🖤Rozdział 43🖤
Noc nie należała do spokojnych. Dla wszystkich. Była burza i gdy Tom się obudził, Lokiego nie było. Błysnęło. Blondyn aż się wzdrygnął. Wstał z fotela. Przeciągnął się; coś cicho strzyknęło mu chyba w prawym ramieniu. Otrzepał się z piór, które były pamiątką bitwy na poduszki.
***
Po cichu otworzył drzwi, by sprawdzić czy bożek kłamstw śpi. Nie zawiódł się. Brunet spał, ale jego głowa zwisała, prawie dotykając czubkiem podłogi. Blondyn zaśmiał się pod nosem, a następnie zamknął za sobą drzwi. Aktor skierował się do swojego pokoju. Jak na złość tam również było pełno piór. Zignorował to i tak jak był ubrany, z powrotem zasnął.
***
Blondyn kiedy otworzył oczy, znów siedział w tej taksówce. Widział kierowcę, a obok siebie pasażera, którym był John. Mężczyzna patrzył w telefon, uśmiechając się lekko.
- Czemu znów mi się to śni?. - spytał samego siebie Tom.
- Jest straszny korek, Tom. Możliwe, że się spóźnię. - szepnął jakby do siebie brunet, pisząc wiadomość do przyjaciela.
Co chwila samochód ruszał się o kilka centymetrów, a żadziej o metr. Na skrzyżowaniu, John dostał zdjęcie, Toma z perułką długich blond włosów i z młotem w dłoni. Mężczyzna zaśmiał się, widząc to.
W końcu nadeszła ta godzina. Tomas spojrzał na zegarek zmartwiony, a za razem trochę zamyślony. Dokładnie za trzy minuty do niego miała zadzwonić żona jego przyjaciela. Zaczął mieć podejrzenia. Po trzech minutach jego telefon zadzwonił, ale on nie mógł odebrać. Kiedy Thomas obecnie będący na scenie odebrał, przyłożył telefon do ucha.
- Tom... - To była Mary. Mówiła płaczliwym głosem. - John... On. Nie żyje.
Po drugiej stronie słuchawki panowała cisza. Po chwili połączenie zostało zerwane. Blondyn siedział przez chwilę w bezruchu, przyglądając się swojemu staremu przyjacielowi, który nie wyglądał na umarłego. Wszystko jednak zaczęło nabierać tępa, gdy usłyszał strzał. Samochód gwałtownie się zatrzymał. Uderzył w słup. Kiedy otworzył oczy, które w chwili zderzenia zamknął, kierowca leżał z głową opartą o kierownicy. Jego przyjaciel natomiast siedział skulony z odłamknami szkła we włosach i na plecach. Gdy się podnosił, obraz zaczął się zamazywać i w końcu zniknął. Przedtem rozległy się jeszcze dwa strzały.
- John! - krzyknął Tom.
Gwałtownie podniósł się do pozycji siedzacej. Był w swoim domu, ciemnym, co jakiś czas oświetlonym przez błyskawice. Spojrzał na zegarek. Właśnie wybiła piąta rano.
364 SŁÓW
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro