🖤Rozdział 2🖤
Loki przyjrzał się dokładnie gospodarzowi mieszkania. Obszedł go dookoła, przyglądając się mu dokładniej. Byli bodajże tego samego wzrostu, obaj byli szczupli. Różnica była taka tylko, że on miał długie czarne włosy, zielone oczy i bladą cerę, a tamten krótkie blond włosy, niebieskie tęczówki i był trochę opalony na twarzy. Rysy twarzy...ku jego zaskoczeniu były takie same.
Kiedy do syna Laufey'a wszystko dotarło, ponownie wylądował na podłodze, zdążył wydusić z siebie tylko:
- O kurwa.
Nie zemdlał, ale świadomość iż właśnie spotkał swojego sobowtóra na Midgardzie, właśnie zawaliła go z nóg. Siedział na dywanie z mieszanymi uczuciami i myślami gotującymi się w jego głowie. Na twarzy malowało się niedowierzanie, szok, radość, złość, zaskoczenie. Po raz pierwszy od tysiąc pięciuset lat z jego oczu nie dało się niczego wyczytać dokładnie.
Kiedy już w miarę się otrząsnął, Tom stał przed nim ze szklanką wody. Zielonooki nieco skrzywił się zniesmaczony widokiem przezroczystej cieczy. Był przyzwyczajony do wina.
- Nie masz może wino? - spytał lekceważącym tonem.
- Jakieś 400 metrów dalej jest sklep, ale wiedz, że jeśli wyjdziesz to już nie wejdziesz. Radzę ci to przemyśleć bardzo dobrze. - odparł chłodno aktor.
Kolejna rzecz, która ich różniła - alkohol. Tom doskonale wiedział, że nordycki bożek lubił sobie czasem wypić, a mówiąc czasem, ma się na myśli prawie zawsze. W książce Neil'a Gaimana był on opisany właśnie tak. Natomiast on sam nie znosił alkoholu, choć kilka razy dał się skusić na małe winko, ale nigdy nie był dobrym partnerem do picia. Kończył za każdym razem na kieliszku. Musieli jakoś to pogodzić. Tylko jak? Z jednej strony, chętnie teraz wyrzucił by zarozumiałego boga kłamstw na bruk jak psa. Chociaż psy lubił.
- Ja wolę koty.
Z zamyślenia wyrwał go głos Lokiego. Blondyn teraz sobie uświadomił, że zastygł w jednej pozycji, a czarnowłosy posłusznie chłepcze sobie ze szklanki. Szybko się wyprostował.
- Zostanę przy psach. - odpowiedział szybko.
Czarownik jakby wzdrygnął się dźwięk tego ostatniego słowa, jakby zwierzęta typu huski, dalmatyńczyk czy nawet york, wzbudzały w nim albo strach albo obrzydzenie.
- To dostane to wino? - spytał zniecierpliwiony brunet. - Masz mi służyć nędzny śmiertelniku!
- Po pierwsze: nie nazywaj mnie tak. - Tom zaczął wyliczać na palcach. - Po drugie: nie będę tolerować alkoholika w MOIM domu. Po trzecie: sam se idź, masz nogi, a po czwarte: to MÓJ dom.
Po tych słowach skierował się do kuchni. Musiał trochę odetchnąć. Nie dość, że na planie była kompletna afera, bo scenograf został zwolniony, nie ma kostiumów ani niczego, niedawno był pogrzeb jego starego przyjaciela i jeszcze na głowę mu się zwalił nordycki bożek, którego będzie grał w nowym filmie Kennetha pt. ,,Thor". Za dużo zmartwień miał na głowie. Musiał choć chwilę odpocząć, ale najwyraźniej nie było mu to dane.
- Zastanawiam się czy długo będziesz tak stać. - odezwał się jakby znikąd głos czarownika, na który aktor prawie podskoczył.
- Ustalimy może co obaj lubimy, żeby nie robić awantury i jakoś to wszystko poukładać, a przy okazji lepiej się poznać.
Loki spojrzał na niego jak na największego idiotę wszechświata (czyli, Thora). Wiedział o co temu chodzi, ale nie był co do tego przekonany.
- Kawa. - powiedział Tom.
- Wino. - odparł z chytrym uśmiechem Loki.
- Dom.
- Ogrody.
Tu go zaskoczył.
- Książka fantasy.
- Książka historyczna.
- Psy.
- Koty.
- Muzyka.
- Cisza.
- Bankiet.
- Uczta (taka typowo asgardzka).
Szybko Hiddleston wywnioskował, że obaj lubią książki, ale o innej tematyce. To był jednak szczegół. Gorzej było z pozostałymi. Nie chciał mieć w swoim domu ani jednej butelki alkoholu, ani jakiegoś kocura, który by wszystko drapał. Dziwiło go jednak, że Loki lubi i spokój i typowo asgardzką ucztę, na której zapewne jest głośno. To drugie pewnie miało duży związek z winem, wiec czego się spodziewał.
592 SŁOWA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro