Rozdział 9
Piosenki wykorzystane w rozdziale i które polecam sobie włączyć czytając 🫶🏻
1. Bom bidi bom - Nick Jonas ft. Nicki Minaj
2. I Don't Wanna Live Forever - Zayn Malik, Taylor Swift
3. Sway - Michael Bublé
4. Earned It - The weeknd
5. A Whole New World - Zayn Malik ft. Zhavia Ward
~*~
Święta jak to święta przeleciały bardzo szybko. Zanim się obejrzała już był poniedziałek wielkanocny, kiedy to miała lot do Włoch.
Jej wizyta w Hiszpanii była bardzo udana, nie licząc drobnej kłótni z jedną z sióstr jej matki. Adriana Correa-Gonzalez bardzo przypominała Stacey, chodź ona przy tym była jeszcze bardziej przekonana o swoim "perfekcyjnym" życiu. Na szczęście Cassie nie miała zbyt wielu okazji do rozmowy z ciotką. Za to spędziła wspaniały czas z kuzynostwem. Zdecydowanie potrzebowała takiej beztroskiej przerwy, który pozwolił jej odpocząć od stresu.
Za to gdy w sobotę stawiła się w domu rodzinnym Mountów, miała od razu ochotę znaleźć się wszędzie tylko nie tu. Natalie już zdążyła pokłócić się ze swoim ojcem kilka razy, w tedy ich jedyną komunikacją było warczenie na siebie.
Jeszcze kiedy Natalie była mała Tony świata nie widział poza swoją najmłodszą córką. Była jego oczkiem w głowie. Niestety w trakcie dorastania w Brytyjce odezwał się bund, który mężczyzna chciał stłamsić w zarodku. Nie było dnia bez żadnej awantury. Apogeum sięgnęło w 16 urodziny dziewczyny, kiedy to wykrzyczała swojemu ojcu w jednej z kłótni o liczne zauroczenia brunetki, że ma się cieszyć że nie został już dawno temu dziadkiem. To właśnie w tedy Santiago przekonał swoją przyrodnią siostrę i jej męża, o umieszczeniu swojej chrzestnicy w szkole z internetem w Szwajcarii.
Wracając do świąt, przez całe 3 dni Debbie usiłowała pogodzić swojego męża i córkę. Mason chodził naburmuszony z powodu już oficjalnego, chodź nie publicznego związku Natalie z Lando. Jedynie Jasmin cieszyła się szczęściem siostry i razem z mężem jej kibicowali. Cassie większość czasu spędzała z Summer lub ze swoimi angielskimi znajomymi.
Z ulgą opuszczała Anglię. Pięć ostatnich dni spędziła z Santiago, który tylko raz musiał skoczyć do Maranello. Również czas z ojcem był jej ogromnie potrzebny. Od zawsze Włoch był jej największym wsparciem oraz autorytetem. Właśnie z tego powodu bała się go znowu zawieść. Nigdy jej tego nie powiedział ale doskonale wiedziała, że wydarzenia z zeszłego roku odbiły się również na nim. Była mu niezwykle wdzięczna, że w tych najgorszych momentach był w stanie rzucić wszystko żeby przy niej być i o nic nie pytał. Przez co dziewczyna miała wyrzuty sumienia. To był jeden z powodów dla którego ona odrzuciła wszystkiego uczucia i zgodziła się z nim pracować. Sama praca dawała jej na razie sadyswakcje i spełnienie. Czuła, że robi coś ważnego i 3-letnie studia nie poszły na marne, chodź wiedziała że jeszcze musi się dużo nauczyć.
Stała przed lustrem w jej pokoju w domu Włocha, który znajdował się bliżej rezerwatu Salse di Nirano niż centrum miasta, gdzie posiadał jeszcze mieszkanie. Santiago dużo inwestował w nieruchomości, przez co posiadał je praktycznie w każdym zakątku świata.
Spojrzała na siebie poraz kolejny poprawiając ułożenie bordowej sukienki.
Od bioder ku górze ciągnął się przylegający gorset, podtrzymywany na wąskich ramiączkach. Rozkloszowany dół ciągnął się do samej ziemi, wraz z rozcięciem na prawej nocy. Całą sukienkę pokrywał brokat, przez co efekt był zniewalający.
- Wyglądasz olśniewająco księżniczko. - usłyszała za sobą.
- Dziękuję tato. - uśmiechnęła się do mężczyzny w czarnym garniturze z logo zespołu na piersi.
- Ale czegoś mi tu brakuje. - powiedział, podchodząc do zdezorientowanej blondynki.
Odgarnął jej pofalowe włosy, by zapiąć jej na szai, srebrny naszyjnik z małym diamencikiem w kształcie serca.
- Tato naprawdę nie musiałeś. - odezwała się oniemiała. Błyskotka była naprawdę piękna.
- Musiałem. Obiecałem to twojej babci, która dostała to od twojego dziadka, gdy się urodziłem. - wyjaśnił. - Razem z naszyjnikiem dostała to. - wyciągnął przed nią na swojej dłoni dopasowe kolczyki z diamentowymi serduszkami.
- Naprawdę dziadek dał jej coś tak pięknego? - niedowierzała, zdejmując swoje dotychczasowe kolczyki. Miała szczęście że bransoletka, którą dostała od Masona na 18-naste urodziny pasuje do reszty.
- Yhy. To tylko niewielka część biżuterii rodowej. Jeszcze mam parę asów w rękawie. - puścił jej oczko, na co się zaśmiała. - Teraz jesteś gotowa. - ocenił z dumą. - Jak prawdziwy diament.
- Tato z pewnością będzie tam milion takich diamentów. - przewróciła żartobliwie oczami.
- Ale tylko ty będziesz świecić unikatowym blaskiem. Masz to w genach skarbie i nikomu nie daj się zgasić. - przestrzegł. - Możemy już iść? Kierowca czeka.
Cassie skinęła głową, biorąc z łóżka swoją maskę, która była w kolorze sukienki, a do tego cała była pokryta cyrkoniami i cekinami oraz również bordowe szpilki wraz z małą kopertówką w której mieścił się telefon i paczka husteczek.
Z ojcem spotkała się przy wyjściu, który również miał na sobie już czarną maskę z bordowymi zdobieniami. Oboje wyszli z domu, wsiadając od razu do podstawionego czarnego wozu.
- Witaj Ivo. - przywitał się z kierowcą.
- Buonasera Signore Arratore¹. - dopowiedział mu z uśmiechem.
- Ciao Signore Acone². - również się przywitała.
- La signorina Cassandra³. Miło signorine⁴ widzieć. Una bella signora⁵. - pochwalił.
- Ivo. - skarcił go mężczyzna.
- Questa è la verità, signore⁶. Pewnie musiał już pan odganiać niejednego bullo⁷.
Cassie zaśmiała się, gdy jej ojciec przewrócił z rozbawieniem oczami. Następnie mężczyźni pogrążyli się w rozmowie, a Cassie oglądała zmieniający się krajobraz za oknem.
Co roku cały zarząd firmy Ferrari wydawał ogromny bal dla praktycznie każdego kto miał chociaż namiastkę czegoś wspólnego z włoską marką. W tym roku miał się pojawić każdy z tej szanowanej rodziny. Chodź impreza odbywała się co roku to praktycznie za każdym razem w innym miejscu i terminie, by nie zostać wytropionym przez media. Wszystko było ściśle tajne niczym z filmu o mafii. I praktycznie co roku obowiązkowe były maski. Każdo razowy wyjątek był mało udany. W tym roku do tego wszystko mieściło się w zamku rodziny Cavallo, która od pokoleń inwestuje w firmę. Obiekt mieścił się na totalnej granicy miasta, i wyglądał niczym wyjęty z bajki. Dlatego też w tym roku głównym motywem był Disney. Bez zaproszenia nie miało się czego tam szukać, a wszystko co miało się zadziać tej nocy, zostawało w murach pałacu i tylko w nich.
Dojeżdżając przez las do zamku z oddali można było ujrzeć światła. Blondynce zaparło dech w piersi, kiedy tylko ujrzała budowle, żywcem wyjętą z baśni. Zamek był majestatyczny i okazały chodź otaczający go ogród był równie wspaniały jak i tajemniczy. Okrążyli fontannę jak kilkanaście samochodów przed nimi. Gdy pojazd się zatrzymał Ivo odezwał się do nich poraz ostatni.
- Divertitevi, signorina. Per favore, tienila d'occhio⁸. - pożegnał się.
Santiago skinął mi głową, równocześnie zamykając drzwi.
- I jak, denerwujesz się? - zapytał ją?
- Pff, skądże to w końcu tylko większość najważniejszych ludzi we Włoszech, którzy cię szanują i uwielbiają.
Mężczyzna zaśmiał się biorąc pod ramię swoją córkę i ruszając do drzwi.
- Przesadzasz, poza tym szybko wtopisz się w tłum.
- Mam taką nadzieję. - westchnęła.
Przy drzwiach zatrzymał ich ochroniarz żądając zaproszeń do okazania. Przynajmniej było bezpiecznie.
Po okazaniu kopert, znaleźli się w ogromnym holu, z jednej strony stało kilka kanap, gdzie teraz siedziało kilka kobiet, z druga została przerobiona na recepcję, gdzie teraz przyjmowano płaszcze to przechowania.
Santiago odebrał nakrycie dziewczyny, sam kierując się we właściwe miejsce.
Cassie w tym czasie przysunęła się bliżej kobiet na antycznych kanapach.
- Słyszałyście o Leclercu i Sainzu? - zapytała reszty kobieta w błękitnej sukience.
- Ojciec mi mówił, że mam się do nich nawet nie zbliżać. - odezwała się inna, tym razem z zielonej sukience.
- Dlaczego? - zapytała jeszcze dużo młodsza od innych.
- To Casanovy Ada. - wyjaśniała kolejna. - Pan Leclerc od zerwania z tą całą Sine podobno zaliczył połowę Włoch.
- Przesadzasz Carmine. Zwłaszcza, że Sainz niedawno skończył swój związek. - wtrąciła się kobieta w błękicie.
- A wiecie dlaczego? - zapytała je wspomniana Carmine. Gdy wszystkie zaprzeczyły, ta się odezwała. - Bo ją od dawna zdradzał. Szkoda czasu dziewczęta.
Po reszcie rozniósł pomruk zawodu. Cassie miała ochotę się szczerze roześmiać. Nie wierzyła w żadne słowo. Chodź trzeba było przyznać że chłopcy mieli ciekawą reputację we Włoszech.
- Pff i tak mam inny cel. - prychneła z wyższością Ada.
- A jakiż to. - parskneła z pobłażliwością dotąd siedząca cicho, dziewczyna w złotej kreacji.
- Signor Arratore jest niezwykle przystojny Bianca - wyjaśniła z wyższością.
Po twarzy Włoszki przebiegł grymas odrazy. Ta dziewczyna mogła mieć nie więcej niż 20 lat.
- Ada opanuj się. On mógłby być twoim ojcem. - odrzekła Bianca po chwilowym szoku.
- Jego córka jest starsza niż ja. - odparła z dumą.
- No właśnie. - westchnęła Carmine. - Dorośnij Ada. Andiamo, miei cari⁹.
Kobiety odeszły w momencie kiedy na ramieniu poczuła czyjąś rękę.
- I gotowe. - poinformował ją ojciec.
Wziął ją ponownie pod ramię i razem ruszyli po schodach w górę.
Pod nimi stała lub tańczyła ponad dobra setka ludzi. Sala balowa była jeszcze piękniejsza niż w najodleglejszych fantazjach dziewczyny. By dołączyć do nich musieli tym razem zejść po schodach, a żeby to zrobić musieli podejść do Concierge mówiącego personalia każdego, który schodził.
Santiago szepnął mu coś ma ucho, by następnie posłać swojej córce dumny uśmiech.
Mężczyzna odchrząknął trzy razy, zwracając tym samym na siebie uwagę większości. Muzyka grana dotychczas przez wynajęty zespół ucichła, chodź w uszach Cassie cały czas słyszała grany przed chwilą Sway Michaela Bublé.
- Il signor Santiago Arratore, con sua figlia, la signorina Cassanda Arratore¹⁰ - wypowiedział, gdy oni schodzili po chwili do wielkiej sali.
Blondynka czuła na sobie wzrok praktycznie wszystkich zebranych. Chodź maska dodawała jej odrobinę prywatności i tak czuła się oceniana na każdym kroku. Właśnie wzrok tych wszystkich zebranych udowodnił jej jak wielką rolę posiada jej ojciec w tym kraju, a przed nim jego ojciec. Nazwisko Arratore znaczyło w tym środowisku coś. Nie mogła więcej się oszukiwać, że była nikim. Przyznając się do swojego pochodzenia już na zawsze była naznaczona tym nazwiskiem.
Ludzie jednak szybko wrócili do poprzednich zajęć, od czasu do czasu zerkając na nowo przybyłych gości.
- Chodź, tam stoi pewien ważny człowiek. - wskazał jej mężczyznę w średnim wieku, który ubrany był w granatowy garnitur. - Fierro, felice di vederti¹¹.
- Arratore, È molto tempo che non ci si vede¹². - zaśmiał się klepiąc go po przyjacielsku. - Wybacz Felicio, dokończymy później. - przeprosił swojego towarzysza i odszedł kawałek dalej z nimi.
- Francesco, to właśnie moja córka Cassandra. - przedstawił ją mezczyznie.
- Buonasera Signore Fierro¹³. - przywitała się.
- Miło cię wreszcie poznać drogie dziecko. Santiago wiele o tobie opowiadał. - uśmiechnął się do niej.
- Francesco od lat pracuje jako inżynier w fabryce. - wyjaśnił. - Pracowaliśmy kiedyś razem przy rozwoju bolidów.
Mężczyźni pogrążyli się w rozmowie, a Cassie przeczesała wzrokiem sale. Kobiety były ubrane w najróżniejsze kolory. Mężczyźni z kolei w większości mieli na sobie czarne garnitury, często zamiast typowych białych koszul, wybierali czarne. Pary, jak i całe rodziny można było poznać przez maski. Mężczyźni mieli na swoich kolory swoich drugich połówek, jak i dzieci.
Między gości rawirowali kelnerzy z tacami, pełnymi alkoholi jak i małych przekąsek. W rogu również znajdował się stół z przekąskami i bar z dwoma barmanami. Na przeciwko schodów znajdowało się wyjście jak można było domyślić się na taras. Wszystko to rozświetlały miliony małych lampek na suwicie, dzięki czemu parkiet był delikatnie rozświetlony. W drugim końcu sali znajdowała się kapela, złożona z wokalisty, skrzypków, saksofonisty, trębacza oraz gitarzysty.
Przez obserwacje otoczenia, nie zauważyła nawet, gdy jej ojciec zakończył rozmowę i zaczął się w nią wpatrywać. Chciał coś powiedzieć, czego nie zrobił przez pojawienie się lekko posiwiałego mężczyzny, w wieku Santiago.
- Santiago Arratore, ty stary draniu. - zaśmiał nieznajony obejmując Włocha.
- Victorio Sartore i kto to mówi łajdaku. - oboje się zaśmiali.
- Ta piękność koło ciebie to pewnie ta słynna Cassie, co? - zapytał z uśmiechem patrząc na nią.
Poraz pierwszy dziś ktoś nazwał ją tym zdrobnieniem.
- To właśnie ona. Wyrosła co?
- No właśnie, kiedy ostatnio was widziałem razem miała nieco ponad metr.
- Pan mnie zna? - zapytała zszokowana.
- Zna to mało powiedziane. - zaśmiał się. - Pomagłem twojemu tacie na początku.
- Victorio i ja przyjaźniliśmy się w dzieciństwie. Potem nasz kontakt nieco się urwał. - wytłumaczył.
- Potem do naszej paczki doszli jeszcze Dante z Defi i Kimi. Brakuje mi naszych przygód. - uśmiechnął się.
Cassie zauważyła, że na twarzy jej ojca pojawiło się napięcie, kiedy usłyszał imię kobiety. W życiu jej nie opowiadał ani o Victorio, ani o dwójce z imiem na D.
- Wujek Kimi? - zapytała.
- Raikkonen, nic się zmienił. Rozmawiałem z nim ostatnio. Rodzina mu się powiększa. - oświadczył.
- Co ty tu w ogóle robisz? - zapytał go przyjaciel.
- Zatrudnili mnie jakiś rok temu do spraw prawnych marki. - wyjaśnił. - Słyszałem, że sprowadzasz zespół na powierzchnie, wiedziałem że tylko ty uparciuchu tego dokonasz.
Santiago odprężyć się i zaczął wymieniać uwagi z dawnym przyjacielem. Szczerze mówiąc nie wiedziała co miała o tym myśleć. O młodości swojego ojca wiedziała niewiele. Ścigał się, a przestał chwilę po jej narodzinach, kiedy jej matka ich zostawiła. O ich związku wiedziała tyle, że nie była to wielka miłość, a raczej przelotna znajomość. Po latach utrzymali kontakt wyłącznie z Kimim, Santiago nie posiadał innych bliższych znajomych z tamtych lat.
Westchnęła, poczym przeniosła wzrok na mężczyzn.
- Przynieść coś wam z baru? - zapytała, przerywając im dyskusje.
- Dziękujemy, ale nie musisz. Możesz iść się rozejrzeć. Potem cię znajdę. - uśmiechnął się do niej.
- Ci vediamo Principessa¹⁴. - Victorio puścił jej oczko.
Bardzo ją nurtowała przeszłość ojca. Wiedziała, że musi go oto zapytać.
Przeszła do baru, gdzie wzięła jednego drinka. Nie chciała przesadzić. Ostatnimi czasy jej styczność z alkoholem źle się kończyła. Nie chciała tego znowu powtórzyć.
Patrzyła na bawiących się ludzi, kiedy ktoś na nią wpadł.
- Mi dispiace molto¹⁵. - przeprosił ją blondwłosy mężczyzna po włosku. Nie usłyszała w jego głosie akcentu co musiało znaczyć że nie był stąd. Był ubrany w biały garnitur z logo Ferrari na piersi, a do tego miał dopasowana białą maskę, bez żadnych zdobień co mogło oznaczać, że był tu sam. To logo zwykle nosili zawodnicy teamu, niezależnie od kategorii lub naprawdę wysoko postawieni ludzie w firmie np. Udziałowcy, jak jej ojciec. Jednak nie rozpoznała tych oczu i uśmiechu. Nie znała go.
- Nie ma problemu. - uśmiechnęła się do niego odpowiadając po angielsku.
- Oo znasz angielski. - uśmiechnął się z ulgą. - Już myślałem że wszyscy tu tylko po włosku.
- Większość gości zna nie tylko włoski, lecz wolą w zaufanym towarzystwie posługiwać się właśnie nim. - wyjaśniła. - Twój pierwszy bal?
- Drugi. - odpowiedział. - Ale 4 lata wcześniej byłem tu z agentem.
- A co z poprzednimi dwoma?
- Różne zobowiązania. - wyjaśnił. - Ale nie mówmy o mnie. Może zatańczymy? - zapytał z uwodzicielskim uśmiechem.
Blondynka w duszy prychneła i przewróciła oczami. Nie z takimi podrywaczami sobie radziła. Jednak pomimo wszystko skinęła twierdzocą głową, a jej jedynym powodem była rozpoczynająca się piosenka The weekend - Earned It, którą uwielbiała, a głos wokalisty był bardzo dobry.
Wziął ją za rękę k poprowadził na parkiet.
- To skąd jesteś? - zagaił po chwili.
- Zwykle nie udzielam takich informacji nieznajomym. - uśmiechnęła się wrednie.
- Ah, gdzie moje maniery. - westchnął teatlarnie. - Nazywam się Nicklas Nielsen, mam 26 lat i pochodzę z Danii.
- A jesteś tu bo?
- Od 2019 roku jestem kierowcą Ferrari GT. - pochwalił się.
Między nimi zapadła krępująca. Szczerze odetchnęła gdy piosenka się kończyła, zwłaszcza że duńczyk zaczął się do niej coraz bardziej przystawiać. Jednak kiedy chciała odejść, przytrzymał ją za nadgarstki.
Dlaczego zawsze musiała wpadać na takich typów.
- A może teraz ty powiesz coś nie co o sobie. A najlepiej to w moim pokoju hotelowym. - wymruczał.
- Może odbijamy co? - zapytał ktoś za jej plecami ewidetnie wkurzony.
Cassie odetchnęła z ulgą. Ktokolwiek to był, była mu wdzięczna.
Nie była jeszcze przyzwyczajona do swojego anioła stróża.
~*~
- Szczerze to mam dość. - westchnął znudzony Carlos.
- Napij się czy coś. - mruknął do niego monakijczyk, obserwując cały czas tańczące pary. Od godziny znajdowali się wraz z Hiszpanem na ukrytym nieco balkonie widokowym, na przeciwko wejścia do sali.
- Obserwujesz ją od kąd tu weszła. To się nazywa obsesja. To się leczy stary. - zaśmiał się, podchodząc do niego i wyglądając za barierkę. Starał się dostrzec to co jego teammate. - AHA MAM! Tańczy z tym białym elegancikiem? - zapytał dla pewności. Wkurzony wzrok Charlesa posłużył mu jako odpowiedź.
- Nicklas Nielsen. - wymamrotał pod nosem.
- Co?
- Elegancik nazywa się Nicklas Nielsen. - westchnął, nie spuszczając wzroku z pary.
- Przerażasz mnie Charles. Skąd ty to wiesz? - zapytał nieco zdezorientowany.
Szatyn przewrócił oczami, poczym pokazał mu coś na swoim telefonie.
- Widzisz? Wstawił niedawno relacje w tym garniturku.
- Ale jakim ty to... Czy ty sprawdziłeś wszystkich facetów na tym balu? Stary znam dobrego specjalistę, pomoże ci.
- Sam się lecz idioto. Przypatrz się. Ma na piersi logo Ferrari.
- No i? To i tak masa ludzi do sprawdzenia.
- Niekoniecznie, te logo mają albo zawodnicy, albo ktoś wysoko. Na pana ważniaka jest za młody, na syna jakiegoś ważniaka jest za tanio ubrany.
- A to po czym stwierdziłeś? - przerwał mu.
- Ma podróbe Rolexa. - wzruszył ramionami.
- Definitywnie spędzasz za dużo czasu z Carmen. - westchnął zrezygnowany, na co jego przyjaciel się zaśmiał. - Kontynuuj.
- No więc zostają zawodnicy. Wchodzę na stronę Ferrari i lecę pokolei eliminując za starych i za młodych jak dla niej. Tu już zostaje mało, więc sprawdzian ich Instagramy.
- Wiesz, że za stalking idzie się siedzieć?
- To nie stalking, to zwykła ciekawość.
- I tak się tłumacz sędziemu. - stwierdził rozbawiony. - Poza tym co na to nasz sze...
- Czekaj. - przerwał mu.
- Co? - zapytał niezrozumiały.
Jednak nie doczekał odpowiedzi. Charles już pędził po schodach w dół, nie zważając na nic. Carlos westchnął i spojrzał w dół, na blondynkę, która teraz stała unieruchomiona przez Nielsena.
- Dzwonić po prawnika? A może po kartkę? Lepiej już zawiadomić Santiago czy może poczekać? - zapytał sam siebie, poczym spojrzał na swoją pustą już szklankę. - E tam, dadzą se radę. Whisky idę do ciebie przyjacielu.
~*~
Był już tak blisko. Przeciskał się między ludzi, często ich prawie taranując. To był impuls, a także szansa. Szansa żeby wcielić jego plan w życie.
Widział na jej twarzy strach jak i niesmak do mężczyzny. Widział że coś jej szeptał, trzymając za nadgarstki i kiedy miał ją pociągnąć, znalazł się tuż za jej plecami.
- Może odbijamy co? - zapytał, starając się nie uderzyć go z całej siły.
Niechętnie ale ją puścił i odszedł.
Cassie odwróciła się w jego stronę i spojrzała w jego oczu.
- Czy my się znamy? - zapytała podejrzliwie, patrząc na niego. Na sobie miał całkowicie czarny garnitur, wraz z koszulą i taką samą maskę.
- Może zatańczymy? - zignorował jej pytanie, starając się zmienić barwę głosu. Nie chciał jeszcze zdradzać kim jest.
Niepewnie rozejrzała się wokoło, by pochwili uśmiechnąć się i skinąć mu głową. Kolejna piosenka chyliła się ku końcu, a on ujął jej dłoń i delikatnie poprowadził zaczynając się kołysać do melodii.
Zespół właśnie zaczynał grać A Whole New World - Zayn'a Malika i Zhavia Ward, z Alladyna, kiedy zapytała.
- Może wreszcie odpowiesz na moje pytanie?
- Pomyśl. - uśmiechnął się. Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę, cały czas nie spuszczając wzroku z jego oczu. - Tell me, princess, now when did you last let your heart decide? - pochylił się ku niej i wyszeptał jej do ucha.
Jej oczy natychmiast się rozszerzyły, a usta rozdziawiła w szoku, on natomiast wyszrzeczył się dumny z siebie. To była jego szansa. Nie zamierzał z niej zrezygnować.
- Charles. - wyszeptała, poczym się zaśmiała. - Jeszcze się nie przyzwaczaiłam, że wiecznie mnie ratujesz z opresji.
- Będziesz musiała się przyzwyczaić. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić Promyczku. - odparł poważnie.
Blondynka westchnęła, poczym się odezwała.
- Charles rozmawia... - nie dokończyła.
- Nie, najpierw odpowiesz na moje pytanie. - przerwał jej stanowczo.
- Na jakie pytanie?
- Kiedy ostatni raz pozwoliłaś swojemu sercu zdecydować?
- Charles, błagam. Za każdym razem kiedy się nim kierowałam to cierpiałam.
- Bo trafiałaś na nieodpowiednie osoby. Ja jestem inny, wiesz o tym Cass. Myślałem o nas, wiesz?
- Zapominasz, że nie ma żadnych nas. - podkreśliła.
- Nie zgadzam się z tym. I w głębi serca ty też. Coś nas do siebie ciągnie, nie zaprzeczysz.
- Zapominasz że to coś w każdej chwili może przestać działać.
- Nie przestanie, zaufaj mi. Możemy porozmawiamy w spokojniejszym miejscu? Mam propozycję.
- Ale tata...
- Jest zajęty. Spokojnie.
Niepewnie się zgodziła. W jej głowie cały czas kotłowały się wątpliwości, a schowane głęboko uczucia zaczęły wychodzić nawierzch.
Z kłębkiem myśli chwyciła jego rękę i ruszyła tuż za nim.
~*~
Ciepły wiatr owiewał ich twarze, gdy szli bez ogród. Między zaroślami dostrzegli ukrytą w głębi altankę przystrojoną teraz świecącymi żarówkami.
- Mów. - zarządała siadając na ławce.
- Potrzebuję jednej szansy. Reszta należy do ciebie. - oświadczył jej.
- Co masz na myśli? - zapytała marszcząc brwi.
- Ja wiem, że możemy stworzyć coś dobrego. Ty się przed tym bronisz i chcesz żebym dał ci spokój.
- Świetnie, że to rozumiesz. - prychneła. - Mogę wrócić do środka? - zapytała wstając.
- A co? Boisz się zostawać ze mną sam na sam? Nie ufasz sobie na tyle? - znalazł się przy niej. Był tak blisko że wystarczył mały ruch żeby ich usta się spotkały.
- Nie, poprostu... Poprostu mi zimno. - odpowiedziała pewnie, odsuwając się od niego. Bez słowa ściągnął swoją marynarkę i ją nią okrył.
- Wysłuchaj mnie. Proszę tylko o tyle.
- Niech ci będzie. - westchnąła zrezygnowana.
- Za dwa tygodnie jest wyścig w Baku, co byś powiedziała na mały zakład?
- Jaki zakład?
- Jeśli wygram wyścig zgodzisz się na jedną randkę. Tylko jedną. Po niej zdecydujesz co dalej.
- A co z twoją dziewczyną? - zapytała przypominając sobie o kobiecie o której wspominał jej Logan.
- Nie mam dziewczyny.
- A ta z którą się pokazujesz?
- Chodzi ci o Alex? - zapytał poczym się roześmiał.
- Co cię bawi?
- Alexandra to jakaś znajoma moich znajomych. Chciałem żeby zrobili nam zdjęcia, żeby dali tobie spokój. Nic mnie z nią nie łączy, przysięgam.
- Zrobiłeś to dla mnie? - zapytała niedowierzając.
- Kiedy zrozumiesz że zrobię dla ciebie wszystko Promyczku?
- A co jeśli przegrasz?
- Daje ci spokój. Nie będę cię nachodził. Będziesz mogła udawać że się nie znamy.
- Brzmi całkiem dobrze. - stwierdziła. Mogła mieć to czego chciała, a jaka była szansa że akurat on wygra w Baku? Zresztą gdyby nawet. Jedna randka i po kłopocie.
- Czyli jeśli zaproponuje ci teraz, żebyś spędziła ze mną ostatni wolny tydzień to się zgodzisz?
- Hola hola, co oznacza spędzić z tobą tydzień?
- Wrócisz do Monako, wyjdziemy na jakomś kawę czy coś. Załatwię ci wejściówki na Monte Carlo Masters.
- Chcesz mnie przekupić wejściówkami?
- Zawsze warto spróbować, nie? No zgódź się. Jedna kawa i jeden turniej. Zresztą tam nie będziemy sami.
- Załatwisz jeszcze dla Natalie i się zastanowie. - odparła. Nie musiał wiedzieć, że i tak chciała się tam wybrać.
- Oczywiście, a co mam zrobić żebyś się zgodziła?
- To w tedy żeby dostać jeszcze randkę będziesz musiał wygrać i wyścig i sprint. - uśmiechnęła się wrednie
- Oczywiście. Czyli mamy zakład? - zapytał wyciągając w jej stronę dłoń.
- Mamy zakład. - potwierdziła ściskając jego dłoń z pewnym uśmiechem.
Nie wiedziała, że tym samym podpisała pakt z diabłem. Jego ogień mógł ich spalić w jednej chwili. Ale czy tak naprawdę, nie tego chciała?
~*~
⚠️Tłumaczenia są niedosłowne⚠️
1. Dobry wieczór panie Arratore.
2. Witaj panie Acone.
3. Panienka Cassandra.
4. Panienkę.
5. Wypiekniała panienka.
6. Taka prawda, proszę pana.
7. Łobuza
8. Udanej zabawy panienko. Niech ją pan pilnuje.
9. Chodźcie moje drogie.
10. Pan Santiago Arratore, wraz z córką, panną Cassandrą Arratore.
11. Miło cię widzieć.
12. Dawno się nie widzieliśmy.
13. Witaj panie Fierro.
14. Do zobaczenia księżniczko
15. Bardzo przepraszam
Wesołego Halloween Promyczki 🫶🏻👻🕸️🎃
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro