🖤Rozdział 46🖤
Kiedy Chris wyszedł, Tom i Loki natychmiast posprzątali i postanowili położyć się wcześniej spać.
***
Noc przebiegła spokojnie. Żaden z mężczyzn nie miał koszmarów. Każdy z nich leżał w swoim łóżku i pod swoją kołdrą, aby po chwili zostać wziętym pod skrzydła Morfeusza. Hiddleston'owi coś jednak nie dawało spokoju. Przez całą noc aż do szóstej nad ranem, miał przez oczami uśmiechajacego się sympatycznie Johna. Tom wpatrywał się w niego, próbując powstrzymać łzy.
- Przepraszam. - szeptał, gdy dawał upust emocjom. - Byłem złym przyjacielem. To ja powinienem być w tej taksówce.
Sen go ogarnął, lecz po chwili już się budził. Nie potrafił zasnąć z przyjacielem przed oczami. Wyjrzał przez okno, za którym słońce już budziło się do życia. Westchnął ciężko. Wstał, ubrał się i cicho wyszedł, nie myjąc włosów ani nie jedząc śniadania. Szedł po pustym chodniku, aby dojść do czarnej bramki cmentarza. Szukał wzrokiem grobu, którego nigdy na oczy nie widział. Przeszedł wzdłuż i wszerz cmentarzysko. Zatrzymał się niemal po jego środku, odnajdując zagubiony nagrobek. Jasny kamień z wykrytymi: imieniem, nazwiskiem, datą urodzenia, datą śmierci oraz cytatem z ulubionej książki, której tytułu Tomas nie znał. Na grobie stała doniczka ze zwiednietymi bratkami i wygasłe zielone oraz niebieskie znicze, a w dzbanku suchy bukiet róż.
- Nikt tu nie był od dłuższego czasu. - powiedział blondyn do siebie. - Nawet nie wiesz przyjacielu jak bardzo Cię teraz potrzebuję.
- On wie. - odezwał się ktoś za nim. - Kto to?
Hiddleston się odwrócił, choć wiedział, kto za nim stoi. Loki stał kilka metrów za przyjacielem.
- To John Thounder. Mój najlepszy przyjaciel. Spędziłem z nim całe dzieciństwo, aż do tamtego feralnego dnia. - głos mu się łamał, ale mówił dalej. - Nie przyszedłem na jego pogrzeb.
- To nic złego. Byłeś załamany, na pewno to rozumie. Po za tym, gdyby on dostał moją rolę, nigdy bym ciebie nie poznał.
Tomas uśmiechnął się nikle na te słowa. Nie odwrócił się jednak do przyjaciela, nawet kiedy usłyszał, że ten się do niego powoli zbliża. Brunet stanął obok blondyna. Machnął trzy razy ręką i wtem knoty zniczy zapłonąły zielonym płomieniem, natomiast kwiaty ożyły, jakby dopiero co ktoś je wsadził do dzbanka. Ponurą twarz Hiddlestona rozjaśnił delikatny, sympatyczny uśmiech.
- Dziękuję Loki.
Loki posłał mu tylko pewne spojrzenie, po czym odwrócił się i odszedł. Tom również chciał już odejść, zatrzymał go jednak znajomy głos.
- Mary. - rzucił nieco zaskoczony, widokiem kobiety.
Kobieta stanęła jak wryta mocno zaskoczona widokiem Toma na cmentarzu.
- Nie spodziewałam się tutaj ciebie. - powiedziała kobieta, podchodząc do przyjaciela. - Cieszę się, że przełamałeś się i przyszedłeś.
- Kiedyś było trzeba. - westchnął smutny. - Tęsknię za nim.
- Wiem Tomas. Ja też. - powiedziawszy to, przytuliła blondyna.
424 SŁOWA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro