🖤Rozdział 8🖤
Szatyn spojrzał na obu blondynów z obojętnym wyrazem twarzy. Stał tak przez dobrą chwilę. Tom ponaglał go wzrokiem. Loki jednak nie zareagował w żaden sposób.
- Loki, błagam. Nie rób ze mnie idioty.
- Ty jesteś idiotą.
Chris zachcichotał pod nosem. Tom westchnął zrezygnowany i już nic nie mówił. Przeczesał włosy, spuszczając przy tym głowę.
- To prawda? - spytał Hemsworth, przestając się śmiać.
Tym razem to Loki się wyszczerzył. Wtedy jego wygląd się zmienił. Kolor włosów znów był kruczoczarny, oczy ponownie szmaragdowozielone, a cera nienaturalnie blada. Miał na sobie swój codzienny strój z Asgardu, czyli czarną koszule i spodnie oraz kurtke z zielonymi i złotymi elementami zbroi.
- Boże. - sam widok sprawił, że aktor aż wstał.
- Wystarczy Loki. - odparł bożek, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Przez chwilę panowała cisza. Blondyn musiał otrząsnąć się z szoku. Thomas odwrócił głowę w ich stronę. Patrzył się tak przez krótką chwilę, ale później wstał i powoli wyszedł z pomieszczenia, zostawiając blondyna i bruneta samych. Musiał się przespać i odpocząć.
- Przypominasz mi kogoś. - przemówił książę Asgardu, kiedy Midgardczyk wyszedł.
Spłótł ręce za plecami i uniósł dumnie głowę do góry.
- Mojego głupiego brata. Thora. - dodał, a jego słowa były przesiąknięte drwiną, gniewem, nienawiścią i żądzą zemsty. - Faworyta Odyna.
- Serio? - zdziwił się niebieskooki. - Ty za to do złudzenia przypominasz Toma.
- Wiem, zauważyłem. Ciągle mnie to zadziwia.
Chris przełknął nerwowo ślinę, nikliwie się uśmiechając. Nie chciał dać po sobie poznać, że trochę się boi. Zapewne jednak wiedział, że stojący przed nim nieprzewidywalny bóg kłamstw czuje jego emocje. Dlatego nie specjalnie starał się to ukryć.
- Jesteś z innej rzeczywistości? - wypalił nagle blondyn.
Bożek zaklaskał teatralnie w dłonie.
- Jak to się u was w Midgardzie mówi? - spytał, zastanawiając się nad czymś. - O, odkryłeś Amerykę.
- Mniej więcej. - przyznał tamten. - Dlaczego wogóle ty jesteś tu, a nie w Asgardzie?
- Och, widzisz bardzo dziwna sprawa, ale obecnie toczy się wojna o moją głowę. - odparł z ironią.
- Czyli uciekłeś jak tchórz?
- Po pierwsze: nie jestem tchórzem, a po drugie: Nie uciekłem, tylko uznając troskę Odyna, spełniłem jego wolę i udałem się na tę nędzną planetę. Szkoda tylko, że trafiłem do innej rzeczywistości.
W ostatnim zdaniu, jakby dało się u niego słyszeć nutę smutku, maskowaną pod płutnem obojętności.
- Mnie to się wydaje dziwne, że Odynowi nagle zaczęło na tobie zależeć. Nie uważasz, że to dziwne?
- Zamilcz wreszcie! Twój głos tak bardzo przypomina mi tego przepełnionego głupotą i samochwalstwem idiotę, że za chwilę znajdziesz się w jakimś odległym miejscu. Nie, chwila. Może teraz jednak.
Czarownik machnął prawą ręką, jakby wykonując pchniecie w stronę stojącego na przeciwko niego Chrisa. Mężczyzna poczuł jak jakaś siła wpycha go do jakiegoś portalu.
***
Najpierw zobaczył ciemność, a później zobaczył niebo i poczuł ból z tyłu głowy. Jęknął przeciągle. Kilka minut później wstał i widząc czwartą przecznicę oraz znajomy lombard, spokojnie stwierdził, że jest na dachu swojego hotelu.
- A to drań. - westchnął.
465 SŁÓW
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro