Rozdział 5
Następnego dnia obudziła się rano, w znakomitym chumorze. Nawet zbytnio nie bolała ją głowa. Dziękowała Bogu, za swój dar do picia po ojcu. Spojrzała na swój telefon. Dochodziła 9:30. Samolot mieli na 16, godzinę wcześniej mieli stawić się na lotnisko, a walizki spakowała przed wyjściem na imprezę. Miała jeszcze dużo czasu na ogarnięcie się. O dziwo też nie czuła zbytnio zmęczenia. Dalej nie wierzyła w to, co się wczoraj wydarzyło, a dopiero w to co mogło. Na szczęście nie byli, aż tak pijani by znowu wszystko skomplikować.
Wstała narzucając na siebie szlafrok i ruszyła pod prysznic.
Kiedy tylko spod niego wyszła usłyszała pukanie do drzwi. Owinęła się w bawełniany ręcznik i z mokrymi włosami poszła zobaczyć kogo niesie.
Nie zdążyła nawet porządnie otworzyć drzwi, gdy do pokoju wpadła Natalie od razu rzucając się na łóżku.
- On jest cudowny. - rozmarzyła się.
- Kto? - spojrzała na nią niezruzumiale.
- Lando. - mruknęła patrząc w sufit. - Wysłał mi dzisiaj kwiaty. Cały bukiet białej gipsówki z fioletowymi różami. Ciekawe skąd wiedział, że to moje ulubione kwiaty.
- No jak to skąd. Z Instagrama. Ciągle wstawiasz z nimi zdjęcia. - wzruszyła ramionami.
- Naprawdę myślisz, że sprawdzał takie rzeczy? - zapytała odwracając wzrok w stronę rozmówcy, mając oczy jak pięć złoty.
- Uuuuu, ktoś tu się chyba zakochał. - zaśmiała się.
- Że niby ja? Skąd ci to przyszło do głowy. - prychneła.
- Dawno cię takiej nie widziałam. W sumie to jakby pomyśleć to nigdy. Przy Benie byłaś szczęśliwa, ale nie było w twoich oczach tych iskierek. - zastanowiła się.
- Oh takie same iskierki, kiedy ty patrzysz na Leclerca? - zadrwiła.
- Nie patrzę tak na niego. W ogóle to już ci mówiłam, że odpuszczam facetów.
- Ta, a ja mówiłam, że faceci to świnie, a wczoraj chyba rzeczywiście coś poczułam.
- No właśnie, opowiadaj, co zrobił, że zachowujesz się jakbyś się naćpała.- oparła brodę na dłoni.
- A może najpierw ty powiesz jak doszło do tego, że z takim uśmiechem tańczyłaś z Romeo? - kolejny raz zadrwiła z włoszki, za co oberwała poduszką. - No już dobra, dobra, powiem. Ale nikomu ani słowa. A już w szczególności mojemu wspaniałemu rodzeństwu. - przewrocila oczami, Ana co blondynka się zaśmiała
- Jeszcze z nimi nie rozmawiałaś? -
- W dupie ich mam. Mason mnie wkurwia, Lewis lata po swoich iventach i ma wszystko gdzieś, Stacey prawi mi wywody gorzej niż stary. Jedynie Jaz zachowuje się normalnie chodź jest w ciąży. Pojebie mnie z tymi ludźmi. - westchnęła.
- Czasami się cieszę że nie mam rodzeństwa.
- Ale masz nas. - uśmiechnęła się krzywo.
- A myślisz że dlaczego mam mieszkanie w Monako?
Natalie zamrugał zdziwiona, poczym wymamrotała.
- To ma sens.
- No dobra, a teraz gadaj jak to było z Norrisem.
Natalie poprawiła się wygodniej na łóżku i zaczęła mówić.
- No to, stwierdziłam, że ten typ się odwali, kiedy zobaczy mnie z kimś innym. Nie miałam wielkiego wyboru, a Charlesa zostawiam tobie. - kolejny raz się zaśmiała. - Kontynuując wzięłam go za rękę i poszliśmy tańczyć.
- A potem? - pyta wyczekująco.
- A potem to w pewnym momencie ktoś nas tak popchnął, że praktycznie się stykaliśmi. I nawet nie jestem pewna, kto zaczął, ale całowalismy się.
- CO ROBILIŚCIE!?- poderwała się. - PRZECIEŻ WY SIĘ ZNACIE JAKIEŚ KILKA GODZIN!! - krzyknęła.
- O nie, nie, nie to już hipokryzja Cass. Mam ci przypomnieć co wydarzyło się na plaży po TRZECH DNIACH znajomości?
- No dobra, masz rację. - westchnęła. - Ale nie spodziewałam się tego okej? Jestem poprostu zaskoczona, tak? A teraz gadaj co było dalej.
- No co, piosenka się skończyła, chciałam sobie iść, ale on mnie złapał za rękę i powiedział żebym się z nim umówiła. Powiedziałam mu, że dam mu znać i poszłam cię szukać, od historia. - zakończyła. - A TERAZ TY, CHCE WIEDZIEĆ WSZYSTKO.
Cassie chciała coś powiedzieć, gdy ponownie ktoś zapukał do drzwi.
Podeszła do nich i otworzyła, ale nie zobaczyła nikogo w pobliżu. Już je miała zamknąć, kiedy na progu zobaczyła bukiet delikatnie różowych róż. Zaskoczona blondynka, podniosła kwiaty odruchowo je wąchając. Nie pachniały tak całkiem zwyczajnie. Czuła nutę czegoś znajomego. Jakieś perfumy. Wiedziała, że już gdzieś je czuła, nie potrafiła jednak przypomnieć sobie gdzie. Jeszcze raz rozejrzała się po korytarzu hotelu, ale nikogo nie było.
Szybko weszła do środka z podarunkiem i zamknęła drzwi.
Natalie, która siedziała dalej na łóżku, gdy zobaczyła co trzyma Cass, zmarszczyła zdziwiona brwi.
- Kto to był?
- No właśnie nie wiem, kiedy otworzyłam to już nikogo nie było, tylko to leżało przy drzwiach. - pomachała bukietem.
Położyła kwiaty na toaletce, by iść do łazienki napełnić szklankę wody.
- JEST BILECIK! - krzyknęła brunetka.
- Co...czekaj, co napisał?
- Dziękuję za taniec Promyczku. Romantyk, przysłał 10 róż. - przeczytała z uśmiechem.
- A co do tego ma liczba?
- Ignorantka. - przewróciła oczami. - No jasne że ma. Mi Lando przysłał 7 róż, co oznacza, że jest mną oczarowany. Ty dostałaś ich 10, co oznacza, że jesteś dla niego idealna. - wytłumaczyła, kiedy włoszka wkładała kwiaty do wody.
- E tam, na pewno nie myślał o tym w ten sposób. Może poprostu lubi tą liczbę?
- No błagam cię, tak to by wysłał 16. - zaśmiała się. - Ale teraz to już musisz mi wszystko opowiedzieć.
Cassie westchnęła, siadając na fotelu.
- Niech ci będzie. Więc to było tak...
~*~
Przez tłum w klubie, już dawno straciła z oczu swoją kuzynkę, przez co poszła prosto do ich stolika. Na dobrą sprawę, facet który się przyczepił również zniknął. Niestety Natalie przy stoliku też nie było. Zresztą jak większej części paczki.
- Gdzie są wszyscy? - zapytała Micka i Charlesa, których zastała.
- Poszli tańczyć. - odpowiedział jej Mick wskazując na parkiet, akurat w tedy gdy zaczynało się "Shut Up and Dance".
Cassie chciała coś powiedzieć, kiedy podeszła do nich jakaś dziewczyna.
- Hej, chciałbyś może ze mną zatańczyć? - zapytała Niemca, jakaś brunetka. Mick jedynie uśmiechnął się, kiwając głową i ruszając za nieznajomą.
Usiadła na przeciwko monakijczyka, który aktualnie wybijał rytm piosenki.
- This woman is my destiny! - zawył tłum.
Charles spojrzał na siedząca blondynkę, która patrzyła na tłum i nuciła pod nosem tekst piosenki.
She took my arm
I don't know how it happened
We took the floor and she said
Brzmiał tekst. Zdrowy rozsądek nie zdążył zabrać głosu, kiedy pewny siebie stanął przy dziewczynie. Ta momentalnie na niego spojrzała.
- Zatańczymy? - zapytał. Cassie, spojrzała niepewnie to na tańczących ludzi, to na niego. - W końcu jesteśmy przyjaciółmi, a ci ze sobą chyba mogą tańczyć.
Zaśmiała się niepewnie, wstając i odpowiadając.
- Masz rację.
Wziął jej rękę, prowadząc praktycznie przez cały tłum.
A backless dress and some beat up sneaks
My discotheque Juliet teenage dream
I felt it in my chest as she looked at me
I knew we were bound to be together
Bound to be together
Kolejna zwrotka minęła, kiedy próbowali się rozluźnić.
Cassie przymknęła powieki, oddając się całkowicie muzyce, co totalnie zaparło mu dech. Nigdy nie widział żeby ktoś tańczył z taką pasją.
- "Oh don't you dare look back
Just keep your eyes on me
I said you're holding back
She said shut up and dance with me
This woman is my destiny
She said oh oh oh
Shut up and dance with me!" - wykrzyknęli wszyscy.
Nie wiele myśląc wziął jej rękę i obrócił ją, sprawiając, że otworzyła oczy i zaśmiała się.
- Dobry z ciebie tańcerz Leclerc. - parskneła.
Ten uśmiechnął się do niej obracając ją ponownie.
Oh, c'mon girl
Deep in her eyes
I think I see the future
I realize this is my last chance - zabrzmiał głos z głośników.
Nie wiedzieć czemu uderzyło to w niego. I chodź był pewien że nie powinien tego robić, jego mózg wiedział że to źle się skończy. Jednak narwane serce wiedziało lepiej.
Przyciągnął ją do siebie, a ta oparła swoje ręce o jego tors. Spojrzeli sobie w oczy, gdy muzyka w tle grała dalej, a nikt nie zwracał na nich uwagi.
Przybliżył się jeszcze bardziej. Blondynka niczym zahipnotyzowana, wpatrywała się w jego oczy. Ich usta dzieliły milimetry, kiedy ktoś ją szturchnął. Jej rozum momentalnie otrzeźwiał. Odepchnęła się od niego i nie patrząc na niego powiedziała:
- Charles, nie powinniśmy. Nie możemy. - pokręciła tylko głową, uciekając od niego.
Przez jej głowę przelatywało tysiąc myśli, wiedziała że to co po między nimi było, a coś definitywnie było, nigdy nie powinno się zdarzyć.
Stał tam patrząc na znikającą w tłumie blondynkę. Sam nie wiedział dlaczego chciał to zrobić. No właśnie, co właściwie chciał zdziałać. Był na sobie wściekły, a w tle cały czas grała ta nieszczęsna piosenka.
Oh oh oh shut up and dance with me
Oh oh oh shut up and dance with me
~*~
- I właśnie w tedy prawie ją pocałowałem.- westchnął Charles, kończąć opowieść.
Od przeszło dwóch godzin w jego pokoju hotelowym było istne zebranie. George z Carmen, Alex, Lando, Carlos, Max, a nawet Daniel, który połączył się z nimi przez Skype'a chcieli wydobyć wszystko co się wczoraj stało.
Od kąd wrócili z parkietu, Lando był rozmarzony, a Charles nieobecny. O tyle jeszcze Lando od początku stwierdził, że chyba znalazł miłość swojego życia, tak monakijczyk uparcie milczał. Dopiero niedawno udało im się go złamać.
- Oż w dupę. - westchnął Lando
- Lepiej bym tego nie ujął mate. - rozległ się głos z laptopa.
- Masz problem stary. - stwierdził Carlos.
- I to duży. - dodał Max.
- Powiedzcie mi coś czego nie wiem. - jęknął szatyn, rzucając się na łóżku i zakrywając twarz poduszką.
Zgromadzeni wymienili między sobą sprzestrzegawcze spojrzenia, poczym Carmen zaczęła spokojnie.
- Charles obawiam się że masz 2 wyjścia.
Chłopak zerknął na nią z ciekawością, aż George nie kontynuował.
- Możesz albo sobie odpuścić i o niej zapomnieć.
- Albo ją przekonać do siebie i zdobyć. - dokończył Alex.
- Zawsze jeszcze możesz spróbować ją przelecieć. - stwierdził Max, na co wszyscy na niego spojrzeli.
- Po pierwsze. Co kurwa!? A po drugie czy to nie łączy się z wyjściem numer dwa? - odpowiedział George.
- Boże Russell, wytęż mózg. Może się z nim łączy, jeśli ich coś połączy. Ale niekiedy wystarczy jeden raz żeby wszystko zeszło i człowiek potem zapomina. - wzruszył ramionami.
- A ty to wiesz bo? - zapytał Lando
- Czym mniej wiesz, tym lepiej śpisz Norris. - odparł. - No to co planujesz stary?
Charles westchnął przeciągle, odwracając się do zebranych.
- Jest jeden problem. Ten jeden raz już był i w mojej głowie przewija się tylko jej obraz. - mruknął, chowając twarz w dłoniach.
- JAK!?
- KIEDY!?
- GDZIE!?
- PRZECIEŻ ARRATORE CIĘ ZABIJE!
Przekrzykiwali się.
- DOŚĆ! - wrzasnął Australijczyk, zwracając na sobie uwagę. - Czy to było w tedy w Nicei, jak znikneliście?
- Może. - odparł wymijająco.
- Ale czekaj, czekaj. Przecież ty i Charlotte byliście w tedy jeszcze razem. - zauważył holender.
- Kilka dni wcześniej się pokłóciliśmy, ona zarządała przerwy i wyleciała z kraju na pieprzoną Ibizę, gdzie spędziła urocze dwa tygodnie z jakimś fagasem. - przewrócił oczami. - I teoretycznie bylibyśmy kwita.
- Tylko że ty zacząłeś coś czuć do blondi. - dokończył za niego Carlos.
- Może nie dokońca czuć, ale nie potrafię przestać o niej myśleć. - jęknął.
- Ale przecież wy potem do siebie wróciliśmy z Sine. - zauważył Albon.
- Na początku chcieliśmy naprawić nasz związek, ale w mojej głowie przez cały ten czas był jej obraz, zwłaszcza na tej pierdolonej plaży. Potem to już była farsa dla dziennikarzy żeby dali mi spokój do końca sezonu. Praktycznie od Abu Dhabi nie mamy ze sobą kontaktu.
- A co z tą imprezą w lutym? - zapytał Carlos.
- Błagam cię, nie przypominaj mi o tym. Kompletnie nic z tego nie pamiętam. I to była Alex, nie Charlotte.
- Jaka Alex? Jaka impreza? I co się na niej wydarzyło? - zapytała Carmen.
- Jak już mówiłem, nie wiele pamiętam, idziemy dalej. Wracając, twój sposób Max w tym przypadku jest do dupy. - wskazał na Verstappena, który podniósł ręce w geście obronnym.
- Dobra stary, ale przecież kupiłeś jej kwiaty. Coś ci odpisała? Jakiś znak? Cokolwiek? - odpalił się kierowca Mclarena.
- KUPIŁEŚ KWIATY CASSIE!? - krzyknął Alex.
- Lando mnie zmusił.
- Jeszcze mi podziękujesz. Ale bileciku ci nie kazałem pisać, ani główkować nad liczbą tych róż. - wytknął mu.
- Nie gadaj że znasz się na różach. - parsknął drugi z Brytyjczyków.
- Charles co dokładnie wysłałeś? - zapytała Carmen, mordując swojego chłopaka wzrokiem.
Charles wzruszył tylko ramionami, na co Lando przewrócił oczami.
- Mi kazał wysłać 7, fioletowych róż. Liczba oznacza zauroczenie, a kolor miłość od pierwszego wejrzenia. Natomiast on postawił na 10, jasno różowych. Co w jego przypadku oznacza że jest idealna i podziękowania. - wytłumaczył za monakijczyka.
- To całkiem urocze Charles. - przyznała Brytyjka.
Chłopak tylko westchnął, spoglądając na Norrisa.
- Nic mi nie napisała. Totalne zero reakcji.
- Może jeszcze nie wstała? - zapytał Daniel
- Nie, wyraźnie słyszałem głos jej i Natalie zanim zwiałem jak tchórz.
- Będzie dobrze Charles. A teraz wybaczcie ale za niedługo musimy wyjeżdżać z hotelu. - zakomunikowała, na co jej partner wstał. Zaraz za nimi powędrowali Max z Lando i Alexem.
Zaraz później Carlos również chciał zostawić swojego zamyślonego przyjaciela samego, kiedy z laptopa wydostał się dźwięk.
- Carlos zostań chwilę, a ty teraz mnie uważnie słuchaj i odpowiadaj szczerze.
Monakijczyk spojrzał zdziwiony na rezerwowego Red Bulla, ale skinął posłusznie głową.
- Zamknij oczy i wyłącz całkowocie myślenie. Ty Carlos pilnuj żeby nie podglądał.
- Ma zamknięte. - odpowiedział Hiszpan.
- To teraz masz się skupić Charles. Co widzisz? - zapytał.
- Przecież kazałeś mi zamknąć oczy.
- Z jednej strony nie żałuję rozwiązania tego kontraktu. - mruknął do siebie. - Idioto pierwsze co widzisz jak zamkniesz oczy.
Charles westchnął poczym, wykonał rozkaz.
- Jej uśmiech, lśniące blond włosy i te niesamowicie błękitne oczy. - odparł z sielskim uśmiechem.
Daniel wymienił z Carlosem porozumiewawcze uśmieszki.
- Teraz mówię słowo a ty pierwsze co przyjdzie ci do głowy.
- No dobra. - mruknął monakijczyk.
- Wakacje
- Jacht
- Słońce
- Promyczek
- Impreza
- Shut up and dance
- I ostatni. Czerwień
- Jej sukienka
Charles nagle otworzył oczy, poczym ponownie runął do łóżko z twarzą w dłoniach.
- Czyli zrozumiałeś. - zaśmiał się Australijczyk.
- Och stary, Santiago powinien cię zabić za same myśli. Pamiętaj co nam powiedział. - upomniał go Carlos.
- Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? - zapytał.
- Tego nikt nie wie stary. Dobra panowie, ja lecę. A ty - wskazał na leżącego monakijczyka. - Myśl o groźbach Santiago. Możesz być mistrzem, tylko ustal dobre priorytety. - ostrzegł, wychodząc z pokoju.
Teraz to już w ogóle nie wiedział co ma zrobić. Z jednej strony chciał spełnić swoje marzenie z dzieciństwa. Udowodnić coś światu. A drugiej jednak te oczy śniły mu się po nocach.
- Charles? - zapytał cicho Daniel
- Tak?
- Carlos może i ma rację. Ale może jej też nie mieć. Spójrz na mnie. Spędziłem praktycznie całe życie chcąc udowodnić i zadowolić innych, a teraz siedzę w Australii będąc na usługach Hornera. - przewrócił oczami. - Całe szczęście mam jeszcze Heidi. - uśmiechnął się na wspomnienie swojej partnerki. - Więc czasami lepiej zaryzykować, niż nie zrobić nic i potem zostać całkiem sam.
- Dzięki Daniel, przemyśle to. - uśmiechnął się do niego i pożegnał, poczym go rozłączył.
Co prawda jeszcze do końca nie wiedział co zrobi, ale był zdecydowany żeby nie odpuszczać. Za długo jej postać go nawiedza żeby mógł dać sobie spokój.
Jakby w tedy tylko wiedział do czego to doprowadzi.
~*~
Dwa dni później chodziła w te i z powrotem po mieszkaniu Santiago w Maranello. Już jutro miała odbyć się konferencja prasowa z jej udziałem. Na początku jej ojciec miał przedstawić trochę danych z wyścigu, a potem ją przedstawić.
Westchnęła ciężko, rzucając się na łóżko. Z jednej strony cieszyła się, że będzie mogła otwarcie mówić kto jest jej ojcem. Z drugiej jednak znała ciemne strony rozpoznawalności i obawiała się ich. Chodź doskonale wiedziała że prędzej czy później to nadejdzie, a teraz i zarząd i Santiago doszli do wniosku, że lepiej załatwić to czym prędzej niż potem jakiś dziennikarz miałby to wyniuchać. Zwłaszcza że miała być obecna na praktycznie każdym wyścigu.
Ponownie westchnęła, sięgając po swój telefon. Potrzebowała z kimś porozmawiać. Cholernie się denerwowała. Spojrzała na wyświetlacz. Zegar pokazywał 20:25. Natalie jednak wróciła do Londynu, ale tylko dlatego żeby dokończyć ostatnie zamównie. Brytyjce bardzo spodobał się wyścig, przez co po uprzedniej rozmowie z Santiago postanowiła im towarzyszyć. Możliwa była jej obecność już na kolejnym wyścigu. I chodź brunetka za cholerę nie chciała przyznać, to Cassie dobrze wiedziała że jej decyzja podyktowana była chęcią spędzania więcej czasu z Lando.
Wiedziała że jej kuzynka aktualnie nie ma czasu. Mason za to zabrał się ostro do treningów. O pozostałej trójce rodzeństwa Mount nawet nie myślała. Nie miała też zbytnio innych przyjaciół. Może jedynie Veronice, przyszywanej kuzynce od strony matki ufała na tyle, by móc z nią otwarcie rozmawiać. Jednak i ta opcja nie była zbyt dobra. Hiszpanka obecnie angażowała się w przygotowania do wesela, jednej z ich pozostałych kuzynek. Kolejny raz westchnęła, tym razem wchodząc w aplikacje Messengera. Jedną z jej ostatnich konwersacji była rozmowa z Charlesem. W poniedziałek wieczorem jedynie napisał mu krótkie podziękowania, na co ten odpisał tylko Nie ma za co Promyczku. Jakże ją to przezwisko denerwowało. Zwłaszcza że nie miała pojęcia od czego się wzięło.
Zmarszczyła brwi kolejny raz spoglądając na profilowe kierowcy. Nie mogła uwierzyć, w to co planowała zrobić.
~*~
Nie widział jej od niedzielnej imprezy. Na bukiet odpisała jedynie Dziękuję i to wieczorem. Sam nie wiedział co o tym myśleć. Jednak miał cel. Posłuchał Carlosa układając sobie listę priorytetów i miał nadzieję że będzie ją skrupulatnie wypełniać. Cieszył się że przed Jeddah, wskoczy do symulatora i to już jutro. Praca, a jednocześnie pasja odrywały go od nadłoku myśli.
Usiadł właśnie do kolejnych danych i statystyk od inżynierów, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Kupienie mieszkania w Maranello było jedną z najlepszych decyzji jakie podjął, choć teraz nie miał bladego pojęcia kto mógłby się dobijać do jego drzwi.
Zostawił tablet na stoliku i podszedł do drzwi. Nie spojrzał nawet przez wizjer, tylko od razu je otworzył. Nigdy w życiu by nie pomyślał, że zobaczy w swoich drzwiach zagubioną Cassie. Ta jednak na jego widok zagryzła wargę, poczym zapytała.
- Nie przeszkadzam?
- Nie, skądże i tak za niedługo miałem się położyć. - odparł szybko, nie całkiem mówiąc prawdę. - Czego podszebujesz?
- Prawdę mówiąc to zastanawiałam się czy wiesz może czy Carlos już przyleciał. - powiedzieć że był zdziwiony to jakby nic nie powiedzieć.
- Ee, Carlos? Jutro popołudniu powinien być. - odpowiedział, obserwując smutniejącą blondynkę. - Coś się stało? Może wejdziesz?
- Nie, nic, nie ważne. - odpowiedziała szybko. Za szybko. - Chyba już pójdę. - powiedziała cicho odwracając się w celu szybkiego odejścia.
Nie myśląc za wiele, chwycił ją za łokieć.
- Nie, czekaj. Chce porozmawiać. - widział konsternację na jej twarzy, a w pewnym momencie zdawał się zobaczyć strach? - Proszę. - dodał.
Doskonale widział jak Włoszka walczy ze sobą, żeby finalnie skinać głową przekraczając jego próg.
- Napijesz się czegoś? - zapytał kierując się do kuchni.
- Wody, niegazowanej. Jeśli to nie problem.
Kiwnął jej głową, dając znak żeby szła za nim.
- Ładne mieszkanko. - wykrztusiła.
- Dzięki. - uśmiechnął się. - Zależało mi na czymś mniejszym niż to w Monako.
- Przytulnie tu. - stwierdziła
Miała rację. Całe mieszkanie miało duży salon, trochę miejszą kuchnie. Trzy sypialnie, garderobę w jednej z nich, dwie łazienki i balkon. Wszystko w jasnych i ciepłych barwach.
Gdy miał już szklanki udał się wprost do salonu. Usiadł na jednym z skórzanych foteli, kiedy blondynka zajęła kanapę na przeciwko niego.
- To o czym chciałeś porozmawiać?
- O imprezie. Słuchaj nie wiem co we mnie wstąpiło.
- W nas Charles. Co w nas wstąpiło. - przerwała mu. - Doskonale zdaje sobie sprawę co nagadał wam ojciec. - kontynuowała. - I musisz wiedzieć, że ja jak i moje życie są trochę skomplikowane. - dokończyła.
Charles odchrząknął, biorąc do ręki jedną ze szklanek i pijąc jej zawartość.
- Dobra w takim razie, może zaczniemy od początku? Zapomnimy o wszystkim co było? - zproponował poczym się uśmiechnął. - Charles Leclerc.
Dziewczyna zaśmiała się na widok trochę idiotycznej miny kierowcy.
- Cassie Arratore. Miło mi poznać.
Monakijczyk również się zaśmiał, poczym po chwili spoważniał.
- No dobra, a teraz mów jaki masz problem. Może nie jestem Carlosem ale możliwe, że uda mi się pomóc.
Kolejny raz mógł zauważyć jak blondynka toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Po kilku minutach westchnęła i spojrzała na niego.
- Mam stresa. Denerwuje się tą konferencją prasową. - wyznała.
- To ta o której wspominał zarząd?
- Yhy. Nie lubię być w centrum uwagi. - wydusiła cicho.
- Kolega po fachu da ci radę. - uśmiechnął się. - Na początku nie ukrawam nie dadzą ci żyć. Będzie ciężko. Będziesz obserwowana na każdym kroku.
- No to mnie pocieszyłeś. - mruknęła.
- Ale z biegiem czasu dadzą ci spokój. Zwłaszcza jak będziesz sobą i miała ich tak naprawdę w dupie. Hieny kochają atencję. A znając życie za góra miesiąc zdaży się coś o czym wszyscy będą mówić.
- Dzięki Charles, za wszystko. - oznajmiła z wdzięcznością.
Monakijczyk uśmiechnął się tylko.
- O której masz tą konferencje?
- Gdzieś koło 12.
- Będę w tedy w symulatorze. Ale ona też trochę będzie trwać, więc po południu możesz śmiało pisać albo wpadać.
- Naprawdę? Wielkie dzięki. - kolejny raz się uśmiechnęła. Charles mógł przysiąc że nigdy wcześniej nie widział tak pięknego widoku jak jej uśmiech, który odwzajemnił. Wpatrywali się w siebie, do czasu kiedy blondynka nie dostała wiadomości. Od razu spojrzała na swój telefon, poczym prawie krzyknęła. - Już tak późno!? Zasiedziałam się. Muszę już iść.
- Jasne, odprowadze cię. - odparł, wstając z fotela.
Powędrowali do korytarza, gdzie Cassie ubrała się i kiedy miała już wychodzić, nagle zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
- Jeszcze raz strasznie ci dziękuję. Gdyby nie ty to nie wiem co by ze mną było. - westchnęła.
- To była prawdziwa przyjemność udzielić ci porady Arratore. - uśmiechnął się ponownie. Włoszka nic jednak nie odpowiedziała, tylko szybko cmokneła go w policzek i równie szybko wyszła.
Charles jeszcze kilka minut stał tępo wpatrując się w powłokę drzwi. Ułożył kilka palców na swoim policzku przejeżdżając w miejscu gdzie tak, nie dawno czuł jej usta. Sam gest był tak ulotny, że nie był nawet pewien czy mu się to nie przyśniło.
Westchnął głośno, wracając do salonu i do pracy. Jednak nie potrafił się skupić na niczym innym niż na postaci blondynki.
Jeszcze w tedy nie wiedział że jej obraz będzie gościł w jego głowie nieustannie.
~*~
- Jeśli to już wszystkie pytania związane z wyścigami, pragnę państwu kogoś przedstawić. - przemówił Santiago, dając dyskretnie znak swojej córce że to już czas. Ta tylko wzięła głębszy wdech i wydech, wchodząc prosto w blask fleszy. - Szanowni państwo, mam zaszczyt przedstawić wam Cassandre Arratore. Moje jedyne dziecko. - dokończył. Na sali momentalnie wybuchła fala szeptów, poczym podniósł się ogólny raban.
- Ile ma lat!?
- Dlaczego ją tak długo ukrywałeś!?
- Kto jest jej matką!?
- Drodzy państwo, spokojnie. Odpowiemy na wszystkie pytania w drodze rozsądku oczywiście. - starał się uspokoić dziennikarzy jeden z obecnych rzeczników prasowy.
Cassie odetchnęła głęboka, odpowiadając na pierwsze pytanie.
- W lipcu skończę 25 lat. Na początku mojego życia mój ojciec postanowił że chce dać mi jak najwięcej prywatności. W późniejszych latach zgodziłam się z nim. Sami państwo wiecie o zaletach i wadach sławy. - przerwała. Na sali dała się w tym momencie uslyszyc pomruki aprobaty. - Teraz jednak będę pracować dla Santiago jak i dla całej Scuderii. - dokończyła.
Jeden z rzeczników skinął jej głową, na znak że może już iść. Blondynka odetchnęła z wyraźną ulgą schodząc z oczu reporterów. Odchodząc słyszała jak pałeczkę przejmuje Santiago, który próbuje zapanować nad dziennikarzami.
Kiedyś ten świat ją fascynował. Teraz zaczynał przerażać.
~*~
Cztery godziny później, konferencja już dawno się skończyła, jednak ona cały czas była obecna w obiekcie. Na poczatku czekała na Santiago, który jak się okazało musi pracować do późna. I mogłaby wrócić do jego mieszkania gdyby nie to, że przed wejściem cały czas znajdowało się stado "hien".
W końcu dała za wygraną. Nie da im sadyswakcji. W głowie ciągle brzmiały jej wczorajsze słowa Charlesa. Miej ich w dupie. Miej ich w dupie. Powtarzała jak mantrę. Wzięła kolejny tego dnia głęboki oddech, założyła na oczy okulary przeciwsłoneczne i weszła w paszczę lwa.
- Panienko Arratore można na chwilę!?
- Cassandro dasz nam wywiadu!?
- Można liczyć na jakiś komentarz!?
Szła gdyby nigdy nic przed siebie. Dziennikarze robili się natomiast coraz bardziej namolni. Chyba trafiły się jej jakieś bardzo upierdliwe egzemplarze.
Nagle jeden jakby wyszedł spod ziemi wprost na nią. Prawie na niego padła, a kiedy chciał ją chwycić. Koło niej zatrzymał się samochód. Samochód który znała aż za dobrze. Nie wiedziała w tym momencie czy ma niezwykłe szczęście czy też pecha.
- Wsiadaj Cassie! - krzyknął w jej stronę monakijczyk. Bo to właśnie jego ferrari zatrzymało się tuż przy niej, ratując ją z potrzasku.
Nie wiele myśląc, natychmiast wsiadła do pojazdu. Jak tylko zamknęła za sobą drzwi, Charles odjechał z piskiem opon, a dziennikarze odskoczyli na bok, robiąc przestrzeń. Odjeżdżając jedyne co mogła zobaczyć to błysk fleszy.
Kolejny raz uciekła. Chodź tym razem nie sama.
~*~
Ostatni tydzień szkoły. Kiedy ten rok minął moi drodzy? Mam nadzieję że u was równie dobrze jak u mnie.
Miłych wakacji i do następnego moi drodzy.
Wcześniej rozdziały są na bieżąco poprawiane więc zachęcam do zobaczenia zmian za które bardzo dziekuje majaparafka
P.S Bardzo dziękuję za już ponad 500 wyświetleń 🥹🥳. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro