Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Poprzedni tydzień minął jej z prędkością światła. Spotykała się z Natalie. Wyskoczyła raz z Charlesem na kawę, a przez resztę czasu, co ją coraz bardziej przerażało, pisali ze sobą. Musiała przyznać że monakijczyk był praktycznie idealnym kompanem do rozmów o wszystkim i o niczym. Później zaczął się The Rolex Monte-Carlo Masters. Tak jak obiecał załatwił jej, jak i Natalie wejściówki VIP. Charles oficjalnie był tam z Pierre i Kiką, one zaś z Lando i jego przyjacielem Maxem Fewtrell'em. Nieoficjalnie cały czas spędzali razem.
Charles przedstawił jej kilku tenisistów, takich jak Hurkacz czy Djokovic. Przez cały czas bawiła się świetnie, w jego towarzystwie. Miała oto do siebie zresztą pretensje. Coraz częściej łapała się na myśleniu o nim, a przecież nie miało tak być. Miała ogromną nadzieję, że wygra ich zakład, dzięki czemu dostanie spokój.

Ale czy na pewno tego właśnie chciała?

Zwłaszcza po tym jak przy pożegnaniu pocałował ją w policzek. Jej umysł coraz bardziej się na niego otwierał, zdradzieckie ciało już dawno należało do niego. Była skłonna zaryzykować, aczkolwiek czy nie będzie tego żałować? W końcu dostała już od życia po dupie. Poza tym co by powiedział Santiago? Nie byłby zachwycony, prawda?

Właśnie przez te natrętne myśli wysiadła teraz z taksówki, uprzednio płacą i żegnając się z kierowcą oraz chwytając walizkę z siedzenia obok.

Jak tylko stanęła przed domem, poprawiła swoją kurtkę. Dzisiejsza pogoda w Beer nie zachwycała. Wiał zimny wiatr, a słońce ledwo przedzierało się przez chmury. Nie czekając, szybko ruszyła do drzwi willi. Spodziewałam się że o tej godzinie nikogo może nie zastać w "Motylu". Na szczęście doskonale wiedziała, gdzie jej chrzestny i jego żona chowają zapasowy klucz.
Obeszła budynek do połowy i w jednym z okien podniosła doniczkę, pod którą jak zwykle znalazła klucz. Bez zastanowienia zabrała go i ponownie znalazła się przed drzwiami.

Wchodząc do domu, tak jak się spodziewała zastała martwą ciszę. Miała jakieś dwie godziny do czasu kiedy któryś z domowników wróci do domu. Skierowała się do kuchni skąd wzięła szklankę z wodą, następnie wzięła swój bagaż i ruszyła dobrze znaną drogę na piętro.

Przeszła przez korytarz i kiedy chciała skręcić w następny by znaleźć się w "swoim" pokoju, który Fin jej oddał gdy tylko kupił ten dom. Włoszka spędzała w dzieciństwie tu większość lata, by następnie przeprowadzić się gdy zaczęła szkołę w Szwajcarii. Zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać, teraz miała już pewność, kaszel rozniósł się po murach domu.

Cofnęła się do korytarza prowadzącego do źródła dźwięku. Popchnęła lekko już uchylone drzwi. W łóżku w kształcie wyścigówki, przy oknie zobaczyła kaszlącego 8-latka. Chłopczyk ze zdziwieniem przetarł oczy, gdy tylko ją zobaczył.

- Cześć Robin. - uśmiechnęła się do niego, na co ten momentalnie się ożywił.

- Cassie? Co ty tu robisz? Tata mówił, że teraz lecisz do Baku.

- Postanowiłam do was wpaść. Do Baku zawsze zdążę. - wyjaśniła, siadając na łóżku. - A ty mistrzu dlaczego nie w szkole?

- Nasz mistrz nie chodził ciepło ubrany i się rozchorował. - usłyszała za sobą męski głos. Momentalnie się odwróciła i kiedy ujrzała 44-latka, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wpadła w jego ramiona.

- Jak dobrze cię widzieć wujku. - westchnęła, przytulając się do jego torsu.

- Coś się stało kwiatuszku? Santiago mówił, że dzisiaj lecicie do Baku.

- Zmiana planów. - uśmiechnęła się słabo. - Musiałam was zobaczyć.

Mężczyzna pocałował ją w czoło, by następnie spojrzeć na nią z wyraźnym niepokojem.
Kogo jak kogo ale Kimiego nie dawało się tak łatwo oszukać.

- Jak się czujesz Robin? - zwrócił się do syna.

- Już lepiej tatku. - uśmiechnął się do nich. - Cassie pobawisz się potem ze mną?

- Oczywiście. - uśmiechnęła się do swojego chrześniaka. Kochała całą tą rodzinę.

- Najpierw jeszcze się prześpij. Musisz mieć siły na zabawę.

Chłopiec energicznie pokiwał głową, poczym ponownie przykrył się szczelnie kołdrą.

Chcieli wyjść, lecz w ostatniej chwili zatrzymał ich głos chłopca.

- Cassie przeczytasz mi bajkę?

- Oczywiście młody. - podeszła i usiadła obok niego na łóżku, poczym poczochrała go po włosach, na co się roześmiał.

- To ja pójdę zrobić nam coś ciepłego do picia, jak skończysz to zejdź do salonu. - uśmiechnął się do nich.

- Dziękuję wujku. - uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

Mężczyzna wyszedł, a dziewczyna zapytała chłopca jaką ma mu wziąć bajkę.

- Przeczytasz Roszpunkę?

Skinęła głową i sięgnęła po wskazaną książkę poczym zaczęła.

- Opowiem wam teraz jak zginąłem. - zaczeła strasznym głosem, by po chwili zmienić go na bardziej wyluzowany. - Ale spokojnie historia jest raczej rozrywkowa i w dodatku właściwie nie o mnie, a o dziewczynie imieniem Roszpunka...

~*~

Gdzieś w połowie opowieści chłopiec zasnął. Okryła go szczelnie i patrząc na niego z czułością poprawiła mu włosy. Następnie zamknęła cicho dzwi i zeszła na dół.

Skierowała się do kuchni gdzie słyszała krzątaninę Fina.

- Śpi?

- Tak. - odpowiedziała, na co mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i podał jej kubek z herbatą.

- Chodź słoneczko, pogadamy. - zachęcił ją skinieniem głowy żeby poszła za nim do salonu.

Usiadła na kanapie tuż koło mężczyzny, opierając głowę o jego ramię i podwijając nogi do klatki piersiowej. Ten bez słowa ją objął, całując w czoło.

Dla wielu Raikkonen był zimną skałą bez grama uczuć. Jednak ci którzy go znali dobrze wiedzieli że nic nie było dla niego ważniejsze niż rodzina i ich szczęście. Dlatego właśnie teraz wpatrywał się z wyraźnym zmartwiem na córkę swojego przyjaciela.

- No mów, przecież widzę że coś cię gryzie. - w końcu zabrał głos.

- Wujku jak to było z tobą i Jenni? Kochałeś ją? - zapytała niepewnie.

Kimi wyraźnie zmieszał się na pytanie dziewczynie. Dlatego właśnie dobrą chwilę myślał nad odpowiedzią.

- No więc. - westchnął. - To nie było tak że jej w ogóle nie kochałem. Ale byliśmy młodzi i pomyliliśmy miłość z pożądaniem. Kiedy to drugie zniknęło poprostu nie wiele nas łączyło. Nie znaczy to że nie zależało mi na Jenni. Zasługiwała na prawdziwą miłość.

- A jak to było z ciocią?

Na wspomnienie swojej teraźniejszej żony wyraźnie się rozchmurzył i roześmiał. Dziewczyna spojrzała na niego niezrozumiałym wzrokiem.

- No więc ja i Minttu to trochę zabawna historia. - podrapał się zakłopotany po karku. - Nie będę cię oszukiwał słoneczko, było ciężko. - roześmiał się kolejny raz. - Od początku między nami iskrzyło, chodź oboje się do tego nie przyznawaliśmy. Jednak kiedy wreszcie przyznałem sam przed sobą że przepadłem to w tedy okazało się, że ona mnie nie chce, chodź wyraźnie widziałem, że ciągnie nas do siebie. To ona bez przerwy mnie odpychała.

- Nie moja wina że byłeś zapatrzonym w siebie dupkiem Raikkonen. Do tego z wyraźnie niepochlebną reputacją.

Odwrócili się za siebie, dostrzegając w drzwiach Finkę, która do nich podeszła.

- Dlatego właśnie do końca życia będę wdzięczny że stanęłaś na mojej drodze i mnie zmieniłaś. - uśmiechnął się czule całując swoją żonę.

- To jak w końcu z wami było?

- Powoli zburzał moje mury obronne, aż w końcu dostał się do środka i już nie wyszedł. - uśmiechnęła się. - Musisz wiedzieć Cass, że naprawdę byłam ostrożna, a o tym draniu krążyły różne historie, a ja nie chciałam być jedną z wielu ze złamanym sercem. - wyjaśniła.

- Dobrze, że doskonale wiedziałem czego chce i jaki mam przed sobą skarb. - puścił oczko kobiecie, która pokręciła z rozbawieniem głową.

- Już tak nie słodź. No dobra zostawiam was, ale pamiętaj skarbie że musisz za niedługo iść bo Rianne.

- Oczywiście kochanie. - uśmiechnął się do niej odprowadzając ją wzrokiem do kuchni.

- Mogę zapytać o coś jeszcze?

- Oczywiście słońce. - przytulił ją kolejny raz.

- Wiesz może jak to było czy jest z tatą? - zapytała nerwowo. Życie uczuciowe Santiago było od lat jej "imperium rzymskim". Jednak jeśli przedtem Kimi był zmieszany to teraz można było zauważyć jego "zawieszenie".

- No wiesz. - zaczął po chwili powoli i nerwowo. - Twoi rodzice. - znów zrobił przerwę. - To było skomplikowane. - zmieszał się jeszcze bardziej.

- Wujku spokojnie. - uspokoiła go. - Nie jestem już dzieckiem i zdaje sobie sprawę że byłam wpadką, a tata nigdy nie kochał Alice.

- To w takim razie o co pytasz? - nie rozumiał.

- Chodziło mi czy tata kiedykolwiek był zakochany i czy nie ukrywa przede mną jakiejś macochy. - zaśmiała się rozluźniając nieco mężczyznę. Faktem było że nigdy ani nie zobaczyła swojego ojca z kobietą, ani nie mogła znaleźć nic na ten temat na stronach plotkarskich.

- Słoneczko nie jestem odpowiednim człowiekiem który powinien o tym mówić. Jednak widzę jak ci zależy. Obiecałem twojemu ojcu że nie będziemy do tego wracać, ale musisz wiedzieć że od kąd się urodziłaś nie miał nikogo na stałe, chodź wiele próbowało zmienić ten stan rzeczy. - zaśmiał się, wspominać dawne czasy. - Nie znaczy to oczywiście że nie miał kilkudniowych przygód, o czym pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę. Jednak zawsze na jego pierwszym miejscu byłaś ty i twoje szczęście.

- A czy on kiedyś?

- Tak, w życiu tak bardzo kochał jedynie ciebie i ją. - potwierdził jej przypuszczenia. Myślała o tym niejednokrotnie i po pewnym czasie doszła do wniosku, że coś musiało się stać w przeszłości Santiago. Jakieś kilka lat temu wspominała mu że nie miałaby nic przeciwko gdyby sobie kogoś znalazł. Na próżno.

- Naprawdę dziękuję wujku. Nie potrzeba mi więcej. - uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

- Nie ma problemu słońce. A dlaczego w ogóle pytasz? - zapytał.

I tego się właśnie obawiała. Jak miała mu wyjaśnić te pytania? Przecież gdyby powiedziała mu prawdę to jej ojciec w sekundę zabiłby Charlesa.

- Ciekawość. - wzruszyła ramionami. Ten przyjrzał się jej podejrzliwie, poczym westchnął.

- Niech ci będzie, ale wrócimy do tego później. - pogroził jej, poczym wstał z kanapy. - Lecę po Rianne. - ucałował ją poraz ostatni w czoło, poczym pospiesznie odszedł.

~*~

- I jak tam nasza księżniczka? - zapytała z ciekawością.

- Powoli mnie wykańcza. Nie zdziwię się jeśli pójdzie w piłkę nożną albo sztuki walki. - obie zaśmiały się.

Finka i Włoszka stały w kuchni przygotowując obiad. Kimi jeszcze nie wrócił, a Robin który niedawno się obudził i poczuł się lepiej grał w Mario Kart na konsoli.

- Ale ty mi lepiej powiedz kim on jest. - zapytała ją jakby nigdy nic dalej krojąc warzywa. Cassie jednak na to pytanie gwałtownie wciągnęła powietrze i zaprzestała krojenia papryki.

- Jaki on? - zapytała udając że nie wie o co chodzi.

- Cass nie będę udawała że nie słyszałam o czym rozmawialiście. Pamiętaj że kobiety w ciąży dostają czego chcą, a takie pytania nie biorą się tylko z "ciekawości"

Westchnęła, patrząc w jeden punkt przed siebie. Wreszcie po chwili zabrała głos.

- No dobra, ale błagam nikt nie może wiedzieć. - poprosiła, na co Minttu niemo zamknęła buzię na kłódkę i wyrzuciła klucz. - Jest taki jeden, praktycznie od pierwszego spotkania nas do siebie ciągnie. Wydaje mi się, że on ma na myśli coś więcej.

- To wspaniale skarbie. - ucieszyła się jak mała dziewczynka. - Tak bardzo się cieszę.

- Jest jednak mały problem. My nigdy nie powinniśmy być razem. Poprostu to się nie może udać. Jednak. Ugh. Wkurza mnie to jak bardzo on się stara, a ja tak bardzo trzymam go na dystans. Jeszcze gdybym naprawdę nic do niego nie czuła, ale ja praktycznie ciągle o nim myślę. - wyrzuciła z siebie wszystko co leżało jej w ostatnim czasie na duszy.

- Ale co oznacza że nie możecie być razem? - zastanowiła się przez chwilę. Nagle jakby piorun ją strzelił, odwróciła się w jej stronę i zapytała. - Santiago, tak? - Cassie jedynie skinęła głową. - Czyli... - zastanowiła się ponownie, poczym zakrywając dłońmi usta niemal krzyknęła. - TO MUSI BYĆ KTOŚ ZE STAWKI! Cholera przecież w tym sezonie w Williamsie jeździ Logan.

- Spokojnie to nie on. Przyjaźnimy się. - wyjaśniła pośpiesznie.

- Jeśli to nie Logan to i tak Santiago nic by nie zrobił, media by pochuczały przez chwilę i koniec. Jednak sytuacja się komplikuje gdyby to był któryś z... - nie dokończyła bo mina na twarzy dziewczyny dała jej wystarczającą odpowiedzieć. - Oj skarbie.

Przytuliła ją jak najbliżej co trochę uniemożliwiał jej brzuch ciążowy.

- I co ja mam zrobić ciociu? - zapytała. - On chce żebym dała nam szansę, a ja się zwyczajnie boje. Teraz założyliśmy się, że jeśli wygra sprint i wyścig to się z nim umowie, a ja się naprawdę boje, że kolejny raz zniszczę sobie życie. - wyjaśniła cicho.

- Cassie kochasz go?

- Nie wiem czy potrafię kogoś pokochać. Ja w sumie nigdy nikogo naprawdę nie kochałam. - westchnęła niemal niesłyszalnie.

- Skarbie oczywiście że potrafisz. Samo to że ciągle o nim myślisz sprawia że musisz coś do niego czuć. Poza tym nigdy się nie dowiesz jeśli nie spróbujesz.

- A co z tatą? Mediami? Fanami? Całym światem?

- Na to jest proste rozwiązanie jeb ich. - wyjaśniła wzruszając ramionami, na co dziewczyna spojrzała na nią jak na wariatkę poczym się roześmiała. - Naprawdę skarbie, to twoje życie i tylko ty decydujesz. Co ma być to będzie, a każde złamane serce przybliża nas do szczęśliwego zakończenia. - uśmiechnęła się, a gdy widziała, że dziewczyna chce coś powiedzieć ta natychmiast jej przerwała. - Jak nie wyjdzie to trudno, jeśli cię zrani to pożałuje, że się urodził.

Cassie zachichotała, a następnie spoważniała.

- A co jeśli sprowadzę go na dno?

- Miłość wymaga poświęceń i on sam pokieruje swoim życiem tak, że jeśli naprawdę będzie mu na tobie zależało to przezwyciężycie wszystko.

- Dziękuję ciociu. - przytuliła się do niej. - I chyba spróbuję zaufać sercu. W końcu to rozum podsuwał mi rzeczy przez które cierpiałam.

- Rozum czasami za dużo komplikuje. Serce jest prostsze w obsłudze. - zaśmiała się. Poczym skrzywiła się. - Oho, chyba ktoś tu się ze mną zgadza. No dalej Grace, powiedz Cassie że ma się nie przejmować wujkiem zrzędą i innymi ludźmi.

Obie roześmiały się, poczym do powrotu Kimiego z Rianną rozmawiały o wszystkim co męczyło dziewczynę.

~*~

Może właśnie dzięki rozmowie z Minttu teraz nie była tak bardzo wkurzona, bardziej przerażona tym co miało nadejść. Jedynie na jej policzku pojawiła się jedna samotna łza.

- Co się stało Cass? - zapytała ją szczęśliwa Natalie. Po złym sprincie, Lando w wyścigu załapał się na punkty. Co prawda nie były one jakieś wielkie, lecz zawsze to coś.

- Nic, poprostu. - westchnęła przywdziewając na swoją twarz uśmiech. - Wiem, że tata będzie szczęśliwy, zresztą tak jak cały zespół.

Charles wygrał i musiała się z tym pogodzić. Wczoraj po walce z Perezem wygrał sprint, a Carlos był tuż za Maxem. Dzisiaj z kolei Perez przez awarie wypadł, a zadanie Charlesa stało się jeszcze prostsze. Max zdołał ledwo obronić drugą pozycję przed Carlosem.

Teraz mogła obserwować jak podczas hymnu Monako z szerokim uśmiechem szukał jej wśród tłumy zgromadzonym pod podium. Kiedy wreszcie ją znalazł puścił do niej oczko.

On był naprawdę szczęśliwy. Może to oznaczało, że tym razem będzie inaczej? A może to jedynie szczęście z wygranej, która przybliża go do mistrzostwa? Nie wiedziała tego, chodź pocichu liczyła na ten pierwszy scenariusz.

Jej podejście na przestrzeni ostatnich tygodni diametralnie się zmieniło. Jednak resztkami chciała odbudować mur wokół siebie, który monakijczyk każdym następnym gestem burzył. Kiedy tylko przekroczyła pokój swojego pokoju hotelowego na łóżku zobaczyła wielki bukiet jej ulubionych kwiatów.

Właśnie takie drobne gesty sprawiał, że coraz bardziej się na niego otwierała. Starła łzę ze swojego policzka, poczym zrobiła zdjęcie oblewających się szampanem chłopców i wrzuciła je na swoje story. W ostatnim czasie przybyło jej dużo nowych obserwatorów, co zaczynało ją martwić chodź starała się przyzwyczaić do tego iż była rozpoznawalna.

~*~

Bujał się w rytm muzyki równocześnie starając się nie wylać swojego drinka, słuchając Georga, który mu o czymś opowiadał i patrząc na tańcząca wraz z Natalie Cassie.

Za każdym razem kiedy przez dłuższy czas na nią patrzył zaczynał się uśmiechać. Chyba w życiu nie był tak szczęśliwy z jakiejś wygranej. Oczywiście każde zwycięstwo go cieszyło ale to miało swoją wyjątkową moc. Gdy wszystko pójdzie po jego myśli możliwe, że wszystko czego pragnie będzie przy nim.

- Nie słuchasz mnie. - zaśmiał się Brytyjczyk przerywając swoją gadaninę.

- Co? Oczywiście że cię słucham. - odwrócił wzrok od dziewczyny żeby skupić się na przyjacielu.

- To o czym mówiłem? - zapytał z cwanym uśmiechem.

- No eee, wiesz no. Coś o Carmen? - zgadywał.

George jednak zamiast przyznać mu rację to szczerze się roześmiał.

- Naprawdę zawróciła ci w głowie. - pokręcił z rozbawieniem głową. - Ale fakt ruchy to ona ma. - przyznał z uznaniem.

Charles ponownie zawiesił zwrok na Włoszce, która kompletnie nie robiła sobie nic z ludzi wokół niej. Widział na jej twarzy uśmiech co napawało go spokojem. Bal się, że będzie wkurzona czy coś. Co prawda nie zdążył z nią jeszcze porozmawiać, ale cieszył się, że nie okazuje mi niechęci. Każda wymieniona z nią wiadomość dodawała mi wiary w lepsze jutro.

- Japierdole one się kompletnie najebaly. - stwierdził przerażony Lando, który znalazł się obok nich. Faktycznie tym razem ich trójka przystopowała z imprezowaniem, czego nie można było powiedzieć o dziewczynach i Arthurze, który balował ze swoim kolegą Victorem Martinsem.

- Może zajmiemy się nimi zanim zrobią coś głupiego? - zapytała ich Carla

- Na to chyba już za późno. - Russell zaśmiał się obserwując całą czwórkę. - Spójrzcie tam.

Wszyscy odwrócili się w idealnym momencie żeby zobaczyć chwiejącą się Natalie, która pomagała wejść Francuzowi i Monakijczykowi na bar.

- Japierdole.- westchnął zrezygnowany Lando, kiedy cała czwórka zaczęła śpiewać jedną z piosenek pitbulla na całe gardło. Mieli szczęście że było na tyle późno i większość ludzi zaczynała opuszczać klub. - Dobra trzeba ogarnąć ten cyrk. Carla i George biorą naszych dwóch wokalistów, a ja i Charles zajmujemy się wariatkami.

- Zgłaszam sprzeciw, ja nawet nie wiem w którym hotelu Victor ma pokój. - zaprotestował.

- Upchniecie ich w pokoju Arthura, proste.

- Geniuszu zgłaszam jedno ale, gdzie ja mam w tedy spać? - zapytała go monakijka.

- Dobra niech stracę. - westchnął poczym wyjął kartę i rzucił ją do dziewczyny, która ją złapała. - Prześpisz się u mnie, a ja u Natalie.

- A dlaczego nie możesz wziąć ze sobą też Cass? - zapytał go Charles.

- Bo nie wiem gdzie ma pokój geniuszu.

- Dobra. - westchnął. - Idziemy dopóki jeszcze żyją.

Lando idealnie podszedł do baru w momencie kiedy Natalie się potknęła i poleciała prosto w dół. Na szczęście zdążył ją złapać, zanim sobie coś złamała.

- PUŚĆ MNIE! NIGDZIE NIE IDĘ! - zaczęła krzyczeć.

Równie głośny sprzeciw wyrazili chłopcy siłujacy się z Georgem.
Charles zaśmiał się na widok swojego brata, poczym podszedł do niczego nie świadomej Włoszki i przerzucił sobie ją przez ramię.

Ta otworzyła pośpiesznie zamknięte do tej pory oczy i jekneła niezadowolona.

- DON'T STOP THE PARTY! - wydarła się Brytyjka do swoich towarzyszy.

- YEAH, YEAH, YEAH, QUE NO PARE LA FIESTA! - odpowiedzieli jej chórem.

- Chyba starczy Promyczku, jutro będziesz miała całkiem zdarte gardło.

- Nie jestes mojim szefem! - wymamrotała.

- Ale za chwilę mogę do niego zadzwonić.

- Gadasz jak mój stary. - odpowiedziała mu, poczym zaczęła się śmiać. Charles rozbawiony przewrócił oczami wsiadając z nią do taksówki.

~*~

W drodze do hotelu zdążyła na szczęście zasnąć. Charles odebrał zdjęcia dwóch trupów przytulających się na siebie na łóżku oraz zdjęcie rzygającej Natalie i uśmiechniętego Lando. Oba wywołały u niego uśmiech.

Gdy dotarli na miejsce zapłacił za kurs, poczym wziął swoje "zwłoki" i minowszy zdziwioną obsługę wszedł do windy.

Jego pokój mieścił się dwa dalej niż jej, przez co wiedział gdzie ma się kierować. Wydobył z torebki dziewczyny kartę otwierającą jej pokój poczym wszedł przez drzwi.

Standard pokoi był praktycznie taki sam. Różniło je to że w pokoju dziewczyny znajdowały się kwiaty od niego. Na ten widok jego serce zabiło dwa razy mocniej. Ułożył ją na łóżku, poczym wyjął z szafy jakoś koszulkę i majtki. Wspomnienia rzeczy zostawił na szafce razem z lekami i wodą. Przykrył ją delikatnie kocem i pocałował w czoło. Spojrzał na nią z czułością poczym gdy chciał odejść chwyciła go za rękę.

- Charles?

- To ja Promyczku, o nic się nie martw.

- Zostaniesz ze mną? - zapytała cicho. Chodź o tym marzył wiedział, że dalej jest pijany. Nie chciałby ją w żaden sposób wykorzystać, a zdawał sobie sprawę że tak to by rano odebrała.

Westchnął poczym jej odpowiedział.
- Naprawdę bym chciał ale nie mogę.

Widział w jej oczach rozczarowanie więc przysunął się w jej stronę chcąc poprawić jej koc.
Ta jednak kiedy tylko się zbliżył chwyciła go za szyję i pociągnęła go na siebie, poczym złączyła ich usta.

Wykorzystał całą swoją silną wolę żeby to przerwać. Delikatnie ją od siebie odepchnął i zaśmiał się na widok jej obrażonej miny.

- Myślałam że mnie chcesz. - prychneła.

- Uwierz mi Promyczku że o niczym innym nie marzę. Jednak wolałbym zebyś rano nie chciała mnie za to zabić. Jak będziesz trzeźwa to bardzo chętnie. - zaśmiał się.

- No weźźź!

- Naprawdę nie mogę Cass, to wbrew moim zasadom. Jednak nie ukrywam że twoje pijane oblicze mi się bardziej podoba.

- Pierdol się Leclerc. Nigdy nie robisz tego czego chce.

- To znaczy? - zapytał rozbawiony.

- To znaczy że kiedy chciałam cię mieć gdzieś to ty się mnie przyczepiłeś jak rzep psiego ogona, a kiedy chce ciebie to ty mnie odpychasz. Wkurzasz mnie tym, a chciałam ci dać szansę.

- Taki mój urok Cass. No już już, rozchmurz się. - powiedział patrząc na jej obrażona minę jak u 5-latka. - Pamiętaj że wygrałem i idziemy na randkę. I w tedy będę już cały twój.

- Obiecujesz?

- Obiecuję Promyczku. A teraz dobranoc.

- Dobranoc Charles. - mruknęła przekręcając się na brzuch.

Poczekał jeszcze chwilę aż nie zasnęła poczym zebrał się do siebie.

Żałował jedynie, że ona nie będzie pamiętała tej rozmowy i tego co jej obiecał. Prawda była taka że już od dawna był jej. Miał jedynie nadzieję że chodź trochę z jej słów było prawdą.

I właśnie z tą myślom zasnął na dobre.

~*~

Wesołych świąt kochani. 🎅🏼🎄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro