Rozdział 14
Następnego dnia obudziła się gdy Charles zamykał już swoje walizki. O wczorajszym zajściu nie rozmawiali. Jedynie spytał ją jak się czuje.
- Kiedy wracasz do Monako? - zapytała kiedy był już gotowy do wyjścia.
- W czwartek wieczorem. Spędzę trochę czasu z braćmi w Nowym Jorku. - wyjaśnił. - Podobno Lando z Natalie mają się dołączyć.
- Naprawdę? - zapytała zdziwiona.
- No, Martin Garix ma być, wiesz że się przyjaźni z Lando. A Natalie to go już praktycznie nie odstępuje na krok.
- To oni są w końcu razem, bo czuję się trochę zagubiona.
- Nie, ale Lando coś organizuje jak wrócimy. To ma być "wyjątkowe". - westchnął dramatycznie, na co się zaśmiała. - A ty? Wracasz od razu do Monako czy zatrzymasz się u Santiago?
- Wracam do Monako, dawno mnie tam nie było, a poza tym chyba potrzebuję trochę samotności. - wzruszyła ramionami. - Wiesz już kiedy się spotkamy?
- Sobota albo piątek jeśli się wyrobie. Będziemy w kontakcie. - uśmiechnął się.
- Jasne. - również się uśmiechnęła.
Charles spojrzał na zegarek który wisiał na ścianie, poczym westchnął.
- Muszę uciekać, za niedługo mamy samolot. Do zobaczenia Promyczku - podszedł do niej i przytulił.
- Baw się dobrze i uważajcie na siebie. - odwzajemniła uścisk.
- Ty też, w razie czego masz dzwonić.
Cassie jedynie mu pomachała, poczym również postanowiła zacząć się ogarniać.
~*~
Siedział na stadionie Yankesów i podrzucając piłeczkę bejsbolową, obserwował jak jego młodszy brat z Jorisem i Lando bawią się w berka na boisku. W tym samym czasie Max razem z Martinem i Natalie robili im zdjęcia. Spojrzał na nich z rozbawieniem poczym odwrócił się w stronę Lorenzo który właśnie usiadł koło niego na trybunach. Mężczyzna podał mu butelkę z wodą poczym się odezwał.
- A im się dalej nie znudziło?
- Jedynie Nat kiedy się przewróciła chcąc złapać Arthura, stwierdziła że to pierdoli i poszła do Maxa i Martina.
- Jak dzieci. - pokręcił z rozbawieniem głową.
Siedzieli przez chwilę w ciszy obserwując jak Lando stara się trafić piłką w Jorisa.
- A ty czemu w ogóle siedzisz tu sam?
- Musiałem pomyśleć. - wzruszył ramionami nie odrywając wzroku z Arthura który teraz gonił Natalie z butelką wody.
- O Cassie? - uśmiechnął się pod nosem widząc zdziwioną minę swojego młodszego brata.
- Co? Nieee. - zaprzeczył szybko.
- Chcesz oszukać mnie czy siebie?
Charles westchnął poczym ponownie spojrzał na boisko. Tym razem to wściekła i przemoczona Brytyjka goniła Arthura, jednak ona trzymała kij bejsbolowy.
- Charles wiesz że możesz mi powiedzieć o wszystkim. - położył rękę na jego ramieniu.
- Tylko zachowaj to dla siebie, proszę. - spojrzał na niego niemal błagalnie. Lorenzo zamknął na kłódkę swoje usta poczym wyrzucił niewidzialny klucz daleko przed siebie. - Widziałem ją zaledwie wczoraj, a od kiedy weszliśmy do samolotu nie mogę przestać o niej myśleć. Zastanawiam się jak się czuje, co robi i czy jest bezpieczna.
- Zakochałeś się, to normalne. - szturchnął go żartobliwie gdy ten wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo sam tak się czuję. - uśmiechnął się.
- Czekaj, co!? - prawie krzyknął.
- Trochę ciszej i jeśli możesz to też zachowaj to dla siebie.
Charles z niemałym szokiem na twarzy skinął jedynie twierdząco głową.
- Więc nazywa się Charlotte Di Pietro, ma 25 lat, jest pół Włoszką, a pół Belgijką, ale wychowała się w Niemczech. - gdy o niej opowiadał jego oczy miały w sobie malutkie iskierki radości. Charles dawno nie widział swojego brata tak szczęśliwego.
- Jak długo się znacie?
- Poznałem ją w zeszłym roku w lipcu kiedy byłem z Felipe w Madrycie. On zna jej przyjaciela z którym studiuje.
- I mówisz mi o niej dopiero teraz? - zapytał z wyrzutem.
- Jakoś tak wyszło. Nie wiedziałem czy coś z tego wyjdzie, a poza tym ty też nie powiedziałeś mi o Cassie.
- To trochę bardziej skomplikowane. - westchnął. - Ale wracając do ciebie, od kiedy wiedziałeś że się zakochałeś?
- Od kąd ją zobaczyłem. - wyszczerzył się. - Jak tylko przede mną stanęła wiedziałem że zrobię wszystko by chociaż raz się z nią spotkać, na moje szczęście ja też zwaliłem ją z nóg. - zaśmiał się.
Charles nie mógł w to uwierzyć. Ten prawie zawsze poważny Lorenzo, który przyjął na siebie rolę głowę rodziny, teraz zachowywał się jak nastolatek. Cieszył się że wreszcie jego brat jest szczęśliwy, miał jedynie nadzieję że ta dziewczyna go nie skrzywdzi.
- Kiedy ją poznamy? - tym razem on się uśmiechnął kiedy zobaczył zakłopotanie na twarzy starszego brata.
- Myślę że chwilę przed wyścigiem w Monako. - odpowiedział cicho, poczym to tym razem on spojrzał na dół, w idealnym momencie by zobaczyć jak Natalie trafia piłką w tył głowy Arthura, Lando momentalnie wybuchnął śmiechem, przez co monakijczyk rzucił się w jego stronę w mordem w oczach. Brytyjczyk z piskiem zaczął przed nim uciekać. - Dobra, to teraz ty opowiadaj. Jak to jest z tą twoją Włoszką. - odezwał się, ignorując to co działo się na boisku.
Charles streścił bratu całą znajomość z blondynką, pomijając niektóre zbyt prywatne fakty.
- Więc tak, mam jedną szansę żeby przekonać ją że to ma sens. - westchnął zakańczając.
- Mów czego ci potrzeba bracie. Zrobię wszystko żeby ci pomóc.
- W zasadzie to mam wszystko ogarnięte, oprócz jednej rzeczy. - uśmiechnął się.
- Gadaj, tylko pamiętaj że czegokolwiek byś nie zrobił bez naprawdę szczerej rozmowy nic nie zdziałasz.
- Nawet nie wiesz jak długo ćwiczę to co chce jej powiedzieć.
- W takim razie mów czego ci brakuje.
Charles pochylił się w jego stronę by na ucho wyszeptać mu co jest mu potrzebne żeby zorganizować dla Cassie najlepszą randkę w jej życiu. Gdy odsunął się od brata i na niego ponownie spojrzał ten z niedowierzaniem ale i z uśmiechem wyciągnął telefon, poczym wybrał numer do swojego znajomego.
- Simon? Miło cię słyszeć. Mam do ciebie prośbę. Muszę zarezerwować na piątek całą wieże Eiffla. Nie, cena nie gra roli. Uwierz że to sprawa życia i śmierci. - uśmiechnął się do brata słysząc odpowiedź Francuza. - Jasne, będziemy w kontakcie, dzięki stary. - rozłączył się poczym skierował swoje spojrzenie na brata. - Jest duża możliwość że mu się uda. Ewentualnie pytał czy może być inny dzień?
- Jasne, nie będzie problemu z resztą, wielkie dzięki Lores, jestem twoim dłużnikiem.
Lorenzo chciał mu odpowiedzieć gdy nagle usłyszeli krzyk. Spanikowani natychmiast spojrzeli na boisko. Max, Lando, Arthur oraz Joris biegali i krzyczeli jak poparzeni, uciekając przed piłkami, które wylatywały z wyrzutni, z nie małą prędkością. Za maszyną stała uśmiechnięta Natalie, która w nich celowała. Jedynie Martin zdołał zwiać na najbliższą trybunę. Mężczyźni spojrzeli na siebie spanikowani, poczym ruszyli w dół by uratować reszcie tyłki przed siniakami.
~*~
Po tym jak udało im się uspokoić Natalie i posprzątać piłki, zrobili sobie zdjęcia z drużyną która właśnie zaczęła trening.
Po wszystkim opuścili stadion i udali się na obiad. Jednak gdy wychodzili z restauracji Arthur, który dotychczas gapił się w telefon, nagle gwałtownie stanął w miejscu przez co Lando prawie w niego wszedł.
- Arthur kurwa, prawie się przez ciebie zabiłem. Nie gap się w ekran jak leziesz.
- Sorry ale to przez szok. - spojrzał na niego przepraszająco.
- Co się stało młody? - zapytał go Lorenzo.
- Otóż nasz szanowny brat nie pochwalił się że ma nową dziewczynę. - wyszczerzył się dumnie.
- Że niby co mam? - Charles parsknął śmiechem - Nie gadaj że wierzysz jakimś szmatławcą.
- No właśnie Arth, nikt nie ma bardziej wybujałej wyobraźni niż ci pseudo dziennikarze. - stwierdziła rozbawiona Natalie.
- Ale to nie od nich info. - sprostował. - Carla spotkała się z jakimiś koleżankami które jej przekazały najświeższe plotki które chodzą po mieście. W sumie to się dziwię że te hieny tego jeszcze nie zwąchały.
- Arthur do rzeczy. - pospieszył go coraz bardziej zdenerwowany Charles.
- Otóż nie jaka Alexandra rozpowiada że zaczęła się spotykać tu cytat: "Z najbardziej słodziaśnym ciasteczkiem w Monako" - ostatnie zdanie wypowiedział cukierkowym przesłodzonym tonem, na co większość ekipy się zaśmiała.
- Japierdole aż mi się zebrało na wymioty. - stwierdziła.
- Jakieś nazwisko? - zapytał Lorenzo
- I skąd wiadomo że to ja? - w tym samym czasie pytanie zadał główny zainteresowany.
- Saint-Mleux i wiadomo bo pociągnięta za język powiedziała że chodzi dokładnie o ciebie. - wyjaśnił. - To jak to jest z tą dziewczyną? Mam nadzieję że masz jakieś dobre wytłumaczenie bo ręczę ci że to doszło już do naszej mamy. - zaśmiał się.
- Kurwa. - zaklął pod nosem.
- Charles? O co z tym chodzi? - zapytał go Max.
- Jest znajomą znajomej, spotkaliśmy się może jakieś 3 razy. Dwa razy jeszcze przed startem sezonu, zanim poznałem Cassie. - dodał widząc wkurzoną Natalie.
- A ten 3 raz? - zapytała go zdenerwowana Brytyjka.
- W marcu, jeszcze przed Australią, a zrobiłem to tylko po żeby hieny dały Cassie spokój.
- No patrzcie jaki wspaniałomyślny - wymamrotała.
- Nat, ona dobrze wiedziała że nic z tego nie będzie. To było przyjacielskie wyjście, nie wiem co jej odjebało.
- Laska ewidentnie sobie za dużo na wyobrażała albo chciała się pochwalić koleżankom. - Martin wzruszył ramionami.
Charles dobrze wiedział, że jeśli te plotki dojdą do Cassie, ta go znienawidzi. Spojrzał na swojego starszego brata który myślał dokładnie tak samo. Skinął mu głową, na znak zgody. Chociaż Lorenzo nie wiedział co dokładnie jego brat chciał zrobić, to mu ufał.
- Muszę jak najszybciej znaleźć się w Monako. Przecież jak to pójdzie dalej to jestem w dupie. - stwierdził wkurzony.
- Zadzwonić po pilota? - zapytał go Arthur.
- Nie odbierze, dałem mu wolne do czwartku. - westchnął zrezygnowany.
- Charles? - zagadnął go Holender, a kiedy ten na niego spojrzał to kontynuował. - Moi piloci są teraz na lotnisku, mogą lecieć nawet za pół godziny. Jeśli warunki będą git jeszcze dzisiaj w nocy powinieneś być w Monako*. Ty polecisz teraz, a my polecimy twoim w czwartek.
- Serio?
Verstappen jedynie się uśmiechnął i rzucił w jego stronę kluczyki do jego wynajętego samochodu.
Charles bez słowa ruszył do zaparkowanego nieopodal pojazdu żeby jak najszybciej znaleźć się w hotelu, a potem na lotnisku.
- Pozdrów blondi! - krzyknął jeszcze w jego stronę rozbawiony Max, poczym wyciągnął telefon i wykonał połączenie. - Franco? Zbierajcie się za chwilę macie lot do Nicei, spokojnie, wylecicie tak szybko jak będziecie mogli, ja resztę załatwię.
~*~
Nie pamiętała kiedy ostatni raz była w swoim mieszkaniu. Aura tego miejsca napawała ją spokojem, chodź nie zawsze czuła się w nim tak komfortowo i bezpiecznie jakby chciała. Następnego dnia po przylocie odebrała klucze od sąsiadki która w czasie jej nieobecności podlewała jej roślinki i doglądała mieszkania. Później udała się na zakupy, jej lodówka świeciła pustkami, tak samo jak jej żołądek.
Była w szoku, gdy parę osób na mieście spytało czy mogą sobie zrobić z nią zdjęcie. Nie wiedziała że zyskała popularność wśród kibiców w tak krótkim czasie.
Gdy wróciła do siebie pod drzwiami zobaczyła leżący na wycieraczce bukiet żółto-pomarańczowych róż. Z uśmiechem i niedowierzaniem podniosła kwiaty. Chyba naprawdę mu zależy - pomyślała. Chodź tym razem nie było dołączonego liściku.
Gdyby tylko wiedziała że nie wszystko jest takie proste jak się wydaje.
~*~
Zasnęła chwilę po północy by po 2:46 obudzić się z krzykiem. Znowu miała kolejny koszmar, praktycznie nic się nie zmieniło. Westchnęła poczym wstała i skierowała się do kuchni. Duszkiem wypiła szklankę wody. Jej dłonie powoli przestawały się trząść. Była ciekawa czy kiedykolwiek pozbędzie się tych koszmarów.
Mogła uciekać w nieskończoność, lecz nie zdawała sobie sprawy że przeszłość bezlitośnie depcze jej po piętach.
Przez następne pół godziny próbowała na nowo zasnąć. Za każdym razem kiedy tylko zamykała oczy widziała jego twarz. Obawiała się że już nigdy nie wyprze z głowy tego obrazu. Poraz kolejny spojrzała na telefon leżacy jakby nigdy nic obok niej na szafce nocnej. Myśli w jej głowie pędziły niczym bolidy po torze, kolejne plusy i minusy przelatywały w jej głowie. Nie wiedzieć czemu nie myślała żeby zadzwonić do Masona, który najpewniej spaczenie spał w Londynie, Natalie, która patrząc na różnice czasu albo była razem z innymi na mieście albo szykowała się razem z Lando do snu lub kolejnej imprezy, również nie przyszła jej myśl.
Jedyne o czym myślała to, to jedno zdanie:
" - Nie będę naciskać, bo to nie moja sprawa, ale jakbyś kiedyś chciała pogadać, albo jakbyś znowu miała taki koszmar, dzwoń, niezależnie od pory i chwili."
Jego uśmiech i oczy w tedy zapewniły ją o szczerości tych słów. Ale czy oby na pewno miała prawo do niego dzwonić?
Pewnie gdyby jeszcze chwilę o tym myślała uznałaby to za najgłupszy pomysł na jaki ostatnio wpadła. Na szczęście zanim rozum wygrał, serce chwyciło za urządzenie i wybrało numer do Charlesa.
~*~
Właśnie czekał na bagaże gdy jego telefon zaczął dzwonić, najpierw spojrzał na zegarek, poczym pomyślał:
- Kto u diabła dobija się o prawie 4 rano.
W głowie miał same najczarniejsze myśli. Praktycznie nigdy telefony o takiej porze nie zwiastowały niczego dobrego, zwłaszcza że dopiero wylądował w Niceii, o czym wiedzieli tylko jego przyjaciele w Nowym Jorku. Nie patrząc kto dzwoni poprostu odebrał.
- Halo? - zapytał zdenerwowanym głosem.
- Em, Charles?
Kiedy tylko usłyszał jej głos odetchnął z ulgą. Chodź po chwili zastanowił się dlaczego do niego dzwoni o prawie 4 rano. Jednak jeśli dalej chciała z nim gadać znaczyło że jeszcze nic nie słyszała.
- Hej Promyczku, nie wiedziałem że tak szybko zatęsknisz.
Dałby sobie głowę uciąć że usłyszał jej cichy śmiech.
- Pewnie jesteś zajęty i w ogóle, ale...
- Akurat mam wolną chwilę. - przerwał jej. Dla niej zawsze znajdzie wolną chwilę. - Coś się stało?
Po drugiej stronie nastąpiła cisza. Nie mógł wiedzieć że Cassie właśnie narzuciła na siebie szlafrok i usiadła na parapecie okna, patrząc na spowite mrokiem Monako.
- Nie mogę spać. - wyszeptała.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zadzwoniłaś akurat do mnie. - odebrał swoje walizki i skierował się do wyjścia z lotniska by złapać taksówkę. - Znając ciebie pewnie ciągle rozmyślasz dlaczego tak się dzieje. - usłyszał jedynie westchniecię. - Promyczku gdzie jesteś?
- W swoim mieszkaniu. - odparła zdezorientowana.
- Dokładniej.
- Aktualnie przy oknie.
- Doskonale. Spójrz na niebo. - akurat znalazł wolnego taksówkarza, cicho przekazał mu adres, i jak tylko zajął miejsce w samochodzie również spojrzał na rozgwieżdżone niebo.
- Co dalej?
- Wyobraź sobie że jestem obok, trzymam cię za rękę i opowiadam o różnych konstelacjach.
Cassie naprawdę jakby czuła jego obecność. Oboje się nieświadomie uśmiechnęli.
- Wyobraź sobie że gdzieś tam daleko jest zapisana nasza przyszłość.
- Mówiłam ci że nie wierzę w przeznaczenie.
- Dlatego mówię żebyś to sobie wyobraziła, chodź na chwilę, ale dobra w takim razie użyj wyobraźni i powiedz mi co tam widzisz. Ja na przykład widzę w tych gwiazdach twój uśmiech.
Szkoda, że nie mógł zobaczyć tego jak się zarumieniła.
- Ja chyba widzę wiewiórkę. - gdy usłyszała jego śmiech od razu zaczęła się szczerzyć.
Przez kolejne minuty na zmianę wymyślili coraz dziwniejsze rzeczy. Gdy miała nastąpić kolej Charles ten zamilkł. Zastanawiała się gdzie jest i co robi że może z nią rozmawiać i patrzeć w niebo. Dałaby sobie głowę uciąć że słyszała samochody. Może był przed jakimś klubem?
- Charles jesteś tam? - zapytała gdy przez kilka następnych minut się nie odezwał.
- Tak, tak jestem. Teraz patrząc w górę widzę ciebie.
- Co? - nie rozumiała go.
- Spójrz w dół Promyczku.
Wykonała jego polecenie i natychmiast pobiegła do drzwi wejściowych, a potem wprost na dół.
Wpadła w jego ramiona. I tak stali, ona w szlafroku i boso, a on zmęczony lecz szczęśliwy.
- Co ty tu robisz? Nie powinieneś być teraz w Nowym Jorku?
- Mam pewną sprawę która nie mogła czekać. - uśmiechnął się. Teraz był pewien że Włoszka nic nie wiedziała.
Blondynka wzięła jedną z walizek i pociągnęła go do budynku.
- I teraz zamiast spać albo ją załatwiać zjawiłeś się pod moimi drzwiami? - zapytała dalej nie dowierzając że to nie jest sen.
- Zadzwoniłaś akurat jak czekałam na walizki. - wzruszył ramionami. - I tak nie miałem nic do roboty. A tak poza tym bez ciebie obok jakoś źle mi się spało. - puścił jej oczko.
Zaśmiała się poczym odpowiedziała:
- To chyba też był powód dlaczego ja nie umiem spać.
- Czyli mam rozumieć że zapraszasz mnie do łóżka? - poruszył dwuznacznie brwiami, za co oberwał poduszką z kanapy.
- Radziłabym ci zamknąć jadaczke Leclerc bo jeszcze zmienię zdanie. - pogroziła mu z rozbawiona palcem.
Uniósł ręce w geście kapitulacji i równie rozbawiony podążył za blondynką po schodach do jej sypialni. Tam już bez zbędnego gadania przebrał się i dołączył do Cassie, która kiedy tylko zauważyła, że jest gotowy to wtuliła się w jego tors.
Oboje niemal natychmiast zasnęli.
Wreszcie czuła się jak w prawdziwym, bezpiecznym domu.
~*~
Wesołych świąt kochani 🫶🏼🥰🎄
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro