Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

***

Zaciągnąłem się papierosem jeszcze raz i poczułem, jak dym pali moje gardło. To oznaczało, że znów przyjarałem aż do filtra. Wyrzuciłem resztkę peta na chodnik i przydeptałem go, po czym ruszyłem w kierunku Jackson Street. Denver niespecjalnie tętniło życiem w tamtym zakątku, zwłaszcza w sobotni wieczór, kiedy większość mieszkańców tej oto ulicy wybywała z domów, bądź po prostu siedziała u siebie, co nie przeszkadzało mi w żadnym stopniu.

Dotarłszy w upragnioną ulicę skręciłem w ścieżkę prowadzącą do domku numer 1340. Wszedłem po schodach, które wydawały zgrzyt przy każdym kroku i pewnie zapukałem do drzwi. Wiedziałem doskonale po co przyszedłem i bałem się jedynie o efekt końcowy.

Drzwi uchyliły się delikatnie, a zza nich ujrzałem drobną blondynkę. Kiedy spostrzegła, kto stoi w drzwiach, chciała je zamknąć. Na szczęście w porę je zatrzymałem.

-Vi, proszę. – powiedziałem i spostrzegłem, jak zaciska wargi, tworząc z nich wąską linię i przymyka oczy.

-Nie mam ochoty na ciebie patrzeć. – wysyczała, uderzając tym tonem prosto w moje i tak już skruszone serce. Nie odpuszczę.

-To nie patrz. Po prostu usiądź i mnie wysłuchaj. – wciąż trzymałem drzwi, ona również nie odpuszczała. – Proszę, Vicky, daj mi szansę. – Dziewczyna odwróciła głowę i po chwili opór z drugiej strony drzwi zmalał. Usłyszałem jej ciche westchnięcie. Była na granicy płaczu i to kurwa przeze mnie. Odepchnęła się od drewnianej powłoki i ruszyła w stronę salonu, a ja podążyłem za nią. Wziąłem głęboki wdech i patrzyłem na jej piękne ciało, skryte jedynie pod dużą koszulką, w dodatku moją. Ten fakt przyprawił mnie o mały uśmiech.

-Co chciałeś mi powiedzieć? – pociągnęła nosem i delikatnie poprawiła niechlujnego koka, zaczesanego na czubku głowy, po czym założyła ręce na piersi.

-Wiem, że jestem zwykłym dupkiem i nie byłem z tobą w pełni szczery, przez co teraz oboje cierpimy, ale... Przepraszam cię, wiesz dobrze, że tego nie chcę... - dziewczyna prychnęła i zrobiła krok w tył, kiedy wyciągałem do niej rękę. Postanowiłem dalej grać w ten sposób i zrobiłem w jej stronę kilka kroków, przez co ona cofając się, wpadła na ścianę. Położyłem jedną rękę na ścianie, a drugą przytrzymałem jej podbródek, aby patrzyła na mnie, nie na podłogę. – Wrócę do ciebie kiedy tylko będę mógł, obiecuję i znasz mnie, nie rzucam słów na wiatr, pięknooka. Nigdy w życiu nie zraniłbym cię, uwierz. – na jej twarzy zagościł smutny uśmiech, lecz z oka popłynęła łza. Scałowałem ją szybko po czym złożyłem pocałunek na jej czole. – Wszystko będzie dobrze. Ale śpij tej nocy, kochanie.

-Jeżeli to ma być ostatni wieczór, w którym cię widzę, to chcę, żeby trwał jak najdłużej. Zostań ze mną, Gerald. – Wyszeptała. Przeniosłem również drugą dłoń na jej policzek i trzymając ją tak, złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. – Kochaj mnie tak, jakby to naprawdę był ostatni raz. – powiedziała mi na ucho, wywołując kolejny uśmiech na mojej twarzy. Uniosłem ją za uda, przez co oplotła mnie nogami w pasie. Przycisnąłem jej delikatne ciało do ściany i pocałowałem z całą miłością, którą ją darzyłem. Wplotła palce w moje włosy, kiedy wchodziłem do sypialni i przeniosła ręce na tors aby pozbyć się moich ubrań, kiedy opadliśmy na łóżko. Nigdy nikogo nie kochałem tak jak jej, nikogo nigdy tak nie pokocham. Nikt jej nie dorówna, nikt jej nie zastąpi.

Następnego dnia siedząc w samolocie, przypominałem sobie jej łzy, kiedy odwiozła mnie na lotnisko i żegnała się ze mną. Te wspomnienie bolało mnie tak bardzo, że sam zacząłem płakać. Z bezsilności i poziomu beznadziei tej sytuacji. Wiedziałem tylko, że na pewno do niej wrócę i to nie był ostatni raz.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro