Latające Miasto Zza Okrągłej Granicy
Po awanturze na targowisku, wszyscy goście zza okrągłej granicy dotarli na latający statek. Zebrali się w głównym pomieszczeniu i zajęli miejsca przy prostokątnym stole, zdolnym pomieścić przynajmniej dziesięć osób.
- Zatem jest nas już piątka.- zaczął Kuba.
- Piątka? Powinno nas już być sześcioro...- zastanawiał się głośno Łukasz.
- Sześcioro?- zdziwił się Arek.
- No tak. Zgodnie ze słowami oberżysty Wishio, powinny się pojawiać po dwie osoby. Najpierw ja i ty,-powiedział wskazując na siebie i Kubę.- następnie Arek a na końcu dziewczyny.- powiedział Łukasz.
- Arek był w tej samej miejscowości co my. Tam powinien być jeszcze ktoś.- dopowiedział Kuba.
- Ale idąc tym tropem, tutaj powinniśmy spotkać cztery osoby a nie dwie.- zauważył Arek. Wszystkich zaczęło to zastanawiać a po minie Kuby widać było, że sprawę odnalezienia wszystkich pozostałych gości zza okrągłej granicy traktuje jako priorytetową.
- Myślę, że trzeba się podzielić. Łukasz i Dagmara polecą drewnianym smokiem do wcześniejszej miejscowości i sprawdzą, czy nikogo nie pominęliśmy. Jeśli nie, to polecicie do tej, którą ominęliśmy w drodze tutaj. Na łodzi zmieści się siedem osób, więc spokojnie możecie wziąć nawet pięć.- zasugerował.
- Myślę, że to dobre rozwiązanie.- zgodził się Arek. Wszyscy wpatrywali się w Łukasza, czekając na jego decyzję. Ten czując wyczekiwanie kiwną wreszcie głową.
- Wydaje mi się, że trzeba wybrać kapitana.- rzekł po chwili ciszy, Kuba.
- Przecież ty nim jesteś. To chyba oczywiste? Ty zdecydowałeś o kupnie łodzi, ty podjąłeś się wielkiego zadania zebrania nas wszystkich i ty zgromadziłeś fundusze na tą łódź.- Łukasz wypatrywał u innym aprobaty jego zdania. Wszyscy bezgłośnie się zgodzili.
- Ja i Dagmara polecimy odszukać tamtych a wy w tym czasie kierujcie się do stolicy.- zaproponował Łukasz.
- Zgoda. Tam na was poczekamy.- odparł Nowisk. Pogawędzili jeszcze o kilku prywatnych sprawach i pośmiali się a później rozeszli się do poszczególnych komnat i rozgościli się.
Do drzwi Arka rozległo się pukanie. Podniusł się mozolnie z pryczy i zaprosił gościa głośnym "proszę".
- Chodź ze mną. Musimy nauczyć się sterować tą łajbą.- uśmiechnął się Kuba. Dominikan, bo tak miał na nazwisko Arek bez słowa wstał i ruszył za kapitanem. Dotarli na mostek, który swoją drogą był utrzymany w najlepszej kondycji i rozglądali się w poszukiwaniu kuli do sterowania statkiem. Były takie trzy, co stanowiło problem, ponieważ tylko Kuba, Łukasz i Arek posiadali kryształy, które pozwalały na sterowanie tym. Łukasz wyrusza drewnianym smokiem, więc zostało tylko ich dwóch. Kuba przypomniał sobie co mówił handlarz, jednocześnie patrząc po kolei na elementy steru.
"Ta służy do sterowania, ta do regulacji wysokości a ta, do regulacji ciągu." Nowisk zapamiętał, że do pierwszych dwóch wystarczy kryształ grawitacji ale do ostatniego potrzeba kryształu ognia.
- Brakuje nam jednej osoby. Musimy tutaj zaczekać, aż Łukasz wróci.- rzekł po zastanowieniu się, Kuba.
- Dlaczego? Sami nie damy rady?- dopytywał.
- Potrzeba po jednej osobie z kryształami grawitacji do sterowania na boki i w górę oraz jednej z kryształem ognia do napędu.- wyjaśnił Nowisk. Arek bez słowa pokiwał głową. Porozglądali się jeszcze chwilę i Kuba stwierdził, że trzeba iść do Łukasza.
- Musimy odwołać waszą misję albo poczekamy na was tutaj.- zaczął bez ceregieli kapitan.
- A powodem jest?- dociekał Diskus.
- Trzy osoby muszą sterować tym statkiem. Dwoje z kryształami grawitacji i jedna z ogniem.- powtórzył Kuba. Po krótkiej wymianie zdać doszli do wniosku, że poczekają tutaj. Kuba cały czas upiera się, że odnalezienie wszystkich jest tutaj najważniejsze. Postanowili, że ekspedycja wyruszy z samego rana.
Nazajutrz wszyscy zebrali się w głównej sali. Kuba przekazał wszystkim najnowsze wieści. Pojawił się temat nazwy dla statku. Jak przystało na kapitana, Kuba już o tym rozmyślał i znalazł jedną dobrą nazwę.
- Myślę, że nazwa ZOG będzie dobra.- powiedział.
- Co oznacza ZOG?- zaciekawiła się Dagmara.
- Moja droga DiDi.- zaczął z głębokim uśmiechem, Kuba, jakby czekał, aż to właśnie ona o to zapyta.
- ZOG, czyli Zza Okrągłej Granicy.- czuł się jakby powiedział coś szczególnie niesamowitego.
'W mojej głowie brzmiało to lepiej...' pomyślał, kiedy nikt nie podzielał jego entuzjazmu. Po kilku chwilach ciszy niepadła żadna inna propozycja, więc przyjęli ZOG jako imię dla łodzi.
- Ta łódź pomieści maksymalnie siedemdziesiąt osób, o ile dobrze pamiętam.- przypomniał sobie Łukasz.
- W tym stanie, co najwyżej czterdzieści pięć. A do czego zmierzasz?- poprawił go Kuba.
- Tak sobie myślę, że mogło nas wylądować w tym świecie setki. Ten jeden statek nas nie pomieści.-
- W takim razie kupimy statek klasy tytana. A jak będzie trzeba to kilka i połączymy w jeden.- rozpromienił się Kuba. Cieszył go fakt, że nie tylko on myśli o tym problemie poważnie.
- I nazwiemy je Latającym Miastem ZOG!- wtrąciła się nagle dziesięcioletnia Asia. Jej brat już chciał ją skarcić za wtrącanie się w rozmowy dorosłych ale pełna zachwytu reakcja Kuby złagodziła jego nerwy.
- Doskonałe! Latające Miasto ZOG... Tak będzie się nazywać największa łódź!- powtórzył po Asi, Nowisk. W radosnej atmosferze, pełnej optymizmu, Łukasz i Dagmara wyruszyli na swoją misję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro