6 - Namjoon
Jin pov.
Od razu po odświeżającej kąpieli postanowiłem ugotować pyszny obiad, w ramach zadośćuczynienia. Nie chciałem uderzyć Jungkooka, a przynajmniej nie tak mocno. Powinienem raczej zwrócić uwagę, że Jungkook wcale nie jest drobnym chuchrem i jakby chciał, to mógłby mnie powalić jednym ciosem... Ale w sumie może to jakoś pomoże, bo kiedy Jimin przyszedł wydawał się być nieobecny, a ja już go dobrze znam i wiem, co to znaczy. Teraz za to słyszę, jak dwa dzieciaki wygłupiają się w salonie. Dobrze widzieć, że Jimin znalazł kogoś, kto się nim zaopiekuje. Mnie nie oszukają, doskonale widzę, jak obydwoje na siebie patrzą. Są aż za bardzo oczywiści...
Już kończyłem wszystko przygotowywać, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Nikt nas raczej bez zapowiedzi nie odwiedza, więc wyszedłem z kuchni. Jimin i Jungkook stali w salonie, w ciszy. Mniejszy trzymał się trochę z tyłu, zapewne mój mały Jiminne czuje się bezpiecznie w towarzystwie swojego chłopaka awww.
-Otworzę. – Powiedziałem, wracając się do kuchni po moją najdłuższą i najtwardszą łyżkę. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Poszedłem do przedpokoju, dzwonek cały czas był naciskany, więc irytujący dźwięk nie ustawał.
Uchyliłem drzwi, po czym zobaczyłem... No właśnie, o cholercia! Dobrze, że zrobiłem makijaż!
-Jimin? – Zapytał nieznajomy.
Był ubrany naprawdę dobrze, widać że niczego mu nie brakowało, ale na serdelki... Jaki on jest przystojny! Kurwa! A ja jestem w dresach...
-A kto pyta? – Odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Nie pokazując, że w jakikolwiek sposób mnie to ruszyło.
-A tak, nie przedstawiłem się, wybacz. Nazywam się Kim Namjoon i jestem przyjacielem Jungkooka. Przyjechałem po niego. – Nie wyglądał jakby kłamał, a mnie raczej trudno oszukać.
-Namjoon, czy to ty? – Usłyszałem, jak Jungkook woła, po czym wychyla się zza futryny salonu, a Jimin trzyma się tuż za nim.
-Tak małolacie, to ja. – Nowopoznany ucieszył się na widok całego i zdrowego Jungkooka...
-Co ci się stało w głowę? – No... Prawie całego.
-A to... Po prostu pamiętaj, by nie lekceważyć niewinnie wyglądających blondynów. – Spojrzał wymownie na mnie, a ja lekko się zarumieniłem, ale nie z powodu słów Jungkooka, tylko badawczego wzroku Namjoona, który stał już w mieszkaniu koło mnie.
Jimin znając całą sytuację zachichotał, stając teraz pewnie koło Jungkooka, skoro nie zagraża mu żadne niebezpieczeństwo. Co nie zmienia faktu, że byli nadal blisko siebie.
-Ty musisz być Jimin? – Namjoon ni to stwierdził, ni zapytał, patrząc na Jimina przyjaźnie.
-Tak, we własnej osobie. – Odpowiedział najniższy z tego towarzystwa i podał uśmiechnięty rękę Namjoonowi.
-Jungkook wiele mi o tobie opowiadał. W końcu jesteś jego ,,uroczym krasnoludkiem". – O Namjoon grabisz sobie, bo ten ,,uroczy krasnoludek" potrafi być niebezpieczny...
Z uroczego uśmiechu Jimina zostało tylko wspomnienie, bo czarnowłosy krasnal zmrużył swoje oczy i wlepił, według niego groźne spojrzenie w Jungkooka, który tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie i puszczając najmniejszemu oczko, objął go w pasie.
-Idźcie dzieci do kuchni, zaraz nakładam obiad. – Powiedziałem, szczerze chcąc zamienić z nowopoznanym chociaż dwa słowa, bo taki przystojniak nie zdarza się często.
Młodsi wykonali moje polecenie, przekomarzając się po drodze i zniknęli w innym pomieszczeniu.
-Zjesz z nami? – Zapytałem chłopaka, trochę jak na mnie nieśmiało.
-Nie chce się narzucać, ale wierzę w to, że twoje dania są pyszne, tak samo jak twoje usta. – No tak... Zaraz... CO!?
Spojrzałem zaskoczony na chłopaka, którego włosy były w odcieniu szarości, która wpadała w jasny blond. Dziwna komplikacje, ale efekt jest naprawdę niesamowity.
-Ja... Wybacz, czasami wypowiadam swoje myśli na głos, wcale nie chcąc tego robić i...
-Myślę, że jest taka możliwość... Ale wolałbym, żebyś najpierw spróbował moich dań... A tak przy okazji... - Zbliżyłem się do Namjoona, od razu czując jego zapewne drogie, ale jakże trafnie wybrane perfumy.
-Mam na imię SeokJin, ale możesz mi mówić Jin. – Powiedziałem dosyć cicho i odważyłem się spojrzeć mu w oczy, które jak się okazało uważnie mnie obserwowały z pewnym błyskiem, którego jeszcze nie potrafiłem odczytać.
-A więc Jin... Skoro to pierwszy krok do moich pragnień to z chęcią wproszę się na dobry posiłek.
-W takim razie zapraszam. – Powiedziałem, dając znak Namjoonowi, by poszedł za mną, wcześniej ściągając buty w przedpokoju.
Jungkook pov.
Namjoon trochę napędził mi stracha, nie dlatego, że ja się przestraszyłem niezapowiedzianych gości, ale dlatego, że miałem ogromną potrzebę chronienia mojego obiektu przepełniającej mnie ostatnio radości. Zarówno Jimin, jak i Jin, który przyłożył mi patelnią nie powinni znajdować się w niebezpieczeństwie, zwłaszcza kiedy byłem u nich w mieszkaniu i w pewnym sensie ich narażałem, ale... Nie mógłbym być nigdzie indziej przez te dni, ponieważ nie widywałbym Jimina, a to z dnia na dzień staje się z kolei moją największą karą, która zaraz się zacznie.
-Kiedy się zobaczymy? – Mniejszy zapytał słodko, mocno wtulając się w moje ramiona... Rozkoszny.
-Teraz się widzimy. – Odpowiedziałem, gładząc go kojąco po plecach.
-Jungkookie, obiecaj że odwiedzisz mnie, jak tylko będziesz mógł, dobrze? – No ja zaraz dostanę cukrzycy.
-Oczywiście, że tak, ale następnym razem... Pójdziemy na randkę. – Drugą część zdania wyszeptałem do ucha mniejszego i odsuwając się trochę od niego, spojrzałem w śliczne ciemno brązowe oczy.
-Nie wiem, czy się zgodzę Jungkookie... - Powiedział zaczepnie i przygryzł swoją dużą, zaróżowioną wargę... Ciekawe, jakby wyglądały po namiętnych pocałunkach... A gdyby tak sprawdzić...?
Moja w pewnej części, jakby nie patrzeć meksykańska krew i latynoski charakter dały właśnie o sobie znać, bo strasznie się napaliłem, myśląc o tym, jak cudownie byłoby móc zasmakować tych nieziemskich ust.
Mimowolnie przyciągnąłem w pasie mniejszego do siebie i zacząłem się do niego zbliżać. Przysięgam, że nic mnie teraz nie zatrzyma...
-Jungkook idziemy.
-Kurwa? – Zrobiłem swoją minę numer cztery, która miała wyrażać coś w stylu ,,no chyba kurwa nie".
Zrezygnowany i naburmuszony, jak na kasiastego szczyla przystało, spojrzałem na Jimina, który chyba właśnie sobie uświadomił, co zamierzałem zrobić i oblał się czerwienią.
Zdążyłem już go trochę poznać i zauważyć, że bezczelność, pewność siebie i aroganckość to tylko maska. W rzeczywistości oczywiście posiada te wszystkie cechy, ale w towarzystwie osób, które wydają się być miłe, zamienia się w czarującego, uroczego i słodkiego niczym różowa wata cukrowa... No dobra pewnie by mnie pocisnął, wyzwał i sponiewierał za takie określenia... Ale tak właśnie uważam.
No nic, na razie zostawię to dla siebie i poczekam, aż pazurki wrócą na swoje miejsce. A jestem tego pewny, że to nastąpi niedługo, bo to tylko chwilowa faza...
-Jungkook, słyszysz mnie? Puść Jimina, idziemy. – Ocknąłem się z przemyśleń dopiero, kiedy Namjoon mnie szturchnął.
-Nie puszczę. – Powiedziałem stanowczo, groźnie patrząc na starszego i mocniej przyciągnąłem do siebie mojego... Tak właściwie, to kim dla siebie jesteśmy?
Jimin zaśmiał się, ale po chwili sam mnie odepchnął, na co popatrzyłem na niego zdziwiony.
-Idź już Jungkook, nie mam czasu, muszę zająć się sobą. – Czyżby pazurki już zaczęły wracać? Lubię to.
-Ja się chętnie tobą zajmę kotku. – Postanowiłem ciągnąć tę zabawę, która mnie tylko nakręcała.
-Pfff...– Mniejszy prychnął, ale w kąciku jego ust błąkał się uśmiech.
-Zadzwonię mały. – Rzuciłem, zaczynając się śmiać zadowolony i rzucając ostatnie spojrzenie ślicznemu czarnowłosemu, wyszedłem z mieszkania wraz z Namjoonem.
************
Tak więc pożegnajcie soft Jimina, bo chłopak zacznie się w końcu rozkręcać♥
Miłego♥
A tutaj macie Namjoona z tego rozdziału ↓
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro