Rozdział 4
- Nie szukałem cię dzisiaj. Szukałem cię od pieprzonego sierpnia. - odepchnął się od framugi drzwi i ruszył w jej stronę.
Blondynka praktycznie zamarła. Nie wzdrygneła się nawet, kiedy miał ją na wyciągnięcie ręki. Wpatrywał się w jej oczy, który wyrażały jedno. Panikę. Nawet się jej nie dziwił, sam miał mętlik w głowie. Ale wreszcie ją miał. Mógł dowiedzieć się wszystkiego co tylko chciał, a potem zapomnieć.
Tak przynajmniej planował.
- To może od początku Promyczku. - kolejny raz zmarszczyła brwi i nos, gdy tak ją nazwał. To przezwisko wymyślił gdy nie umiał jej zlokalizować i coś mu podpowiadało że szybko nie przestanie go używać. - A może Natalie, co?
- Nie bądź złośliwy. - mruknęła.
- Ja chcę tylko wiedzieć dlaczego.
- Dlaczego co? - zapytała.
- Dlaczego Natalie i do tego Bennet? Nikt taki nie istnieje.
- To w sumie proste. Natalie to moja przyjaciółka, a Bennet to nazwisko panieńskie jej babci.
- A dlaczego ty się pod nim ukrywałaś?
- Nat kilka dni przed wypłynięciem, zadzwoniła do mnie, że ze względu na sprawy rodzinne, nie mogła wykonać swojego ostatniego zlecenia, a że ja też przez pewien czas pracowałam na jachtach, to wiem co i jak. Wiedząc, że jej nowy szef zawsze szuka problemów na siłę, stwierdziła, że poprostu się za nią podam. Wszystko miało pójść gładko. Kolejny wypad gwiazd, które chcą prywatności więc żadnych zdjęć, żadnych story czy filmów. Nikt by się nie zorientował, że ja to ja. Oczywiście gdybym tu teraz nie stała, ale kto mógł pomyśleć, że mój ojciec przyjmie mnie do pracy. - wzruszyła ramionami na koniec.
Odwróciła się do niego plecami, poczym usiadła na sofie, po chwili, on także zajął tam miejsce.
- Coś jeszcze? Bo trochę się spieszę. - odparła.
- Zależy. Mam jeszcze kilka pytań, a wszystko zależy od twoich odpowiedzi.
Mianowicie ciekawi mnie jedno, dlaczego uciekłaś rano i co się z tobą działo?
- Spanikowałam okej? Nie spodziewałam się, że ten rejs, a co dopiero ten wieczór, skończy się tak... I to z tobą. - wypowiedziała ostatnie słowa niemal szeptem. Może miała nadzieję, że da jej spokój?
- Żałujesz? - zapytała. coś momentalnie go zakuło. Może i stało się to szybko, może i był wstawiony, a przy okazji zły i sfrustrowany. Ale na pewno nie żałował. Nie, jeśli chodziło o nią. Może nie znał jej,tak jak powinien, jednak jeszcze nikt, aż tak nie zawrócił mu w głowie, nie dając o sobie zapomnieć.
- Charles ja... - nie umiała odpowiedzieć. Kolejny raz bała się, że zostanie wyśmiana. - Możemy poprostu o tym zapomnieć? Nie chcę żadnych nieporozumień. Było fajnie.
- Fajnie?-zapytał zdziwiony
- Wiesz oco mi chodzi. Ale nie możemy o tym wspominać, a już na pewno tego powtórzyć. Nie chcę mieć kłopotów. Oboje wiemy na czym polega ten świat.
- Czyli chcesz zapomnieć? - skinęła głową praktycznie niewidocznie - Jak sobie życzysz - warknął. Dziewczyna mogła przysiąść, że dostrzegła jak zmienia się jego postawa. Stał się bardziej napięty i nie wiedziała dlaczego. W końcu byli dla siebie prawie obcy.
- Czyli Santiago nic nie wie? - zapytał po chwili ciszy.
- Możesz być spokojny. Przysięgam, że jakby wiedział już byś tu nie pracował.
- A komuś wspominałaś? Na przykład chłopakowi? - w jego głowie pędziło milion myśli równocześnie. Nie wiedzieć czemu wyobrażenie blondynki z kimś innym przyprawiało go o ból głowy.
- Chłopakowi?
- No jeśli go masz.
W jej głowie pojawił się niezbyt doprecywany plan, ale miała nadzieję że dzięki temu będzie miała spokój.
- A tak, chłopak. Mam chłopaka, ale nic mu nie mówiłam i rzecz jasna nie miałam go jeszcze w sierpniu. Wtedy do niczego by nie doszło.
- Oczywiście, czyli brunet w którym byłaś w Barcelonie to twój chłopak? - chciał ją sprawdzić. Widział tą niepewność na jej twarzy i nigdzie nie znalazł nawet skrawka informacji, że kogoś aktualnie miała.
- Dokładnie Mason to mój chłopak. Miał akurat wolne więc przyleciał ze mną. - odpowiedziała pewnie. Nie zdawała sobie sprawy, że wpadła w jego pułapkę.
- Nieźle się zabawiasz. - stwierdził z przekąsem na co zmarszczyła brwi.
- Jak to nieźle się bawię? Co masz na myśli? - nie spodziewała się, że mógł wiedzieć.
- Żeby tak z własnym kuzynem. Ale nie oceniam. Co kto lubi. - wzruszył ramionami, udając obojętność, chodź w środku czuł się jakby wygrał w totka.
- Japierdole. Z kąd ty to? - nie wierzyła że dała się tak podejść. Miała ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania.
- Podziękuj Masonowi. - powiedział rozbawiony, na co Cassie zrobiła jeszcze bardziej zdziwiony wyraz twarzy. - W końcu to on postanowił odwiedzić w tedy swojego kolegę.
- Lando. - stwierdziła
- Yhy.
- Co jeszcze wiesz?
- Wiem, że Natalie, Jasmin i Mason Mount to twoi kuzyni. Za to nie wiem dlaczego nigdzie nie znalazłem informacji o tym, by Santiago posiadał córkę.
- Tata chciał mi zapewnić prywatność co mu się udało. Do dzisiaj niewielu o tym wie. - stwierdziła. - Czyli wiesz co najmniej od Barcelony.
- Dokładnie od wieczoru w dniu w którym się zderzyliśmy. Dalej jestem w szoku jak bardzo los może być przewrotny.
- To nie los, to przypadek. - wzruszyła ponownie ramionami. - A teraz naprawdę muszę już iść, wybacz.
Wstała z kanapy, pozbierała resztę rzeczy i kiedy chwytała klamkę, aby otworzyć drzwi ponownie się odezwał.
- Cass?
- Tak Charles?
- Nie chciałbym żeby między nami było jakoś dziwnie. Zdrowa atmosfera w pracy to podstawa sukcesu. Przynajmniej tak mówią. Więc możemy być znajomymi?
- Nawet przyjaciółmi. W końcu spędzimy razem kupę czasu. - uśmiechnęła się. - Powodzenia jutro Charles. A i wiesz, możesz przekazać reszcie co będziesz uważał za słuszne.
Odwzajemnił uśmiech. Drzwi za blondynką się zamknęły, a on wzdychając opadł na kanapę. Nie wiedzieć czemu ta rozmowa nie poprawiła jego stanu. Dalej miał mętlik. I chodź przyjaciele brzmieli dobrze to jednak nie mógł pojąć dlaczego mogło wydawać mu się to czymś za małym.
~*~
Droga na lotnisku minęła jej spokojnie. Usilowała skupić się jedynie na drodze, lecz co chwilę jej myśli znowu odchodziły w stronę szatyna. Nie wiedziała dlaczego tak mogło być.
Przyjaciele prychneła, miała trzymać dystans, a sama zaproponowała całkiem bliskie relacje. Dalej nie mogła pojąć dlaczego to zrobiła.
Weszła na lotnisko wypatrując na tablicy na którym pasie miał lądować samolot z Londynu. Jak się okazało już dawno przyleciał. Nie zdawała sobie sprawy jak długo zajęła jej rozmowa z monakijczykiem. Odblokowała telefon z zamiarem napisania do brunetki. Zanim jeszcze zdążyła wejść w odpowiedni czat dostała powiadomienie o nowej wiadomości.
Od: Fav Pizda<3
Za tobą debilu.
Blondynka momentalnie odwróciła się, a Natalie wpadła w jej objęcia.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę Nat.
- Coś się stało Cass? - zapytała zmartwiona Brytyjka.
- Rozmawiałam z nim.
- POWIEDZIAŁAŚ MU!? - krzyknęła. Włoszka zdawała sobie sprawę, że powinien wiedzieć ale bała się jak by w tedy na nią spojrzał. Poza tym rany były zbyt świeże.
- Nie i jak na razie nie zamierzam. - Natalie już chciała coś powiedzieć, ale nie dała dojść jej do słowa. - Wszystko wytłumaczę ci w drodze do hotelu.
Kiedy brunetka tylko usłyszała, pomimo widocznego zmęczenia po podróży wystrzeliła na parking, na co Arratore zaśmiała się. Kochała tą wariatkę i pomimo, że była tylko rok od niej straszą, miała wrażenie, że najmłodsza z rodzeństwa Mount zachowywała się dość często jak dziecko.
Po chwili dogoniła ją i razem wsiadły do jej wynajętego samochodu.
- No to teraz opowiadaj, o czym z nim rozmawiałaś. Albo nie czekaj, zacznij od tego jak zareagował kiedy cię zobaczył. Wiesz w sumie to mogłam kupić popcorn, wiem, że cokolwiek powiesz będzie ciekawie. - Natalie wypowiadała słowa z prędkością światła, co jeszcze bardziej rozbawiło Cassie.
- Dobra, dobra młoda, najpierw mów, co tu robisz i kto ci zalazł za skórę. Potem odpowiem na każde twoje pytanie. - przerwała jej.
- Ja poprostu stęskniłam się za swoją ulubioną kuzynką.
- Nat, jestem twoją jedyną kuzynką.
- No tak, sorry, ale wiesz, miałam dość pogody w Londynie. Ojca w sumie tak samo, Mason też mnie wkurwił, już nie mówiąc o tym jebanym idiocie. Też se wybrał przyjaciele. - prychneła.
- Oho, co tym razem zrobił Chilwell?
- Byłam na treningu z Masonem i znowu ten huj zaczął mi dogryzać. Pierdolił coś o tym, że nie służy mi bycie singielką, wyłączyłam się po trzecim zdaniu, ale twój kuzyn zamiast mnie bronić zaczął się tylko śmiać. No poprostu żyje z debilami. - stwierdziła, poczym westchnąła i kontynuowała. - Czasami żałuje, że zaczęłam się spotykać z Benem, przed tym byliśmy genialną paczką. Chciałabym do tego wróci, chodź za Declanem nie tęsknię.
Włoszka momentalnie spoważniała. Declan Rice, demon jej przeszłości przed którym uciekła aż do stajni Ferrari.
- Możemy o nim nie rozmawiać? - zapytała, na co Nat posłała jej przepraszające spojrzenie. - W ogóle coś o nim wiadomo?
- Cass, skarbie, nie myśl nie o nim. Nie powinnam wymawiać w ogóle tego imienia.
- Nat, chce wiedzieć.
- No cóż Mason jak i Ben najchętniej by go zajebali, chodź Chilwell nie wie dokładnie za co ale się domyśla. Niestety jest bezkarny. Wiem, że nie chciałaś rozgłosu ale może jednak dobrze by było jakby dostał nauczkę?
- Nie Nat, spędziłam z nim o prawie 2 lata za dużo. Nie chcę do tego wracać, nie mam nawet niezbitych dowodów.
- Wiesz, że cała rodzina stanęłaby za tobą murem? Zwłaszcza wujek Santiago. Jakby wiedział o wszystkim to Declan już by nie żył. Juan zresztą też.
- Dobra, mniejsza o to, jak ci się udało zdobyć przepustkę?
- No cóż, jestem kochaną chrześnicą wujaszka Santiago. Wystarczył jeden telefon, a że do tego ostatnie zlecenia mogę wykonywać gdziekolwiek tak oto jestem. Plus mam dość Brytyjczyków. Do tego faceci to świnie.
Cassie zaśmiała się. Nikt nie poprawiał jej humoru jak Natalie.
- No dobra, to teraz gadaj. Od początku.
- Co tu dużo opowiadać. W piątek tata mnie przedstawił. Robert był zaciekawiony, Carlos miał lekki szok, za to w jego oczach zobaczyłam coś jakby mieszankę zdziwnia, niedowierzania z nadzieją? Coś takiego. Później jeden z pracowników Alex, mnie oprowadził, popracowałam trochę nad papierami z tatą i zasnęłam wyczerpana w hotelu. Dzisiaj jednak po kwalifikacjach, zbierałam się już żeby po ciebie jechać kiedy do pokoju w którym byłam wszedł Charles. Powiedział że mnie szukał, więc zapytałam czego chciał. On na to, że nie szukał mnie dzisiaj, ale od tego dnia kiedy zniknełam. Zaimponował mi przyznaje. Potem zadawał pytania, a ja odpowiadałam. Nawet całkiem dobrze przyjął moje wytłumaczenie.
- To tyle?
- A no i stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak zapomnimy o tym co się wydarzyło na plaży. Tak będzie zdecydowanie łatwiej. Kiedy miałam wychodzić, to zapytał tylko czy możemy być znajomymi, na co odpowiedziałam, że nawet przyjaciółmi. Dalej nie wiem czemu to powiedziałam, miałam trzymać go na dystans, a nie zaprzyjaźniać się.
- NO CHYBA JAJA SOBIE ROBISZ! JA SIĘ TAK NIE BAWIĘ! TUTAJ WYRAŹNIE CZUĆ LOVE STORY!
- Nat, to nie jest fikcja, to prawdziwe życie. Poza tym jestem pewna, że ojciec ich wszystkich nastraszył. A i prawie zapomniałam. Przez Masona i Lando wiedział o nas od Barcelony. Nie znał tylko szczegółów.
- Lando to ten kierowca Maclarena, który psiapsi się z moim bratem?
- Dokładnie, a do tego największa plotkara paddocku.
- Ale Cass, wróćmy jeszcze do naszego hot monakijczyka. - Cass tylko przewróciła oczami. Wiedziała, że rocznikowa 24 latka tak łatwo nie odpuści. Za dobrze ją znała. - Widziałam co przeżywałaś od sierpnia, a zwłaszcza po tym czego się dowiedziałaś. Rozumiem też że masz uraz do sportowców, ale patrzmy z innej perspektywy z kierowcą F1 jeszcze nie próbowałaś, poza tym Leclerc wydaje się w porządku.
- Z kąd to możesz wiedzieć?
- Błagam cię. Kiedy tylko wylądowałaś w Stansed i wydusiłam z ciebie co się stało to go sprawdziłam. Mogę się założyć o torebkę Prady, że wiem o nim więcej niż Santiago.
Ani Cassie ani Natalie, nie mogły wiedzieć, że każdy ma dobrze ukryte sekrety, a torebka Prady właśnie bezpowrotnie przepadła.
~*~
Następnego dnia, obudziło ją uporczywe pukanie do drzwi hotelowych. Ledwo żywa wstała z łóżka biorąc po drodze szlafrok. Od kiedy wróciła do hotelu uporczywy ból głowy nie dawał jej chwili wytchenia, a myśli krążące wokół monakijczyka nie polepszały jej stanu. Teraz na szczęście było znacznie lepiej, chodź cierpiała z niewyspania.
- Już idę. - warknąła otwierając drzwi. Jej oczom ukazała się postać, Natalie.
- Dopiero wstałaś? Myślałam, że musimy być wcześnie na torze.
- To która jest właściwie godzina? - zapytała zaniepokojona
- No tak dochodzi 9:30.
- Kurwa, umówiłam się z tatą, że o 9 będę już na miejscu. On mnie zabije.
- By spróbował, dobra my tu gadu gadu, a czas ucieka. Już mi marsz do łazienki i pamiętaj masz się tak odjebać żeby nasz Romeo wpadł z wrażenia.
- NIE MA ŻADNEGO ROMEO! - krzyknęła zamykając się w łazience.
- A tak w ogóle to go widziałam w windzie! Na żywo wygląda jeszcze lepiej! - odkrzykneła jej.
~*~
20 minut później były już w drodze na tor. Cassie usiłowała się pomalać, co nie było proste zważając jak bardzo narwanym kierowcą była jej kuzynka.
Na szczęście w jednym kawałku dojechały na paddock.
Blondynka praktycznie wystrzeliła z samochodu, kiedy ten się ledwo zatrzymał. Zdawała sobie sprawę jak bardzo była już spóźniona. Nie mogła pojąć jakim cudem zapomniała nastawić budzika. Zwyzywała siebie od idiotek, dalej biegnąc do motorhomu Ferrari.
- Tylko się nie zabij! - krzyknęła za nią Natalie.
W tym momencie dziękowała sobie że zamiast obcasów, wybrała białe conversy.
- Już jestem! - krzyknęła wpadając do gabinetu Santiago.
- Biegłaś? Przecież jak nie odbierałaś, to napisałem Nat, że nie musicie być tak wcześnie. - parsknął mężczyzna.
- Zabije ją, przysięgam. - wydyszała młoda Arratore, obiecując sobie w myślach, że to już najwyższa pora zabrać się za swoją kondycję.
- Jak będą chcieli mnie przesłuchać, powiem, że cię nie znam. - zaśmiał się. Santiago pozwalał sobie na taki luz tylko przy nielicznym gronie rodziny. Publicznie starał się zachować chłodną postawę. - Jak już tu jesteś to możesz mi pomóc przy oświadczeniach dla mediów.
Dziewczyna skinęła głową, siadając na pobliskim fotelu i biorąc leżący na biurku laptop.
Po chwili dołączyła do nich brunetka. Na jej widok w blondynce zbudziły się mordercze zapędy.
- Co? - zapytała widząc w jej oczach chęć mordu.
- Sprawdź telefon Nat. - odezwał się włoch.
Brytyjka sięgnęła do kieszeni jeansów wyciągając z nich urządzenie. Odblokowała go i od razu jej oczom ukazało się kilkanaście różnych powiadomień. Zignorowała Instagrama i Twittera, wchodząc w Messengera. Tam zobaczyła kilka wiadomości od Masona, a kilka od rodziców. Odpisała szybko matce, ignorując pozostałe. Nagle jej zwrok przykuła ta jedna wiadomość.
Od: Wujaszek Santi 🤪
Przekasz Cassie, że możecie być koło 11.
Natalie wciągnęła gwałtownie powietrze, patrząc na blondynkę.
- PRZEPRASZAM! Na swoją obronę mogę powiedzieć że to wina Ro... - nie dokończyła, zauważając porozumiewawcze, a zarazem mordercze spojrzenie Cass. - AHA! Rozumiem.
Nie spełna 25 latka miała ochotę walnąć sobie face pama. Teraz miała nadzieję tylko, że Santiago nie będzie drążyć, a Nat będzie częściej gryźć się w język.
Niestety jak to mówią nadzieja matką głupich.
- Ro? - zapytał zaciekawiony.
- Roxy, takiej dziewczyny z recepcji. Zagadałam się z nią i nie zwracałam uwagi na telefon. - wymyśliła naprędce. Na szczęście włoch tylko pokiwał głową i wrócił do wcześniejszego zajęcia.
Obie odetchnęły z ulgą. Cass natychmiast wróciła do pracy, Natalie natomiast zaległa na kanapie, wyjmując swój szkicownik i poprawiając kolejny projekt sukienki.
~*~
Podczas wyścigu zajmowały miejsca pomiędzy mechanikami w garażu. I Charles i Carlos zaliczyli bardzo dobry start.
Charles wyprzedził Maxa, a Carlos Pereza. Tempo mieli bardzo dobre. Mogła sobie wyobrazić zadowolenie swojego ojca. Ponadto zaliczyli rekordowy szybki pit stop.
Na 21 okrążeniu swój wyścig zakończył Oscar. Blondce nie było jakoś szczególnie przykro z tego powodu. Słyszała o nim różne rzeczy. Cieszyło ją, jednak, że Norris sobie radził w środku stawki.
Na 32 okrążeniu prowadzenie przejął Max, spychając monakijczyka na drugą pozycję. Z koloi po awarii Pereza na 40 okrążeniu Carlosa wyprzedził Alonso.
Śmiało mogła stwierdzić, że nie spodziewała się tak świetnej formy Astona. Kiedy Alonso zdobył trzecią pozycję, Lance ścigał Russella, walcząc o 6 lokatę.
Kiedy Max, a za nim Charles przekroczył linię mety w garażu zapanowała iście szampańska atmosfera. Ferrari miało podium. Lepszego rozpoczęcia sezonu nie mogli sobie wyobrazić. Wszyscy ruszyli na parc ferme.
Po drodze spotkały ojca Włoszki, który ją objął uśmiechając się szeroko. Drugie i czwarte miejsce go sadyswakcjonowały.
~*~
Czekała na Santiago i Natalie przed wyjściem z paddocku, kiedy obok niej zatrzymał się Carlos.
- I jak ci się podobał pierwszy wyścig młoda?
- Był zadowalający, tak w ogóle gratuluję 4 miejsca. Tata był zadowolony.
- Niby tak, ale wiem, że mogłem walczyć z Fernando.
- Następnym razem będzie lepiej. - uśmiechnęła się.
- Na kogo czekasz?
- Na ojca i kuzynkę, przyleciała wczoraj, to ta niska brunetka.
Carlos skinął głową, poczym sprawdził coś w telefonie, na co przewrócił oczami.
Schował uprzedzenie do kieszeni jeansów, zwracają się ponownie w stronę blondynki.
- Czy ty i Natalie macie chęć na imprezę? Mamy iść do jednego z klubów świętować początek sezonu.
- Kto będzie?
- W sumie to połowa obecnej stawki. - wzruszył ramionami.
- Wiesz co? Zapytam jej, na wszelki wypadek podaj adres.
Hiszpan uśmiechnął się, wysyłając jej adres i godzinę.
Odchodząc pomyślał, iż nie spodziewał się, że tak mu szybko pójdzie. Coś czuł, że plan Lando mógł wypalić.
~*~
Z całą pewnością mógł stwierdzić, że był zadowolony. Drugie miejsce w pierwszym wyścigu tego sezonu dawało mu cień szansy na mistrzostwo. W tym roku miał zamiar dopiąć swego.
Nie mógł wiedzieć, że może wygrać też coś innego.
Sączył powoli swojego drinka, jednym uchem słuchając opowieści Lando, o wściekłości jego nowego partnera.
Siedzieli w kilkanaście osób w wynajętej loży w klubie. Carlos, Isa, Carmen i George poszli potańczyć. Max, Kelly, Lando, Alex wraz z Lily siedzieli z nim przy stoliku. Pierre i Kika zniknęli gdzieś kilka minut temu. Reszta się gdzieś rozmyła albo zrezygnowała ze świętowania.
Charles mógł przysiądz, że kontem oka dostrzegł gdzieś w tłumie Lanca z Oscarem i Oconem.
Jego myśli kolejny raz poszybowały do blondynki. Dzisiaj widział ją tylko przelotnie, a wraz z nią widział pewną brunetkę. Nie wiedział kim była, ale podejrzewał, że mogła to być Natalie.
- No i wiecie, Zak chciał z nim porozmawiać i wyjaśnić pewne rzeczy, ale idiota trzaskając drzwiami zamknął się w swoim pokoju.
- Ktoś tu wyraźnie nie radzi sobie z porażką. - parsknął Albon.
- Muszę do kibla, jak wrócę to powiem wam co powiedział mu Zak jak go dorwał. - oświadczył Brytyjczyk i ruszył w stronę toalet.
- No to Charles, opowiadaj co tam u twojej blondyneczki. - zagadnął Alex.
- Ona nie jest moja. - mruknął.
- No weź, nie bądź taki, chcemy wiedzieć czy napięcie wybuchło. - zaśmiał się Max, za co dostał od swojej partnerki w bark.
- Dajcie mu spokój, jak będzie chciał to sam nam powie. - stwierdziła Kelly, a Lily potknęła jej głową.
Charles był im wdzięczny. Od kąd opowiedział im wczorajszą rozmowę, oczywiście pomijając niektóre szczegóły, nie dawali mu spokoju.
- O czym mówimy? - zapytał George, który wrócił z Carmen do stolika.
- Próbujemy wyciągnąć z Charlesa szczegóły odnośnie Cassie. - streścił Mick.
- Idealnie się składa. Za chwilę tu powinna być. - poinformował Carlos, który wraz z Isą, usiadł obok Maxa.
Monakijczyk omal się nie udławił drinkiem.
- Nie pierdol, że ją zaprosiłeś! - krzyknął Albon
- Yhy, ja w przeciwieństwie do innych nie boję się jej.
- Ja się jej nie boję, sama powiedziała, że możemy być przyjaciółmi.
- O tym jakoś zapomniałeś nam wspomnieć. - burknął George.
- Nie zapomniałem, nie będę wam mówić o wszystkim. - wzruszył ramionami.
- W każdym bądź razie, napisała mi, że będą tu za jakieś 5 minut.
- Będą? - zapytała Carmen.
- Ona i jej kuzynka. - wyjaśnił Hiszpan.
- Będzie ciekawie. - stwierdził Max śmiejąc się.
Akurat kiedy skończył oczy wszystkich przy loży spoczęły na wejściu do klubu.
Blondynka wraz z brunetką były ubrane w praktycznie takie same sukienki, różnił je ich kolor. Cassie w bordowej mini, a Natalie w czarnej.
Przeszły przez parkiet, kierując się do ich stolika.
- Cześć wam. - odezwała się Cassie.
- Hej blondi. - uśmiechnął się Hiszpan, poczym wskazał na swoich towarzyszy. - Charlesa, Ise, Georga, Carmen, Alexa, Lily i Micka już znasz. Pierre i Kika poszli na szybki numerek, a Lando się chyba utopił w kiblu, a tu masz naszego mistrza Maxa i jego dziewczynę Kelly. - dokonał prezentacji.
- Miło poznać. - uśmiechnęła się Brazylijka. - Chłopcy nam dużo o tobie opowiadali. A to pewnie jest ta słynna Natalie. - wskazała na brunetkę.
- A tak, poznajcie moją kuzynkę Natalie.
- Ta prawdziwa Natalie. - zaśmiała się Brytyjka. - Wybaczcie za tamto w sierpniu, Cass mi tylko ratowała dupę, możecie winę zwalić na mojego brata, łamaga sam się nigdzie nie ruszy.
- Mason tak? - zapytała Carmen.
- Inaczej znany jako wrzut na mojej dupie. - zaśmiała, poczym zwróciła się do partnerki kierowcy Mercedesa. - Miło cię znowu widzieć Carmen.
- To wy się znacie? - zapytała zdziwiona Cass
- Poznałyśmy się na meczu Mase'a. I tak jakoś od czasu do czasu wymieniałyśmy się wiadomościami. - wzruszyła ramionami. - Wybaczcie ale mam silną potrzebę najebania się. Przynieść coś komuś z baru?
- Weź mi 7up. - poprosił George.
- Mi cole.
- Mi też.
- Cass?
- Mohijo. - uśmiechnęła się.
Natalie oddaliła się, a Włoszka jeszcze raz spojrzała na towarzystwo.
Carmen nieznacznie chrząkneła, zwracając tym uwagę Georga.
- Tak? - zapytał
- Nie chciałbyś iść zatańczyć kotku.
- Ale dopiero wróciliśmy. - zauważył. - AŁA! Za co to? - zapytał po tym jak Carmen nadepnęła mu na stopę.
Brytyjka spojrzała to na swojego chłopaka, to na monakijczyka, który siedział obok nich, to znowu na Włoszkę.
George po chwili zrozumiał.
- Masz rację. Idziemy. - wstał, biorąc za rękę dziewczynę.
Kiedy zniknęli w tłumie, Isa zwróciła się do Cass.
- Siadaj kochana.
Blondynka nie mając wyjścia usiadła obok Charlesa. Oboje nie mogli powiedzieć że czują się komfortowo. Pomimo wyjaśnienia sobie wszystkiego, dalej czuli jakieś napięcie między sobą. Ledwo na siebie spojrzeli, już odwracali wzrok.
- Gratuluję pierwszego miejsca Max. - uśmiechnęła się co holender odwzajemnił. - Tobie też poszło świetnie Charles, tata był zadowolony.
- Dzięki. - mruknął, uśmiechając się niezręcznie. Nie umiał przy niej wyluzować. Nigdy w życiu nie czuł się tak przy żadnej innej dziewczynie. Przerażało go to.
- Twój ojciec zrobił podobno rewolucje w Ferrari. - odezwał się Alex.
- Tak, za każdym razem kiedy gdzieś przechodził, wprowadzał swoje porządki. Zawsze powtarzał, że trzeba mieć swoich ludzi.
Charles musiał przyznać jej rację. Od przyjścia włocha do Ferrari, zwolniono kilkudziesięciu kluczowych jak i tych mniej ważnych pracowników. I mówiąc szczerze po testach jak i pierwszym wyścigu był z tego zadowolony. Ludzie Santiago odjebali kawał dobrej roboty.
Przy stoliku trwała niezobowiązująca rozmowa, Kika i Pierre zdążyli wrócić, tak samo George i Carmen, Lando jak i Natalie co chwilę się gdzieś kręcili. Reszta odchodziła i przychodziła.
Nagle Mick, po chwili przypatrywania się Cass, uśmiechnął się i powiedział.
- Za pierwszym razem nie poznałem cię, ale miło wiedzieć cię znowu.
- Ciebie też Shumi, brakowało mi ciebie. - odpowiedziała, uśmiechając się. Była ciekawa czy blondyn ją pamiętał.
- Czekajcie co? Czegoś nie rozumiem. - odezwał się francus.
- No co, od początku wydawało mi się, że z kąś ją znam, ale ani imię, ani nazwisko mi nie pasowało. W Barcelonie miałem już pewność, ale wolałem się upewnić. - wytłumaczył Niemiec. - Santiago przyjaźnił się z moim ojcem. Spędziliśmy razem kawałek dzieciństwa.
- Tego to się nie spodziewałem. - oświadczył Max, ruszając do baru.
~*~
Od przyjścia Cassie i Natalie do kluby minęły jakieś 2 godziny. Towarzystwo już na dobre się rozbawiło. Nawet Leclerc zdawał się wyluzować.
Blondynka wstała z miejsca, ruszając na poszukiwania brunetki, którą nie widziała już dobrą chwilę.
Najpierw sprawdziła łazienkę, gdzie spotkała Kike, Portugalka obiecała się rozglądać. Dalej stwierdziła, że nie ma co się przedzierać przez parkiet i poszła prosto do baru. Okazało się to świetnym pomysłem. Bowiem Brytyjka siedziała na jednym ze stołków barowych, jawnie ignorując jakiegoś gościa. Kiedy tylko podeszła usłyszała.
- No proszę, daj mi swój numer. Co ci szkodzi?
- Po huj ci. - odpowiedziała agresywnie. - No wreszcie jesteś. - odwróciła się w stronę blondynki.
- Kto to? - szepnęła
- Nie wiem, dowalił się do mnie już na początku. Mam go dość. Pomóż mi.
- Co mam ci zrobić?
Brunetka chwilę porozglądała się po klubie, kiedy w pewnym momencie odwróciła się spowrotem do Cassie, korzystając z okazji, że facet coś sprawdzał w telefonie.
- Kto jest przy stoliku?
- Jak odchodziłam to siedziali Isa z Carlosem, Charles, a no i Lando akurat się przysiadł. A gdzieś obok kręcił się Max z Kelly.
- To ten w loczkach tak? - zapytała.
- No tak. - potwierdziła niepewnie blondynka. Obawiała się co może wykombinować Natalie.
- Idealnie. - mruknęła zeskakując z siedzenia i ruszając przed siebie.
- Ej, piękna gdzie się wybierasz! - krzyknął nieznajomy. Nat się tylko odwróciła pokazując mu facka i dalej szła przed siebie. Cassie musiała przyznać, że facet był cierpliwy, pomimo wulgarnego gestu dalej szedł za jej kuzynką.
- To się źle skończy. - mruknęła do siebie, podążając za dziewczyną.
Natalie podeszła do stolika, chukneła w stół, na co każdy z obecnych spojrzał w jej stronę.
- Co straszysz ludzi? - zapytał podejrzliwie Charles.
- Cicho, za chwilę tu będzie taki jeden natręt zachowujcie się naturalnie. - powiedziała. Następnie rozejrzała się w śród zgromadzonych, zatrzymując się na kierowcy Mclarena. - TY!
- Ja? - zapytał niepewnie Lando, patrząc wprost w oczy brunetki. Był nią oczarowany. Wcześniej nie miał możliwości się jej bliżej przyjrzeć.
- Tak ty, zamknij się, nie zadawaj pytań, tylko chodź. - odpowiedziała mu, ciągnąć go za rękę na środek parkietu. Dziewczyna praktycznie natychmiast zaczęła tańczyć do rytmu.
Lando był niczym zaczarowany. W ciągu swojego prawie 24 letniego życia, nigdy nie spotkał tak natularnej, pewnej sobie i upartej dziewczyny. Mógłby przysiąść, że się natychmiast zauroczył. Otwartość brunetki nawet trochę go peszyla.
- No na co czekasz? Tańcz. - powiedziała patrząc wprost na niego. Kontem oka dostrzegła postać tego faceta.
Lando rozważył wszystkie za i przed i zaczął naśladować Brytyjkę. Akurat w tedy dj puścił "Shut up and Dance with me" od Walk the Moon. Piosenka niemal identycznie oddawała obecną sytuację.
- SHE SAID SHUT UP AND DANCE WITH ME! - zawył tłum, podskakując z rękami w górze.
- THIS WOMEN IS MY DESTINY! - kiedy nadszedł kolejny wers Lando stwierdził, że chętnie poznam bliżej tą niezwykłą dziewczynę.
Przez kolejne sekundy piosenki Natalie, rozglądała się jeszcze po sali, kiedy przestała dostrzegać nieznajomego, wyluzowała się i całkowicie oddała się piosence.
A backless dress and some beat up sneaks
My discotheque Juliet teenage dream
I felt it in my chest as she looked at me
I knew we were bound to be together
Bound to be together.
Kątem przymknięte go oka zobaczyła, że Brytyjczyk cały czas jej się przyglądał. Musiała przyznać, że był dość przystojny. Trochę wyższy od niej. Brunet z loczkami i oczami w kolorze nieba. Był w jej typie.
Oh don't you dare look back
Just keep your eyes on me
I said you're holding back
She said shut up and dance with me
This woman is my destiny.
- SHE SAID OH OH OH, SHUT UP AND DANCE WITH ME! - tłum kolejny raz zawył na refrenie, ktoś wpadł na Natalie, ktoś popchnął Lando tak, że praktycznie stykali się nosami.
Oh, c'mon girl
Deep in her eyes
I think I see the future
I realize this is my last chance.
To było niczym zapalnik dla obojga. Pokonali resztę odległości. Lando najpierw niespiesznie przywarł do jej wark, co z kolei ona pogłębiła, narzucając tępa. Zarzuciła ręce na jego kark, kiedy on trzymał swoje dłonie na jej talii
Ani ona, ani on nigdy w życiu nie czuli czegoś takiego. Miliony fajerwerek w nich wybuchło. Lando, kiedy wychodząc z łazienki, dostrzegł ją gdzieś między innymi ludźmi i już w tedy czuł stado motyli w swoim brzuchu.
Don't you dare look back
Just keep your eyes on me
I said you're holding back
She said shut up and dance with me
This woman is my destiny
She said oh oh oh
Shut up and dance with me
Piosenka jakby nigdy nic leciała dalej, nieznajomi obok tańczyli jakby nigdy nic. Ba, na parkiecie znaleźli się Pierre z Kiką, Carlos z Isą, Max z Kelly, George z Carmen, a nawet Mick znalazł sobie partnerkę. Dostrzec można było nawet monakijczyka, tańczącego z uśmiechem z włoszką. I chodź nie powinien to czuł się doskonale. I kiedy to wszystko się działo. Natalie i Lando w dalszym ciągu się całowali.
- OH OH OH SHUT UP AND DANCE WITH ME
OH OH OH SHUT UP AND DANCE WITH ME! - poraz ostatni refren porwał tłum, poczym piosenka zakończyła się. Część ludzi zeszła z parkietu, zostawiając wolną przestrzeń.
Natalie oderwała się od Lando, chcąc odejść. Brytyjczyk jednak był szybszy i chwycił ją za nadgarstek.
- Umów się ze mną. Gdziekolwiek i kiedykolwiek.
- Prześlę ci wiadomość. - uśmiechneła się, oddalając się. Nagle jednak, odwróciła się spowrotem do chłopaka. - Dziękuję. - szepnęła, dając mu przelotnego buziaka w policzek.
Kiedy ona znikała w tłumie, on trzymał rękę w miejscu na którym zostawiła ślady swojej szminki.
- Ta kobieta będzie moja. - westchnął rozmarzony w myślach.
Nigdy w życiu by nie powiedział, że ten wieczór skończy się w taki sposób.
~*~
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Obie powiedziały to samo kiedy się znalazły. Natychmiast się roześmiały.
- Która pierwsza? - zapytała brunetka.
- Em, może zostawmy to na rano co?
- Doskonały pomysł stara.
- A teraz, zmywamy się? - zapytała blondynka.
- O niczym innym nie marzę. - westchnęła z uśmiechem brunetka.
- Dobra, dobra, widzę, że coś się zadziała. Możesz iść zamówić taxi, a ja w tym czasie pójdę po rzeczy i się pożegnam.
Natalie skinęła głową, odwróciła się i ruszyła do wyjścia z klubu.
Nie mogła uwierzyć w to co się zadziało. Jeszcze wczoraj wieczorem miała dość całego gatunku męskiego. Dzisiaj jednak...
Dzisiaj jednak chyba się zakochała.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~~*~*~*~*~*~*
Nie jestem może zbyt zadowolona z tego rozdziału. Męczyłam się z nim ponad tydzień. Ale jednak końcówka na długo zapadnie mi w pamięci. Z resztą nie tylko mi. Lando i Natalie chyba też nie.
Co o nich myślicie?
Jeszcze lepszym pytaniem jestem co w tym czasie działo się z naszymi "przyjaciółmi".
Dobranoc i do zobaczenia niedługo kochani!
Aha i pamiętajcie Shut up and dance with...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro