Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 5

- Tato... - burknęłam pod nosem obracając się z prawego na lewy bok. Słyszałam, jak ten wzdycha w słuchawce. - ...weź mi odpowiedź. To serio jest argument?

- Niestety. Tak. - powiedział, a moje serce zabiło szybciej. - To co powiedział o twojej płci jest...

- Seksistowskie?

- Tak... ale uraz nogi w papierach to bardzo duża artyleria Lucy. - mówił spokojnie, a ja warknęłam. Nie mogłam tego dłużej słuchać.

- Nie ruszyło mi nerwów!

- Nie ruszałaś stopą.

- Ale ruszam! Powiem więcej. Moja stopa jest sprawniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej. - powiedziałam z entuzjazmem. Zaczęłam intensywnie poruszać palcami u nóg, jakby sama próbując się przy tym utwierdzić.

- Przedzwonię do nich i pogadam, ale nie oczekuj cudów. Dobra? - poprosił. Uniosłam kącik ust.

- Nie oczekuje... ale napaliłam się już, że pojadę na kwalifikacje, więc nie dzwoń z innymi wiadomościami. 

- Hahah - zaśmiał się. Daje słowo, że mogłam wyobrazić sobie, jak ten delikatnie uśmiecha się pod nosem. Tęsknie za nim, ale mu tego nie przyznam. - Kocham cię

- Ta, ja ciebie też.

I koniec. Sygnał się urwał. Upuściłam telefon na podłogę, a sama ułożyłam się na plecach. Słyszałam roznoszącą się cichą muzykę w moim pokoju, którą momentami przerywał śpiew ptaków za oknem. Na ścianie pokoju odbijały się liczne wzory stworzone, przez słońce, a gdzieś przy stopach czułam podręcznik od matematyki. Sama jednak byłam bardzo zirytowana. Oburzona.

Pomijam seksistowskie zachowanie mojego trenera. Jest miłym człowiekiem, a Matt ma odpowiednie środki. Problem leżał gdzieś indziej. Otóż nie mogłam zaakceptować stopy. Bo chcąc nie chcąc... tego nie wymażę. Żadne pieniądze nie zatuszują mi zabiegu i nie sprawią, że szrama wzdłuż niej zniknie. Tata tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że wakacyjna sprawa ze stopą wcale nie została zamknięta. Niestety...

W głowie układałam plan działania. Sprytny plan.

Westchnęła podnosząc się do siadu. Przeciągnęłam się lekko sięgając do stolika nocnego. Wyciągnęłam z niego tabliczkę czekolady z karmelem. To chyba już na zawsze zostanie moim uzależnieniem. Rozgryzłam jej poduszkę czując, jak złote anielstwo wlewa mi się do ust. Przejechałam językiem po podniebieniu chcąc zebrać jej resztkę. Usłyszałam wtedy pukanie do drzwi. Schowałam szybko czekoladę pod poduszkę jednocześnie kątem oka obserwowałam wejście. 

- Cześć. - uśmiechnął się Alexis. Tylko jego brakowało. Jezu. Ześlijcie mi tu kogoś fajnego! A nie... jego. Zmarszczyłam brwi.

- Czego chcesz? - zapytałam z przygłupim uśmiechem na twarzy.

- A... pogadać. 

- To idź pogadaj z Paulem, czy coś? Nie wiem. Mam swoje sprawy. 

- Wspominanie Fernando? - uniósł brew. Pieprzony dupek.

- Nie tym razem. - uśmiechnęłam się sztucznie. Alexis zaśmiał się jednocześnie poprawiając swoją ciemną, uniesioną grzywkę. 

- Dalej nie rozumiem dlaczego tak bardzo się unikacie. - mówiąc to przysiadł się na moje łóżko.

- To zastanawiaj się dalej. - oblizałam palce z karmelu, a wzrok wbiłam w biurko która stało naprzeciwko łóżka.

- Coś się stało... martwi mnie to. - przyznał, a ja krótko na niego spojrzałam. - Wiem, że miłość nie jest łatwa, ale mogę ci-

- To nie miłość. - przerwałam mu natychmiast. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i głośno westchnęłam. 

- Tłumacz to tak sobie. Po prostu masz za duże jaja, aby przyznać się, że łamiesz się, jak zapałka pod spojrzeniem Włocha. Dlatego na twoim miejscu celowałbym w Francuza. - uniósł kącik ust, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.

- Nie łamię się, jak zapałka na widok Fernando. - burknęłam wstając z łóżka. - Posłuchaj mnie uważnie, seksisto. 

- Cały twój. - uśmiech nie schodził mu z ust.

- Mam na głowie trenowanie. Szykuje się do kwalifikacji. - oznajmiłam. - Dlatego jeżeli masz mi zamiar prawić mi tu o miłości to po prostu lepiej wyjdź.

- Przesadzasz. - odparł nawet nie ruszając się z miejsca.

- Wyjdź.

- Myślisz o tym, jak go całujesz?

- Nie musiałam o tym myśleć! A teraz wyjdź. - założyłam ręce patrząc w stopy.

- Czekaj. Nie musiałaś? - chłopak podniósł się  i stanął przede mną. Uniosłam głowę, aby spojrzeć na jego twarz. Był zdziwiony, a w jego oczach widniała dziwna iskra. - Całowałaś się... z nim?

- Nie twoja sprawa. Wyjdź.

- Fernando musiał być w siódmym niebie, co? - uniósł kącik ust. - Chociaż...

- Alexis, cholera. - warknęłam. 

- Dlatego się nie odzywacie? Serio?

- Skończyłeś? 

- Nie zrozum mnie źle blondi, ale jestem w wielkim szoku no. Mówimy tutaj o-

- Alexis. - ułożyłam palec wskazujący na jego ustach. - Zamilcz. Proszę. Raz w życiu, bądź cicho. - poprosiłam go. Faktycznie zamilkł, bo byłam w stanie usłyszeć grającą w tle muzykę. - Skoro ty nie chcesz wyjść. Ja wyjdę. - uśmiechnęłam się. Chwyciłam telefon z biurka i wsadziłam go do kieszeni spodni. Idąc w stronę drzwi zgarnęłam podręcznik od matematyki i zostawiłam Alexisa samego w pokoju. Kiedy byłam w połowie korytarza usłyszałam jego kroki.

- Dokąd idziesz?

- Na koniec świata.

- Spoko, odprowadzę cię księżniczko.

Skręciłam do damskiej toalety. Zamknęłam mu drzwi przed nosem i ruszyłam w stronę umywalek. Podłączyłam słuchawki do telefonu po czym włożyłam je do uszu słuchając jakiejś melodii. Ahh... spokój. Nareszcie.

Wtedy drzwi jednej kabiny otworzyły się, a ze środka wyszła niebieskowłosa dziewczyna. Ta sama którą widziałam w bibliotece. Odskoczyłam lekko wyjmując słuchawkę z ucha. Oparła się o drzwi i patrzyła na mnie z uśmieszkiem. Jednocześnie w ustach miała patyczek od lizaka.

- Em... witam? - zaczęłam wbijając w nią wzrok. 

- Lucy McQueen jeżeli się nie mylę, prawda? - uśmiechnęła się. Patrzyłam na nią, jak wryta, ale nie ruszyłam się z umywalek. - Słyszałam dużo o tobie, ale nie sądziłam, że cię zobaczę.

- Chyba się nie znamy. - prychnęłam.

- Claire Graham. - ukłoniła się lekko podchodząc do mnie. Dopiero teraz zauważyłam oberwaną nogawkę jej kremowych spodni, wiszący na szyi czarny krzyżyk i glany. 

- Widziałam cię w bibliotece. - stwierdziłam schodząc na ziemię.

- Co ty nie powiesz McQueen? - zaśmiała się. 

- Co o mnie słyszałaś?

- Że kopiesz dupska chłopaczkom. Chciałam się zapytać, czy nie szukasz kogoś kto pomoże ci spalić miasto. - na jej słowa uniosłam z niedowierzaniem brwi.

- Proponujesz mi duet? Wow. - zaśmiałam się. - Która klasa?

- Taneczna. 

- Nie wyglądasz na kogoś kto tańczy. - stwierdziłam zakładając ręce na piersi.

- A ty na kogoś kto jeździ.

- 1:1. - prychnęłam. 

- Stary co prawda mnie do tego zmusił, ale korzyści z tego mam.

- Znaczy? 

- Patrzę na tę bandę idiotek w mojej klasie. Kurde, każda z nich myśli, że po tej szkole zacznie tańczyć na największych scenach. Gówno prawda.

- Nie tak ostro z językiem, co? 

- Nie mów mi, jak mam gadać, dobra? - zganiła mnie palcem, a ja powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem. - A ty? Klaso kartingowa?

- Spełniam marzenia. - wzruszyłam ramionami.

- Jestem pewna, że zbieżność nazwiska u ciebie to nie przypadek. 

- Absolutnie nie.

- Kozak. - uśmiechnęła się.

- Więc... kiedy idziemy palić to miasto?

Witam! Długo mnie nie było. Koronaferie jednak dały czas na dokończenie tego rozdziału. Mam nadzieje, że wena dopiszę i teraz rozdziały będą częściej <3 <3 
Co sądzicie o nowym rozdziale? I jaka jest wasza wstępna opinia o Claire? 
Przepraszam was również za tą przerwę :(
Dbajcie o siebie w tym czasie i nie wykorzystujcie wolnego czasu na wyjścia. Dbajcie o siebie! 
Widzimy się już niebawem <3 Do zobaczenia 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro