestety miał lekcje w innej części szkoły, a nie oszukujmy się, była ona dość spora.
- Wiecie, o co chodzi? Zaświeciła tak nagle. - odezwał się Cedrik po unormowaniu swojego oddechu. Spojrzeliśmy wszyscy po sobie, nie odzywając się. W końcu jednak postanowiłam im wyjaśnić co nieco. Należały się im wyjaśnienia.
- Ja nie wiem za wiele, Sonia wie znacznie więcej, ale...
Nie dokończyłam, bo moją uwagę zwróciły wibracje telefonu, który miałam w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go natychmiast, sprawdzając, kto do mnie dzwonił. Na wyświetlaczu od razu wyświetlił mi się numer i zdjęcie Soni.
- Przepraszam na chwilę. Muszę odebrać.
Nie potrzebowałam odpowiedzi z ich strony, po prostu odeszłam od nich kawałek, by w spokoju odebrać. Natychmiast nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Hej, Sonia. - powiedziałam na przywitanie. Nie oczekiwałam czegoś w stylu: Cześć, Lau. Dzwonię by sprawdzić, jak się uczysz. Oh, wybacz, chyba zadzwoniłam w trakcie lekcji. Później zadzwonię. Pa. To do niej z resztą nie pasowało. A ona nigdy nie dzwoniła do mnie w czasie lekcji. W sumie rzadko kiedy do mnie dzwoniła.
- Cześć. Powiedz mi tylko, gdzie jesteś?
Spojrzałam na pozostałą trójkę, którzy dyskutowali o czymś. Nie zwracali nawet na mnie uwagi, dlatego odwróciłam się z powrotem.
- W szkole. Reszta też tu jest. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, przejeżdżając dłonią przez swoje włosy. - Ale trochę zerwaliśmy się z lekcji, bo bransoletki zaczęły świecić. - dodałam, by wiedziała, że już wiedzieliśmy. Okłamywanie jej w tamtym momencie nie wchodziło w grę. Znała mnie zdecydowanie za dobrze.
- Przeboleję jakoś, że nie jesteście na lekcji, szczególnie ty. - stwierdziła, na co tylko wywróciłam oczami. Sonia momentami zachowywała się, jakby była moją matką, a tak naprawdę była tylko moją starszą kuzynką, czasami za bardzo mnie pilnującą. - Skoro reszta też z tobą jest, to bierz ich i chodźcie do tej kawiarni, w której zawsze przesiadujemy. Będę tam na was czekać. Postaram się im wszystko wytłumaczyć.
Nim zdążyłam dodać coś jeszcze, połączenie zakończyło się. Stałam tam przez chwilę, wpatrując się tępo w podłogę. Dopiero kiedy czyjaś ciepła dłoń dotknęła mojego ramienia, otrząsnęłam się i spojrzałam w bok na twarz chłopaka. Później przeniosłam wzrok na pozostałą dwójkę, którzy stali tuż za nim. Natychmiast schowałam telefon do kieszeni i wyprostowałam się. Musiałam ich jakoś zabrać do Sonii.
- Dobra, zbierajcie swoje rzeczy i wychodzimy. Wszystkiego dowiecie się na miejscu. - powiedziałam stanowczo, zakładając plecak też na drugie ramię. Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia ze szkoły, jednak po korytarzu roznosił się tylko odgłos moich kroków. Oni za mną nie szli. Westchnęłam cicho. - Naprawdę, nie będę się powtarzać, bo nie ma czasu. Ruszajcie się. - zarządziłam, nawet się nie odwracając. Niemal od razu do uszu dotarł do mnie odgłos ich kroków, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Chwilę później Olivier wyrównał ze mną kroku.
- Lau, co się dzieje? Gdzie ty nam każesz iść, co? - spytał, patrząc na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy, bo nie chciałam kłamać. On i tak wiedział swoje. W dodatku był moim najlepszym przyjacielem, znał mnie chyba najlepiej ze wszystkich. - Słyszysz mnie, czy po prostu udajesz?
- Jezu, Oli, to nie jest czas na tłumaczenia. Sonia wie zdecydowanie więcej, niż ja.
- Umm, Laura, ja naprawdę nie chcę nic mówić, ale... - zaczęła Eileen nagle, łapiąc mnie za nadgarstek. Spojrzałam na jej twarz, ale ona patrzyła w zupełnie innym kierunku. Stosunkowo szybko dostrzegłam to, co tak bardzo przykuło jej uwagę.
Na końcu korytarza stała kobieta i to nie byle jaka, bo dyrektorka. Stała do nas tyłem, ale pech chciał, że się odwróciła, akurat w naszym kierunku. Nie było szans, że nas nie zauważy, byliśmy centralnie na widoku. Spanikowałam, bo wiedziałam, że będziemy mieć kłopoty. Chcieliśmy uciec ze szkoły, nie da się tego oszukać. A szczerze mówiąc, ja nigdy nie uciekłam ze szkoły. Sonia by mnie zabiła, gdyby się tylko dowiedziała.
- Ej, wy! Poczekajcie chwilę. - zawołała kobieta, po czym zaczęła iść w naszą stronę. Spojrzałam nerwowo na resztę. Nie mogłam pozwolić, by nas teraz ukarano. Mieliśmy lepsze rzeczy do roboty, niż siedzenie za kare w szkole. - Czemu nie jesteście na lekcji?
W głowie zapaliła mi się jakaś lampka, obudził się we mnie wewnętrzny wojownik, którym w końcu byłam. Musiałam działać, nie było innej opcji.
- Ludziska, mam plan. - oznajmiłam prędko, odwracając się do nich. Cała trójka spojrzała na mnie wyczekująco. Dyrektorka była coraz bliżej. - Wiać! Już! - krzyknęłam, niemal natychmiast ruszając biegiem do drzwi. Tym razem od razu mnie posłuchali i zaczęli za mną biec. Żadne z nas nie chciało mieć styczności z dyrektorką. W dodatku, księżniczce chyba nie wypadało uciekać ze szkoły.
- Wracać mi tu! Ale już!
Nie zwracaliśmy uwagi na nawoływania kobiety, tylko wybiegliśmy na szkolny parking, a później za teren szkoły. Nie zatrzymywaliśmy się, nie chcieliśmy, żeby nas złapała. Zatrzymaliśmy się dopiero za kolejnym zakrętem, chowając w zaułku, gdzie nikt niepowołany nie mógł nas zobaczyć. Oparłam się plecami o mur i przymknęłam powieki, próbując unormować swój oddech. Olivier, Eileen i Cedrik również starali się przywrócić normalne bicie swoich serc.
Telefon znów zaczął wibrować w mojej kieszeni, więc odruchowo go wyciągnęłam, sprawdzając, kto napisał. Okazało się, że to Sonia do mnie pisała.
Od Łuczniczka ❤️🏹: Gdzie jesteście?
Natychmiast wystukałam wiadomość zwrotną.
Do Łuczniczka ❤️🏹: Niedaleko kawiarenki. Zaraz powinniśmy przyjść
Do Łuczniczka ❤️🏹: A ty gdzie?
Od Łuczniczka ❤️🏹: Czekam na was więc się pośpieszcie
Do Łuczniczka ❤️🏹: Już idziemy
- Rozumiem, że się zmęczyliście i w ogóle, nie chcę was pospieszać, naprawdę, ale musimy już iść. Sonia czeka. - poinformowałam, stając do nich twarzą. Cała trójka spojrzała na mnie z pytającymi minami, jednak nie było czasu na wyjaśnianie wszystkiego. Z resztą, zaraz mieliśmy się tego dowiedzieć.
- Gdzie ty nas w ogóle ciągniesz, Laura? Rozumiem, że należysz do rodziny królewskiej, ba! Jesteś księżniczką i następczynią tronu. Ale wyciąganie nas ze szkoły podczas lekcji... Nie uważasz, że potrzebne nam jakieś wyjaśnienia? - odezwał się Cedrik, zbliżając do mnie o krok. Nie wzruszyłam się tym, tylko spojrzałam w jego niebieskie tęczówki.
- Miło, że o tym pamiętasz, dużo to dla mnie znaczy. - powiedziałam, łapiąc się teatralnie za serce. Chłopak jednak wyczuł mój sarkazm i wywrócił oczami. - Serio, wyjaśniłabym wam całą sytuację, ale po pierwsze: Sonia jest w to bardziej wtajemniczona, a po drugie: właśnie na nas czeka. W dodatku ona tłumaczy znacznie lepiej, niż ja.
Nie odpowiedzieli mi już, a jedynie pokiwali głowami, że rozumieją. Uśmiechnęłam się pod nosem i, zgarniając plecak po drodze, ruszyłam w odpowiednim kierunku. Olivier natychmiast dorównał mi kroku, choć nie odezwał się ani słowem. Eileen też nic nie mówiła, szła na samym końcu i chyba grzebała w swojej torbie, mimo tego patrząc, czy dobrze idzie. A między nami a nią szedł Cedrik, również nic nie mówiąc.
Szybko naszym oczom ukazała się kawiarenka, jednak to nie ona zwracała uwagę, a auto stojące przed wejściem. Czarne Audi A6. Za kierownicą siedziała ładna dziewczyna o prostych, jasnobrązowych włosach sięgających połowy pleców oraz o ciemnych, bystrych oczach. Na moją twarz mimowolnie wstąpił uśmiech, kiedy tylko ją dostrzegłam.
Spojrzałam na chłopaka obok i uśmiechnęłam się szerzej. On też spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym oboje przyspieszyliśmy, by czym prędzej dostrzec do auta. Stosunkowo szybko podeszliśmy do pojazdu i weszliśmy do środka. Ja zajęłam miejsce z przodu, tuż koło Soni. Za mną usiadł Oli, po środku Leen, a Ced z drugiej strony, za kierowcą.
Szatynka momentalnie i z lekkim piskiem opon ruszyła spod budynku, kierując się dobrze znaną mi drogą, wprost do wynajmowanego przez nas mieszkania, które z nią dzieliłam.
- Laura chyba nic wam nie zdradziła, prawda? - odezwała się Sonia, skupiając swoją uwagę na drodze. Nikt nie odpowiedział, ale to była wystarczająca odpowiedź. - Już wszystko mówię. - powiedziała, wzdychając cicho. - Od jakiegoś czasu w Avalonie nie jest tak dobrze, jakby się mogło wydawać. Jako iż należymy do rodziny królewskiej, wiemy więcej, niż zwykli obywatele. Ale i was w końcu będzie trzeba o wszystkim poinformować.
Dziewczyna spojrzała na swoich pasażerów w lusterku, aczkolwiek prędko wróciła wzrokiem na jezdnię.
- Sytuacja od kilku miesięcy nie jest za ciekawa. Niedawno jakiś... Sama nie jestem pewna, kim, bądź bardziej czym, jest to stworzenie. Wysłano do króla pewnego człowieka, który miał przekazać, że ów stwór chce się z nim zmierzyć.
- Sami wiecie, że tata... Znaczy, król nie walczy z nikim, odkąd się urodziłam. Doskonale znacie historię poprzedniego króla, a naszego dziadka. Zginął na jednej z bitew, osieracając dwójkę synów. Nikt nie chce powtórki z rozrywki. - dodałam dla przypomnienia. Znałam tą historię na pamięć, rodzice wielokrotnie nam ją opowiadali.
- Czyli król Nigel się nie zgodził? - spytała Eileen dla upewnienia. Westchnęłam cicho, Sonia też. Obie znałyśmy prawdę, której nie dało się w tamtym czasie ukryć.
- Nie, sami zrozumcie. Gdyby zginął, koronacja Laury zostałaby przełożona na najbliższy termin, a na razie nie jest na to gotowa. Nikt z nas nie jest. - odparła Sonia, spoglądając na mnie ukradkiem. Nie odezwałam się, bo mówiła prawdę. Nie byłam jeszcze gotowa, by objąć rządy nad Avalonem. Byłam jeszcze za młoda, by rządzić. - Wracając, król się nie zgodził, więc tamten wrócił do siebie, by przekazać temu stworowi informacje. Kilka dni temu dostaliśmy list z wiadomością o ustaleniu daty wojny między nami, a nimi. Przez trzy najbliższe dni wszyscy, którzy są w tym świecie, muszą wrócić. Każdy ma stawić się w zamku, gdzie wszystkiego się lepiej dowie.
- Czy wy chcecie nam powiedzieć, że wracamy do domu, by zmierzyć się z pewną śmiercią? - spytała dla pewności czarnowłosa. Nie odpowiedziałyśmy, pokiwałyśmy głowami na potwierdzenie jej słów. Bo taka była prawda, wracaliśmy do domu, gdzie niedługo miała czekać nas pewna śmierć z rąk nieznanego nam stwora, mężczyzny, czy czymkolwiek on tam był. - No tak, oczywiście, czego ja się spodziewałam? - powiedziała do siebie, łapiąc się za głowę.
- Jestem w stanie poświęcić się za Avalon. - odezwał się nagle Olivier, który przez cały ten czas milczał, wpatrując się w mijany za szybą krajobraz. - To mój dom, tam się wychowałem. Uczyłem się walczyć i nie zamierzam się teraz poddawać, bo boję się zginąć. Każdy z nas kiedyś umrze i czy to będzie na wojnie, w domu, czy gdziekolwiek indziej, nie ma znaczenia.
Siedziałam cicho, analizując słowa chłopaka. Reszta też milczała. Oli miał sporo racji. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, kiedy przyjdzie nam umrzeć. Dom, pole bitwy, może zwykła ulica - wszystkie te miejsca mogły być akurat tym miejscem. Nie wybieraliśmy dnia, ani godziny. To śmierć wybierała je za nas.
W przeciągu kilku minut dojechaliśmy pod budynek mieszkalny, gdzie mieszkałyśmy z Sonią, kiedy byłyśmy w tym świecie. Niedaleko nas mieszkali Oli i Ced. A kilka domów dalej Leen, która rok wcześniej się od nas wyprowadziła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro