🖤Rozdział 28🖤
Gorączka go nie opuszczała, ale czuł się już lepiej. Od dwóch tygodni zdrowiał i miał wrażenie, że tym razem magia samoistnie go leczy. Od najmłodszych lat próbował zrozumieć jak ona działa, ale w tej chwili już nie chciał tego rozumieć.
Od samego rana miał rozpalone czoło, a kropelki potu spływały po skroniach, policzkach i brodzie na poduszkę. Starał się spokojnie spać. Niestety nie było mu to dane.
***
Był w królewskich ogrodach. Był wtedy bardzo młody, ledwo 500 lat miał. Trochę jednak mu brakowało. Biegł, jakby przed czymś uciekał. Łzy spływały razem z potem po policzkach, strach malował się na jego twarzy, a w oczach gościło przerażenie. Nagle rozległo się za nim głośne wilcze wycie. Wilk, a nawet dwa.
- Pomocy! - zawołał, przestraszony.
Ta zapomniana część królewskiego ogrodu była dzika i niebezpieczna. Lokiemu jednak to nie przeszkadzało i dość często odwiedzał ją.
W pewnym momencie czarnowłosy potknął się o wystający korzeń i upadł. Los jednak chciał, że wpadł do tzw. Rwącego Stawu. Woda zgodnie z nazwą porwała go z nurtem, pod swoją powierzchnię. Nazwa nie wzięła się z nikąd. Tafla wydawała się na pozór spokojna, przezroczysta i ciemna. Żyło tam coś. Nikt jednak nie wiedział co, tylko ci co tam wpadli i nie wrócili, się o tym przekonali.
Wilki zatrzymały się kilka metrów od brzegu, cicho skomlejąc. Nawet one się bały tego co czyha w głębinach. Odeszły więc, a gdy już zniknęły w gąszczu, z nad przeciwka wyszła młoda dziewczyna. Miała długie do pasa jasne blond włosy, szpiczaste elfickie uszy, bystre kryształowe oczy i lekko bladą cerę. Elfka szybko podbiegła do tafli, wskoczyła do wody i już po chwili wypłynęła z powrotem na powierzchnię z nieprzytomnym księciem. Ten od razu zaczął kaszleć, wypluwać wodę i łapczywie chwytać powietrze w płuca.
- Już dobrze. - próbowała go uspokoić.
Ściągnęła swój płaszcz i okryła nim Lokiego. Chłopak dygotał trochę.
- Dzidzi-ee-kuję. - odezwał się nagle chłopiec.
- Masz strasznego pecha albo szczęście w nieszczęściu. - odparła z ciepłym uśmiechem.
Zielonooki dopiero teraz na nią spojrzał. Przechodził po nim nieprzyjemny, zimny dreszcz. Dziewczynka delikatnie objęła go ramieniem.
- Jestem Ann. - przedstawiła się, po chwili milczenia. - Pochodzę z Alfheimu, ale rodzice wysłali mnie do Przybytku Nauki wraz z moim starszym rodzeństwem. Poznaliśmy się kiedyś na zajęciach z języków pozaasgardkich. Pamiętasz?
- A to nie ty dopiekłaś Sif, kiedy mi dokuczała?
- Tak, to ja. Jednak mimo to nie znam twojego imienia.
- Loki. Nazywam się Loki.
- A więc... Loki, może...
***
Sen został przerwany. Zakłócony przez coś lub kogoś z zewnątrz. Czarnowłosy otworzył oczy, wracając do szarej rzeczywistości.
- Ann. - szepnął do siebie, głosem pełnym bólu i żalu.
422 SŁOWA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro