Rozdział 12
TW ☢️
Przemoc, okrucieństwo i traumy.
Jeśli jesteś wrażliwy oznaczony fragment pomiń!
~*~
Od 20 minut stali w recepcji usiłując dowiedzieć się jakim cudem doszło do takiej pomyłki. Praktycznie od chwili wyjścia z pokoju milczeli.
Wreszcie po chwili w holu zrobiło się trochę luźniej.
- Dzień dobry, czym mogę państwu służyć? - Zapytała ich uprzejmie brunetka, na oko ze dwa lata starsza od Włoszki.
- Doszło do jakiejś pomyłki. - zaczęła tłumaczyć. - Dostałam kartę do tego samego pokoju co ten pan. - Wskazała na delikatnie uśmiechającego się szatyna.
- Numer pokoju poproszę.
- 359.
Dziewczyna zaczęła szukać potrzebnych informacji by po chwili zmarszczyć brwi.
- Poproszę nazwiska i dowody tożsamości.
- Leclerc i Arratore. - wypowiedział, poczym poddał swoje dokumenty, po chwili dziewczyna uczyniła to samo.
- Wszystko się zgadza. Zostali państwo oboje zameldowani do pokoju 359, który został przez państwa zarezerwowany. - wyjaśniła sucho dziewczyna.
- Ale to niemożliwe. - powiedziała z niedowierzaniem.
Zbiegi okoliczności bywają zabawne, ale także ukrutne. Oczywiście jeśli są to zbiegi okoliczności.
- Proszę pani, niemożliwym jest dojście do pomyłki w naszym hotelu. - odparła chłodno.
Poczuła dotyk na ramieniu, poczym usłyszała dobrze znany głos.
- Jakiś problem? - zapytał Santiago.
- Tato doszło do pomyłki. Mamy z Charlesem ten sam pokój. - Poskarżyła się.
- Jak to macie ten sam pokój!? - zwrócił się zdenerwowany do recepcjonistki.
- Już tłumaczyłam państwu, że nie możliwym jest taka pomyłka.
- Niech pani posłucha. Płacimy niemałe pieniądze za te pokoje. Wszystko by moim pracownikom było jak najwygodniej, a pański hotel nie potrafi przyklepać kilkunastu rezerwacji bez błędu!?- zaczął zdenerwowany. - Żądam spotkania z kierownikiem!
Dziewczyna nie wygląda już na taką pewną siebie jak przed tem. Wymamrotała coś pod nosem, poczym odeszła by po chwili wrócić ze starszym od siebie mężczyzną.
- Panie Arratore, miło pana gościć w naszym hotelu. - wypowiedział miło.
- Nie wiem czy tak miło. - warknął.
- Oh. - mężczyzna wyraźnie się zmartwił. - W takim razie w czym problem.
- Tłumaczymy tej pani od kilku minut, iż musiało dość do pomyłki. Dostałem pokój razem z nią. - tym razem to Charles zabrał głos.
- Tłumaczyłam już państwu, że nie ma mowy o pomyłce. - wyjaśniła cicho dziewczyna, za co została zgromiona wzrokiem przez swojego przełożonego. Ten natychmiast zaczął klikać coś w komputerze.
- Naprawdę nie wiem jak mogło do tego dojść. To najpewniej wina błędu systemu. Naprawdę nam przykro. Oczywiście w takim wypadku nie mówmy o płatności za pokój. - wypowiedział pośpiesznie mężczyzna.
Santiago westchnął, poczym pewnym siebie głosem ogłosił.
- Przyjmijmy, że zapominamy o całej sprawie jak tylko przeniesiecie jednego z nich do innego pokoju.
Mężczyzna z wyraźną ulgą odetchnął, poczym znowu skupił się na ekranie komputera. Po chwili jednak stał jeszcze bardziej blady niż przedtem. Włoch natychmiast to zauważył i stał się jeszcze bardziej pochmurny niż przed chwilą.
- Coś nie tak?
- M-mamy t-taki mały p-problem. - zaczął jąkając się.
- Spokojnie, jaki to problem? - zapytał z delikatnym uśmiechem Charles.
- Nie mamy już wolnych pokoi. - odparł ze strachem widząc coraz to groźniejszą minę Santiago.
- Jak to nie macie już wolnych pokoi!? - warknął na niego Włoch.
- Rozumie pan jest wyścig, a to najbardziej oblegany i najlepszy hotel w mieście. - wytłumaczył spokojnie, chodź pot na jego czole był dość zauważalny.
- I właśnie z tego powodu mój kierowca i moja córka nie mogą być w tym samym pokoju do cholery! - krzyknął czym zwrócił uwagę na nich kilku osób obecnych w holu.
Cassie dotknęła jego ramienia, dzięki czemu trochę się rozluźnił.
- Tato spokojnie, jakoś dogadamy się z Charlesem, prawda? - spojrzała na niego, na co natychmiast skinął twierdząco głową. - Poza tym pan. - przerwała żeby spojrzeć na plakietkę mężczyzny. - Pan Litt na pewno da nam znać jeśli zwolni się jakiś pokój. - Tu spojrzała wyczekująco na mężczyzny, który zdążył się trochę uspokoić.
- Oczywiście. - uśmiechnął się z wdzięcznością do dziewczyny. - Oprócz tego od ceny odejmiemy wszystkie koszty z dodatkową obsługą. - dodał, jednak nie poprawił tym nastroju Santiago. - Dla całego zespołu. - dorzucił pośpiesznie.
- Chwila. Dajcie mi się zastanowić. - powiedział już nieco spokojniej. Po kilku minutach, które dla Litta trwały wieczność, wreszcie się odezwał. - A jakbyś spała z Natalie?
- Ona ma pokój z Grace, a do tego na pewno będzie latać do Lando.
- Charles, a jakbyś ty przeniósł się do Carlosa? - naiwnie zapytał.
- Carlos zaprosił starą znajomą, a poza tym on chrapie. - wyjaśnił.
Santiago chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz jego córka była szybsza.
- Tato daj spokój. To tylko kilka dni. Nie chce mi się szukać innego hotelu tylko dlatego że masz jakieś urojenia. Jesteśmy z Charlesem dorośli. Jeśli ma cię to uspokoić to będę spać na kanapie.
- Nawet tak nie mów Cassie. Nic mi się stanie jak się prześpię na kanapie.
- Nawet się ze mną nie kłóć Charles. Masz być w szczytowej formie więc musisz się wysypiać. Ewentualnie możemy się w niedzielę zamienić.
- Cassie jesteś pewna? - zapytał ją Włoch.
- Jak najbardziej. - posłała mu szczery uśmiech. - Możesz być spokojny.
Santiago zamilkł i zaczął lustrować wzrokiem to swoją córkę, to znowu swojego kierowcę, żeby finalnie spojrzeć na biednego Litta i westchnąć przeciągle.
- Niech wam będzie. - skapitulował, Charles w duchu był w stanie go przytulić, co w realu chciała uczyć blondynka. Niestety zanim do tego doszło szybko dodał. - Ale mam dwa warunki.
Trzy pary oczu nie spuszczału z niego wzroku.
- Po pierwsze pan. - wskazał Litta. - Zarezerwuje nam wolny pokój jak tylko się taki znajdzie.
- Oczywiście Sir
- A ty. - przeniósł wzrok na Charlesa. - Masz się zachowywać i łapy przy sobie.
- TATO!
- Ja go tylko ostrzegam kochanie. Pamiętaj o czym rozmawialiśmy Leclerc.
- Oczywiście szefie. Włos jej z głowy nie spadnie.
- No mam nadzieję.
Gdyby tylko wiedział że już w trakcie tamtej rozmowy był na przegranej pozycji.
~*~
Charles pomógł jej wnieść ostatnią walizkę, poczym od razu skierował się z nią do sypialni.
- Możesz ją tu zostawić. Zrobię sobie z tego salonu centrum dowodzenia. - zaśmiała się podziwiając bardzo duży jak na standardy hotelowe salon. Duży telewizor wisiał na jednej ze ścian idealnie na przeciwko dużej i wygodnej szarej kanapy. To prawda że Amerykanie mieli manią wielkości. Wszystko w tym apartamencie było duże. Szkoda tylko, że był jednym z tych, które posiadały jedną sypialne.
- W sumie to wpadłem na lepszy pomysł. - podrapał się nerwowo po karku. Blondynka spojrzała na niego z ciekawością. - Tak sobie pomyślałem, że skoro oboje jesteśmy dorośli i dojrzali, a tym bardziej najprawdopodobniej będziemy się przez większość czasu mijać, to może, ale pamiętaj że to tylko luźna propozycja.
- Charles wyduś to wreszcie z siebie. - przerwała mu uśmiechając się łagodnie.
- Możemy spać razem, jeśli ci to nie przeszkadza oczywiście. Chyba damy radę w jednym, swoją drogą dużym łóżku?
Nie wiedzieć czemu ten pomysł przypadł do gustu. Łóżko zawsze lepsze od kanapy. Zresztą byli dwójką dorosłych osób które umieją nad sobą panować, no nie?
Co mogłoby pójść nie tak?
- Mam tylko jedno pytanie.
- Tak? - spojrzał na nią zdenerwowany.
- Chrapiesz? - zapytała, po chwili wybuchając razem z nim śmiechem.
- Możesz być spokojna.
- W takim razie czemu nie?
~*~
Przez ostatnie dni w zasadzie nie wchodzili sobie w drogę. W środę blondynka w chwili zetknięcia z poduszką już spała. Charles dołączył do niej chwilę później. Oboje trzymali się raczej swoich stron dając temu drugiego przestrzeń. W czwartek to Cassie wróciła później, jak monakijczyk już dawno spał. W piątek po treningach chłopak wrócił jak Włoszka już dawno spał. Oboje byli nawet zadowoleni z takiego obrotu spraw. Prawdopodobnie gdzieś podświadomie bali się jakieś niezręczności miedzi nimi.
Nastała jednak wreszcie sobota. Kwalifikacje praktycznie przebiegły bez błędnie. No za wyjątkiem Q3 gdzie Charles prawie pod koniec wjechał w bandę. Tym samym miał jutro wystartować z 4 pola, tuż obok Carlosa. Po wywołaniu czerwonej flagi sesja nie została wznowiona. Na skutek czego to Perez zgarnął pole position, a razem z nim z pierwszego rzędu miał startować Alonso. Verstappen uplasował się dopiero na 10 pozycji. Jeśli Monakijczyk nie uszkodził zbytnio samochodu, nadzieję na jego wygraną były sporo.
Cały zespół pracował w pocie czoła by bolid na jutro był sprawny.
Chodź Natalie dobre dwie godziny przekonywała Cassie na wyjście razem z Lily i Carmen na miasto, ta wolała zostać w hotelu. Miała trochę papierkowej roboty do nadrobienia, a i tak wolała ją zrobić na wygodnej kanapie niż w motorhomie.
Właśnie skończyła wysyłać ostatni raport, a obsługa dostarczyła jej kilka przekąsek które zamówiła godzinę wcześniej. Wreszcie miała czas dla siebie i chciała go jak najlepiej wykorzystać. Przebrała się w dresy, poczym ponownie usiadła na kanapie, uprzednio biorąc jedzenie. Nie miała może jakiegoś konkretnego planu, ale z całą pewnością chciała się trochę odmóżdżyć. Zaczęła skakać z kanału na kanał, jednak nic nie zainteresowało ją na tyle by na tym zostawić.
Przez kolejne kilka minut uparcie myślała co mogłaby obejrzeć, kiedy wreszcie przypomniała sobie o jednym z filmów które uwielbiała. Włączyła netflixa, poczym wyszukała odpowiednią pozycję. Z zadowoleniem ułożyła się na kanapie obserwując zaczynający się film.
Nie minęło jednak 10 minut, gdy usłyszała trzask drzwi.
- Wróciłem! Jesteś w salonie? - usłyszała jego głos. Pośpiesznie chwyciła pilota i wyłączyła cały telewizor. Mimo że nie robiła nic złego czuła się jak dziecko przyłapane na podkradaniu słodyczy.
- Już jesteś? Myślałam że wam jeszcze zejdzie.
- Na szczęście wszystko w porządku, mechanicy kończą robotę i jutro możemy powalczyć. A czy ty nie miałaś wyjść dzisiaj z dziewczynami? - zapytał zdziwiony.
- Miałam trochę pracy, poza tym chciałam trochę odpocząć.
Skinął ze zrozumieniem głową.
- To co właściwie robisz?
- A nic takiego, właśnie zaczęłam oglądać film. - odpowiedziała w miarę spokojnie.
- Eee na wyłączyłam telewizorze? - zapytał z głupią miną.
- Jak wszedłeś najwyraźniej musiałem przez przypadek coś kliknąć na pilocie. - wzruszyła ramionami dumna ze swojego wytłumaczenia.
- Em okej. To w takim razie może się przyłącze? - zapytał nieśmiało.
- NIE! - krzyknęła szybko. Charles nieco się spłoszył i spojrzał na nią jeszcze bardziej zagubionym wzrokiem niż przed chwilą. - Znaczy to nie jest chyba najlepszy pomysł. - dodała pośpiesznie.
- No nie bądź taka, chyba nie może być tak źle? Gadaj co oglądamy. - uśmiechnął się siadając koło niej i sięgając po pilota z zamiarem włączenia telewizora. W tym samym momencie blondynka dostała jakiś nadludzkich mocy i rzuciła się na urządzenie.
- Błagam nie!
- Coś ukrywasz Promyczku, a ja się dowiem co. - stwierdził pewny siebie wyrywając jej pilota z ręki. Zrezygnowana chciała zapaść się pod ziemię. A kiedy zobaczyła jego minę kiedy wreszcie włączył telewizor i zobaczył że zaczęła oglądać 50 twarzy Greya to chciała umrzeć.
- Emm 50 twarzy Greya? - zapytał skonsternowany.
- Nie widać? Oglądałeś kiedyś? - zapytała chcąc odwrócić jego uwagę z ekranu, gdzie Ana pytała Christiana czy jest gejem.
- Raczej to nie mój typ filmów. Chodź szczerze mówiąc próbowano mnie już do tego zmusić. - zaśmiał się.
- Jak chcesz mogę włączyć coś innego. - stwierdziła pośpiesznie. Naprawdę miała ochotę zapaść się po ziemię. Kochała te filmy, lecz nie chciała by każdy od razu o tym wiedział. Może nie było to nie wiadomo co, w końcu ludzie oglądali w necie różne, często obrzydliwe rzeczy. Jednak od czasu kiedy Santiago przyłapał ją na oglądaniu tego, dzień później przeprowadził ją z nią dość poważną co niezręczną rozmowę o pszczółkach i kwiatkach. Teraz za każdym razem kojarzy jej się to z tym filmem. Dlatego zwykle ogląda go sama. W tedy czuła się najbardziej komfortowo.
- Nie, nie, możesz zostawić, kiedyś musi być ten pierwszy raz. - stwierdził nutą zawstydzenia.
- Naprawdę? Jesteś pewny? - zapytała ze zdziwieniem ale także z nieznaną radością w oczach. Nigdy żaden jej chłopak nie chciał tego oglądać, stwierdzając że jest głupie i bez sensu.
On widząc szczęście w jej cudownych oczach nie wachał się ani chwili.
- No jasne. Może akurat mi się spodoba. - uśmiechnął się do niej. Z tobą mógłbym oglądać wszystko. - dodał w myślach. - Tylko puść od początku.
- Jasne.
Chwyciła pilota cofając na sam początek, w tym czasie Charles wziął koc leżący na rogu kanapy i ich przykrył.
Na początku było między nimi trochę niezręcznie, lecz z czasem powoli się rozluźnili. Pomogły na pewno jego pytania odnośnie fabuły. Cassie chętnie na nie odpowiadała, w końcu dotychczasowa pozycja trochę ją uwierała, więc postanowiła ją zmienić. Po kilku minutach kręcenia się, wreszcie ułożyła swoją głowę na jego ramieniu. Charles nic na ten gest nie odpowiedział jedynie uśmiechnął się pod nosem i ponownie skupił na fabule filmu.
~*~
- Kocham tą scenę. - westchnęła z rozmarzeniem. - A tą piosenkę to już w ogóle.
- Helikopter? - zapytał z uśmiechem obserwując postępującą fabułę
- A czemu by nie. - wzruszyła ramionami - Nie ma nic lepszego niż takie prywatne randki. Już zapominając o helikopterze i całej tej otoczce milionera, ale wystarczy coś prostego, byleby zdala od ludzi.
- Nie przepadasz za tłumami co?
- Nie za bardzo. - uśmiechnęła się delikatnie. - Nie zawsze tak miałam. Jako nastolatka kochałam otoczenie innych, imprezy i ogólnie ludzi.
- Co się takiego stało że zmieniłaś nastawienie?
- Przekonałam się że ludzie to potwory, a nawet będąc w otoczeniu innych można czuć się samotnym i zdanym na siebie. Rzadko kiedy tłumy zapewniają bezpieczeństwo. - wyjaśniła.
Na chwilę każdy z nich zatopił się w swoich myślach, skupiając wzrok na filmie.
- A ty? - zapytała nagle.
- W sensie? - zapytał, odrywając wzrok od ekranu, skupiając 100% swojej uwagi na dziewczynie.
- Bo z definicji twoje życie opiera się na blasku reflektorów. Mówiłeś że nie potrzebujesz do życia fanów i ich zachwytu tobą, ale czy to lubisz?
- Szczerze?
Blondynka skinęła głową.
- Kiedyś potrzebowałem być w towarzystwie innych. Nienawidziłem być sam, zaczynałem w tedy myśleć o rzeczach niekoniecznie przyjemnych. - skrzywił się. - Jednak z czasem nawet to nie pomagało, a obecność innych ludzi, którzy czekają na twoje najmniejsze podknięcie zaczęła mnie męczyć. Aktualnie lubię przebywać sam lub z naprawdę bliskimi dla mnie osobami którym ufam. - zakończył.
- Czy to oznacza...- przerwała. - Że mi ufasz?
- Cassie jesteś jedną z najbardziej zaufanych dla mnie osób. Jeszcze nie zawiodłaś mojego zaufania, a miałaś wiele okazji. - odpowiedział jej poważnie.
Blondynka już się nie odezwała, a Charles też specjalnie nie ciągnął tematu. Poprostu ponownie jak gdyby nigdy nic skupili się na filmie.
~*~
- NO BEZ JAJ! - krzyknął oburzony, na co zaczęła się śmiać. - TO NIE JEST ŚMIESZNE! TEN IDIOTA TAK POPROSTU DA JEJ ODEJŚĆ!? PRZECIEŻ WIDAĆ ŻE JĄ KOCHA! Czekaj, TO JEST KONIEC!? - Charles nie krył swojego nie zadowolenia.
- Właśnie tak Charlie, napisy końcowe oznaczają koniec. - zachichotała.
- Błagam powiedz że jest druga część. - patrzył na nią z miną zbitego psa.
- Ty serio w życiu tego nie oglądałeś. - pokręciła z niedowierzaniem głową, bardziej odpowiadając niż pytając.
- No przecież mówiłem, a teraz gadaj.
- Jest nawet trzecia część. - zachichotała widząc poszerzający się uśmiech szatyna.
- To ja skoczę tylko do łazienki i możemy oglądać dalej.
Już chciał wstawać z sofy, lecz jej dłoń na jego ramieniu skutecznie go przed tym powstrzymała.
- Charles dochodzi 3 w nocy. - jekneła.
- No i?
- Masz jutro, a w zasadzie to dzisiaj wyścig. Coś świta?
- Ah, no tak. Masz rację. - zgodził się. - Ale przecież to nie mogła się tak skończyć. Nie mógł dać jej tak poprostu zjechać tą windą.
- Jeśli kogoś kochasz pozwól mu odejść. - wzruszyła ramionami.
- Nie zgadzam się. O prawdziwą miłość powinno się walczyć zawsze. Ja bym zawsze walczył.
- Ah tak? Walczyłeś już o kogoś?
- Nie zapominaj że żeby znaleźć twój adres, a w zasadzie to adres Natalie przekupiłem kilku ludzi. - wyszczerzył się.
- To akurat powinneś leczyć. - zaśmiała się.
- Zaczynasz gadać jak Carlos. - przewrócił z uśmiechem oczami. - O ciebie Promyczku zawsze będę walczył. - puścił jej oczko.
Natomiast ona rzuciła w niego pierwszą lepszą poduszką, a co lepsze to trafiła.
- No już, już. Masz rację idziemy spać. Ale obiecaj że dokończymy oglądać pozostałe części razem. - chwycił poduszkę, którą oberwał i wskazał nią prosto w jej stronę.
- Obiecuje.
- Na mamy paluszek?
- Charles. - westchnęła rozbawiona.
- No co? Muszę mieć pewność, że mnie nie zdradzisz.
- Niech ci będzie. Na mały paluszek.
Zadowolony poszedł do sypialni. Cassie wyłączyła telewizor i podążyła za nim.
Tej nocy może poraz kolejny poszli spać odwróceni do siebie plecami ale tak jakby bliżej siebie niż wcześniej.
☢️~*~☢️
Ciemny i cichy pokój w którym się znajdowała nie mówił jej całkowicie nic. Chodź w głębi duszy wydawało jej się że zna ten dom lepiej niż przypuszczała.
Wszechobecny spokój i cisza panującą w budynku nie sprawiała że czuła się bezpieczna. Raczej odczuwała wewnętrzny niepokój i strach przed tym co miało nadejść.
Z pokoju przeszła na korytarz. Towarzyszył jej jedynie dźwięk skrzypiących desek. Dom musiał być stary. Wiedziała to. Chodź nie chciała przyznać że dom w którym się znajduje odwiedzała dość często swego czasu.
Nagle zrobiło się jej przeraźliwie słabo i duszno. Zapragnęła się wydostać. Gwałtownie się odwróciła i odetchnęła widząc przed sobą drzwi wyjściowe. Szybko do nich podbiegła i rozpaczliwie pociągnęła za klamkę. Niestety ta ani drgnęła. Dłonie zaczęły jej się trząś w momencie kiedy usłyszała dobiegający z góry płacz małego dziecka.
Nie chciała tam iść. Dobrze wiedziała co się stanie i tym razem. Jednak wbrew jej woli, nieznana siła popchnęła ją w stronę schodów, a potem wzdłuż ciemnego i przeraźliwie pustego korytarza. Już nie słyszała skrzypienia desek. W jej głowie odbijał się jedynie ten coraz głośniejszy przeraźliwy płacz. Dobiegła do ostatnich drzwi. Tym razem klamka ustąpiła za pierwszym razem. Wbiegła do środka. Jedynym meblem w pokoju okazała się kołyska ustawiona w samym środku pomieszczenia. I właśnie w tamtąd dobiegał płacz. A może bardziej krzyk? Sama nie była tego pewna.
Teraz jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Użyła całej swojej silnej woli by podejść bliżej. W momencie kiedy pochylała się nad kołyską znowu nastąpiła przeraźliwa cisza. Jednym pewnym ruchem odchyliła kocyk. Jej oczą niestety ukazała się pustka. Bolesna, przeraźliwa pustka wypełniająca każdą jej komórkę. Nawet nie zauważyła kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Tego szukasz? - zapytał ją zimny i pusty głos.
Odwróciła się i zobaczyła przed sobą swój największy koszmar, który trzymał jej największy skarb.
Niemowlę na rękach mężczyzny wesoło zagaworzyło.
- Co ty tu robisz? - zapytała przestraszona.
- Skarbie przecież to nasz dom. Mój i twój. Już na zawsze - uśmiechnął się. Lecz wyraz jego twarzy pozostawał tak samo zimny i bezduszny jak zawsze.
W tym momencie dziecko na nowo zaczęło płakać. Wyraź jego twarzy zmienił się na zdenerwowany. Jego wkurzona twarz wyryła się w jej głowie już dawno.
- Oddaj mi go - poprosiła pośpiesznie. Łzy na jej policzkach zaczęły spływać coraz szybciej. - Proszę cię. On jest nie winny.
- Ah tak? - zaśmiał się. - Oh Cassie. Moja mała naiwna Cassie - podszedł jeszcze bliżej niej. - Chyba nie myślałaś że będę żył razem z tobą i tym bękartem. - tym razem prychnął, a płacz dziecka jeszcze bardziej przybrał na sile. - ZAMKNIJ SIĘ BACHORZE! NIE BĘDĘ WIĘCEJ PATRZEĆ NA SKUTEK TWOJEJ ZDRADY!
- Błagam cię, zostaw go. To wszystko moja wina. Nie karz go za moje błędy. - wyszlochała.
Podszedł jeszcze bliżej niej, tak że prawie się stykali. W tym momencie jakby mężczyzna złagodniał. Nawet się zaśmiał i uśmiechnął łagodnie. Po chwili pogłaskał ją po policzku, na co się wzdrygnęła, poczym nachylił się ku niej i wyszeptał wprost do jej ucha.
- Zapamiętaj raz na zawsze Cassie. Jesteś moja i tylko moja. Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Dobrze to wiesz. Już na zawsze jesteś tu uwięziona. Tylko ty i ja. A ja się nie dzielę. - ostatnie zdanie wysyczał.
Gwałtownie się od niej odsunął i jednym sprawnym ruchem skręcił kark dziecku, które nie tylko przestało wydawać jakikolwiek dźwięk, ale również opadło bezwładnie na podłogę. Żeby zwieńczyć swoje dzieło mężczyzna jednym butem nastąpnął na maleńkie, roztrzaskane ciałko.
- Już na zawsze razem. Sami. Zapamiętaj te słowa dziwko. - wysyczał.
Upadła na kolana, a z jej gardła wypłynął przeraźliwy krzyk pełen bólu. Łzy całkowicie zalały jej twarz, a ona powtarzała ciągle tylko te słowa.
- Nie błagam, nie znowu. POMOCY!
☢️ ~*~ ☢️
- Cassie obudź się! - krzyknął potrząsając nią.
Dochodziła 5 rano, kiedy obudził go krzyk dziewczyny.
- Promyczku proszę obudź się. To tylko zły sen. - tak bardzo chciał żeby się obudziła. - Promyczku. - wyszeptał delikatnie.
Roztrzęsiona dziewczyna po chwili otworzyła oczy.
- Charles? To ty? - zapytała nie wiedząc czy dalej tkwi w koszmarze.
- To ja, już spokojnie. Jestem tu. To tylko zwykły koszmar. - szeptał kojącym głosem, obejmując ją szczelnie. Zamiast go odtrącić, ufnie wtuliła się w jego ramiona. Wreszcie czuła się bezpiecznie.
Siedzieli tak chwilę w ciszy, aż w końcu zabrał głos.
- Płakałaś? - zapytał smutny ścierając z jej policzka łzy.
- Przez sen. To nic takiego. - wyszeptała. - Przepraszam że cię obudziłam. - odsunęła się od niego patrząc mu w oczy.
- Nie przepraszaj Cassie. Naprawdę wszystko gra? Krzyczałaś. Przyznaję że się trochę wystraszyłem.
- To tylko koszmar. - odpowiedziała cicho. Niczym nie przypominała mu tej odważnej i pewnej siebie dziewczyny.
- Często miewasz takie sny?
- Od pewnego coraz rzadziej. Szczerze to myślałam że już dawno mi przeszło. - westchnęła. - Spróbuję się jeszcze trochę przespać. Jeszcze raz przepraszam że cię obudziłam.
- Nigdy mnie nie przepraszaj za coś takiego Promyczku. Nie wyobrażam sobie co ci się musiało śnić. Wiesz że zawsze możesz mi powiedzieć. Jeśli tego potrzebujesz.
Wpatrywała się w jego twarz usilnie próbując znaleźć oznakę jakiegoś fałszu. Jednak w jego oczach dostrzegła szczerość i prawdziwą troskę. Nie powiedziała nic tylko się do niego przytuliła. Z początku zaskoczony szatyn nawet drgnął. Jednak po chwili z całej siły ją usciskał.
Gdy ponownie się od niego oderwała była już o stokroć spokojniejsza.
- To co idziemy spać? Zaśniesz jeszcze w ogóle?
- Spróbuję. - przyznała posyłając mu blady uśmiech, który zobaczył dzięki słabemu światłu księżyca, które wpadało przez okno.
Po chwili oboje leżeli, gapiąc się w sufit. Nie minęło jednak kilka minut, kiedy ponownie się odezwała.
- Em Charles? - zapytała cicho i niepewnie. Liczyła że skoro widział ją w w jednej z największych chwil jej słabości to teraz jej nie odtrąci.
- Tak?
- Mogę się do ciebie przytulić? - z niepewności zagryzła wargę i czekała na jego odpowiedzieć.
- Oczywiście. Nie musisz nawet pytać. - odpowiedział i odwrócił się w jej stronę. Nic nie odpowiedziała jedynie uśmiechnęła się z ulgą. - No już chodź tu.
Przyciągnął ją do siebie i oplutł ręce na jej brzuchu. Ona z kolei ufnie wtuliła się w jego tors, układając głowę na jego ręce.
- Wygodnie? - zapytał szczerząc się sam do siebie.
- Yhy. - odpowiedziała niemal niesłyszalnie. Czuła się tak bezpiecznie, a ciepło od niego bijące otuliło ją jak kocyk.
Czekał cierpliwie aż jej oddech stanie się płytki, a ciało przestanie być spięte. Czuł że mu zaufała, że przebił się przez jedną z warstw muru który wokół siebie zbudowała. Nie wiedział co przeżyła, że odbiło się na niej natyle, by musiała budzić się z krzykiem. Chciał być przyniej przy następnym kolejnym razem. By móc ją uspokoić i pilnować. Chciał by czuła się bezpiecznie.
Tak naprawdę wiedział że wreszcie wszystko jest na swoim miejscu. Nie wiedział jeszcze jak tego dokona ale chciał żeby już tak było zawsze.
Z takimi myślami zasnął, czując wreszcie wewnętrzny spokój i szczęście.
~*~
Dobiliśmy do końca tego rozdziału. Nie jestem może z niego w 100% zadowolona ale lepiej chyba nie będzie.
Przepraszam że zniknęłam na tak długo ale miałam kilka ważnych spraw, a potem choroba powaliła mnie na kolana. Jednak wracam silniejsza i obiecuje że od teraz fabuła ruszy do przodu.
Zwłaszcza że Charles i Cassie się do siebie zbliżyli 🫣. Jak myślicie kim był mężczyzna z jej snu? I co takiego przeżyła, że to aż zostawiło po sobie takie blizny w jej psychice?
Standardowo nie obiecuję że rozdział jest bez błędów. Mam nadzieję jednak że wam się spodoba.
Do następnego słoneczka i miłej niedzieli 🫶🏼.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro