9 - Degustacja
Jimin pov.
Ten pan Chow to jakiś pojebany jest, ale nie będę w to wnikał. Wracam do domu, przebywanie z takim wariatem źle na mnie wpływa, bo nigdy nie wiem, czy mam się śmiać, czy raczej bać.
-Nie zgadzasz? – Jungkook spojrzał na mnie, jednocześnie próbując się nie zacząć śmiać.... Idiota.
-Nie. – Niech nie myśli, że jestem jakiś łatwy, bo taki tyłek jest tylko jeden na tym świecie.
-Ale ja nie pytałem, czy chcesz iść. – Wyższy wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic zadowolony złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię.
-Puszczaj! Nie wiesz z kim zadzierasz ty kupo mięśni!
-Tak, tak ślicznotko, wsiadaj.
-Ty... Padalcu! - Z bezsilności i jednocześnie zakłopotania wyzwałem wyższego, ponieważ odstawił mnie oraz moje bordowe policzki na ziemię, tamując mi drogę ucieczki, zmuszając mnie w ten sposób do wejścia, do samochodu.
-Co za dupek, nie zgodziłem się... Czy on musi zachowywać się tak, jak najbardziej lubię u seme? Dlaczego do cholery... - Wyrzucałem z siebie całe zirytowanie, podczas gdy Jungkook obchodził samochód, by następnie wsiąść do środka, puścić mi oczko i odjechać, machając swoim współpracownikom, przed którymi odwalił taki cyrk... Debil, a w dodatku odważny, bo bezproblemowo afiszuje się głębszą relacją z chłopakiem przy swoich kumplach... Kurwa, lubię to... No ale musi się trochę pomęczyć, by mnie zdobyć, prawda?
-Wybacz, że cię tak podniosłem... I wybacz, że zrobiłem ci trochę wstydu, ale oni sami nie są lepsi... I wybacz, że cię w to wszystko wciągam, nie chce tego robić, powinienem dać ci spokój, ale... Nie potrafię... I to też mi wybacz, dobrze? – Jungkook nagle przerwał ciszę, a z każdym jego słowem moja złość ulatywała, by na samym końcu zniknąć bez śladu...
-Nie... Nie wybaczyłbym ci, gdybyś dał mi spokój... - Spojrzałem na profil czarnowłosego, który aktualnie prowadził samochód, przy czym wydawał się być trochę... Smutny?
-Wiem, że nie powinienem...
-Skończ pieprzyć. Miej wszystko gdzieś, bo ja mam, kiedy jestem z tobą... Mam w dupie wszystkich, wszystko i to czy komuś się podoba, czy nie... Bo skoro mnie do ciebie ciągnie to tak ma najwidoczniej być... - Co ja wygaduje...?
-Kurwa... Wiedziałem, że jesteś niesamowity... I seksowny, kiedy brzmisz, jakbyś walczył o swojego faceta. – Jungkook zaparkował w miejscu niedozwolonym, ale nie wyglądał, jakby go to obchodziło.
-Bo jesteś moim facetem, jasne? – Złapałem większego za kurtkę i przyciągnąłem do siebie. Ręka Jungkooka automatycznie przeniosła się na moje zgrabne udo, wyczuwalnie się na nim zaciskając.
-Jasne kotku, a teraz chodź. – Wysiedliśmy z samochodu. Moim oczom ukazał się... Bar? Taki trochę dziwny, jak na Seul.
-To knajpa w meksykańskim stylu. Pewnie nie wiesz, ale moja babka to rodowita meksykanka, poznasz ją za jakiś czas.
-Czyli w twoich żyłach płynie latynoska krew?
-Zgadza się, to dlatego jestem trochę wybuchowy w życiu i... Namiętny w łóżku... - Drugą część zdania Jungkook szepnął mi na ucho, delikatnie je przygryzając... On chyba chce doprowadzić mnie do stanu, w którym pozwolę mu się pieprzyć w samochodzie... Dobrze mu idzie.
-Pfff ja nie potrzebuje żadnych genów, by taki być. – Odpyskowałem, poprawiając ręką moje czarne kosmyki tak, jak mam w zwyczaju.
-W takim razie jesteśmy umówieni na degustację siebie nawzajem? – Jungkook chyba chciał zażartować, ale widząc mój pożądliwy wzrok ogarnął, że ja wcale nie żartuję...
-Jesteśmy umówieni. – Uśmiechnąłem się niewinnie, po czym wyminąłem Junkooka, kręcąc przy tym tyłkiem, który był idealnie uwydatniony w obcisłych jeansach.
-Co zamawiamy? – Spytałem, chcąc usiąść przy barze, ale Jungkook mi nie pozwolił, przytrzymując mnie w miejscu.
-Proszę tequile z dodatkiem i ten stolik na tarasie. Zapłacę podwójnie, jak będzie wolny od zaraz. – Barman wydawał się znać Jungkooka i tylko kiwnął do kogoś głową w porozumiewawczym geście.
-Będziemy pić? Tak, jak za pierwszym razem, kiedy obudziliśmy się nadzy? – Spytałem, uśmiechając się na to wspomnienie.
-Nie jesteśmy w domu, więc to nam nie grozi... Raczej. Chce ci pokazać, jak się pije ten trunek.
-A co w tym trudnego. Kieliszek i do dna, a potem coś za zagrychę. U mnie panie meksykański się tak robi.
-Zobaczysz kotek, chodź. – Jungkook złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Wspięliśmy się wąskimi schodkami na piętro, by chwilę później znaleźć się na tarasie, który miał widok na mały ogród, oczywiście w stylu latynoskim, bo jakby inaczej.
-Ładnie. – Stwierdziłem, widząc jeden stolik, bez krzeseł, a na nim wcześniej zamówiony alkohol, limonkę oraz mnóstwo jakiś kwiatów o pięknym zapachu. Całemu obrazkowi dodawały uroku lampki o ciepłej barwie, które z jednej strony oświetlały, a z drugiej wprowadzały intymną atmosferę... Idealną na randkę... Bo przyznaje, że to spotkanie nią jest.
Jungkook uśmiechnął się czarująco, po czym ściągnął swoją kurtkę, przewieszając ją przez barierkę i otworzył butelkę trunku.
-Ściągnij katanę, nie będzie ci potrzebna.
-Zastanowię się. – Odpowiedziałem, ale i tak zrobiłem to, co zasugerował mi wyższy.
Zostałem w białym podkoszulku, który specjalnie dałem do przerobienia Jinowi, by większy dekolt idealnie odsłaniał moje kuszące obojczyki. No bo kto powiedział, że jestem grzecznym chłopcem...?
Wyższy w tym czasie nalał do pełna dwa kieliszki, swoją drogą podobał mi się w takim stanie. Wiem, że nikogo teraz nie udaję i jest po prostu sobą, a nie dziedzicem całego rodzinnego interesu... I coraz bardziej mi się taki podoba.
-Nauczę cię, jak to pić. – Jungkook uśmiechnął się do mnie szeroko, widząc moją minę.
-Ok. – Nie mam nic do stracenia.
Jeon złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, tak by nasze ciała szczelnie do siebie przylegały.
Przewróciłem oczami, ale Jungkook w ogóle się tym nie zraził. Wręcz przeciwnie, wziął do ręki jeden z kawałków przygotowanej limonki i z błyskiem w oczach spojrzał na mnie, przeszywając mnie swoją tajemnicą, która biła z jego czarnych tęczówek.
-Odchyl głowę. – Odezwał się nagle.
-Co? – Zapytałem zaskoczony.
-Odchyl... Zaufaj mi... - Jungkook zniżył swój głos, powodując chrypę, która jak się okazało niesamowicie na mnie wpłynęła... Wręcz niebezpiecznie.
Postanowiłem zaufać Jeonowi i patrząc mu badawczo w oczy przygryzłem swoją pulchną wargę, dając pozwolenie na działanie Jungkookowi, w którego ramionach aktualnie się znajdowałem.
Chłopak wycisnął sok z zielonej cytrynki na moją szyję, następnie wsadził mi kawałek do ust i zlizał skapujący sok gorącym językiem.
Tak mnie to zaskoczyło, że aż wstrzymałem powietrze, powstrzymując się za wszelką cenę od jęku, który cisnął mi się na usta.
-Jesteś słodki kotku. – Powiedział, biorąc kieliszek i opróżniając go do dna, po czym wziął do buzi kawałek limonki, który aktualnie sam trzymałem w swojej i pod pretekstem zasmakowania cytrynki zaczął muskać moje usta...
**********
Już jutro wakacje! ♥
Miłego♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro