"Kąpiel w płatkach róży"
"Hejże, nie umieraj. Masz zadanie do wykonania."
"Aż się dziwię, że wszystkie kończyny masz całe"
"Będziesz zachwycony, gdy się obudzisz"
Taeyong otwiera powoli powieki i zaraz ponownie je zamyka, gdy białe, mocne światło drażni jego źrenice. Jest cały obolały, zmęczony, a z jego nosa sączy się krew. Na oślep ociera ją ręką, zostawiając na niej długą, czerwoną smugę. Dopiero po tym decyduje się otworzyć oczy, aby sprawdzić, gdzie się znajduje. Widok, jaki zastaje, sprawia że mężczyzna napręża mięśnie i z paniką w oczach rozgląda się po pomieszczeniu. Agent leży w wannie pozbawiony ubrań, jednakże nie jest ona wypełniona wodą, lecz najprawdziwszymi czerwonymi i różowymi płatkami róży. Jest ich tak dużo, że na spokojnie zasłaniają całe jego ciało, aż do ramion.
Jednakże łazienka sama w sobie wygląda na zapuszczoną, zniszczoną i, można by rzec, że wręcz spaloną. Jakby miała za sobą poważny pożar. Szafki są spalone i brakuje w nich drzwiczek oraz szuflad, kafelki na podłodze są popękane, wybrakowane i brudne od sadzy. Z sufitu zwisa na pojedynczym kablu migocąca żarówka i chwieje się na boki, jakby miała w każdej chwili runąć w dół. Wszelkie sprzęty typu umywalka czy pralka są zepsute i pozbawione wielu części. Może faktycznie ta łazienka skrywa za sobą ogniste przeżycia?
Taeyong próbuje nie zwracać uwagi na otoczenie i podnosi się na nogi, choć robi to ostrożnie i z cichym pojękiwaniem. Prawdopodobnie ma złamane żebro, może dwa. Gdy zerka na swoje ciało, zauważa sporej wielkości plamy o barwie zielonej, granatowej i fioletowej. Niektóre z nich zlewają się ze sobą. Te są najbardziej bolesne. Mężczyzna przerzuca nogę przez wannę, aby stanąć na podłogę, a w tym samym czasie tłumi w sobie krótki krzyk przez zaciśnięte zęby. Zostaje w takiej pozycji przez chwilę, bierze kilka głębokich wdechów i przerzuca drugą nogę, tym razem nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Jedynie krzywi się z przeszywającego go bólu. Koreańczyk łapie za umywalkę, aby się podtrzymać i podchodzi do niej, odwracając się przodem do wiszącego, aczkolwiek stłuczonego lustra. Przez pęknięcia widzi swoją zmęczoną, bladą i zakrwawioną twarz. Od jego skroni aż do policzka ciągnie się zaschnięta krew. Z nosa wciąż spływa ta świeża. Wypadałoby przemyć twarz. Jednak gdy Taeyong odkręca kurek, spływa z niego kilka kropel pomarańczowej, wręcz brązowej wody i na tym koniec.
– Wody nie ma, syf na każdym kroku, wanna pełna płatków róży. Gdzie ja jestem, do cholery? – stęka i odwraca się, żeby jeszcze raz, trzeźwym umysłem i rozbudzonym okiem zbadać łazienkę. I słusznie, że zdecydował się to uczynić, bo dopiero teraz zauważa na pralce złożone w równą kostkę czarne ubrania. Nie należą do niego, przecież był ubrany w garnitur. Mimo to Taeyong decyduje się założyć nieznane sobie ciuchy. Nie chce poruszać się, będąc całkowicie nagi. Z ogromnym bólem zakłada bieliznę, naciąga na głowę czarną koszulę z kołnierzykiem, a do tego opięte spodnie tego samego koloru. Buty również są ciemne, jakby ukradzione z kompletu od garnituru. Jednak po dłuższym przyjrzeniu się im, agent stwierdził, że są jego. Tylko gdzie podział się garnitur, w którym wyruszył na poszukiwanie kobiety z dzieckiem? I czy w ogóle przeżyli? Co to za miejsce? Kto go tu przyniósł? Tyle pytań chodziło mu po głowie, a na żadne z nich nie znał odpowiedzi. I nawet nie wiedział, czy kiedykolwiek pozna. Agent spogląda na zamknięte drzwi od łazienki, do których podchodzi i przystawia do nich ucho. Chce wiedzieć, czy ktoś za nimi jest, ale nic nie słyszy.
Ciemnooki decyduje się otworzyć drzwi. Powoli, ostrożnie, jakby się bał, że tym samym uruchomi zastawioną przez kogoś pułapkę. Spogląda w dół, aby sprawdzić, czy nie ma nigdzie żadnej linki, kabla, czegokolwiek, co mogłoby wzbudzić podejrzenia i podnosi wzrok. Na widok opuszczonego i spalonego mieszkania Taeyong aż puszcza klamkę i wchodzi do środka kulejąc. Mieszkanie jest opustoszałe. Jedynie w niektórych miejscach znajdują się spalone, zniszczone meble. W pomieszczeniu jest ciemno i duszno. Na podłodze leży gruz i kupki sadzy. Pożar musiał wybuchnąć dawno temu, ponieważ w powietrzu nie czuć dymu, jedynie kurz. Pod jedną z obskurnych ścian stoi podziurawiona, pełna pluskiew domowych, prusaków i karaluchów kanapa w granatowym kolorze, a pod drugą w podobnym stanie łóżko z wybrakowaną nogą. Być może kiedyś ten pokój był salonem, sądząc po jego rozmiarze. Znajdują się tu również inne drzwi, które kryją za sobą nowe pokoje. Jedne są wyrwane z zawiasów, więc Taeyong może zauważyć, że za nimi znajduje się kuchnia. I wcale nie jest w lepszym stanie. Mężczyzna podpiera się ręką o ścianę, jednak zaraz zabiera ją w szybkim tempie, gdy czuje, jak coś łaskocze go po wierzchni dłoni. Kiedy na nią spogląda, zauważa tłustego, uciekającego karalucha, przemieszczającego się po jego ręce. Agent wydaje z siebie krótki krzyk i strąca stworzenie ze swojego ciała. Karaluch ucieka do jednej z dziur w ścianie. Koreańczyk nawet nie ma ochoty do niej zaglądać, ale strzela, że znajduje się tam gniazdo.
Agent z minuty na minutę zaczyna coraz bardziej czuć się zdezorientowany i nieswojo. Ciężko jest mu nawet zbadać ulicę, na której znajduje się owe mieszkanie, ponieważ okna są przybite deskami, które nie sposób zdjąć. Duchota panująca w pomieszczeniu powoduje u niego trudności z oddychaniem. Bierze kilka wolnych i głębokich wdechów, po czym rusza w stronę pierwszych lepszych drzwi. Po drodze robi duży krok, aby ominąć dwa przebiegające karaluchy. Nie chce tu być ani chwili dłużej. To miejsce go przeraża. Gdy łapie za klamkę i pcha drzwi do przodu, jego oczom ukazuje się sypialnia w równie tragicznym stanie, co poprzednie pomieszczenia. Jest tak obolały, że korci go położenie się na zniszczonym, spalonym i podziurawionym kolejnym łóżku chociaż na chwilę, jednak gdy podchodzi bliżej i zauważa stadko różnej wielkości pluskiew, od razu rezygnuje z tego pomysłu. Jeszcze tego mu brakowało, żeby robactwo przyniósł do swojego domu.
– Muszę stąd wyjść – mówi do samego siebie, aby przerwać tę niepokojącą ciszę i choć na moment mieć poczucie, że nie jest sam. Taeyong opuszcza sypialnię i kieruje się w stronę kolejnych drzwi. W między czasie rozgląda się jeszcze raz dokładniej po pomieszczeniu, aby sprawdzić, czy nie zauważy gdzieś przypadkiem swojego telefonu i dokumentów. Ale czy jest sens czegokolwiek tutaj szukać, kiedy miał wypadek samochodowy? Wzdycha ciężko. Nawet nie wie, jak długo leżał w tamtej wannie. Staje przed drzwiami, które prawdopodobnie prowadzą na klatkę schodową, a przynajmniej tak podpowiada mu intuicja. Ostatni raz ogląda się za siebie, łapie za klamkę i ciągnie drzwi w swoją stronę, żeby od razu stanąć jak wryty z szeroko otwartymi oczami. Zauważa niewiele wyższego od siebie mężczyznę o kasztanowych, gęstych włosach, podkreślonych kościach policzkowych i ciepłym, czekoladowym spojrzeniu. Jest ubrany w czarną bluzę z kapturem i dżinsowe spodnie, a na jego dłoniach widnieją ciemne, skórzane rękawiczki. Nim Taeyong zdąża cokolwiek z siebie wydusić, nieznajomy na niego szarżuje. Jest oszołomiony i zdezorientowany. Pod wpływem impulsu odwraca się, aby uciec, jednak wyższy wykręca jego ręce do tyłu i mocno trzyma nadgarstki. Natomiast jego druga dłoń ląduje na ustach agenta, przez co nie jest w stanie nawet wołać o pomoc. Mężczyzna wierzga się i rzuca, próbując zastosować swoje umiejętności z samoobrony, ale napastnik zdaje się być sporo silniejszy od niego. Z łatwością blokuje każdy atak i ruch Taeyonga, pochylając go do przodu.
– Za szybko się obudziłeś, agenciku – w pomieszczeniu rozlega się męski, głęboki głos nieznajomego, a także stłumiony jęk Lee spowodowany bólem. Wyginanie ciała zdecydowane mu nie służy przez złamane żebra i krwiaki. Wyższy z mężczyzn ciągnie za sobą Taeyonga w stronę zniszczonego łóżka, pełnego dziur i robactwa, po czym rzuca go na pościel. Agent zaciska zęby i szybko wstaje do siadu, starając się kopnąć wyższego, jednakże ten łapie go za kostki i mocno zaciska na nich palce.
– Czego ty chcesz?! Czego ty, człowieku, chcesz?! – Taeyong sapie i próbuje uwolnić swoje nogi z ucisku napastnika. W tym celu wyciąga ręce jak najbardziej nad siebie, aby złapać się ramy łóżka, jednakże drugi mężczyzna zwinnym i gwałtownym ruchem ciągnie go w swoją stronę tak, że nogi chłopaka dotykają brzegu materaca. Agent chce ponownie podnieść się do siadu, ale nieznajomy kładzie dłonie na jego ramionach i z całej siły przyciska go do łóżka, po czym siada na jego biodrach. Taeyong nie ma pojęcia, co chodzi drugiemu po głowie, dlatego wierzga nogami i macha rękoma, choć nie przynosi to żadnych skutków. Wkrótce przestaje, gdy zaczyna mu brakować sił. Czuje gniew, bezradność i może w pewnym sensie strach. Nie wie, z kim ma do czynienia, a przecież nikt normalny nie atakuje drugiego człowieka, gdy nic nie zrobił. Mężczyzna patrzy napastnikowi w oczy i milczy. To samo robi ten drugi. Ta cisza sprawia, że Taeyong ma krótką chwilę na połączenie wszystkich faktów. Pobudka w opuszczonym, spalonym mieszkaniu i wannie pełnej płatków róż. Brak dokumentów, telefonu i własnych ubrań. Niespodziewany atak ze strony nieznajomego, który najwidoczniej zna jego. Agent otwiera szerzej oczy, a w jego sercu zaczyna rosnąć gniew. – Ty draniu! Co się stało z matką i jej dzieckiem?!
– Nie spodziewałem się, że będziesz ofiarą wypadku samochodowego, Taeyong. Nie martw się, jestem tylko hakerem a nie mordercą. I jestem również sprawiedliwy. Zrezygnowałem z naszego układu. Kobieta żyje, jej dziecko także. To byłoby niegrzeczne z mojej strony, gdybym liczył ci czas, podczas gdy ty leżałeś nieprzytomny i połamany na ulicy, prawda? – haker uśmiecha się sztucznie, po czym podnosi rękę, dłoń ukrytą w rękawiczce zamykając w pięść. Nim agent zdąża zareagować, aby zablokować atak, przeszywający ból promienieje od jego żuchwy aż do skroni, a w głowie zaczyna dzwonić. Chłopak jest zamroczony i potrzebuje chwili, aby dojść do siebie, a z jego ust i nosa na nowo leje się krew. Gdy jego obraz znów nabiera ostrości, ponownie dostaje z pięści w twarz, a kłykcie napastnika wbijają się boleśnie w jego zęby i górną wargę. Potem kolejny cios, tym razem w nos. Następny i następny, aż Taeyong przestaje przypominać siebie przez nadmiar krwi na nosie, łuku kupidyna, ustach, brodzie, kącikach oczu. W końcu ból jest tak intensywny, że mózg agenta zaczyna reagować. W tym celu mężczyzna traci przytomność na śmierdzącym zgnilizną i wilgocią łóżku. W tym stanie nie może nic zrobić. Jest zdany wyłącznie na hakera, którego ściga przez tyle lat, aż wreszcie ich role się zmieniły i teraz to Taeyong stał się zwierzyną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro