🖤Rozdział 16🖤
Tom zadzwonił po lekarza, aby ten przebadał Lokiego. Wtajemniczył go w fakt, że czarnowłosy jest do niego łudząco podobny do niego. Tym lekarzem był jego stary przyjaciel Benedict. Zanim Ben został aktorem, pomagał przy badaniu chorych. Najczęściej byli to ludzie z gorączka i przeziębieniem. Teraz miał okazję się wykazać.
- Serio, wygląda jak ty. - wydusił kiedy zobaczył bożka na własne oczy.
- Mówiłem. - rzucił Tom.
Ben powoli podszedł do śpiącego boga kłamstw, jakby obawiając się, że ten za chwilę zerwie się z miejsca. Lekko go więc szturchnął w ramię, ten tylko cicho mruknął coś pod nosem.
- Mam wrażenie, że jest z nim gorzej niż wczoraj. - odezwał się połgłosem Hiddleston. - Nie to, że coś, ale trochę się o niego martwię.
- Cóż. - westchnął Cumberbatch. - Zobaczę co da się zrobić. Zmierzyłeś mu temperaturę?
- I bez tego wiem, że ma gorączkę. On jest najprawdziwszym w świecie nordyckim bogiem. Nie powinien więc chorować. Tymczasem jest z nim po prostu źle.
- Idź z nim do prawdziwego lekarza. Wiesz, że ja sobie dorabiam, ale nie mogę wypisać mu recepty. Przykro mi Tom.
Blondyn tylko pokiwał głową zmartwiony i jednocześnie zamyślony. Odprowadził bruneta do drzwi, a ten rzucił mu na odchodnym:
- Za szybko się przywiązujesz, to chyba twoja największa wada.
Benedict odszedł, a Thomas jeszcze przez krótki moment stał. Z potoku myśli wyrwało oślepiające światło i wielka błyskawica przecinająca nieboskłon. Lekko wzdrygnął się kiedy usłyszał grzmot. Szybko uświadomił sobie, źe to ciągle pada i równie szybko zamknął drzwi na cztery spusty.
Po chwili wrócił do pokoju Lokiego. Zastanawiał się cały czas co miał na myśli jego przyjaciel. Bożek był w jego domu od nieomal niecałych dwóch dni. Choć różnili się upodobaniami to byli tacy sami. Tom z reguły polubił księcia Asgardu, ale jeszcze nie do końca mu ufał. Bał się, że gdy tylko się odwróci, on puści jego dom z dymem.
Była jednak opcja, że Cumberbatch miał rację. Za szybko się przywiązywał i być może dlatego też bardzo przeżywał rozstanie z jakąś dziewczyną. Śmierć John'a nie ma tu jednak nic do rzeczy, ponieważ z nim znał się praktycznie od szkoły podstawowej. Trudno się mu dziwić, że bardzo to przeżywa. Ciągle.
W pewnej chwili usłyszał ciche mrukniecie. Jakby z automatu z podłogi przerzucił swoje spojrzenie na czarnowłosego. Tak jak przypuszczał, brunet powoli się budził.
- Co się gapisz jak sroka w gnat? - spytał zielonooki, posyłając blondynowi żartobliwy, aczkolwiek delikatny uśmiech.
- Od tego mam oczy jeleniu bez rogów. - odgryzł mu się niebieskooki. - Jak się czujesz?
- Jakby mnie Fenrir przerzuł, wypluł, podeptał, a później uderzał mną o Bifrost przez co najmniej dziesięć minut.
Na te słowa Tom omal nie wybuchł śmiechem.
- Wnioskuję, że bardzo źle.
- Właśnie tak. Pytanie: Co mówi optymistą? Gorzej już być nie może. A co mówi pesymista? Może, może.
Żarty żartami, ale ten wyjątkowo mu się nie udał, ale mimo to Hiddleston zaczął się śmiać razem z Lokim. Postanowił nie wyprowadzać go z błędu i śmiać się dalej, bo śmiech to zdrowie.
481 SŁÓW
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro