Prolog
Dwa lata wcześniej
Trzymałam właśnie w dłoniach całą swoją przyszłość. Mała, cienka, prostokątna koperta i to, co było w środku miało zadecydować o moim życiu.
Czy to normalne, że byłam zestresowana i bałam się otworzyć ten przeklęty list? Pewnie tak. Z pewnością niejedna osoba przeżywała to tak samo, jak ja.
Ale czy fakt, że czułam się pokonana, chociaż koperta nadal pozostała zapieczętowana i nie wiedziałam, co było w niej napisane był powszechny? Odpowiedź brzmi: nie. To akurat była wina tylko i wyłącznie moich despotycznych rodziców.
Westchnęłam ciężko, odrzucając list na bok. Wplątałam palce we włosy, próbując zebrać myśli, kłębiące mi się w głowie. Miałam ochotę krzyknąć głośno i dać w ten sposób upust emocjom buzującym pod skórą.
Dlaczego to musiało być takie trudne?
Powodów było kilka. Jednak tym najważniejszym, wybijającym się z pośród reszty była chęć decydowaniu o własnym życiu. Pragnęłam w końcu podejmować samodzielne i suwerenne decyzje. Dość miałam spełniania czyiś wyimaginowanych oczekiwań.
Zerknęłam kątem oka na dokument leżący obok.
Tchnięta niespodziewaną dawką odwagi, a może raczej głupoty, ciężko stwierdzić, złapałam za kopertę. Nie przejmując się estetyką, rozerwałam papier. Rozłożyłam zgięty list. Szybko przeskanowałam treść, szukając tego jednego, przypieczętowującego moje życie zdania. Nic więcej się w tym momencie nie liczyło.
Gdy znalazłam wreszcie to, czego tak pieczołowicie szukałam, świat nagle stanął w miejscu. Musiałam kilka razy przeczytać to, co było tam napisane. Przez kilka złudnych chwil, starałam przekonać się, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle.
Czułam gorące łzy, wypełniające oczy. Pokręciłam desperacko głową. Ukryłam twarz w dłoniach i zapłakałam głośno. To nie mogła być prawda, nie mogła....
Nie chciałam w to wierzyć, ale słowa widniejące na papierze nie kłamały. Marzyłam, aby okazały się tylko złym snem. Koszmarem, z którego lada moment się wybudzę.
Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej, układając się w kulkę.
Przeczytane słowa bez końca krążyły po mojej głowie.
„Z przyjemnością, mamy zaszczyt Panią poinformować, iż została Pani przyjęta w poczet uczniów Harvard University na wydziale...."
Właśnie tego się obawiam. W tamtej chwili ziścił się mój największy lęk i koszmar w jednym. Byłam świadoma, że to już koniec. Już się od nich nie uwolnię. Stanę się taka jak oni: zgorzkniała, podła, skupiona tylko i wyłącznie na pieniądzach.
Załkałam w zaciśniętą pięść, którą przyciskałam do ust, aby zdusić odgłosy mojej histerii i nie zaalarmować nikogo swoim głośnym płaczem.
Chciałam być sama. W spokoju pożegnać się z resztkami wolności i planami, które nigdy nie będą miały miejsca.
Bo to właśnie oznaczało dla mnie pójście na Harvard.
Koniec własnego życia i początek niekończącej się gry.
~*~
29.07.2020r.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro