Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13


Resztę nocy przespała całkiem dobrze. Żaden więcej koszmar jej nienawiedził. Ponadto pierwszy raz od dawna aż tak się wyspała.

Pierwszy obudził się Charles, który gdy tylko na tyle się rozbudził by zauważyć blondynkę wtuloną w niego uśmiechnął się szeroko, dawno nie czuł się tak dobrze, przymknął oczy i zaciągnął się zapachem dziewczyny. Nuty malin i morskiej bryzy stawały się jego nowymi ulubionymi zapachami. Delektował by się tą chwilą dalej gdyby nagle nie poczuł ruchu obok siebie.

Cassie odwróciła się w stronę Charlesa, który mogła przysiąść że wpatrywał się w nią z troską i szczęściem w oczach, w których mogła utonąć.

- Hej. - szepnął z lekką chrypką. - Jak się czujesz?

- Dobrze. - odpowiedziała również szeptem. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w zupełnej ciszy. Włoszka chciała się upewnić że nie znajdzie w jego oczach litości której tak nienawidziła, a którą dostrzegała w swoim kierunku nazbyt często. Gdy już wiedziała, że jedynym co wyczyta z jego oczu jest troska, odetchnęła z ulgą. - Charles?

- Tak Promyczku? - uśmiechnął się łagodnie.

- Dziękuję, za wszystko.

Monakijczyk skinął jedynie głową, poczym na chwilę się zamyślił.

- Cass?

- Tak?

- Nie będę naciskać, bo to nie moja sprawa, ale jakbyś kiedyś chciała pogadać, albo jakbyś znowu miała taki koszmar, dzwoń, niezależnie od pory i chwili.

- Charles nie mogę cię obarczać swoimi problemami. - uśmiechnęła się słabo. Dotychczas tylko trzy osoby wiedziały o jej koszmarach. Mason niejednokrotnie zarywał noce żeby ona mogła chodź na chwilę zasnąć, z Natalie wypiła nie jedną butelkę wina żeby przestać czuć. Trzecią osobą był Santiago, który gdy myślał że już jest dobrze, przestraszony wbiegł do jej sypialni pewnej nocy, gdy się obudziła z krzykiem, nigdy nie widziała tak przerażonego Włocha, który bez słowa ją przytulił i szeptał uspokajające słowa aż nie zasnęła ponownie. Teraz wiedział też Charles, z tą różnicą że on nie wiedział dlaczego. Nie chciała by się nią przejmował to by wszystko jeszcze bardziej skomplikowało.

- Jak najbardziej możesz. - odpowiedział z uporem w głosie. - Jesteśmy przyjaciółmi a ci sobie pomagają. Obiecaj mi to Cassie że jakby co to zadzwonisz.

Przez chwilę walczyła sama ze sobą, by po chwili skapitulować.

- Niech ci będzie. Obiecuję. A teraz lepiej się zbierajmy. Wyścig sam się nie wygra.

~*~

Miami miało jedną wielką zaletę. Na ten wyścig przybywało tyle celebrytów, że skutecznie odwracali uwagę dziennikarzy od kierowców. Nikt nie zaatakował ich z fleszem gdy wychodzili z jednego samochodu.
Jednak gdy tylko przekroczyli teren paddoku zaatakowała ich podekscytowana Natalie.

- No wreszcie jesteście. - natychmiast do nich przylgnęła - Do telefonu zajrzeć to już nie łaska, co? - zapytała oskarżycielsko swojej kuzynki.

- Wybacz, papiery mnie pochłonęły, a co się stało?

- Pamiętasz jak 3 dni temu próbowałam namówić Lando żeby zabrał nas na nagrywki z Vinem i Michelle?

- No, stwierdził że nie może wprowadzić nikogo z zewnątrz.

- Tak, ale teraz pogadał z nimi i zgodzili się z nami spotkać za pół godziny.

- NAPRAWDĘ!? - krzyknęła z ekscytacją, że aż kilka osób odwróciło się w ich strony. Jej podekscytowanie wynikało z faktem że wychowała się na szybkich i wściekłych. Zawsze oglądała je z Santiago kiedy wracał do Włoch.

- TAK! Ale słuchaj tego, to nie koniec dobrych wieści, mam w zanadrzu jeszcze coś lepszego.

- Jest coś lepszego niż Vin Diesel i Michelle Rodriguez?

- Trzy słowa. Nicholas Jerry Jonas. - już w tym momencie oczy Cassie były jak spodki. - Wczoraj w klubie wylał drinka na Carmen, na przeprosiny chciał dać nam bilety na dzisiaj. Okazuje się że będą tu grać przed wyścigiem, a jak się pośpieszymy to będziemy pod sceną.

- NIE PIERDOL! Japierdole raz jak zostałam w hotelu musiało się stać coś takiego. Powiedz chociaż że macie z nim zdjęcia.

Natalie z zadowoleniem pokiwała głową. W tym samym momencie do tej pory cichy Charles postanowił zabrać głos.

- Lubisz ich? - zapytał ją naiwnie.

- Ona i lubić? - parskneła Brytyjka. - Wielkie niedopowiedzenie. Camp Rock 2 to ona zna na pamięć. Nick był jej ulubionym i w całym pokoju miała z nim plakaty. Wmawiała wszystkim że kiedyś to dla niej będzie śpiewał.

Charles cicho się zaśmiał, gdy Cassie chciała zapaść się pod ziemię.

- Nat mam może wspomnieć Lando o twojej fazie na Troya Boltona i Dzikie koty? - uśmiechnęła się do niej słodko.

Szatynka jedynie prychnęła, poczym chwyciła rękę blondynki.

- Chodź, nie mamy czasu. - pociągnęła ją za sobą

- Udanego wyścigu Charlie! - krzyknęła do monakijczyka, gdy ten jej machał rozbawiony.

- Udanego wyścigu Charlie. - przedrzeźniła ją. - I ty na niego nie lecisz, tak?

Cassie przewróciła oczami i bez słowa podążyła za Brytyjką.

~*~

Spotkanie z aktorami było prawdziwym spełnieniem marzeń. I Vin i Michelle okazali się bardzo sympatycznymi ludźmi, a czas z nimi minął błyskawicznie. Również koncert Jonas Brothers będzie miło wspominać, razem z Natalie stała prawie pod sceną i darła się na każdej piosence.

Aktualnie stała pod podium razem z zadowolonym Santiago. Może i to Fernando Alonso zdobył w ten weekend swoją 33 wygraną, ale to Carlos i Charles stali koło niego. Mieli szczęście że Perez postanowił w połowie wyścigu poznać się bliżej z Oconem, który wyjeżdżał z alei serwisowej. Z kolei Verstappen miał problem z układem hamulcem i cudem dojechał na 7 miejscu. Z wyścigu na wyścig Ferrari coraz bardziej pokazywało, że wyszło z kryzysu i może poważnie powalczyć o mistrzostwo.

Nie wiedziała czyja radość i satysfakcja bardziej ją cieszy. Jej ojca czy raczej chłopców. Nawet podczas wywiadów dawali odczuć jak bardzo ich cieszy ten dużo lepszy sezon.

~*~

Czekała w motorhomie Ferrari na Charlesa, z którym miała wrócić do hotelu, gdy ten skończy wszystko co miał do roboty. Trochę się niecierpliwiła, bo o 20 umówili się z resztą ekipy na wyjście do klubu.

Przeglądała Instagrama, gdy nagle ktoś zaszedł ją od tyłu i położył ręce na jej oczach. Na początku przestraszyła się nie na żarty, jednak gdy usłyszała ten dobrze znany sobie głos zaczęła się śmiać.

- Zgadnij kto to.

Tylko jeden człowiek miał ten niepowtarzalny hiszpański akcent.

- Carlos, przysięgam że kiedyś zejdę przez ciebie na zawał.

Brunet jedynie się zaśmiał i stanął przed nią.

- Czekasz na Charlesa?

- Jest moim szoferem.

- To dobrze się składa. Mam cię do niego zabrać.

- Ty, mnie do niego? - zapytała zdziwiona.

- Taką dostałem misje. No nie patrz tak na mnie tylko chodź blondi. Tylko najpierw musisz założyć to. - podał jej czarną opaskę na oczy, Cassie patrzyła na przedmiot zastanawiając się czy dobrym pomysłem będzie wykonanie polecenia. - No dalej, obiecuje że nie pożałujesz. Zaufaj mi blondi. - uśmiechnął się, gdy Włoszka niechętnie założyła opaskę.

- Przysięgam że jeśli coś sobie zrobię to zabije i ciebie i Charlesa. - mruknęła, gdy Carlos zaczął ją prowadzić.

Przez całą drogę Hiszpan uparcie milczał gdy Cassie próbowała wydusić z niego gdzie idą. Wiedziała jedynie że wyszli z siedziby Ferrari i szli przez paddok. Po kilku minutach Carlos wprowadził ją do następnego budynku gdzie weszli po schodach, gdzie prawie oboje się przewrócili. Wreszcie stanęli, a szatyn puścił jej dłoń.

- Moja misja tu się kończy blondi, miłej zabawy. - zaśmiał się poczym odszedł.

Już chciała ściągnąć opaskę, gdy usłyszała że ktoś otwiera drzwi.

- Możesz już ściągnąć opaskę Promyczku.

Cassie wykonała polecenie, a jej oczom ukazał się Charles który stał jakby nigdy nic w motorhomie Alpine.

- Charles, czy mogę wiedzieć dlaczego jesteśmy w Alpine?

- Mam dla ciebie niespodziankę. - uśmiechnął się tajemniczo.

- Nie przepadam za niespodziankami. - odpowiedziała krzyżując ręce i czekając na dalszy ciąg.

- Ta ci się spodoba, obiecuje.

- A coś więcej?

Najpierw spojrzał na zegarek i drzwi za nimi, nim odpowiedział.

- Twoja rozmowa z Natalie przypomniała mi że Pierre mówił coś o spotkaniu z jakimś zespołem, więc podpytałem tu i tam, poprosiłem Pierra o przysługę i tak znaleźliśmy się tu.

- Dalej nic nie rozumiem.

- Po...

Nie zdążył odpowiedzieć bo drzwi za nim otworzyły się, a przez nie wyszedł wspomniany wcześniej Francuz.

- No już, chodźcie, nie mamy za dużo czasu. - ponaglił ich.

Charles bez słowa wziął za rękę blondynkę i przeprowadził przez drzwi.

Gdy weszli trzy pary oczu spoczęły centralnie na nich.

- Co jest... - zdziwnie na jej twarzy było nie do opisania.

- Cassie to jest Kevin, Joe i Nick Jonas. - zwrócił się do blondynki Gasly. - Panowie to są moi przyjaciele Cassie Arratore i Charles Leclerc. Cassie jest waszą wielką fanką i bardzo chciała was poznać.

- Miło was poznać. - uśmiechnął się Kevin.

- Gratuluje udanego wyścigu Charles. - Joe uścisnął dłoń Monakijczykowi.

- Arratore? Tak samo jak Santiago Arratore? - Nick zapytał zszokowany.

- Dokładnie, jestem jego córką. - odpowiedziała nieśmiało Cassie.

Charles pierwszy raz zobaczył tak zestresowaną blondynkę. Była na swój sposób dość urocza.

- Wow, nie wiedziałem, że Arratore miał dzieci.

- Do niedawna nikt nie wiedział, była jego małym sekretem. - zaśmiał się Gasly, za co oberwał w ramię od Włoszki. - No co, prawdę mówię.

- Znasz mojego ojca?

- Nie osobiście, ale był moim idolem, jego styl jazdy był poprostu niesamowity.

Cassie uśmiechnęła się dumnie, poczym kontynuowała rozmowę o wyścigach, jej ojcu, innych kierowcach i karierze chłopaków, w między czasie do dyskusji włączyli się inni, z którymi równie dobrze się rozmawiało.

Po całym spotkaniu które zleciało w mgnieniu oka, Cassie wraz z Charlesem szła do jego samochodu. Gdy byli już w pojedzie blondynka odezwała się.

- Charles, naprawdę dziękuję za to całe spotkanie, spełniłeś moje marzenie, do końca życia nie będę mogła ci się odwdzięczyć.

- I nie musisz. - uśmiechnął się łagodnie. - Twoje szczęście i twój uśmiech są najlepszą nagroda.

Włoszka nie odezwała się już słowem, a zamiast tego pochyliła się w jego stronę i pocałowała go w policzek.

~*~

Koło 22 wszyscy zebrali się w holu hotelu żeby razem wybrać się do kluby, jako ostatni pojawili się Lando i Natalie.

- No nareszcie, już chcieliśmy wysyłać po was jakomś akcje ratunkową. - stwierdziła z przekąsem Kika.

- Nie narzekajcie tak, jesteśmy już więc możemy iść.

- Już, tylko napisze ojcu że wychodzę i będę po za zasięgiem. - odezwała się Cassie, która po chwili zaczęła grzebać w torebce by znaleźć telefon. - Cholera jasna, musiałam zostawić go w pokoju.

- Poczekać na ciebie? - zapytała Carmen.

- Nie trzeba, jakoś sobie poradzę i do was dołączę.

- Nie ma mowy, nie zostaniesz sama. - stwierdziła zdecydowanie Natalie.

- Ja z nią poczekam i do was dołączymy i także nie miałem zamiaru dużo pić, bo rano mamy z Arthurem, Lorenzo i Jorisem lot do Nowego Jorku. - odezwał się Charles.

- Jasne bracie, tylko kilka drinków i nic więcej. - uśmiechnął się Arthur, na co Lorenzo przewrócił oczami, a Joris parsknął śmiechem. - To tak, Charles zostaje z Cassie i do nas dołączył za niedługo, a my już idziemy. Taksówki przydzielone tak?

- Dokładnie. - George kiwnął głową. - Tylko dajcie nam znać jak będziecie dojeżdżać. - powiedział do Charlesa gdy wychodzili.

Gdy hol został pusty, Monakijczyk zapytał blondyni.

- Winda czy schody?

Cassie spojrzała na swoje szpilki, poczym odpowiedziała z rozbawieniem.

- Schodów mogłabym nie przeżyć.

Charles skinął z rozbawieniem głową, poczym oboje udali się do najbliższej windy.

Szkoda tylko że nikt nie zwrócił uwagi na spojrzenia jakimi wymieniali się George z Lando zanim wyszli...

~*~

Winda była praktycznie w połowie gdy nagle zachwiała się i stanęła w miejscu. Po chwili światło zaczęło mrygać, poczym na dobre zgasło.

- Cholera jasna. - przeklnął.

- I co teraz?

- Czekaj, może uda mi się do kogoś zadzwonić. - powiedział z nadzieją, poczym wyciągnął telefon. - Japierdole, nie mam zasięgu, ale za to przynajmniej będziemy mieć trochę światła. - pocieszył i włączył latarkę. - Promyczku co jest?

Zapytał widząc skuloną w kącie blondynkę. Podszedł i usiadł koło niej.

- Co się dzieje?

- Tak jakby mam klaustrofobię. - zaśmiała się gorzko.

- I mimo to wybrałaś windę? - zdziwił się.

- Jeszcze nigdy nie zatrzasnęłam się w windzie, a poza tym najgorzej jest kiedy gaśnie światło. - wyszeptała, po czym pociekły jej łzy, od pewnego czasu cierpiała na klaustrofobię połączoną z nyktofobią. Nieprzyjemne wspomnienia zalały jej umysł do tego stopnia że nie zauważyła kiedy zaczęła się trząść i nierówno oddychać, na szczęście jej pogarszający się stan nie umknął zmartwionemu Monakijczykowi.

- Już dobrze Promyczku, nie jesteś tu sama. Jestem tuż obok. - objął ją i przyciągnął do siebie. - A teraz oddychaj, powoli i spokojnie. Wdech i wydech.

Spojrzała na jego słabo oświetloną twarz, poczym zaczęła wykonywać polecenia.
Po chwili czuła się trochę lepiej, chodź przyspieszone bicie serce i uczucie chłodu nie dawały o sobie zapomnieć.

- Jak się czujesz?

- Trochę mi słabo i zimno. - przyznała.

- Masz. - podał jej swoją marynarkę. Blondynka nie zwlekając ubrała ją, poczym zaciągnęła się zapachem chłopaka. Serce trochę jej zwolniło, chodź dalej czuła mdłości. - Przytul się do mnie Promyczku, może to ci chodź trochę pomoże.

Bez słowa sprzeciwu przylgnęła do niego, szczelnie ją objął, a następnie chwycił jej dłoń i położył ją na swojej piersi. Poczuła jak jego serce równo i spokojnie biło, co działało na nią kojąco. Położyła głowę na jego ramieniu i przymknęła oczy.

- Jak miałem 9 lat Arthur zamknął mnie w szafie kiedy bawiliśmy się w chowanego. - zaśmiał się cicho.

- Dlaczego to zrobił? - zapytała cicho nie otwierając oczu.

- Zabrałem mu piłkę, którą potem schowałem. - z uśmiechem wzruszył ramionami. - Kiedy zorientowałem się co jest grane zacząłem krzyczeć i walić w drzwi. Niestety akurat byliśmy sami w domu a ten huj nie miał zamiaru mnie wypuścić, zwłaszcza że mógł bezkarnie przeglądać moje rzeczy.

- I jak się wydostałeś? - zapytała rozbawiona.

- Tak długo waliłem i kopałem w drzwi aż ich nie wyważyłem. - zaśmiał się. - Nie wiem kto był w większym szoku, ja że mi się udało, Arthur który akurat skakał na moim łóżku i był pewny że teraz go zabije, czy nasi rodzice którzy akurat wrócili do domu. - teraz już oboje się zaczęli się śmiać. - Oboje w tedy dostaliśmy szlaban, ale przynajmniej już więcej nie chowałem mu piłki.

- Raz razem z Natalie ukradłyśmy Masonowi jego ciuchy po treningu, kiedy był pod prysznicem. A to tylko dlatego że zabronił wszystkim kumplom z drużyny się do nas zbliżać. - zaczęła cicho. - Po mnie to spłynęło, ale Nat się wkurwiła, dlatego stwierdziła że to będzie idealna zemsta. Nigdy nie zapomnę jego miny kiedy wkurwiony biegł w samym ręczniku po korytarzu. - zaśmiała się.

Charles opowiedział jeszcze kilka zabawnych historyjek ze swojego dzieciństwa, dzięki temu odwrócił uwagę blondynki od złych wspomnień i strachu. Teraz siedziała spokojnie, oparta o niego bez jakichkolwiek objawów paniki. Spojrzał na swój telefon, by sprawdzić od ilu już tu siedzą. Dwie godziny.

- I jak? - zapytał cicho po chwili.

Włoszka odsunęła się od niego by po chwili namysłu odpowiedzieć.

- O wiele lepiej, dziękuję Charles.

- Nie sądzisz że ostatnio coś mi za często dziękujesz? - zaśmiał się.

- Bo tyle dla mnie robisz. Chodź nie wiem dlaczego. - szepnęła spuszczając wzrok.

Szatyn chwycił jej podbródek i go podniósł by spojrzała mu w oczy.

- Bo cholernie mi na tobie zależy Promyczku, w życiu nie czułem to kogoś czegoś takiego. - byli tak blisko siebie, że jeszcze chwila a nikt by kartki nie wcisnął między nimi. - Od kiedy cię poznałem myślę o tobie praktycznie non stop i zdradzę ci, że to cholernie frustrujące kiedy mnie odpychasz i traktujesz jak przyjaciela. - prychnął zirytowany. Tym razem serce Cassie przyspieszyło przez bliskość i słowa Monakijczyka.

A gdy bez ostrzeżenia wbił się w jej usta, jedyne na co miała siłę to ciche westchnienie. Nie wiedzieć czemu blondynka zamiast go odepchnąć jak to sobie obiecywała, oddała pieszczotę. Ten pocałunek był jednym z tych których się nie zapomina. Tęsknota, frustracja, złość, a nawet ból mieszały się ze sobą.

Całowali się powoli i niespiesznie, delektując się tą chwilą. I chodź zdawała sobie sprawę że to co właśnie robiła było bardzo złe, nie mogła przestać, nie teraz kiedy wreszcie czuła się jak w domu. Wiedziała jednak, że będzie to sobie wyrzucać bardzo długo. Mogłaby go zacząć unikać, ale przegrała zakład. Jeszcze jedno ostatnie spotkanie i kończy z tym. Nie mogła zawieźć swojego ojca. I nie mogła zniszczyć tak dobrego człowieka jakim był Charles. Wolała złamać mu serce niż zniszczyć go całego. Nigdy nie chciała żeby doszło do takiej chwili, jednak nie wiedząc czemu ciągnęło ją do niego, a wszystkie znaki zwiastowały jej przegraną.

Pytanie czy gdy upadnie na samo dno, on ją przytrzyma czy to ona pociągnie go za sobą?

W momencie gdy przestali winda tak samo nagle jak się zatrzymała tak samo ruszyła, a światło na nowo wypełniło przestrzeń między nimi.

Bez słowa pomógł jej wstać, po czym oparł swoje czoło o jej. Z uśmiechem na ustach wziął ją za rękę i gdy dotarli na swoje piętro poprowadził ich do ich apartamentu.
Kiedy tylko zamknął za nimi drzwi, ponownie złączył ich usta. Tym razem jednak pocałunek skończył się o wiele szybciej, za sprawą blondynki, która chwyciła go za koszulkę, po czym oparła sobie głowę o jego klatkę piersiową.

- Charles... - westchnęła.

- Tak, wiem, wiem. Ale daj mi nacieszyć się tą chwilą kiedy jesteśmy tylko ty i ja. Nic innego się nie liczy.

- Ale... - ponownie nie dokończyła.

- Nie ma żadnego ale, powiedz mi prawdę Cassie, nie tylko ja to czuję, tak?

Spojrzała w jego oczy i widząc w nich tą cholerną nadzieję, nie mogła go okłamać, nie znowu.

- Nie Charles, nie tylko ty. Ale to jest bardziej skomplikowane. Tu nie chodzi tylko o nas i nasze uczucia. Tu chodzi o całą resztę, twoją karierę, mojego ojca i przede wszystkim o to że nie chce cię pociągnąć na dno.

- I nie zrobisz tego, nigdy. Nie pozwolę ci upaść. Będę trzymał nas na powierzchni. Nic nie stanie mi na przeszkodzie do ciebie i twojego serca. - wyszeptał.

Musiałaby być nieczulą suką żeby te słowa nie wywarły na niej wrażenia. Jedyne co mogła zrobić by uciszyć sumienie to przyciągnięcie go do siebie. I tak też zrobiła. Charles chodź był w niemałym szoku gdy go pocałowała to szybko otrząsnął się i przejął kontrolę. Na oślep poprowadził ich do łóżka.

Gdy zawisł nad nią, blondynka chciała ścigając mu koszulkę, lecz jego ręka na jej nadgarstku ją powstrzymała.

- Nie. - powiedział z pewnością. - Nie zrobimy tego znowu, chodź nie marzę o niczym innym, ale ten kolejny raz poprowadzi nas do punktu wyjścia. Nie zrobię już nic do póki nie będziesz całkowicie moja. - wyjaśnił upadając obok niej na łóżku.

Szkoda, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że już od dawna jej serce należało do niego. Jedynie rozumiem przez bolesne doświadczenia, bronił się zaciekle.

Odwróciła się do niego z niemałym szokiem. Nie spodziewała się, że to właśnie on będzie tym bardziej rozważnym z ich dwójki. Ale jego słowa miały sens, gdyby znowu się ze sobą przespali, rano kolejny raz by go odepchnęła, unikała i po raz kolejny uciekła od swoich uczuć.

Bez słowa udała się do łazienki, w której przebrała się w piżamę, cała chęć na imprezowanie gdzieś z niej uleciała. Gdy ponownie zjawiła się Charles leżał już przebrany na łóżku z lekko przymkniętymi oczami.
Spoczęła koło niego, nie wiedząc zbytnio co ma zrobić.

- Chodź tu. - zarządał obracając się w jej stronę.

- Ale przecież mówiłeś...

- Przyjaciele też się przytulają, nie?

Skinęła jedynie głową i poprawiła się tak by być bliżej niego. Szatyn bez słowa objął ją i do siebie przyciągnął. Teraz jej plecy przylgnęły do jego torsu. Po chwili ciszy, gdy zaczynała zasypiać, poczuła na swoim uchu jego oddech.

- Mam jedną szansę ostatnią Promyczku, dobrze wiem, że jeśli odrzucisz mnie po tym co zrobię, odpuszczę, ale musisz wiedzieć, że wycofam się całkowicie. Nie będziemy przyjaciółmi, bo nie potrafię być tylko twoim przyjacielem.

- Rozumiem Charles. Wiem jakie to trudne, ale zaufaj mi że mam swoje powody by nie dopuszczać cię do siebie.

- Wiem, dobrze wiem że ktoś musiał cię skrzywdzić i gdy tylko pomyślę o tym przez którego masz koszmary, ataki paniki i lęki, mam ochotę go zajebać. - nie musiał widzieć jej miny by wiedzieć, że była co najmniej zaskoczona. - Cassie dostrzegam więcej niż ci się wydaje. Wiem też nieco więcej, ale ciągle nie znam twoich najpilniej strzeżonych sekretów i demonów. Chodź mam cichą nadzieję że kiedyś obdarzysz mnie takim zaufaniem i opowiesz o wszystkim, a ja w tedy będę mógł znaleźć tego frajera i zgotować mu gorsze piekło. - zakończył.

Przez jego słowa, zakręciło się jej w głowie. Nigdy nikt kogo stosunkowo nie dawno poznała, nie dostrzegał tak wiele. Z jednej strony obawiała się tego co mógł jeszcze wiedzieć, z drugiej jednak odetchnęła z ulgą, że nie chce wyciągać niczego z niej na siłę. I naprawdę chciałaby o wszystkim mu opowiedzieć, ale naprawdę nie mogła tego zrobić.

Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Gdy nic mu nie odpowiedziała, ponownie się odezwał, szepcząc jej prosto do ucha.

- Daj nam szansę Promyczku, obiecuje ci, że nigdy cię nie skrzywdzę. Mam nadzieję, że po naszej randce uwierzysz w nas.

- Chciałabym uwierzyć Charles. - szepnęła. - Chodź nie powinnam to chce wierzyć, że to spotkanie nie będzie naszym ostatnim.

- Ja też Promyczku, ja też. - złożył na jej szyi czuły pocałunek, by później ułożyć się razem z nią w ramionach wygodnie. - Dobranoc Cassie.

- Dobranoc Charlie. - myślała, że przez nadmiar emocji i informacji nie będzie umiała zasnąć. Pomyliła się. Gdy tylko przymknęła oczy szybko odpłynęła w błogą krainę. Tam przynajmniej czuła się wolna.

~*~

Witajcie po przerwie kochani. Mam nadzieję że nie będziecie ma mnie za nią źli 🫣. Na swoje usprawiedliwienie powiem że miałam do napisania maturę, którą zdałam zadawalająco, a również dostałam się na fajne studia, które mam nadzieję że mnie nie rozczarują 🫶🏼. Przede zostaje szukanie mieszkania we Wrocławiu, ale myślę że wróciłam do was. Moja wena jak i siła wróciła, więc kto wie. Może ruszymy z kopyta.

Mam nadzieję że warto było czekać tyle na rozdział.

Czekam na komentarze, możecie pisać nawet co tam u was i jak mijają wam wakacje.

Do zobaczenia promyczki,
Uwielbiam was ❤️.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro