Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🖤Rozdział 10🖤

Kiedy Tom wstał, Lokiego nie było. W domu panowała cisza. Hiddleston byl osobą, która szybko się przyzwyczaja. Przez te dwa minione dni zdążył się przywyknąć do hałasu, jaki bożek robił z rana. Wzruszył jednak na to ramionami i jak co dzień zrobił sobie kawę oraz kanapki.

Postanowił dziś, że z racji tego, iż bóg kłamstw zniknął bez pożegnania, wyjdzie wcześniej. Humor mu jednak nie dopisywał, z powodu nie wysłania. Był zmęczony. Kiedy opuszczał mieszkanie na komodzie przy drzwiach, dojrzał kilka kartek. Były to szkice, o które Kenneth prosił Lokiego. Wydawało się to dziwne, ale czarnowłosy wywiązał się z obietnicy. Jako, że padał deszcz, blondyn wziął prace współlokatora do teczki. Później wyszedł.

Wsiadł do taksówki i podając odpowiedni adres, pojechał do pracy. Pech jednak chciał, że był korek. Tomas lekko się zaniepokoił, ale jego obawy rozwiał widok znajomej osoby.

- Reszty nie trzeba. - rzucił, kładąc dolce na przednim siedzeniu.

Po tym wysiadł. Przeszedł między samochodami i ruszył za tą osobą.

- Loki! - krzyknął, ale ten choć zapewne go usłyszał, nie zareagował.

Niebieskooki gdy go dogonił, chwycił za ramię i obrucił do siebie. Przeraził się nieco. Czarnowłosy miał twarz całą we krwi.

- Kto ci to zrobił? - spytał z przestrachem.

- Śmiertelnik, ale on dostał mocniej. - odparł zielonooki z cwaniackim uśmiechem.

- Zabiłeś go?

- Nie. Tylko trochę poobijałem.

Jeszcze chwilę stali na deszczu, a później postanowili wrócić do domu. Żadna taksówka nie chciała się zatrzymać, a bóg ognia zaczął się trzaśnie z zimną.

- Dziwne. - powiedział jakby do siebie. - Sądziłem, że jako Jotun nie będzie mi zimno.

- To inna rzeczywistość. - wtrącił Tom. - Może to działa tak, że twoja magia działa, ale coś sprawia, że niektóre twoje cechy zniknęły lub są uśpione.

- Zamilcz. Nie mówiłem do ciebie. - warknął Loki, ale potem dodał nieco spokojniej. - Ale to może dobrze mówisz.

***

Tom musiał wysłać wiadomość do Chrisa, że trochę się spóźni lub w najgorszym wypadku wogóle się nie zjawi. Obaj mężczyźni wrócili do domu piechotą. Blondyn od razu pomógł brunetowi usiąść na kanapie w salonie, co było nie tylko trudne co dziwne, gdyż bożek wydawał się być osłabiony.

- Może wezwę lekarza? - zaproponował gospodarz mieszkania.

- Nie. Dam sobie radę. - odparł drugi mężczyzna. - Idź już.

- Na pewno? - dociekał.

- No idź.

Hiddleston trochę niechętnie, ale z wahaniem wyszedł z mieszkania. Po drodze napisał do Rene, że już jest w drodze.

376 SŁÓW

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro