Rozdział 3
W futrynie stanął James. Rozbieganym wzrokiem patrzył, gdzie jestem. Gdy wreszcie mnie zobaczył-skuloną, leżącą na zimnej podłodze, szybko podbiegł do mnie i nie zważając na moje łzy, przeraźliwy szloch i brud, objął mnie ramionami, przyciskając mocno do swojego torsu. Gładził mnie uspokajająco po plecach, pozwalając mi się wypłakać.
-Ciiii....-wyszeptał mi do ucha, kołysząc się ze mną lekko na boki.-Jestem tu. Przy mnie nic Ci nie grozi. Zawsze Cię obronię wiesz?
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Atak paniki nieznacznie osłabł, lecz nadal trzymał mnie w swoich szponach, na tyle mocno, żebym nie mogła odzyskać kontroli nad swoim ciałem.
-Słyszysz mój oddech?-przycisnął moją głowę jeszcze mocniej do swojej piersi.-Wsłuchaj się w niego.
Spróbowałam, ale bezskutecznie. Nie mogłam złapać oddechu. Panika wróciła z podwójną siłą . Serce uderzało mi szaleńczo w piersi. Płuca przeszył niewyobrażalny ból, przypominający podpalanie. Czułam się tak, jakby ktoś próbował wypalić moje organy od wewnątrz.
Przed oczami pojawiły mi się czarne plamki. Zamrugałam pośpiesznie, aby się ich pozbyć. Oczywiście nie było widać rezultatu, a wręcz przeciwnie-czarne mroczki powiększyły się. Nie widziałam już prawie nic.
Szarpnęłam się. Wyrwałam dłonie spod ramion, które mnie ograniczały. Zatopiłam paznokcie w szyi, próbując pozbyć się, tego, co mnie dusiło. Chciałam zerwać sznur, który zaciskał się wokół mojego gardła.
Bardziej poczułam, aniżeli zobaczyłam, dłonie które pochwyciły moje palce. Nie mogłam już walczyć. Opuściła mnie wszelaka energia. Ciało odmówiło posłuszeństwa.
Chciałam wrzasnąć, błagać o pomoc, o ratunek.
Nie mogłam przecież tak umrzeć. Tylu rzeczy w życiu nie zrobiłam. Tylu rzeczy nie doświadczyłam.
Nagle poczułam jak upadam na ziemię. Resztkami silnej woli uchyliłam powieki, chociaż i tak, prawie nic przez nie, nie widziałam.
Potem stało kilka rzeczy na raz. Usłyszałam jak przez mgłę cichy szept tuż przy uchu, a zaraz potem czyjeś usta na moich. Nie miałam czasu, ani tym bardziej możliwości, żeby zareagować.
Oczami wyobraźni widziałam twarze mężczyzn, którzy na mnie napadli.
Wrócili po mnie.-ta szaleńcza myśl, nie chciała opuścić mojej głowy.
Niespodziewanie poczułam jak moje płuca zaczynając strasznie piec, ale nie tak jak wcześniej. Jakimś cudem, w całym tym bałaganie, udało mi połączyć fakty. To było jak objawienie.
Spróbowałam mocno zaciągnąć się powietrzem. Nie wyszło, ale spróbowałam raz, drugi i trzeci. W końcu mi się udało. Zaciągnęłam się mocno tlenem. Potem jeszcze raz i jeszcze. Pewnie wyglądało to tak, jakbym chciała wziąć oddech na później, ale nie interesowało mnie to. Poniekąd może nawet i tak było.
Odetchnęłam raz jeszcze i wybuchłam płaczem, nie wiem który już raz w dzisiejszym dniu.
-Już dobrze Khloé. Już dobrze.-znowu usłyszałam ten głos.
Zostałam poderwana do góry i nim się zorientowałam siedziałam na czyiś kolanach.
Otworzyłam posklejane od łez oczy.
James.
Dosłownie się na niego rzuciłam.
Oplotłam go rękoma, zaciskając palce na jego podkoszulku, obawiając się tego, że ktoś mógłby mnie od niego oderwać. Zakopałam twarz w zgięciu pomiędzy barkiem, a szyją, wdychając jego zapach.
Dotknął delikatnie moich pleców, a ja cała się spięłam. Zaraz jednak się rozluźniłam i bardziej wtuliłam w jego ciało.
Dom. Czułam się jak w domu, pod ciepłą pierzyną w deszczową noc, gdy krople wybijały piękną melodię o dach.
Pozwoliłam, aby jego palce sunęły po moich ciele i kreśliły skomplikowane, nieznane mi wzory. Nie rozumiałam, dlaczego, ale strasznie mnie to uspakajało, więc nie protestowałam.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Pięć minut, pół godziny, a może półtorej- nie wiem.
-Chcesz o tym pogadać?- przerwał w końcu głuchą ciszę.
-Nie.
- Khloé...-westchnął przeciągle, jakby był już zmęczony moim zachowaniem i obecnością.
Wcale mu się nie dziwiłam. Pewnie nie takie plan miał na tan wieczór, a opiekowanie się rozhisteryzowaną nastolatką nie mogło być aż takie przyjemne.
- Powiedź mi. Prawie udusiłaś się w moim mieszkaniu. Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia?
- Zobaczyłam, co mi zrobili... ja... wyglądam okropnie... te... siniaki. One nie zejdą mi przez kilka tygodni. Co... co ja powiem rodzicom?-właśnie, co ja powiem rodzicom...-Mama mnie zabije. Wyprze się mnie i wyrzuci z domu...-jęknęłam żałośnie, użalając się nad sobą.
-Przestań.-skarcił mnie.- To nie twoja wina. Nie prosiłaś się o to.
-Trzeba było zostać w domu. Czułam, że coś złego się stanie. Po prostu to czułam.
- Nie możesz tak myśleć. To mógłby być każdy.
-Ale trafiło akurat na mnie...-odchyliłam się, aby spojrzeć mu w oczy. Moje po raz setny wypełniły się słonymi łzami.-Oni mnie prawie zgwałcili.
-Wiem Khloé.-złagodniał.-Bardzo mi z tego powodu przykro.
-Czym ja sobie na to zasłużyłam?-zapłakałam. Schowałam twarz w dłoniach.
- Khloé...-wyszeptał zbolałym głosem. Złapał za moje ręce i odsunął je. Sam złapał moją twarz w dłonie. Kciukami delikatnie otarł wodospad łez, wylewający się z moich oczu.-Gdybym mógł, zabiłbym ich, za to, co ci zrobili. Zatłukłbym ich na śmierć na tej pieprzonej ulicy. I nie dbałbym o to, co zrobiłyby ze mną gliny. Takie gnidy nie zasłużyły na nic innego.
-Ale dlaczego ja? Co ja im takiego zrobiłam? Nawet na nich nie spojrzałam...Przysięgam, nie zaczepiłam ich.... Ja... ja chciałam tylko wrócić do domu.
-Nie musisz mi się tłumaczyć, wierzę Ci. Poza tym... nie wyglądasz mi na dziewczynę, która zadaje się z typami spod ciemnej gwiazdy, a uwierz mi widziałem ich w swoim życiu wiele.-spróbował rozładować posępną atmosferę.
-Ah tak? Może sam jesteś antychrystem.
-Ranisz moje uczucia Khloé.-złapał się teatralnie za serce.-Czyżby moja gra aktorka była aż tak beznadzieja?
-Cóż mogę powiedzieć... Daleko Ci do ideału.
- Osz ty...-wbił mi palce pod żebra.
Podskoczyłam, piszcząc głośno.
-To bolało...-spojrzałam na niego spod byka.
- Mnie też bolało.
-Ty dupku.-dźgnęłam go palcem w pierś.
-Powtarzasz się skarbie. Chyba za szybko pochwaliłem twoją inteligencję.
-Znowu ze mną flirtujesz? Nie mogę cię rozgryźć.
- I nawzajem.
-Mówię poważnie.-nasze oczy się spotkały.- Przestań. Nie wiem, jak mam to odebrać. To niezręczne.
-Wybacz... Ja...-spróbował zebrać myśli.-Cholera, faktycznie niezręcznie.
-Mówiłam.
-Widzisz... nie wiem do końca jak powinienem się zachować. Nigdy nie miałem do czynienia z... z czymś takim. Fakt, że tak swobodnie mi się z tobą rozmawia nie pomaga. Jestem zdezorientowany, no bo rozumiesz. Nigdy nie spędzałem tyle czasu z obcą kobietą, chyba że się...-nie dokończył.-Próbuję powiedzieć, że ta sytuacja jest dla mnie nowa. Żadna kobieta nie siedziała mi na kolanach płacząc. Nie wiem, co w takiej sytuacji zrobić. Nawet za bardzo nie myślę, flirt z tobą przychodzi mi naturalnie. Wydaje się niewinny w porównaniu z rozmową, gdzie mógłbym powiedzieć coś nie tak i tylko doprowadziłbym do twojego płaczu. A dość się dzisiaj napłakałaś.
-To... całkiem słodkie. Wiem, że nie powinnam tak myśleć, przez to, co się stało, ale naprawdę. Nikt chyba w całym moim dwudziestoletnim życiu nie zrobił dla mnie tak wiele jak ty.
-Nigdy nie powinnaś musieć znaleźć się w takiej sytuacji. Do diabła, nikt nie powinien. Kiedy sobie pomyślę, że coś takiego mogłoby spotkać moją siostrę to aż mną telepie.
- Kolejna cenna informacja.-mruknęłam.
-Przecież to nie tak, że codziennie chodzę sobie po mieście i mówię ludziom o swoim życiu prywatnym. -przewrócił oczami.
- Ja jestem kimś obcym.-wytknęłam.
- Ty to, co innego. Ale to działa chyba tylko jednostronnie, bo ja nie wiem o Tobie nic.
- Jestem jedynaczką, jeśli tak bardzo Cię to interesuje.
- To już coś...-mruknął pod nosem.
***
Cofam to, co wcześniej powiedziałam o mieszkaniu bruneta. Po wystroju sypialni złudnie założyłam, że cały jego dom urządzony był w podobnym stylu.
Cóż...pomyliłam się.
Widać, nie przykładał zbytniej uwagi do wystroju reszty pomieszczeń. Wiadomo, nie spodziewałam się jakiś kobiecych dodatków takich jak ramki ze zdjęciami, kwiaty we wazonie i tego typu rzeczy, bo z tego, co zdążyłam się zorientować był singlem, ale myślałam, że no nie wiem, będzie miał konsolę z ulubionymi grami, duży telewizor, albo chociaż jakąś pamiątkę związaną z ulubioną drużyną footballową. To ostatnie miał nawet mój ojciec, choć ze sportem związany był tyle, co nic, a i tak skrupulatnie chował to przed matką w swoim gabinecie.
W mieszkaniu Jamesa, nie było takich rzeczy. Gdyby nie sypialnia, dom wyglądałby strasznie bezosobowo. Jak typowy dom kupiony od agenta nieruchomości tydzień temu, gdzie nie zdążyłeś się jeszcze zadomowić i rozpakować wszystkich pudeł.
Czyli w sumie typowy męski wystój zapracowanego faceta, któremu dom służy tylko i wyłącznie do snu i to pewnie nie zawsze, znając styl życia większości facetów, jeśli rozumiecie, o co mi chodzi.
-Myszkujesz?
- Na Boga!-złapałam się za serce.- Ale mnie wystraszyłeś.
- Taak?-posłał mi zaciekawione spojrzenie.- Co robisz?-oparł się bokiem o framugę i założył ręce na piersi.
-Nic. To znaczy... Szukałam Cię.
-W salonie?
Nawet nie krył się z tym, że nie wierzy w ani jedno moje słowo. Nie był jednak zły, a wręcz rozbawiony.
Super znowu wyszłam na kretynkę!
-Nie znam rozkładu pomieszczeń, no i wszędzie zgaszone jest światło. Skąd miałam wiedzieć, co jest gdzie?-na marnie próbowałam wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.
-Ah tak?
-Ohh...Odpuść mi już.-prawie tupnęłam jak mała dziewczynka.
-Dobra, już dobra. Niech Ci będzie. Tylko nie strzelaj mi tu znowu focha.-uniósł ręce w geście kapitulacji. Cały wręcz trząsł się ze śmiechu.-Byłem w kuchni. Chodź, zrobiłem ci herbatę. – skinął głową.
Poczekał aż przeszłam obok niego w drzwiach. I chociaż próbowałam tego uniknąć, to nie dało się go minąć, nie doprowadzając do przelotnego dotyku naszej skóry. On wyglądał na niewzruszonego, a ja nie dość, że pokryłam się gęsią skórką to jego gorącym rumieńcem.
Głupie hormony i głupie wahania nastroju.
Gdyby była taka możliwość- a nie było, można mi wierzyć na słowo, to pomyślałabym, że jestem w ciąży. Naprawdę. Postronny obserwator, który nie wiedział, co mi się stało też mógłby tak pomyśleć. Nudności, wahania nastroju i co się z tym wiąże opuchnięte, przekrwione oczy, buzujące hormony i zmęczenie.
-Trochę głupio się przyznać, ale nie pije na co dzień herbaty. Miałem tylko jakieś ziółka, która pije moja siostra. Mam nadzieję, że to nie problem.
- W porządku. Dziękuję.
Usiadłam przy wyspie na miejscu, które wskazał mi brunet. Złapałam w ręce ciepły kubek z parującym napojem i wzięłam małego łyczka, uważając żeby się nie poparzyć. Trochę denerwujące były kawałki herbaty, które pływały we wodzie zamiast w specjalnej siateczce, ale nie zamierzałam narzekać.
-Więc...znalazłaś coś ciekawego.-zapytał James, siadając naprzeciwko mnie.
-Przepraszam, że co?
- Pytałem, czy znalazłaś coś ciekawego. Kiedy po ciebie szedłem, w najlepsze myszkowałaś sobie po moim salonie.
-Nieprawda. Już Ci mówiłam, że Cię szukałam.
-Jasne...-oparł się łokciami o blat.
- Jesteś strasznie denerwujący.
-Yhy...
-I taki pewny siebie...
-Yep...
-Doprowadzasz mnie do szału.-pomasowałam sobie skronie.
- Tak?
-Ugh! Ale jesteś irytujący!
-Przepraszam.-zaśmiał się pod nosem.-Łatwo wyprowadzić Cię z równowagi.
- Wybacz, że jestem mało towarzyska. Ten dzień jest niesamowicie długi, a nie zalicza się do tych przyjemnych. Chcę iść do łóżka i zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
- W takim razie dopij herbatę i wskakuj do łóżka.
Okej. Czas poruszyć ten temat. Spokojnie, to nic takiego. Po prostu się go zapytaj.
-A ty gdzie będziesz spał ?-wydusiłam szybko na wydechu.
James rzucił mi zrozumiałe spojrzenie. W mig zrozumiał dlaczego byłam taka pospina i posępna. Było to, co najmniej upokarzające, ale nic nie mogłam na to poradzić. To pytanie nurtowało mnie od kąt tylko uspokoiłam się na tyle, żeby wziąć samodzielnie prysznic i przebrać się w czyste rzeczy.
To nie tak, że się go bałam, albo tego co potencjalnie mógłby mi zrobić. Nic z tych rzeczy. W tym momencie ufałam mu bardziej niż sobie. Ja tylko nie wiedziałam, czy zniosłabym jego obecność jeśli musielibyśmy spać w jednym łóżku.
- Zdrzemnę się na kanapie. Cała sypialnia będzie do twojej dyspozycji.
-Nie... ja... Ja mogę położyć się na kanapie. To żaden problem....
-Chyba sobie żartujesz.-zaprotestował ostro.-Umieścisz swój tyłeczek w łóżku, czy Ci się to będzie podobać, czy nie.
-Nie mogę James.-nasze spojrzenia się spotkały. Atmosfera zagęściła się.- To twój dom, a ja jestem nieproszonym gościem, którego musisz niańczyć. Ja będę się źle z tym czuła.
-Powtórzę. Chyba. Sobie. Żartujesz.-zaakcentował wściekle każde słowo.-Wiem, że bywam dupkiem, ale nie jestem skończonym złamasem. Nie będziesz spała na kanapie.
- Ale James...-zaprotestowałam słabo. Jego podniesiony ton i sroga mina, trochę mnie przestraszyły.
-Nie.-uciął szybko wszelkie moje starania i protesty.-Po moim trupie. Spróbuj ze mną walczyć, a przerzucę się przez ramię i przywiążę do łóżka jeśli będzie trzeba.
- O nie. Teraz sobie, chyba żartujesz.-przełknęłam gulę strachu i sprzeciwiłam się.
- Khloé nie testuj mojej cierpliwości.
- Jesteś skończonym dupkiem. Nie masz prawa o mnie decydować.
-Popraw mnie, jeżeli się mylę, ale to mój dom i moje zasady. -posłał mi cwane, pełne samozadowolenia spojrzenie.
- W każdej chwili mogę wyjść.
-Proszę bardzo. Droga wolna.-wskazał ręką drzwi.
Kurczę. Tego się nie spodziewałam.
Przełknęłam głośno ślinę. Zacisnęłam mocno ręce, patrząc nieobecnym wzrokiem w drzwi. Zgarbiłam plecy, zawiesiłam głowę i ukryłam się za zasłoną wilgotnych włosów.
Nie chciałam wychodzić. To ostatnie o czym myślałam, ale on naciskał, a ja i tak czułam się już beznadziejnie. Nie chciałam, żeby to jak bardzo byłam od niego zależna było aż tak widoczne.
- Khloé...-spięłam się.-Przepraszam. Wcale nie chcę żebyś wychodziła. Dopiero, co mówiłem, że nie jestem łajdakiem, a zachowałem się jak niezły kretyn. Wybacz. Ja... ja też nie jestem dzisiaj sobą. Ty tym bardziej masz prawo do złego humoru i wybuchów. Podziwiam Cię. Chociaż spotkało Cię niezłe gówno, to ty i tak nadal masz siłę do życia i w miarę normalnego funkcjonowania.
-Muszę. Inaczej bym zwariowała. To taka resztka normalności, której staram się trzymać kurczowo jak tylko mogę.
Na kilka sekund zapadła cisza. Żadne z nas nie widziało, co powiedzieć. Ta sytuacja była przytłaczająca. Nie chciałam zaostrzać dodatkowo atmosfery, bo i tak było już niezręcznie, a ja miałam dość czerwienienia się na kolejne kilka miesięcy o ile nie lat.
To było dziwne. Generalnie cały ten dzień był absurdalny. Oprócz małego załamania w łazience i nieprzyjemnego spotkania niedaleko klubu, cała sytuacji wydawała się surrealistyczna. Jakbym oglądała jakiś melodramat na Netflixie, a nie podejmowała wiążące decyzję, które mały odplątać cały ten bałagan i polepszyć moją sytuację.
-Chodź. Dochodzi już druga, a ty jesteś zmęczona. Sen dobrze Ci zrobi.
-Już druga?-rozejrzałam się wokół szukając zegarka.- Mało kiedy siedzę do tak późna. Wolę raczej położyć się wcześniej i stać o świcie. Wtedy mój mózg lepiej chłonie wiedzę i nowe informacje.
- I tu się różnimy. Ja kładę się spać nieraz i o świcie i nie wstaję do południa. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby mnie do wypełznięcia łóżka przed dziesiątą. No chyba, że moja irytująca siostra, albo matka, kiedy sobie ubzdura, że za rzadko mnie widuje. Wtedy lepiej dla świętego spokoju wyciągnąć tyłek z pierzyny i im otworzyć. Z doświadczenia wiem, że obie są cholernie uparte i będą wciskać ten przeklęty domofon, aż do skutku.
Nie udało mi się pohamować śmiechu. James miał tak komiczną minę, że nawet święty nie zdołałby się powstrzymać. Dorosły facet, pokryty w znacznej ilości czarnym atramentem robiący minę niczym trzyletnie dziecko pośrodku supermarketu, kiedy matka nie chce mu kupić ulubionej zabawki.
- Śmiejesz się ze mnie?-zapytał urażony.-Czy ja cię bawię ?
-Tak...-wykrztusiłam pomiędzy chichotami. Nie zamierzałam nawet udawać, że było inaczej.
-Lepiej uciekaj Khloé.
-Czekaj co?-jego słowa nieco mnie otrzeźwiły.
- Uciekaj. Nie będę się powtarzać. Dziesięć...dziewięć....
-Co?! Nie!-krzyknęłam oburzona.- Nie ośmielisz się..
-Osiem...siedem...jesteś pewna?- uniósł brwi.
- James...-zsunęłam się ze stołka, patrząc na niego niepewnie.
- Sześć...
-Chyba żartujesz...
-Pięć...
Nie żartował. Chyba pora się zmywać. Wyminęłam wyspę, szybko przebierając nogami.
-Cztery, trzy, dwa, jeden!-zaczął liczyć w zawrotnym tempie.
Mimowolnie pisnęłam, pędząc przed siebie do jedynego, dobrze znanego mi pomieszczenia w tym domu. Nie trudno chyba zgadnąć, że chodziło oczywiście o sypialnie. Łazienka raczej odpadła już na początku. Skoro zamknięte drzwi nie stanowiły dla niego problemu, to ich brak tym bardziej.
Przyśpieszyłam słysząc jego ciężkie kroki na panelach. A może łazienka będzie dobrym wyborem? To byłoby niespodziewane i wcale nie takie banalne.
-Mam cię...-owinął wokół mnie szczelnie ramiona, nie pozwalając mi zrobić kolejnego kroku. Zanim się zorientowałam, przesunął ręce i już nie stałam na ziemi, tylko wisiałam, przerzucona przez jego bark.
-James!-pisnęłam.
-Nie odzywaj się. Zapakujemy teraz twój tyłek do łóżka i pójdziesz grzecznie spać.
Wszedł ze mną do sypialni i nie zasuwając za sobą drzwi podszedł do łóżka. Włączył przy nim małą lampkę i odsunął kołdrę. Zwinnie położył mnie na materacu i przykrył kołdrą aż po samą szyję. Poprawił poduszki i z zadowolenie patrzył na mnie.
- Nie jestem lalką.-warknęłam.
- Wiem. Chciałem być tylko miły i położyć Cię do snu. Nie ma w tym nic erotycznego laleczko.
-Nie nazywaj mnie tak!
-Dlaczego nie laleczko? Przecież idealnie do ciebie pasuje.
-Wiesz co? Nie wiem, czy powinnam Ci najpierw nagadać, czy może obić twarz.
Wybuchł śmiechem.
-Odpocznij. To może poczekać do rana. Dobranoc laleczko.
-Dobranoc dupku.
Zaśmiał się jeszcze mocniej. Podszedł to tej samej szafy, z której wcześniej wyciągał rzeczy dla mnie i sam wybrał coś dla siebie. Z ubraniami w ręku podszedł do łóżka i nachylił się z zamiarem wyłączenia lampki.
Serce szybciej mi zabiło.
-Nie rób tego.-wydusiłam.
Szybko na mnie spojrzał. Zmarszczył brwi i posłał mi pytające spojrzenie.
Odetchnęłam głośno.
-Nie wyłączaj światła. Ja... boję się.
Twarz momentalnie mu złagodniała. Przysiadł na skraju łóżka. Ręką w której nie trzymał ubrań, pogładził mnie po nodze, zakrytej kołdrą.
To było...miłe?
Sama się dziwiłam, że potrafiłam znieść jakikolwiek dotyk, bo na samą myśl o tym dostawałam dreszczy.
-Wszystko w porządku? Myślałem, że jest już lepiej.
-Bo było. Wszystko jest dobrze dopóki sobie nie przypomnę, co się dzisiaj stało. Wystarczy, że spojrzę na swoje posiniaczone ciało, albo zamknę na dłużej oczy i zobaczę ciemność. Boję się, że oni wrócą, że znowu po mnie przyjdą. Czy to zawsze będzie tuż obok mnie, jak jadowity wąż pod skórą i nigdy nie odejdzie? Czy zawsze, gdziekolwiek bym była, będę musiała obrać się za siebie ze strachem, że mogą na mnie czyhać za rogiem?
-Hej, hej...-pociągnął mnie od góry, aż usiadłam i zmusił, chwytając delikatnie pod brodą, abym na niego spojrzała.-Nic ci nie grozi, kiedy jestem obok ciebie. Jesteś tu bezpieczna.
- A co kiedy Cię nie będzie...-załamał mi się głos.-Co jeśli oni będą chcieli zrobić to znowu, a ciebie nie będzie obok?
- Wtedy ktoś inny Ci pomoże Khloé.
-A jeśli nie?-zapłakałam.-Boję się. Tak bardzo się boję.
-Wiem laleczko, wiem.-przycisnął mnie do siebie.
Pozwolił mi się wypłakać. Wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje, w tym strach, lęk i ból. Siedział ze mną-obcą dziewczyną i starał się mi pomóc uporać z ciężarem, który przygniótł już zbyt wielu ludzi.
Nic nie mówił, po prostu był obok. Nie potrzebowałam pustych słów i obietnic. Potrzebowałam, żeby po prostu był obok mnie. I został. Czekał długie minuty aż się uspokoję, aż mój szloch, przejdzie w lekki płacz i aż ten w końcu przeminie. Wtedy siedzieliśmy w ciszy. Słuchając swoich oddechów.
Jedną z myśli, która często mnie nawiedzała, było pytanie czemu oni mi pomógł. Dlaczego ze mną został. Przecież mógł odprowadzić mnie do przyjaciół, albo zawieść na komendę, co pewnie zrobił by każdy z prawie, co zgwałconą dziewczyną, ale on tego nie zrobił. Zaopiekował się mną. Zadbał, żebym była bezpieczna. Obchodził go mój los bardziej, niż kiedykolwiek mógłby obchodzić moich rodziców, a przecież był dla obcym człowiekiem.
Biłam się z myślami przez jakiś czas, aż w końcu zrobiłam się senna. I zasnęłam w ramionach obcego faceta, chociaż myślałam, że nie będę potrafiła tego znieść.
~*~
25.06.2020r.
Hej. Postanowiłam zrobić Wam małą niespodziankę i wrzucić Wam rozdział już dzisiaj. Myślałam czy może nie podzielić go na pół, bo jest dość długi, ale koniec końców zostawiłam pierwotną wersję. Jutro koniec roku szkolnego, więc to taki prezent ode mnie dla Was.
Życzę miłych, bezpiecznych i wolnych od tego paskudnego wirusa wakacji <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro