Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 8.

Trenerka gwizdnęła po czym klasnęła trzy razy w dłonie.

- Dobrze dziewczyny! Kończymy na dzisiaj. - uśmiechnęła się do grupki dziewczyn z tańców. Stałam tuż za nimi podciągając wysokie, czarne skarpety. - Granie w kosza też wam całkiem wychodzi. Pamiętacie, co mówiłyście we wrześniu?

Cudowna była relacja tej pani z dziewczynami. Nie dogadywałam się z nimi najlepiej. Stałyśmy na neutralnym gruncie. Nie miałyśmy o czym gadać. Może dlatego, że nie przekonywały mnie ich pomalowane paznokcie i złote wisiorki na szyi. Po za tym z reguły wydaje się dość ostra. "Niedostępna" powiedziałby Alexis.
Wyprostowałam się, gdy pod moje stopy potoczyła się piłka. Obróciłam głowę, aby zobaczyć Claire przykładającą do swojej głowy pistolet z palców. Uniosłam lekko kącik ust podnosząc piłkę. Zaczęłam nią kozłować w miejscu.

- Dobrze dziewczyny. Nie trzymam was. Do jutra.

Grupka dziewczyn ruszyła w biegu do szatni. Powolnym krokiem ruszyłam za nimi. Widziałam jak w drzwiach czeka Claire.

- Lucy, zostaniesz na słówko? - krzyknęła. Spojrzałam na nią krótko wzdychając. To jest już chyba jakiś klasyk.

- Śpieszy mi się. - powiedziałam krótko.

- To pilne. 

Obróciłam się w stronę Claire i rzuciłam jej piłkę. Obróciłam się i ponownie zmierzałam w stronę kobiety której dres nie był prany od początku roku szkolnego. Stałam już przed nią, gdy z włosów ściągnęłam czerwoną wstążkę. 

- Trener mówi, że chcesz do kadry kartingowej.

- To chyba nie jest żadna nowość. - posłałam jej krzywy uśmiech. - Trenuje do kwalifikacji już od dłuższego czasu. 

- Chciałam zaproponować ci jakąś pomoc. Może rozciąganie z dziewczynami na tańcach, albo-

- Nie trzeba. - od razu podziękowałam. - Ściśle współpracuje z tatą. Rozpisał mi treningi i praktyki. Poradzę sobie. - pokiwałam głową.

- A twoja stopa?

- To drobnostka. - zapewniłam. Już zaczęłam się oddalać, gdy ta złapała mnie za nadgarstek. 

- Każdy czasami potrzebuje drobnej pomocy. Nie wstydź się o nią prosić jeżeli chcesz. - powiedziała kobieta ciepłym głosem. Uniosłam brwi i znacznie się skrzywiłam.

- Jestem samowystarczalna. - mówiąc to spojrzałam w jej oczy. Szybko jednak spuściłam wzrok i ruszyłam w stronę wyjścia. Tam dalej stała Claire. Zabrałam jej piłkę i bez słowa skierowałam się do szatni.

- Co ci powiedziała?

- Zaproponowała pomoc  w trenowaniu. - odparłam krótko.

- To super. Babka jeździła na zawody baletowe. Może pomóc.

- Nie. To NIE super. Nie potrzebuje jej gadania. - westchnęłam wchodząc do szatni. Złapałam tylko torbę leżącą luźno na ławce. - Czyja to piłka? - zapytałam dziewczyn w szatni. 

- Chyba niczyja. - stwierdziła jedna brunetka patrząc po reszcie. Uśmiechnęłam się do niej.

- To super. Od dzisiaj moja. - zaśmiałam się. - Z tego co pamiętam rano macie zajęcia z tą babką także powodzenia piękne łabędzie. Ja spadam. - pomachałam im od razu wychodząc z szatni. Widziałam tylko jak Claire podąża za mną wzrokiem. Zamknęłam drzwi i wyszłam z budynku hali sportowej. Nie musiałam iść daleko, aby dojść na siłownię. Była w kompleksie kartingowym tuż obok.  Poprawiłam torbę na ramieniu, która obcierała mi odkryte ramię. Na wf chodziłam w typowo koszykarskiej koszulce. Kupiłam ją pod koniec roku szkolnego także była praktycznie, jak nowa. Wyglądała identycznie jak koszulka mojego taty, gdy chodził do liceum. Mama stwierdziła, że koniecznie muszę ją odtworzyć. Tak i na plecach miałam biały numer 95 z czarną ramką, oraz nazwisko w identycznym stylu nad nim. Koszulka identycznie wyglądała z luźnymi czarnymi spodenkami do kolan i frotkami. Tak, czy siak wolałam kombinezon od tego.... czegoś.

Weszłam do kompleksu i pokierowałam się pierwszymi schodami na górę. Otworzyłam szklane drzwi. Rozejrzałam się najpierw po siłowni szukając znajomych twarzy. Dzięki Bogu nikogo nie było. Najlepsze uczucie na świecie. Wyciągnęłam z torby bezprzewodowe słuchawki pchełki i zaczęłam wybierać muzykę, gdy kierowałam się w stronę bieżni. Włożyłam jedną słuchawkę do ucha i uruchomiłam bieżnię. Byłam rozgrzana po lekcji, więc od razu przeszłam do konkretów. W głębi modliłam się tylko, aby nikt się tutaj nie pojawił. Tylko tego mi brakuje.

Zaczęłam biec jednocześnie skupiając się na widoku za oknem. Wszystko wokół wydawało się coraz bardziej wiosenne. Szła z tym przerwa wiosenna. Na ten czas wracałam do Chłodnicy. O ile już teraz wiem, że do napisania będę miała parę referatów tak myśl o powrocie do domu radowała moje skamieniałe serce. Moje łóżko to jednak nie jest łóżku w akademiku. Teraz dostrzegłam, jak nie doceniałam go wcześniej. W Chłodnicy mogłam siedzieć na dachach i parapetach. Tutaj pojawia się Ochroniarz Seruś za każdym razem, jak tylko dotknę klamki. 

- Lucy! - krzyk. Złapałam dłonią bieżnię i rozejrzałam się lekko. Dostrzegłam Claire. 

- Co ty tu robisz? 

- Towarzyszę ci w treningu. Jak zawsze. - prychnęła. Usiadła na wyłączonej bieżni obok. - Nie chcesz związać sobie włosów? Nie wygodnie tak biegać. - Dlatego trenuje sama. Nikt mi nie męczy tyłka. Zdjęłam z nadgarstka wstążkę i szybkimi ruchami dłońmi zawiązałam ją na włosach. Spojrzałam z politowaniem na dziewczynę. - Lucy McQueen ma chyba muchy w nosie.

- Ostatnio wszyscy uczepili się mojego trenowania. - burknęłam. - Kiedy chciałam do kadry każdy mi odradzał! Nie chcieli mi nawet kwitka przyjąć przez stary jak świat zabieg nogi i płeć.

- Miałaś go nie cały rok temu. - wtrąciła Claire. Westchnęłam. - Lucky, musisz się bardziej wyluzować. Nie sądziłam, że kiedyś ci to powiem. Spójrz na siebie! Ostatnie tygodnie to jakaś nudna rutyna. Idziesz na zajęcia, po zajęciach na siłownię, albo tor i potem spać. Nie robisz nawet prac domowych. 

- Luzuj majty. Jest dobrze. Po przerwie mam kwalifikacje nie mogę ich zawalić. 

Claire wstała i stanęła na krawędzi mojej bieżni. Za nim zdążyłam cokolwiek zrobić ta zaczęła klikać w guziki na panelu. Bieżnia uniosła się w górę, oraz przyspieszyła. Zaczęłam tracić równowagę, aż wreszcie spadłam. Czułam jak tylko słuchawka wypada mi z ucha.

- Cholera Warren! - wstałam powoli masując plecy.

- Inaczej byś nie zlazła. Potrzebujesz czasu na regeneracje!

- Znajdź moją słuchawkę, a nie gadasz o regeneracji. - schylałam się w jej poszukiwaniu. Pewnie potoczyła się pod jedną z maszyn. - Szlag.

- Uwielbiasz mnie.

- Nienawidzę cię.

- Kochasz mnie.

- Nie znoszę. - jęknęłam sięgając dłonią w przestrzeń między bieżniami. Wyciągnęłam z niej słuchawkę.

- Kwestia czasu. - zaśmiała się. 

- Dobra. Skoro już tu jesteś to przydaj się na coś.

- To znaczy.

- Pomożesz mi robić brzuszki. - wskazałam kciukiem miejsce z matami za mną. Dziewczyna skinęła głową kiedy przechodziłyśmy w część gimnastyczną. Ułożyłam się szybko na materacu i czekałam, aż Claire dociśnie mi stopy do materaca.

- Na co czekasz?

- Która stopa była zraniona?

- To nie ma znaczenia. - zapewniłam ją.

- Nie chce ci zrobić krzywdy.

- Nie zachowuj się, jak Fernando. - moje ręce które jeszcze chwilę temu kurczowo trzymałam za karkiem luźno opadły wraz z głową na ziemię.

- Ten mityczny Fernando? Herkules?

- Nie osłabiaj mnie, proszę.

- Nie gadałaś o nim dużo. Ale wiem, że gadałaś z Alexisem o nim.

- Powiedział ci?

- Przypuszczałam, ale jak widać gadałaś. - uniosła kącik ust. - Kochasz go?

- Co to za pytanie? - uniosłam brew.

- Bo to byłoby dziwne, że ktoś taki jak ty nikogo nie kocha.

- Kocham tatę. Mamę też kocham.

- Wiesz o co mi chodzi. - powiedziała, a ja podniosłam się do siadu. Patrzyłam jej prosto w oczy. - To powiesz? Kochasz go? 

- Sama nie wiem do cholery. Niczego w moim życiu po za gokartami nie jestem pewna. Niczego. - uśmiechnęłam się. - W wakacje nie byłam nawet pewna, czy jak spojrzę w dół to będę miała stopę, czy protezę. Niczego nie mogę być pewna. Uczuć też. 

- Albo jesteś pewna, ale nie możesz tego zaakceptować. - Claire zmarszczyła brwi.

- Po prostu trzymaj te nogi.

- Nie musisz tego rozumieć, ale musisz to zaakceptować.

- Bądź cicho, błagam. Nie chce o tym rozmawiać. - warknęłam.

- Każda diabelska istota nie chce rozmawiać o niewygodnych tematach? - oparła ręce na moich kolanach. - zaczęłam robić brzuszki. Przestałam zwracać na nią uwagę. - Chyba zaczynam rozumieć. Po prostu nie chcesz wyjść na łatwą? Zgrywasz niedostępną? To twój sekret! Sądzisz, że to dodaje ci niezależności.

Prychnęłam głośno opadając na ziemię.

- Zdradzić ci sekret?

- No?

- Jestem, jak matematyka. Ciężko mnie zrozumieć, a jeszcze ciężej zaliczyć. 

- Lucy! - zaśmiała się.

- Taka prawda. Więc czasami po prostu lepiej odpuścić i nie próbować zrozumieć moich myśli. Skończymy ten temat? 

- Jaki temat? - odwróciłam głowę w bok. Był to Paul. Podniosłam się od razu i do niego podeszłam.

- Co ty tu robisz?

- Patrzę, jak ci idzie trenowanie. Claire ci pomaga?

- A coś w tym ci nie pasuje? - warknęła do niego.

- Ależ skąd. - zaśmiał się nerwowo. - Z tym pytaniem raczej kierować powinnaś się do Alexisa.

- Niedoczekanie. 

- Miałem przekazać, że u Pączka jest do ciebie paczka. Kurier pukał do twojego pokoju, ale cię nie było.

- Byłam na zajęciach. To dziwne, że jest tak późno. Prosiłam tatę o przesłanie jej z dobre trzy, jak nie cztery tygodnie temu. - zamyśliłam się na moment. - Odbiorę ją, jak będę wracać. 

- W porządku. To ja może... chyba przeszkadzam. - powiedział krótko.

- Zostań. - poprosiłam. - Chyba nie będziesz siedział z Alexisem.

- Alexis jest na torze. Ściga się z- -przerwał w połowie zdania, a ja uniosłam brew.

- Ściga się z.... z kim? 

- No z...

- Z Buttersky. - nie musiał kończyć. Szybko podniosłam się z maty i pobiegłam w kierunku mojej torby. Złapałam ją i uchyliłam pierwsze drzwi na prawo. Były to prysznice i łazienka. Nie zamykałam drzwi. Zdjęłam z siebie szybko przepocone ubranie i włączyłam zimną wodę, która oblała moja zgrzane ciało. 

- Serio będziesz tam-

- Tak, serio. - po tych słowach wyplułam wodę, która wpadła mi do ust. Woda padała mi na plecy kiedy mokrymi dłońmi wyjęłam z torby ręcznik. Zakręciłam wodę i zaczęłam się wycierać. To była kwestia chwili, jak byłam w białej koszulce, niebieskich jeansach i trampkach. Złapałam ramię torby w jedną rękę, a w drugą bluzę baseball. - Wiecie, gdzie mnie szukać!

Trzasnęłam drzwiami od siłowni i zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi obok schodów i pobiegłam krótkim korytarzem wprost do boksu. Widziałam, jak dwa gokarty jadą prawie obok siebie. 

- Co ty robisz Lucy? Wyglądasz jakbyś właśnie wypadła z pod prysznica. - spojrzał na mnie mój trener

- Właściwie tak było.

- Matt zaproponował Alexisowi przejażdżkę. Może Alexis zdobędzie tu jakiegoś kumpla.

- Niedoczekanie. Dlaczego pozwolił im Trener razem się ścigać? 

- A czemu nie?

- Nie zna ich Pan tak długo, jak ja. - spojrzałam na mój gokart, który lekko pobrudzony stał w kanale boksu. Wystarczyło do niego wskoczyć. - W takim razie ja też mogę?

- Kategoryczne nie. Nie masz ochraniaczy, masz całą wilgotną głowę i jesteś w trampkach. Zabraniam ci McQueen. - nie wiem co do mnie gadał. Bardziej skupiałam się na kaskach stojących za nim.

Uniosłam brew. Liczyły się w tym momencie sekundy i nie mogłam zaprzepaścić tak wspaniałego momentu, aby go zirytować. Zauważyłam właśnie, jak Paul i Claire wpadają na tor. Kiedy trener spojrzał w ich stronę szybko wychyliłam się łapiąc czarny kask. Zakładałam go na głowę, gdy zeskoczył wprost obok mojego sprzętu.

- McQueen! - krzyknął, gdy odpalałam gokart. Szybko wskoczyłam do niego, gdy zobaczyłam jak Trener schodzi na dół. Przycisnęłam stopę do pedału i ruszyłam do przodu. Wypadłam z boksu wprost na tor. Tuż za mną znaleźli się Alexis z Buttersky. Tak się składa, że jechałam z dwoma osobami, które znają się na rzeczy. To były ciekawe zakręty kiedy tuż obok mijałam się to z Alexisem, to z Buttersky.

- W tym momencie macie zjechać! - powiedział do nas trener przez megafon. Widziałam jak macha czerwoną flagą. Nie zapowiadało się jednak, abym chciała zjechać. Ludzik w głowie mówił "Jedź dalej". Alexis mnie wyprzedził, ale dalej ścigał mnie Buttersky. Dojechaliśmy na prostą część toru. Zdawało mi się, że chce mnie wyprzedzić, gdy zajechał mi drogę i zaczął gwałtownie hamować. Uderzyłam głową w kierownicę. Po chwili wypadłam gokartem w opony stanowiące bandę kończąc to ponownym uderzeniem w ścianę hali. Zatrzymaliśmy się, a ja uniosłam obolały kark.

- Mówił, że się zatrzymujemy. Jesteś głucha McQueen? - warknął Matt zdejmując kask. Spojrzałam na pękniętą szybę kasku. Zaśmiałam się boleśnie zdejmując go. 

- Zatrzymałabym się. Nie musiałeś mnie spychać na bandę. Chyba rozwaliłam sobie przez ciebie szczękę. 

- Po co się w to zamieszałaś?

- Chciałam pojeździć. - wsunęłam się w głąb gokartu próbując położyć głowę.

- Debilko, i ty masz jeździć na Nascarze? Marnie to widzę.

- Tak, czy siak mam większe jaja od ciebie. - wyszczerzyłam się do niego obracając głowę w jego stronę.

- Fajnie, gdybyś nie uśmiechała się z czerwonymi zębami.

Splunęłam po za gokart. Faktycznie musiałam sobie uszkodzić dziąsło, czy coś. Na pierwszy rzut oka, że po za śliną splunęłam i krwią.

- Lucy! Nic ci nie jest? - zapytał trener podbiegając do mnie. Podał mi rękę, abym mogła wysiąść.

- Wszystko dobrze Trenerze. - powiedziałam. Widziałam, jak podchodzi do Buttersky i również pomaga mu wysiąść. 

- Mamy do pogadania.

******

Zapukałam do małego budynku między akademikami. Seruś wybudził się ze snu, gdy lekko mu pomachałam. Wsadziłam dłonie w kieszenie bluzy. 

- Słyszałam, że jest dla mnie paczka.

- Ta, kurier coś przywiózł. - Seruś ospale podniósł się z miejsca poprawiając swoją czapkę ochroniarza. - Słyszałem, że nafikaliście znowu z Mattem. 

- My nigdy nic nie nafikaliśmy. Po prostu weszliśmy na drogę kolejnego nieporozumienia. Nic poważnego. - oparłam się o framugę drzwi do jego kanciapy.

- Widziałem, jak pielęgniarka wychodzi z toru.

- Wypadliśmy z toru. Musiała upewnić się, czy mam wszystkie zęby.

- I?

- Nie spodziewałabym się Wróżki Zębuszki. Wszystko mam na miejscu.

- Jak tak dalej pójdzie to pewnego dnia przyjedzie na tor zakład pogrzebowy. - zaśmiał się pod nosem.

- Doceniam Pana humor. Jest, jak czarna dziura. Nie wiadomo ile zmieści.

Seruś popatrzył na mnie z politowaniem, a ja wzruszyłam ramionami.

- Bierz tą paczkę i spływaj za nim sprowadzisz kolejny problem. - uniósł kącik ust.

- Nie sprowadzam problemów. Po prostu nim jestem. - uśmiechnęłam się szeroko. - Dobrej nocy prze Pana. Jakby nie miał Pan z kim gadać to wie Pan które okno. 

Ruszyłam w stronę mojego akademika. W jednej ręce trzymałam paczkę, a drugą docisnęłam słuchawki do uszu. Wystarczy, że dzisiaj bym już jedną zgubiła. Pani na recepcji akurat ucięła sobie drzemkę, więc cicho przemknęłam się na górę do mojego pokoju. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam kluczyk i otworzyłam drzwi. Paczkę rzuciłam na łóżko, a w pomieszczeniu zapaliłam światło. Torbę ze strojem zostawiłam u trenera w kantorku także jutro będę musiała się przejść ją odebrać.

Spojrzałam na sporej wielkości paczkę zaklejoną zieloną folią. Wzięłam z biurka nożyk do papieru i usiadłam na łóżku, aby otworzyć paczkę. Przecięłam jej wierzch, aby od razu zobaczyć lektury o które poprosiłam tatę. Zaśmiałam się. Pani w bibliotece mnie zabije.

Docięłam folię po bokach, aby wyciągnąć pudełko. Od razu mogłam zauważyć, że jest z Włoch. Od Fernando.

Rozcięłam wierzch paczki i wyjęłam z niej kopertę. Spojrzałam na chwilę do środka paczki, aby zobaczyć, że na jej dnie znajduje się baseballówka.  Miała białe rękawy, a jej cała reszta i ściągacze były zielone.

Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej kartkę.

Lucy,
Nie mam pojęcia kiedy ta paczka do ciebie doszła. Biorąc pod uwagę, że nie dostałem od ciebie odpowiedzi po ostatniej paczce nie jestem pewny, czy ta dojdzie. Jeżeli tak... mam nadzieje, że zmieściłem się z urodzinami. Najlepszego Lucy!
Wiem, że twoja czerwona baseballówka znacznie ucierpiała w te wakacje. Oraz to, że mimo niedopranych śladów krwi dalej w niej czasami chodzisz. Pomyślałem, że przyda się równie kolorowa. Nie jest to ta sama czerwona, ale zawsze to nie jest kurtka jeansowa, albo sweter. Mam nadzieje, że przynajmniej trochę ci się podoba.
Wiem, że atmosfera między nami jest dość napięta, ale chce o tym porozmawiać. Twarzą w twarz. Sądzę, że ty też. Zapewniam cię, że będzie taka okazja. Nie chce się rozpisywać, ponieważ wiem, że jesteś pewnie bardzo zajęta w tym Mobile. Co się dziwić. Pilnujesz teraz nie tylko Buttersky, ale i Alexisa. Pozdrów Paula i jego chłopaka. 
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Lucyferku.
~Fernando 

Urodziny miałam tydzień temu. Nie zmienia to faktu, że się zmieścił. A bluza pachnie jego perfumami. Jestem pewna, że po prostu przesiąkła nimi, gdy leżała u niego w pokoju. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Z dnia na dzień coraz bardziej dochodziłam do wniosku, że kocham każdą osobę (nawet szmatę), która wie na mój temat więcej niż ja sama...

Siemka! Dawno mnie nie było (znowu)
Nic nie poradzę haha Pełno roboty myślę, że nie tylko u mnie. Mam nadzieje, że jesteście wszyscy zdrowi.
Dziękuje wszystkim za cierpliwość i czekanie na kolejne rozdziały <3 Bardzo dużo to dla mnie znaczy. Jak sądzicie? Jak dalej potoczą się sprawy Lucy i Fernando?
Po za tym chce podziękować Light_N za piękne okładki do "Last Race" i "Best Race" (Dziękowałam jej już wiele razy, ale dalej jestem nimi zachwycona haha <3
Ode mnie to tyle! trzymajcie się w tej kwarantannie i do zobaczenia niebawem 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro