Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 16.

Siedziałem przy stole, a wszystko rozmywało się mimo kawy którą przed chwilą wypiłem. Byłem zestresowany. Niepewnie stukałem palcami w stół czując narastające we mnie napięcie. Z sekundy na sekundę było coraz gorzej i nie mogłem nic z tym zrobić. Sara stała oparta o ścianę i spoglądała na mnie z równie zestresowaną miną. Wszystko było już gotowe, Cruz i Jared poszli zadzwonić jeszcze do Lucy. Zaraz miał pojawić się Dylan. Najpewniej miało to zmienić nasze życie - znowu. 

- Jesteś pewny, że tego chcesz? - zapytała Sara, a ja uniosłem na nią wzrok. Widziałem, że się martwiła. Nie wiem, czy o całą sytuacje, czy o mnie. Wyglądałem i czułem się, jak trup i to narastało coraz bardziej. Od kilku tygodni było tylko gorzej. Patrzyła na mnie dokładnie tak samo, jak wtedy gdy nie miałem nawet 10 lat i sięgałem jej ledwo pod pachę. Ale teraz nasze życie ruszyło dwadzieścia lat w przód. To dołujące, gdy tak się o tym myśli.

- Sądzę, że może to sporo zmienić. - szepnąłem. Sądziłem, że to dobry moment, aby jej powiedzieć. Cruz wyznałem to już jednej nocy, ale pora, aby i Sara usłyszała. Westchnąłem, jakbym mówił najpoważniejszą rzecz w moim życiu.

- Jack?

- Podejrzewam i siebie zespół stresu pourazowego. - powiedziałem patrząc prosto w jej oczy. - Nigdy nie było ze mną do końca dobrze. Żyłem wyobcowany, obcy we własnym otoczeniu. Długie okresy bezsenności które wróciły, gdy zaczął wracać do mnie wspomnienia o Dylanie. I jeszcze te koszmary... - wymieniałem i czułem, jak łzy napływają mi do oczu. Sara patrzyła na mnie, jak na zbitego szczeniaka i sama nie była w stanie zareagować inaczej, niż mimiką twarzy.

- Kiedy zacząłeś to podejrzewać? - wydusiła. Wzruszyłem ramionami.

- Kiedy wyprowadziłem się od ojca mój trener już wtedy to stwierdził. - gorzko się uśmiechnąłem. - Dostałem nawet od niego o tym książkę i... chyba musiałem dojrzeć do tego, aby zrozumieć.

- Może dlatego nie powinieneś? Nie chce, abyś czuł się niekomfortowo. 

- Chce spojrzeć mu w oczu. Chce je widzieć, jak każdego wieczoru niewidoczne blizny na moim ciele. - westchnąłem odchrząkając. Sara skinęła niepewnie głową. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.

Jared wbiegł do jadalni, jak poparzony.

- Mamo? 

- Już idę. - powiedziała poprawiając kołnierzyk błękitnej koszuli. Wyprostowałem się sam wstając z krzesła. Ruszyłem za Sarą do przedpokoju. 

Stanąłem naprzeciw drzwi trochę za Sarą i Jaredem. Cruz trzymała mnie za rękę, ale nie mogłem tego wyczuć. Byłem, jak w amoku.

Sara otworzyła drzwi, a w nich stał nikt inny, jak Dylan. Jego włosy związane były w kitkę samuraja, a ubrany był we flanelową koszulę, trochę przedarte jeansy i szare adidasy (kiedyś pewnie białe). Ich spojrzenia się napotkały i ciężko było mi ocenić co między nimi zaszło. Po prostu stali i patrzyli sobie w oczy. Po krótkiej chwili po policzku Sary popłynęły łzy rzucając się mojemu bratu na szyję. Zaczęła płakać, a mój brat wyglądał na zaskoczonego. 

- Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. -  szepnęła całując jego skroń po chwili kładąc głowę na jego ramieniu. Objął ją krótko i niepewnie. Sara złapała Jareda za ramię  i przyciągnęła bliżej siebie wycierając łzę.

- Więc, wy się już znacie. - powiedziała patrząc na nastolatka. Jared skinął głową, a Dylan wyciągnął w niego stronę ściśniętą dłoń. Chłopak przybił mu żółwika lekko uśmiechając się.

- Znamy się. Trochę już gadaliśmy, prawda? - powiedział uśmiechając się przeżółkniętymi od papierosów zębami. Jared uniósł kącik ust. Sara zamknęła za mężczyzną drzwi, a ten powoli zaczął zdejmować buty.

- Trochę tematów mieliśmy. - powiedział Jared. - Dopóki ktoś nam nie przerwał. - spojrzał na mnie, a ja wzruszyłem ramionami.

- Od momentu, gdy wtedy cię zobaczyłem ciężko mi uwierzyć, że... to ty. - Dylan kierował się w moją stronę, a ja skamieniałem. Nie byłem w stanie cokolwiek powiedzieć. Cruz mocniej ścisnęła moją dłoń. Pobielały jej kostki u rąk.

- Trochę minęło. - stwierdziłem chłodnym głosem. Wskazałem dłonią na Cruz. - Poznaj proszę Cruz Ramirez. Moja partnerka.

Dylan wyciągnął w jej stronę dłoń, a ta ochoczo ją uścisnęła. Ciepło się uśmiechnęła. Dylan również. Od razu dostrzegłem u niego szramy po ranach na nadgarstkach i sine plamki po wkuciach. Wyglądały na stare, ale zapewne niedoleczone.

- Ostatni raz, gdy cię widziałem nie sięgałeś mi do piersi, a teraz jesteś ode mnie wyższy. Dodatkowo wtedy uczyłeś się czytać. - mówił spokojnym tonem, lecz ja w środku panikowałem. Starałem się ukryć, jak bardzo trzęsą mi się dłonie. Sam fakt, że jego ostatnie wspomnienie utknęło, jak uczyłem się czytać lekko uderzyło. Płynnie czytałem "Harryego Pottera", gdy ten wracał do domu po bójce. 

- Długo się nie widzieliśmy. W międzyczasie zdążyłem wygrać kilka Złotych Tłoków i zerwać kontakt z ojcem. - uśmiechnąłem się. Czułem w sumie lekką dumę, gdy to mówiłem. 

- Nie wiesz co u niego? - pytał, gdy przechodziliśmy do jadalni.

- Ostatnio, jak byłem u niego rok temu to chciał mnie z niego wyrzucić, więc... nie. Nie wiem co u niego. - opowiedziałem, jakby była to najmniejsza błahostka. 

- Dlatego wolałem naszą matkę.

- Wierzę na słowo. - szepnąłem. Przypomniałem sobie słowa ojca, gdy się na mnie zdenerwował.

To ty ją zabiłeś.

Usiedliśmy do stołu, a Sara przeszła do kuchni, aby wziąć garnek z zupą.

- Pisałem matury w tym tygodniu. - wydusił Jared po chwili ciszy.

- Ogarnąłeś trygonometrię? Jak ostatnio gadaliśmy ponoć było słabo. 

- Ogarnąłem. Na luzie. Jak byliśmy w Chłodnicy Górskiej to Pan McQueen użyczył mi korków. Nie wiedziałem, że z niego taki matematyczny mózg. Wiedziałeś Jack?

Wyrwał mnie z transu. Uniosłem wzrok lekko zdołowany. Skinąłem głową.

- Ta, Lucy też jest niezła ze ścisłych.

- Lucy? - zdziwił się Dylan. - Mam wrażenie, że znam to imię.

- To ta dziewczyna która się do ciebie przypałętała. Pamiętasz? 

- Ten pieron? Cholera jasna. - Dylan zaśmiał się tym samym głosem, gdy ten jeden raz przeczytał mi bajkę na dobranoc. Przeszedł mnie dreszcz. Identyczny ton, może nieco zachrypnięty. 

- McQueen nazywa ją "Buntowniczką". 

- Nie, że mu się dziwię. Pewnie sam nazywałbym cię tak, gdybyś robił to co ona.

- W porównaniu do niej jestem aniołem.

- Mam nadzieje. Wolałbym gdybyś wrodził się do matki. - mówił to z lekkim smutkiem na twarzy. Czuł wyrzuty sumienia, widać na pierwszy rzut oka. Zacząłem skubać skórkę paznokcia patrząc na zegar na ścianie.

- Co robiłeś na tym zadupiu tak długo? - przeszedłem na reszcie do rzeczy. Dylan patrzył wprost na mnie, gdy Sara położyła garnek na stole.

- Czekałem na śmierć. - powiedział po chwili namysłu. - Straciłem młodość, miłość, brata. O zdrowiu nie wspomnę, ale o tym pewnie niedługo się dowiem. Co mi zostało?

- Mogłeś wrócić, pomógłbym ci.

- Trzymanie na odwyku albo siedzenie z własnej woli na jakimś zadupiu. To wbrew wszystkiemu podobny rodzaj odstawienia. - wzruszył ramionami. - Ćwiczyłem mocną wolę.

- Ale ostatecznie zdecydowałeś się nawiązać kontakt. - Jared szturchnął go łokciem uśmiechając się. Na twarz Dylana również wkradł się uśmiech.

- Widząc Jacksona i dowiadując się, że mam syna... zabrzmi to może źle, ale uświadomiłem sobie ile czasu minęło. I wreszcie pojawił się, jakiś powód, aby żyć. Nie było mnie całe twoje życie, więc na jakieś rady to może za późno, ale chciałem po prostu poznać chłopaka na jakiego wyrosłeś. 

- Przyznaj, jest do ciebie bardzo podobny. - powiedziała Sara nalewając nam po kolei do misek. Cruz ruszyła jej z pomocą. Ta atmosfera była podejrzanie zbyt pogodna. Ile razy Jared się z nim widział, że gadają z takim zaangażowaniem.

- Bardziej podobny jest do naszej mamy, nie sądzisz Jack?

- Nie powinieneś mnie pytać. Zabiłem ją. 

- Wujku, nie mówiłeś, że jesteś mordercą. - prychnął Jared. Mi nie było do śmiechu.

- Wiesz, że to była głupota. Ojciec pierdolił od rzeczy. - dodał Dylan. 

- Widziałem tylko jedno jej zdjęcie. Uwierzę ci na słowo. I tak Sara, jest do niego podobny. 

Jared wziął niepewnie łyżkę i zaczęliśmy jeść. Panowała grobowa cisza, a ja analizowałem mojego brata. Szramy które wystawały z pod koszuli, ślady po wkuciach i poszarzałą twarz. Jego zdjęcie powinni wrzucać do podręczników i ulotek przeciwko uzależnieniom. 

- Więc, Cruz rywalizujesz z Jackiem i jednocześnie jesteś jego dziewczyną?

- Dokładnie. - uśmiechnęła się klepiąc mnie w udo.

- Jak do tego doszło?

- Na początku byliśmy rywalami. Nie znosiliśmy się. Z czasem doszliśmy do porozumienia, poznaliśmy się bliżej i cóż... skończyliśmy, jak skończyliśmy. 

Mówiła to z taką czułością. Poczułem ciepło na sercu. Jestem wdzięczny, że nasze drogi się wtedy skrzyżowały. Nie mogę wyobrazić sobie mojego życia bez niej. Nikt nie ukazał mi tyle cierpliwości i wytrwałości co ona. Kocham ją najbardziej na świecie i bolał mnie fakt, że przez własne demony ona nie mogła w pełni poczuć tego, że tak jest. Żyliśmy, jak w każdym typowym związku, ale nie umiałem wspierać, gdy ona zarywała dla mnie noce.
Po tamtym ognisku w Chłodnicy Górskiej, gdy staraliśmy się zasnąć patrzyłem na jej nagie plecy i włosy przytrzaśnięte do poduszki i nie wierzyłem do końca, że naprawdę jeszcze przy mnie jest. Nie wahała się. 

- Cieszę się, że Jack ma ciebie. Wyglądasz na kogoś kto potrafi trzymać go w garści. 

- Dobrze mi w tej garści. - powiedziałem. Nie wiem nawet kto to usłyszał. Znowu odlatywałem. 

- Jack, jesteś pewny, że czujesz się dobrze? Zbladłeś. - zapytała Sara. Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. - Ostatnio trochę źle się czuje i proponowałam mu, że nie pogniewamy się jeżeli się położy. 

- Jack? - Jared odłożył łyżkę do miski, a ja czułem, jak zaczynam cały drżeć, a szum w mojej głowie zagłuszał słowa dookoła. Było mi duszno i czułem, jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z piersi. Czułem jakbym sam siedział w tym pomieszczeniu. 

- Jackie? - Cruz złapała moją dłoń i ścisnęła. Czułem, jak zaczęłam jeździć kciukiem po jej wierzchu. - Ma atak paniki.

Łapałem ciężko powietrze i czułem łzy w oczach. Nie wiedziałem już co czuje i dlaczego. Starałem się uspokoić oddech, ale całkowicie mi to nie szło. Nie mogłem wpuścić powietrza do płuc. Wiedziałem, że ludzie wokół mnie rozmawiali, ale nie miałem pojęcia o czym. Czułem ich strach i pot na dłoniach.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro